Pozostając w temacie reedycji Cult
Metal classics pora na kolejną zapomnianą perłę z amerykańskiego
podziemia. Smokescreen powstał w 1981 roku na nowojorskim bronxie i
tak naprawdę ciężko dowiedzieć się czegoś więcej. Na koncie
mają trzy dema wydane odpowiednio w latach '88, '92 i '94 i to by
było na tyle. W tym roku grecy z Cult Metal specjalizujący się w
wynajdywaniu z najgłębszych otchłani podobnych rarytasów wydali
kompilację, na którą składają się wszystkie wspomniane
materiały. „Complete Works” to prawie 80 minut klasycznego US
power metalu i naprawdę niezłe zdziwko mnie ogarnia, że jest to
tak słabo znany band. Pierwsze dwa dema „Smokescreen” i „Demo
'92” stanowią niemal spójną całość i mogłyby równie dobrze
zostać wydane jako debiut w 1992. Potężnie brzmiące gitary
wycinające klasycznie metalowe riffy, dobry utrzymany najczęściej
w wysokich rejestrach głos wokalisty, mocna sekcja, czyli podstawowe
składowe power metalu. Utwory są rozbudowane, czasem wręcz niemal
epickie i w większości przekraczające 5 minut. Jest dużo melodii,
ale tych, które lubimy najbardziej czyli do cna metalowych. Słychać,
że zespół starał się jak najbardziej urozmaicać swoje utwory
dzięki czemu nie są jednowymiarowe i nie nudzą się. Tak naprawdę
wszystkie utwory zawarte na pierwszych dwóch demach są znakomite i
gdybym miał oceniać tyko je to nota byłaby prawie maksymalna.
Takie numery jak „Calling Out Your Name” „The Seventh Seal”
czy „The Curse of Im-Ho-Tep” urywają dupę, natomiast
najdłuższy, ponad 8 minutowy „Buried Alive” to już czysty
heavy metalowy orgazm. Genialna muzyka zupełnie nieznanego zespołu.
Ostatnie demo z '94 to już trochę
inne granie. Pomimo power metalowego rdzenia słychać inspiracje
nowszym graniem. Pierwszy numer „Monster” jest lekki, z
akustycznymi gitarami i zajeżdżający komercyjnym hard rockiem. Jak
dla mnie straszna kupa. Natomiast w takim „Presence” albo
„Fallout” słychać echa tego co działo się w tym czasie w
Seattle. A że delikatnie mówiąc nie jestem fanem takiego grania
tak więc nie przypasowały mi te zmiany. Ten ostatni materiał nie
jest w żadnym wypadku beznadziejny, ale w porównaniu z dwoma
pierwszymi jest zauważalna wyraźna różnica.
Summa summarum jest to w zdecydowanej
większości doskonały album i jestem przekonany, że zadowoli
każdego fana amerykańskiego metalu. Pierwsza dwa dema to ocena
maksymalna, a ostatnie zasługuje na słabą czwórkę. Jak by nie
patrzeć wychodzi 5 i myślę, że jest to odpowiednia ocena
całościowa twórczości Smokescreen.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz