Zespołów o tej nazwie słyszałem już
kilka, ale z ekipą z Macclesfield nie miałem dotąd styczności.
Jednak niezawodna Cult Metal Classics umożliwiła mi to za co jestem
jej bardzo wdzięczny. „Battlefield” to kompilacja wszystkich
(chyba) nagrań grupy z lat '80. Składają się na nią między
innymi oba dema - „Eyes in the Night”(1985) oraz
„Battlefield”(1986), a także nagrania z sesji dla BBC z 1986,
nagrania live z tego samego roku z Blackpool oraz z sesji w Stockport
z 1987. Tak więc mamy rozstrzał jeśli idzie o jakość nagrań i
brzmienie, ale i tak w tej kwestii jest naprawdę dobrze. Szczególnie
nagrania dla telewizji brzmią znakomicie i bardzo selektywnie. Co do
muzyki to tutaj jest naprawdę dobrze, a długimi momentami wręcz
zajebiście. Słychać w tych dźwiękach różne formy NWoBHM. Z
jednej strony tę bardzo melodyjną w rodzaju takich grup jak Demon
czy Praying Mantis, a z drugiej tę ostrzejszą i z większym pazurem
w stylu Saxon. Kilka utworów zrobiło na mnie ogromne wrażenie i
już tylko dla nich warto wejść w posiadanie tej płyty. Pierwszym
z nich jest „Battlefield”, który tutaj pojawia się w dwóch
wersjach. Prawdziwy hicior, który zawiera wszystko co najlepsze w
takiej muzyce. Znakomitą pracę gitar, wyraźny i melodyjny bas,
czysty, ale mocny wokal oraz masę melodii i super refren. Uwielbiam
ten kawałek podobnie jak następny w kolejce „Spirits of the
Night”. Dynamiczny rocker oparty na klasycznym riffie i posiadający
znów bardzo charakterystyczny refren. Kolejny kawałek, o którym
muszę tu wspomnieć to jeden z moich ulubionych „Warriors of
Arthur”. Być może ze względu na tematykę, a może na nieco
surowsze brzmienie przywołuje mi skojarzenia z epic metalem.
Ponownie mamy tutaj te charakterystyczne melodie, a do tego podniosły
refren. Natomiast „The Silent Roar”(tutaj również w dwóch
wersjach) zaczyna się gitarą natrętnie kojarzącą mi się między
innymi z … Lady Pank. Naprawdę świetny rockowy numer i również
jeden z moich faworytów. Mógłbym jeszcze wyróżnić „Hungry
Oceans”, którego początek przywołuje mi skojarzenia z „Hallowed
be Thy Name”. Najpierw spokojny, a później po niezłym
pierdolnięciu nabierający rumieńców. Oprócz tego mamy niezły
„Suicide”, spokojniejszy „Casablanca”, heavy rockowy „Eyes
in the Night” oraz cięższy i wolniejszy o zdecydowanie
mroczniejszej atmosferze „Chaser”, będący ciekawą odmianą od
pozostałych wałków. Niestety trzy ostatnie utwory, czyli
zarejestrowane na żywo „Can I be the Hero”, „No One Screams”
i „Souvenirs” są zdecydowanie najsłabsze. Zwykłe
przeciętniaki, które nie wnoszą nic ciekawego do tego wydawnictwa.
Na pewno ze względów kolekcjonerskich są ciekawym dodatkiem jednak
jak dla mnie trochę psują doskonałe wrażenie pozostawione przez
poprzednie kawałki i niestety muszę też obniżyć przez nie notę
końcową. Ogólnie rzecz biorąc jest to bardzo udane wydawnictwo i
myślę, że nie tylko fani wszystkiego co związane z NWoBHM powinni
po nie sięgnąć. Myślę, że każdemu kto siedzi w tradycyjnym
heavy lub hard rocku ten krążek przypadnie do gustu.
4,6/6