wtorek, 29 grudnia 2015

Smokescreen - Complete Works (2015)

Pozostając w temacie reedycji Cult Metal classics pora na kolejną zapomnianą perłę z amerykańskiego podziemia. Smokescreen powstał w 1981 roku na nowojorskim bronxie i tak naprawdę ciężko dowiedzieć się czegoś więcej. Na koncie mają trzy dema wydane odpowiednio w latach '88, '92 i '94 i to by było na tyle. W tym roku grecy z Cult Metal specjalizujący się w wynajdywaniu z najgłębszych otchłani podobnych rarytasów wydali kompilację, na którą składają się wszystkie wspomniane materiały. „Complete Works” to prawie 80 minut klasycznego US power metalu i naprawdę niezłe zdziwko mnie ogarnia, że jest to tak słabo znany band. Pierwsze dwa dema „Smokescreen” i „Demo '92” stanowią niemal spójną całość i mogłyby równie dobrze zostać wydane jako debiut w 1992. Potężnie brzmiące gitary wycinające klasycznie metalowe riffy, dobry utrzymany najczęściej w wysokich rejestrach głos wokalisty, mocna sekcja, czyli podstawowe składowe power metalu. Utwory są rozbudowane, czasem wręcz niemal epickie i w większości przekraczające 5 minut. Jest dużo melodii, ale tych, które lubimy najbardziej czyli do cna metalowych. Słychać, że zespół starał się jak najbardziej urozmaicać swoje utwory dzięki czemu nie są jednowymiarowe i nie nudzą się. Tak naprawdę wszystkie utwory zawarte na pierwszych dwóch demach są znakomite i gdybym miał oceniać tyko je to nota byłaby prawie maksymalna. Takie numery jak „Calling Out Your Name” „The Seventh Seal” czy „The Curse of Im-Ho-Tep” urywają dupę, natomiast najdłuższy, ponad 8 minutowy „Buried Alive” to już czysty heavy metalowy orgazm. Genialna muzyka zupełnie nieznanego zespołu.
Ostatnie demo z '94 to już trochę inne granie. Pomimo power metalowego rdzenia słychać inspiracje nowszym graniem. Pierwszy numer „Monster” jest lekki, z akustycznymi gitarami i zajeżdżający komercyjnym hard rockiem. Jak dla mnie straszna kupa. Natomiast w takim „Presence” albo „Fallout” słychać echa tego co działo się w tym czasie w Seattle. A że delikatnie mówiąc nie jestem fanem takiego grania tak więc nie przypasowały mi te zmiany. Ten ostatni materiał nie jest w żadnym wypadku beznadziejny, ale w porównaniu z dwoma pierwszymi jest zauważalna wyraźna różnica.
Summa summarum jest to w zdecydowanej większości doskonały album i jestem przekonany, że zadowoli każdego fana amerykańskiego metalu. Pierwsza dwa dema to ocena maksymalna, a ostatnie zasługuje na słabą czwórkę. Jak by nie patrzeć wychodzi 5 i myślę, że jest to odpowiednia ocena całościowa twórczości Smokescreen.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz