poniedziałek, 26 maja 2014

Tarchon Fist - Heavy Metal Black Force (2013)

Okładka zdecydowanie przykuwa uwagę. Obrazek ten bardziej kojarzy się z jakimś plakatem filmu wojennego niż klasyczną heavy metalową płytą. Jak dla mnie strzał w 10, bo na pewno dzięki temu trochę osób zwróciło na nich uwagę. „Heavy Metal Black Force” to trzeci album włoskiego Tarchon Fist i zarazem trzeci wydany w barwach My Graveyard Prod.  Szata graficzna narobiła mi sporego apetytu na agresywny, potężny i wkurwiony heavy metal, a dostałem praktycznie to samo co na wcześniejszych krążkach. Zespół dalej gra przyzwoity melodyjny heavy/power z nutą NWoBHM i hard rocka, którego słucha się bardzo miło, ale oczekiwałem czegoś mocniejszego. Militarny image i wojenno – metalowe teksty sugerowały, że „HMBF” to może być totalne tornado siejące prawdziwe spustoszenie, a  tak niestety nie jest i może stąd moje lekkie rozgoryczenie. Może miałem zbyt wygórowane oczekiwania? Pewnie tak. Poza tym płyta jest całkiem przyzwoita i na kilka przesłuchań na pewno się nada. Żaden utwór nie wyróżnia się jakoś specjalnie i pomimo dobrego poziomu czegoś im brakuje. Brzmienie jest odpowiednio ostre i dynamiczne, muzycy grają technicznie bez zarzutów, mamy klasyczne sola, chórki itd. W tych kawałkach dzieje się sporo i ciężko się przy nich nudzić. A jednak mnie w pewnym momencie dopadało znużenie i chęć zmiany na coś innego. Tak naprawdę jedyny numer, który mi utkwił w pamięci to balladka „All Your Tears” o poległych żołnierzach i osieroconych przez nich dzieciach. Mnie złapała za serducho. Może jeszcze „Play it Loud” z fajnym chóralnym refrenem. Tak jak już wspomniałem „Heavy Metal Black Force” jest krążkiem dobrym, ale nie na tyle, żeby na dłużej mnie przy sobie zatrzymać. Tym bardziej, że wokół tyle doskonałej muzyki. Plus za image i otoczkę.
3,8/6

środa, 21 maja 2014

Evilnight - Stormhymns of Filth (2014)

Ależ potężna dawka oldschoolu. Tych pięciu finów napierdala bezczelny czarny speed metal z rockandrolowym drajwem i chamskim przepitym wokalem. Jest szybko, są dobre melodie i świdrujące sola. Do tego teksty, których umysły dzisiejszych metalowców wychowanych na Arch Enemy nie będą w stanie ogarnąć i mogą spowodować u nich stany lękowe i nie trzymanie moczu. Takie tytuły jak „Turbofuck”, „Leather Bitch”, „Napalm Rock” czy „Warbikers” dają pewne rozeznanie w klimacie. Każdy fanatyk noszący skóry, katany z miliardem naszywek i pasy z nabojami powinien zamawiać tę taśmę jak najszybciej. Nie brak tu hiciorów z genialnym „Lord of Darkstar” na czele czy wspomnianym „Turbofuck”, w którym pojawia się cytat z „Reign in Blood”. Tak naprawdę to wszystko już było, ale przy takich kapelach jak Evilnight nigdy nie będę obiektywny. W dupie mam brak oryginalności, techniczne niedociągnięcia czy archaiczne brzmienie. To jest Metal, a nie rurki z kremem. Wspieraj lub umrzyj.

5/6

Wretched Soul - Veronica (2013)

Wretched Soul pochodzi z Anglii, istnieje od 2008 roku i według Metal Archives gra Thrash/Death. No nie bardzo mogę się z tym zgodzić. Thrashu owszem jest sporo, szczególnie tempa, niektóre riffy i czasem agresywne wokale. Natomiast elementów deathowych nie ma tu praktycznie wcale. Może z jeden góra dwa takie momenty na całym krążku. Przede wszystkim ciężkie zwolnienia i niski growl. Jednak na tej płycie, która notabene jest debiutem Wretched Soul znajdziemy całe mnóstwo patentów heavy metalowych. Spora dawka melodii, niektóre riffy kojarzące się z NWoBHM, wokale. Niestety jest też trochę bardziej nowoczesnego grania. Oczywiście nie jest to żaden Nu czy chuj wie co, ale taki np. numer tytułowy czyli „Veronica” kojarzy mi się niebezpiecznie z Trivium. Pomimo tego, krążka słucha się naprawdę miło i sam przyłapałem się na tym, że pomimo braku jakichś mega zachwytów z mojej strony to zdarzało mi się go słuchać parę razy z rzędu. Na szczęście zdecydowaną przewagę mają wpływy klasycznego metalu. Chłopaki jako swoje inspiracje wymieniają Priest, Megadeth, Mercyful Fate, Dissection i na pewno po trochu z każdej z nich możemy tu usłyszeć, jednak proszę się nie sugerować tymi nazwami. To tylko pewne drogowskazy. Ogólnie jest dobrze, a takie kawałki jak „Where Shadows Ride” czy „Undying War” mogą się podobać, a i reszta od nich nie odstaje. Nawet ta nieszczęsna „Veronica” jak ktoś lubi takie granie. Jest energia, agresja, bardzo duża dawka melodii i całkiem dobre kompozycje, a do tego brzmienie, za które odpowiada sam Chris Tsangarides (m.in. Judas Priest, Exodus, king Diamond). No i nawet fajna okładka. Jak na debiut to jest zdecydowanie ok.

4,7/6

piątek, 16 maja 2014

Death SS - Muzyka to emocje, a nie gatunek

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych zespołów na scenie metalowej powrócił z niebytu po 7 latach z nowym albumem. Płyta jak zwykle w ich przypadku wzbudza skrajne opinie jednak „Resurrection” powinna przypaść do gustu wszystkim fanom Death SS, bo moim zdaniem jest to najlepszy materiał nagrany pod tym szyldem od lat. Osoby, które nigdy nie przepadały za muzyką Steve’a Sylvestra teraz pewnie też nie zmienią swojego zdania. Zapraszam do przeczytania rozmowy z jedną z najciekawszych i najbardziej wyrazistych postaci na metalowej (i nie tylko) scenie. Przed Wami Steve Sylvester we własnej osobie.



Hmp: Witam. Czemu tak długo czekaliśmy na nowy album Death SS?



Steve Sylvester: Po tym jak świętowałem trzydziesta rocznicę założenia zespołu i wydaniu “7 Seals”, zrobiłem sobie nieokreśloną czasowo przerwę, żeby poświęcic się innym projektom. W tym czasie założyłem dwa kolejne zespoły poboczne jak Sancta Santorum i OPUS DEI (później przemianowany na W.O.G.U.E = Work Of God United Entertainment, w związku ze skargami homonimicznego chrześcijańskiego związku wyznaniowego), napisałem swoją biografię o genezie zespołu i zblizyłem się do świata kina i TV zarówno jako kompozytor soundtracków, jak i aktor. Zespół jednak nigdy nie zakończył działalności, nadal spotykałem się z pozostałymi członkami grupy i razem komponowaliśmy muzykę…



Ile czasu zajęło Wam skomponowanie tego materiału?



Wszystkie 12 piosenek zostało skomponowanych w ciągu 5 lat, od 2007 do 2012 roku.



"Resurrection" jest moim zdaniem lepszą płytą niż poprzednia "The 7th Seal" i chyba najlepsza od czasu "Do what thou wilt". Może dlatego, że pomimo nowoczesnych dodatków słychać tutaj więcej klasycznie heavy metalowych patentów połączonych z gotyckim rockiem. Zgadzasz się z taką opinią?



Nie mnie to oceniać. Myślę, że to kwestia gustu…



Uwielbiam Wasze wcześniejsze, klasyczne płyty i jako fan wychowany na klasycznym graniu nie jestem za bardzo zadowolony z dużej ilości elektroniki. Czy jest ona aż tak niezbędna dla Waszej muzyki?



Wykonujemy “Horror Music”, nie jesteśmy “obrońcami jakiejś prawdziwej metalowej wiary”. Kiedy komponuję, myślę tylko o uczuciach, które powinna komunikować piosenka, nie o tym jakie instrumenty powinny zagrać. Nie ma nic ustalonego z góry. Staramy sie po prostu iśc do przodu bez powtarzania rzeczy, które zostały już zrobione w przeszłości. W każdym razie nie sądzę, żebym kiedys uzywał całej tej “elektroniki”! DEATH SS zawsze był zespołem rockowym i nie widze nic dziwnego w tym, że czasami używa się sampli. Wielu ludzi mówiło mi, że po “Do What Thou Wilt” staliśmy sie bardziej “industrialni”. Bawi mnie to poniewaz dla mnie “industrialni” sa tacy muzycy jak Throbbin Gristle, Einsturzende Neubaten czy Psychic TV, nie DEATH SS! Po prostu podążam za moim gustem muzycznym i melodią, żeby upiększyć (przynajmniej dla mnie) piosenki. Jeżeli ktos twierdzi, że utwory DEATH SS są “Metalem”, czy “Gotykiem”, czy “Industrialem”, czy “Popem”, czy są “Progresywne” albo “czym innym chcesz”, to nie moja sprawa. Według mnie nie ma różnicy pomiędzy pierwszymi kompozycjami DEATH SS a ostatnimi. Dla mnie sa jak ta sama “osoba”, która przez lata dorosła…



Muszę pochwalić Al De Noble za znakomite, klasyczne solówki. Naprowadzasz go na to w jaki sposób ma je grać czy jest to od początku do końca jego inwencja?



Kiedy komponuję utwór zazwyczaj komponuje również solówki. Nie będąc gitarzystą czasami „śpiewam” nuta po nucie solo do gitarzysty, który oczywiście jak w przypadku A1, ubiera ją w swój styl i osobowość.



Na nowej płycie pomimo troszkę odmiennego charakteru samej muzyki da się wyczuć tę specyficzną atmosferę znaną chociażby z pierwszych kilku albumów. W jaki sposób udało Wam się tego dokonać? Od razu słychać, że to Death SS.



Dziękuję, że to dostrzegłeś. To znaczy, że zespół chociaż zawsze rozwijał się muzycznie z albumu na album, to zawsze utrzymywał swój odróżniający znak towarowy, który sprawia, że nasza muzyka jest wyjątkowa i niepowtarzalna.



Kto odpowiada za produkcję "Resurrection"? Gdzie go nagrywaliście? Ile czasu spędziliście w studio?



Sam zająłem się produkcją albumu. Po wielu latach spędzonych pracując blisko ze znanymi producentami jak Neil Kernon, David Shiffman czy Sven Conquest, myślę, że uzyskałem wszelkie niezbędne doświadczenie do tego, żeby samemu wyprodukować album. Poza tym, nasz keyboardzista, Freddy Delirio, jest właścicielem wspaniałego studia nagrań, więc mogłem pracować nad płytą bez nacisku, w całkowitym spokoju, nie spiesząc się…

Jak wygląda u Was proces pisania utworów? Jak wiadomo Death SS to Twój zespół, więc piszesz muzykę sam czy też dopuszczasz do głosu innych członków zespołu?



Zazwyczaj to ja zaczynam od pomysłów na utwory. W każdym razie, każdy członek zespołu jest mile widziany przy pracy nad nimi i wnieść do nich swoją kreatywność. Oczywiście to do mnie należy zawsze ostatnie słowo, jednak nie robię tego, żeby „być dyktatorem”, ale po prostu jestem najbardziej zaangażowany w koncepcję „DEATH SS”…



Czemu przez zespół przewinęło się tylu muzyków? Jesteś tak ciężki we współpracy czy po prostu dobierałeś odpowiednich ludzi pod konkretną płytę?



Bardziej prozaicznie, nie jest łatwo kontynuować poświęcanie swojego życia na prowadzenie tak wymagającego i pełnego trudności projektu jakim jest DEATH SS. Po pewnym czasie, niektórzy ludzie woleli angażować się w coś bardziej lukratywnego, albo nawet zmienić pracę i zostawić muzykę. To wymaga wytrwałości, pasji i ducha poświęcenia, żeby robić to przez tyle lat…



Możesz w kilku słowach opisać pozostałych muzyków? Dlaczego to właśnie oni znaleźli się w obecnym wcieleniu Death SS?



Line-up pozostał prawie niezmieniony od 7 lat.

Ja, Freddy Delirio na keyboardzie, Glenn Strange na basie i Al DeNoble na gitarze są bardzo bliskim zespołem. Tylko Bozo Wolff zastąpił wcześniejszego perkusistę.

Jeżeli chodzi o gitary, to po odejściu Francisa Thorna ze względu na problemy osobiste, które wystąpiły w następstwie Italian Gods of Metal w 2008 roku, zdecydowaliśmy się pozostać kwintetem z jednym gitarzystą, tak jak w okresie „Panic” i „Humanomalies”.



Co to za kobieta użyczyła swojego głosu w kilku utworach?



Do damskich chórków zaprosiliśmy 5 różnych wokalistek wybranych spośród specjalistek w tej branży.



Za znakomitą oprawę graficzną odpowiada Emanuele Taglieti. Możesz powiedzieć kilka słów o tym artyście? Czemu wybór padł na niego?



To żadna tajemnica, że zawsze uwielbiałem i kolekcjonowałem stare sexy/horror włoskie komiksy takie jak „Jacula”, „Zora”, „Cimiteria”, „Belzeba” itd., które krążyły w naszych kioskach w latach ’70 i ’80. Udało mi się skontaktować z Maestro Emanuelem Tagliettim, autorem najpiękniejszych okładek komiksów w tamtych czasach. Rezultatem tego jest piękna przyjaźń, która doprowadziła do stworzenia grafiki na nowy album, gdzie zespół został przedstawiony jako „wskrzeszony z piekła” w towarzystwie jednej z tych mitycznych, seksownych bohaterek, Belzeby, która stała się maskotką całej grafiki na płycie.



Jakiś czas temu powiedziałeś, że nie ruszycie więcej w trasę, tylko skupicie się na pojedynczych, okazjonalnych koncertach. Nie zmieniliście zdania? Nie planujecie trasy promującej "Resurrection"?



W tym momencie zaplanowaliśmy tylko nasz pierwszy koncert, który odbędzie się 16. sierpnia na stadionie w Syracuse, na Sycylii. Poza tym nasza agencja ciągle planuje kolejne koncerty, żeby przynieść „Resurrection” z trasą wszędzie tam, gdzie to możliwe.

Nadal jestem skłonny zrobić kilka koncertów, ale w miejscach odpowiednich do trzymania całego nowego sprzętu scenicznego.



Czy kiedykolwiek mieliście jakieś zapytania lub propozycje z Polski odnośnie koncertu w naszym kraju? Jakie warunki trzeba spełnić, żebyście zagrali?



Żadnych nie pamiętam. W każdym razie jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje. Dawajcie!



Macie w swoim dorobku już 8 albumów, więc na pewno jest co raz trudniej ułożyć setlistę. Według jakiego klucza dobieracie utwory do wykonania na żywo? Gracie kawałki ze wszystkich płyt czy też niektóre odpuszczacie?



Zawsze staram się uszczęśliwić moją publiczność tak jak to możliwe i dlatego w każdej nowej set-liście nie zapominam o klasykach z przeszłości. Na nowych koncertach znajdziecie wszystkie utwory, które przyniosły DEATH SS sławę i parę kawałków z nowego LP.



"Resurrection" został wydany pod skrzydłami Scarlet rec. Jak tak na gorące możesz ocenić robotę jaką dla Was wykonują? Czemu wybraliście tą wytwórnię? Dlaczego nie wydałeś jej nakładem swojej własnej Lucifer rising rec.?


W przeszłości zawsze korzystaliśmy z naszej włoskiej wytwórni, Lucifer Rising/SELF distribution, która wykonywała dobrą robotę w całym kraju, ale nigdy nie miała siły przebicia poza Włochami. W rezultacie nasze produkty walczyły o to, żeby dostać się do europejskich i amerykańskich sklepów, jeśli nie przez internetowa sprzedaż wysyłkową. Tym razem, dzięki sugestii naszego gitarzysty Ala DeNoble’a, który już pracował z tą wytwórnią, chcieliśmy spróbować powierzyć SCARLET Rec. dystrybucję „Resurrection” na zagraniczne rynki. To mili ludzie i jestem pewny, że wykonają świetną pracę. Dla wydania we Włoszech zostaliśmy przy Lucifer Rising Records.
Pozostając przy Lucifer rising to czy planujesz wydać płyty jakichś innych zespołów? Jak dotąd wydawałeś tylko Death SS i W.o.g.u.e. czyli Twoje grupy.



W przeszłości produkowałem i wydawałem ze swoją własną wytwórnią również inne grupy, takie jak Hogwash, Wagooba i Sine Macula. Jednak obecnie, z powodu ograniczeń czasowych i problemów organizacyjnych, zdecydowaliśmy się nie produkować nic oprócz DEATH SS.



Planujecie może nakręcić klip? Jeśli tak to do jakiego utworu?



Tak! Nakręciliśmy wiele wideoklipów do “Resurrection”. Możecie już oglądać niektóre z nich, jak na przykład ten do „THE DARKEST NIGHT” i „OGRE’S LULLABY”, na naszej oficjalnej stronie lub na YouTube… Inne ukażą się wkrótce.


Wiem, że na to pytanie odpowiadałeś pewnie milion razy, ale muszę je zadać. Sporo idiotów ze względu na nazwę uważa was za zespół nazistowski. Możesz przytoczyć jakąś ciekawą historię z tym związaną? Co byś powiedział taki typkom?



Jedyne co mogę powiedzieć, to że dwie litery “S” po prostu pochodzą od mojego imienia, Steve Sylvester. Zespół nie bawi się w żaden rodzaj polityki! Ludzie powinni przynajmniej najpierw coś sprawdzić zanim otworzą usta…!



Na pewno nie wszyscy znają genezę nazwy Death SS. Mógłbyś ją przybliżyć?



DEATH SS jest akronimem “In Death Of Steve Sylvester”, co oznacza “śmierć” starego Steve’a i jego “odrodzenie” zapoczątkowane w świecie okultyzmu.



Miałeś w planach napisanie książki. Co słychać w tej kwestii? Co to ma być za książka?


Właściwie to właśnie napisałem książkę! Ukazała się dwa lata temu i jest zatytułowana „The necromancer of rock”. Jak na razie nie ma jej angielskiej wersji. Książka nie jest tylko biografią, ale raczej prawdziwą historią tego jak narodziło się DEATH SS i skupia się tylko na okresie od moich młodzieńczych lat do roku 1982, kiedy zespół rozdzielił się po raz pierwszy. Cała narracja jest absolutnie autentyczna i bogata w nagie i surowe detale. To historia małego chłopca, który kochał SWEET, punk rocka, komiksy Sexy-Horror, horrory oraz pewne formy okultyzmu i pewnego dnia postanowił założyć zespół szaleńców łączący to wszystko. Książka okazała się dużym sukcesem we Włoszech, nie tylko wśród fanów zespołu, ale również tych, którzy dzięki niej na nowo odkryli pewną epokę w historii Włoch, tą z lat ’70, która była miejscem narodzin pierwszego artystycznego fermentu włoskiego sposobu na rocka. Dyrektorzy Manetti Bross zapytali o prawa do książki, żeby pewnego dnia zrobić film z tej historii…
Jak się mają Twoje pozostałe zespoły czyli Sancta Sanctorum, W.O.G.U.E.? Można oczekiwać kolejnych wydawnictw nagrywanych pod tymi szyldami?
Na ten moment, nie. Teraz jestem całkowicie skupiony tylko na powrocie DEATH SS. Jednak pozostawiam taką możliwość otwartą na przyszłość…

Zespół W.O.G.U.E. działał wcześniej pod nazwą Opus Dei jednak byliście zmuszeni ją zmienić. Czyżby za tą zmianą stała pewna organizacja o tej nazwie?



Tak, ta religijna mafia wysłała zawiadomienie do mnie, mojej wytwórni i do wszystkich gazet i stron internetowych, które zaczęły promować nasz album, informując, że zostaniemy pozwani za bluźniercze używanie ich nazwy. Pominę fakt, że „OPUS DEI” jest łacińskim wyrażeniem oznaczającym „Dzieło Boga” i nie ma z nimi nic wspólnego, album nie miał żadnych religijnych odniesień w tekstach, które mówiły o wszystkim innym. Tak czy inaczej, musieliśmy zebrać i zniszczyć wszystkie wydrukowane kopie oraz przerobić album pod inną nazwą…



Pozostańmy jeszcze chwilę przy tym temacie, bo od zawsze mieliście problemy z religijnymi fanatykami. Zmieniło się coś w tej kwestii czy dalej Was nękają?



Głupi religijni fanatycy są i zawsze będą istnieć, szczególnie w kraju takim jak Włochy, które dają dom Watykanowi.



Twoje teksty jak zwykle opierają się o okultyzm, mroczną fantastykę i horrory. Możesz przybliżyć czytelnikom jakie tematy poruszyłeś tym razem?



Resurrection” nie jest koncept albumem. Jakkolwiek prawie połowa utworów na nim zawartych jest kontynuacją moich osobistych rozmyślań nad okultystyczną filozofią Aleistera Crowleya, tak jak to robiłem na poprzednim albumie „Do What Thou Wilt”. Pozostałe piosenki to opowieści grozy same w sobie, stworzone przeze mnie jako soundtrack do filmowych i serialowych horrorów.

Skąd czerpiesz inspirację podczas tworzenia muzyki? Co Ci pomaga przy komponowaniu?



Nie ma na to jakiejś specjalnej formuły. Polegam tylko na mojej inspiracji. Kiedy riff lub dobra melodia pojawia się w mojej głowie staram się ją natychmiast nagrać na mini przenośnym rejestratorze.



Ostatnio jeśli chodzi o klasyczne gatunki metalu Italia zaczyna wieść prym. Masa zespołów wydających znakomite płyty. Śledzisz dzisiejszą scenę metalową? Masz jakichś faworytów?



Przykro mi, ale nie! Od lat nie śledzę tego co dzieje się na scenie…



Jakich wykonawców byś wymienił jako swoich muzycznych bohaterów?



Jest ich zbyt wielu, szczególnie tych, których słuchałem równiez bądąc nastolatkiem, jak na przykład Black Widow, Atomic Rooster, Alice Cooper, Sweet, Slade, Sparks… itd.



Jako, że nasz magazyn jest skierowany przede wszystkim do fanów klasycznych gatunków metalu, więc w jaki sposób zachęciłbyś byś tych, którzy jeszcze nie znają Death SS by sięgnęli po "Resurrection"?



Chcę tylko zaprosić wszystkich do przesłuchania “Resurrection” bez uprzedzeń i klapek na oczach. Muzyka to emocje, a nie „gatunek”.

Poszerzenie naszych horyzontów pomoże nam rozwinąć się duchowo…!

czwartek, 15 maja 2014

Sinister Realm - Codziennie rozmawiam o obskurnym heavy metalu

Sinister Realm jest dla mnie jednym z najlepszych obecnie zespołów na scenie. Znakomite połączenie klasycznego heavy z epickim doom metalem przyniosło piorunujący efekt. W tym roku wyszedł już trzeci album Amerykanów zatytułowany „World of Evil” i jest równie genialny co dwa poprzednie. Reakcje na niego są niesamowite, więc pozostaje mieć nadzieję, że przełoży się to na jakieś wymierne efekty i zespół wreszcie osiągnie pozycję na jaką z całą pewnością zasługuje. Przed Wami rozmowa z mózgiem i głównym kompozytorem Sinister Realm, basistą Johnem Gaffney'em oraz z wokalistą Alexem Kristof'em.

HMP: Witam. Na początek gratuluję nagrania kolejnej już znakomitej płyty. Jak Wasze samopoczucie?
Alex Kristof:  Dziękuję bardzo za twoje miłe słowa. Ciężko jest opisać, jak wielki, dumny i zaszczycony czuję się będąc częścią tak znakomitego zespołu i jego nowego albumu.
John Gaffney: Dzięki za miłe słowa! Czujemy się świetnie i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że ludziom podoba się album.

Reakcja sceny na "World of Evil" jest rewelacyjna. Jak dotąd nie słyszałem żadnej złej opinii. Spodziewaliście się tego czy jednak jest to dla was zaskoczenie?
Alex Kristof: Po pierwsze przyjmuję to z pokorą, to błogosławieństwo, że jesteśmy takimi szczęściarzami. John Gaffney wykonał świetną robotę komponując utwory na "World Of Evil”. Zespół wykonał spektakularną pracę w studiu. Tak, spodziewałem się wspaniałej reakcji ze strony krytyków, którzy raczyli poświęcić swój czas na posłuchanie i podzielenie się swoimi przemyśleniami na temat tego CD. Dodatkowo, mamy szczęście w zakresie złych opinii. Jak dotąd otrzymaliśmy trzydzieści dwie recenzje ze średnią oceną 4,5 na 5 lub 9,5 na 10 i 88 na 100. Jestem pewny, że dla niektórych nie jesteśmy tym co tygrysy lubią najbardziej, ale krytycy wydają się zgadzać, że „World Of Evil” jest doskonałym metalowym albumem.

Płyty wydajecie regularnie co dwa lata. Założyliście tak sobie wcześniej czy po prostu wychodzi to naturalnie?
John Gaffney: To naturalne. Wydajemy coś, a później spędzamy sześć-osiem miesięcy grając na żywo, a później zazwyczaj czujemy, że czas popracować nad czymś nowym, więc zaczynamy cały proces pisania, prób i nagrywania. Spójrz wstecz na sposób, w jaki zespoły w latach ’70 i ’80 wydawały muzykę. To niesamowite jak co roku wydawali album i okazjonalnie wypuszczali album "live" sześć miesięcy, albo coś koło tego, po wydaniu albumu studyjnego. Chciałbym dostać się w taki harmonogram, ale dwa lata to chyba najkrótszy czas w jakim jesteśmy w stanie wypuszczać nagrania.

Ile czasu zajęło wam napisanie materiału na "World of Evil", a ile sesja nagraniowa?
John Gaffney: Powiedziałbym, że aby napisać nowy materiał zajmuje nam to cztery-sześć miesięcy. Zawsze mam jakieś fragmenty pomysłów i tematy tekstów pod ręką. To tylko kwestia zebrania wszystkiego razem i znalezienia odpowiednich kompozycji, które będą do całości albumu. Nagrywanie i miksowanie albumu rozciąga się na około dwa miesiące. Nie wchodzimy do studia codziennie, ja np. bardzo łatwo się wypalam jeżeli jestem w studiu przez dziesięć godzin dziennie i tak samo nasz technik. Żeby utrzymać świeżość i odpowiednią perspektywę, szczególnie przy miksowaniu, spędzamy kilka godzin jednego dnia i może trochę dłużej następnego, albo robimy sobie dzień wolnego i dopiero wtedy wchodzimy do studia.

Album ponownie nagrywaliście w tym samym studiu i z tym samym producentem Mark J. Anthony'm. Widać, że doskonale się tam czujecie? Jesteście zadowoleni z końcowego rezultatu?
John Gaffney: Tak, jestem zadowolony z ostatecznego rezultatu. Nigdy nie jestem w stu procentach zadowolony, ponieważ zawsze znajdzie się coś do poprawienia we wszystkim co robisz, ale na to co osiągnęliśmy w czasie jaki mieliśmy, myślę, że wyszło nam świetnie. Bardzo wygodnie pracuje się z Brianem, a ponieważ jest to trzeci album Sinister Realm z nim, znaleźliśmy bardzo fajny system pracy. Zanim zaczęliśmy ostatnie dwa albumy zawsze siadaliśmy i rozmawialiśmy o tym, co chcieliśmy zrobić inaczej lub lepiej niż na ostatnim nagraniu i co staraliśmy się osiągnąć w zakresie brzmienia.

John, odpowiadasz zarówno za muzykę jak i za teksty. Czy reszta muzyków może czasem dorzucić coś od siebie i mieć większy wpływ na kompozycje czy też jesteś raczej typem dyktatora (śmiech)?
John Gaffney: Nie, nie jestem dyktatorem, a przynajmniej staram się, (śmiech)! Robię dema wszystkich utworów używając automatu perkusyjnego, nagrywam gitarę i śpiewam. Robię proste wersje, które zostawiają miejsce do popisu dla pozostałych chłopaków, żeby dołożyli coś od siebie do kompozycji. Kiedy przeprowadzamy próby muzycy wyrażają swoje sugestie. Staram się, żeby każdy coś dodał od siebie oraz miał wpływ na to co będzie się działo z utworem. Czasami mówią, że coś po prostu nie pasuje, więc na nowo aranżuję lub w ogóle zmieniam kawałek i próbujemy jeszcze raz. Czasami po prostu coś nie wychodzi i wtedy odrzucamy pomysł. To proces prób i błędów, który obejmuje wszystkich.

Zadając poprzednie pytanie chodziło mi również o kwestę solówek, które w przypadku Sinister Realm zawsze uważałem za znakomite, idealnie oddające klimat danego utworu i niejednokrotnie wywołujące u mnie ciarki. Czy w tym przypadku również sugerujesz, dajesz wskazówki jak powinny być zagrane czy jednak zostawiasz wolne pole do popisu gitarzystom?
John Gaffney: Zazwyczaj zostawiam większość solówek gitarzystom. Mogę zaproponować swoje sugestie lub wskazówki, tak przy okazji, albo jakieś pomysły do spróbowania, ale w większości solówki należą do nich. Natomiast, jak wyłapiesz w naszej muzyce harmonię partii gitarowych, to staram się mieć w tym udział, jak np. partie gitarowe w „Cyber Villain”. Napisałem to oraz trochę linii melodii gitary na początku „World Of Evil”.

Jak dotąd wszystkie płyty wydaliście w barwach Shadow Kingdom Records. Jest to chyba idealna wytwórnia dla was pod względem ideologicznego podejścia do metalu? Jak oceniasz współpracę z nimi?
John Gaffney: W ogóle to bardzo dobra wytwórnia! Fakt, Shadow Kingdom bardzo dobrze do nas pasuje, ponieważ wydają wiele świetnego metalu w klasycznym stylu lat ’80. Bardzo nas wspierają w tym co robimy i robią co mogą, żeby dostarczyć muzykę do metalowców na całym świecie. 

Wasza muzyka zdecydowanie zasługuje na większy rozgłos. Mieliście może jakieś propozycje z większych wytwórni?
John Gaffney: Jeszcze nie, ale mamy nadzieję, że kiedyś to nadejdzie.

Jak wygląda promocja "World of Evil"? Szykujecie jakieś konkretne uderzenie? Szkoda było by nie wykorzystać potencjału tej płyty.
Alex Kristof: Czuję, że Shadow Kingdom Records wykonało świetną pracę przy promocji “World Of Evil”. Wytwórnia ukierunkowała nas na kilka kluczowych obszarów w metalowej scenie.

Skoro "World of Evil" to wasz trzeci album to muszę zapytać o ten mityczny syndrom trzeciej płyty. Wierzysz, że naprawdę może okazać się dla was przełomem?
Alex Kristof: Myślę, że ten album jest dla nas przełomowy. Dzięki niemu na zespól zwróciło uwagę więcej ludzi niż kiedykolwiek.
John Gaffney: Myślę, że ten album jest dla nas zdobyciem kolejnego poziomu, a zawsze staramy się być lepszymi i iść do przodu. Mamy nadzieję, że z każdym albumem możemy dotrzeć do coraz większej publiczności. Myślę, że „World Of Evil” było dobrym krokiem naprzód.

Na waszych dwóch poprzednich płytach znajdowały się bardzo dobre instrumentalne kawałki zawierające w tytułach nazwę Sinister Realm ("Enter the Sinister Realm" oraz "Battle for the Sinister Realm"). Myślałem, że na kolejnych wydawnictwach będziecie kontynuować ten zabieg. Czemu tym razem zabrakło takiego kawałka?
John Gaffney: Nosiłem się z takim zamiarem i rzeczywiście miałem "instrumental" o nazwie “Escape From The Sinister Realm”, ale pomyślałem, że może będzie zbyt przewidywalne zrobić to na trzech albumach z rzędu. Kocham utwory instrumentalne, ale przy pierwszych dwóch albumach wydawało mi się, że ludzie nie zwracają na nie takiej uwagi jak ja. Postanowiłem więc, że może zrobimy sobie przerwę z długimi instrumentalnymi kawałkami. Podejrzewam, że powrócą na kolejnym albumie, więc nie przejmuj się.

Pomimo tego, że wszystkie wasze płyty są utrzymane w tej samej stylistyce to jednak zauważa się wasz rozwój. Jakby tak porównać "World of Evil" do debiutu to da się wychwycić, że w waszej muzyce jest co raz mniej elementów klasycznie doomowych, a więcej typowego heavy metalu. Takie mieliście założenie podczas tworzenia tej płyty czy też wszystko wyszło spontanicznie?
John Gaffney: Wyszło to naturalnie. Staram się nie myśleć zbyt mocno lub przepychać czegoś na siłę podczas pisania. Robię to co wydaje się naturalne, kiedy sprawy się rozwijają zaczynam patrzeć na pełny obraz i myśleć „Cóż, może teraz potrzebujemy czegoś wolniejszego”. Nigdy nie lubiłem jednostajnych albumów, w całości szybkich lub wolnych. Po prostu nudzę się , jeżeli wszystko jest w jednym tempie. Patrzę wstecz na albumy, jak „Heaven And Hell”, to są na nim szybkie i wolne utwory oraz te w średnim tempie. Dla mnie to właśnie sprawia, że album jest dobry i zapewnia słuchaczowi emocje.

Zarówno tytuły utworów jaki teksty mają raczej pesymistyczny wydźwięk. Możesz jako ich autor w kilku słowach opisać jakie tematy poruszasz w swoich lirykach i co chcesz w nich przekazać?
John Gaffney: Na moje teksty ma wpływ prawdziwe życie. Sposób w jaki traktujemy innych i ziemię może być bardzo zasmucający i sądzę, że używam Sinister Realm jako sposób wyrażenie tego. Lubię także średniowieczną i fantastyczną sztukę oraz horrory z lat ’70 o tematyce nadprzyrodzonej, więc one też na mnie wpływają. Od czasu do czasu lubię też stare dobre piosenki bojowe w stylu „dobry gość pokonuje złych gości” i właśnie z czegoś takiego narodziło się „Dark Angel Of Fate”.

Uważasz "World of Evil" za wasze największe dokonanie? Jak dzisiaj z perspektywy kilku lat oceniasz "Sinister Realm" i "The Crystal Eye"?
John Gaffney: Myślę, że “World Of Evil” był najlepszym albumem jaki mogliśmy zrobić w tym czasie z tym, co mieliśmy do pracy w miarę naszego budżetu i czasu. Nic nie jest idealne i nie wiem czy kiedykolwiek osiągasz swoje „największe dokonanie”. Częścią bycia artystą jest to, że zawsze próbujesz rozwinąć się i stać się lepszym. Trudno mi porównać albumy ze sobą, ponieważ każdy reprezentuje dany moment w czasie. Z każdym albumem nasza forma przekazu jest coraz lepsza. Powiedziałbym więc, że lubię każdy album odrobinę bardziej od poprzedniego.

Nagraliście klip do utworu tytułowego z "World of Evil". Gdzie go nagrywaliście? Możesz powiedzieć kilka słów na ten temat?
Alex Kristof: Filmowaliśmy to wideo lokalnie, tutaj w Pensylwanii. Naprawdę podobają mi się zdjęcia, jakie zrobiliśmy podczas kręcenia.

Jak wygląda sprawa koncertów? Z tego co widziałem to grywacie trochę pojedynczych gigów, zagracie chociażby z Raven. Planujecie jakąś większą trasę promującą nowy materiał? Macie w planach wizytę w Europie?
Alex Kristof: Okno możliwości jest szeroko otwarte. Z chęcią wrócilibyśmy do Europy. Koncerty na żywo są nasza pasją! Nie możemy sie doczekać lokalnych koncertów i podróżowania za granicę dla wspaniałych fanów z Europy.

Jak byś porównał waszą pozycję w USA i w Europie? Podejrzewam, że więcej odbiorców macie na starym kontynencie?
John Gaffney: Wydaje się, że tradycyjny metal ma większą publiczność w Europie. Tutaj, w Stanach nadal są jego fani, ale wsparcie dla niego na froncie koncertowym nie jest już takie duże. Nie mamy nigdzie nawet podobnej ilości świetnych metalowych festiwali jak w Europie. Trudno jednak powiedzieć, ponieważ dostajemy listy od fanów z zewsząd, więc nie wiem skąd pochodzi większość naszych fanów.

Który ze wszystkich waszych numerów jest najlepiej przyjmowany przez fanów na koncertach? Które lubicie najbardziej? Mnie ostatnio opętało "The Tower is Burning". Natomiast z nowej płyty będą to chyba numer tytułowy i "Cyber Villain". Chociaż tak naprawdę słabych utworów u was nie stwierdziłem (śmiech).
Alex Kristof: Z moich obserwacji wynika, że nasza publiczność wydaje się przyjmować całą naszą muzykę podobnie, od naszych wolnych utworów, aż po szybkiego typu hymny śpiewane razem z publicznością.

Nagraliście również "Forged in Fire" z repertuaru legendarnego Anvil na poświęcony im album "Strong as Steel, A Tribute to Anvil". Jak doszło do waszego udziału w tym przedsięwzięciu? Sami wybraliście sobie utwór? Muszę uczciwie przyznać, że wybór jak i wykonanie rewelacja. Ciężko byłoby znaleźć numer z ich repertuaru, który by bardziej pasował do waszego stylu.
John Gaffney: Bart Gabriel ze Skol Records skontaktował się z nami i poprosił, żebyśmy to zrobili. Zawsze kochałem utwór „Forged In Fire”, ponieważ miał bardzo ciężki groove i trochę mroczne zacięcie, więc był idealnym kawałkiem dla nas. Nie musieliśmy za dużo pracować przy niej, ponieważ granie jej było dla nas czymś naturalnym, co było fajne. Myślę, że wyszło nam bardzo dobrze, a całe CD jest niesamowite, z dużą ilością świetnych prezentacji wszystkich zespołów.

Nie mogę nie zapytać o ciebie Alex. Uważam cię za jednego z lepszych obecnie wokalistów na scenieŚpiewał gdzieś wcześniej? Pobierał lekcje czy jest samoukiem?
Alex Kristof: Wow!!! Dziękuję bardzo, cóż za zaszczyt! Moja matka szkoliła się w śpiewie klasycznym, co miało na mnie duży wpływ. Jednak ja nigdy się nie uczyłem. Jestem metalowcem samoukiem, który ma szczęście być we wspaniałym zespole.

To samo pytanie odnośnie reszty zespołu. Wiem, że ty John grałeś wcześniej chociażby w Pale Divine. Jak to wyglądało w przypadku reszty muzyków?
John Gaffney: Alex i nasz perkusista, Chris, grali kiedyś razem w alternatywnym zespole rockowym o nazwie Type 14. Nasi gitarzyści, John Kanter i John Risko, oboje są lokalnymi guitar heroes, którzy grali w kilku cover bandach. John Risko gra teraz w metalowym tribute bandzie z Jamesem Riverą z Hellstar o nazwie Denim and Leather.

Od zawsze w waszej muzyce słychać było inspirację takimi zespołami jak Iron Maiden, Dio, Black Sabbath, Judas Priest czy Candlemass. Jak naprawdę zaczęła się twoja przygoda z Metalem?
John Gaffney: Zacząłem wciągać sie w metal około 1980 roku i dla mnie zaczęło się od AC/DC „Back In Black”. Od tego momentu odkrywałem inne zespoły jak Sabbath i Ozzy. Mieszkałem w okolicy, w której nie było żadnych sklepów z płytami i nikt z moich przyjaciół nie lubił heavy metalu, więc siedziałem późno w nocy i słuchałem lokalnej radiowej stacji studenckiej, która grała metal. Nagrywałem na kasetę audycje radiowe i tak odkryłem zespoły jak Accept, Priest, Saxon i innych. To były bardzo zabawne dni i tęsknię za czasami, kiedy odkrywałem nowe zespoły każdej nocy i podekscytowaniem, kiedy słuchałem tych audycji.

Jakie jest twoje zdanie na temat dzisiejszej sceny? Słuchasz jakichś młodych kapel czy raczej ograniczasz się do klasyków?
John Gaffney: Myślę, że scena metalowa jest teraz dość ekscytująca i jest wiele zespołów robiących wiele różnych rzeczy, tradycyjny metal jest moim ulubionym, więc naprawdę fajnie jest słyszeć nowe zespoły jak In Solitude albo Portrait grające w tym stylu. Spędzam dość dużo czasu słuchając klasyki. Kolekcjonuję metalowe winyle z lat ’80, więc naprawdę wysiadam już szukając zespołów z lat ’80, które mogły wydać tylko kilka albumów. Jestem więc wielkim fanem zespołów takich jak Exciter, Griffin, Tyrant, Blacksmith, Warlord, The Attack itp. Codziennie rozmawiam o obskurnym heavy metalu, (śmiech)!

Czego można oczekiwać od Sinister Realm w przyszłości? Jakie cele zamierzacie zrealizować?
John Gaffney: Po prostu będziemy szli naprzód, robili dobrą muzykę i dawali koncerty. Naszym prawdziwym celem jest trasa po Europie, byłoby wspaniale!

To już wszystko z mojej strony. Co byś powiedział waszym fanom w Polsce?
John Gaffney: Dziękujemy bardzo za wsparcie dla Sinister Realm i heavy metalu. Po więcej informacji odwiedzajcie naszą oficjalną stronę. Jeszcze raz dzięki i niech żyje heavy metal!

Wielkie dzięki za wywiad i powodzenia.
John Gaffney: Jeszcze raz dzięki, najlepsze życzenia.
Alex Kristof: Dziękujemy za czas jaki poświęciliście na rozmowę z nami o naszej muzyce. Doceniamy wsparcie i pozytywne reakcje, jakie otrzymujemy od wspaniałych ludzi metalu, takich jak wy i wasz magazyn. Właśnie dlatego gramy.