czwartek, 31 lipca 2014

Maltese Falcon - Metal Rush (1984)



Zespół ten powstał w roku 1983 w Kopenhadze, a swoją nazwę zawdzięcza ponoć Larsowi Ulrichowi, perkusiście pewnego znanego amerykańskiego zespołu. „Metal Rush” to debiut i zarazem jedyny oficjalny album Maltese Falcon i jest uważany za klasykę duńskiej sceny. Płyta zyskała pewien rozgłos między innymi dzięki magazynowi Kerrang! Który określił ją mianem jednej z najgorszych w historii metalu. Prawda w tym przypadku leży faktycznie pośrodku i „Metal Rush” nie jest ani gniotem, ani jakimś wielkim dziełem. Ot poprawny klasyczny heavy metal jakiego był zatrzęsienie w 1984 roku. Słychać inspiracje brytyjską scenę i takimi grupami jak Judas Priest czy Saxon, do tego Accept i trochę speedowych zagrywek. Na pewno na plus są gitary. Sporo niezłych riffów, fajne sola, duża dynamika. Utwory są naprawdę dobrze skonstruowane, wyróżniłbym z nich „Rebellion”, który ma bardzo chwytliwy, typowo koncertowy refren, lekko epicki i bardziej nastrojowy „On Fire” oraz najszybszy i agresywny „Metal Rush”. Jednak poza tym wiele numerów cierpi na brak wyrazistych i dobrych melodii. Do tego trochę głupawe teksty o niczym, ale to można jeszcze przeboleć. Kolejną przeszkodą dla niektórych może być głos wokalisty Charliego. Brzmi on momentami jak pomieszanie Halforda z Udo, ale w sporo słabszym wydaniu, szczególnie w wysokich partiach. Średnie rejestry wychodzą mu zdecydowanie lepiej. Brzmienie jest bardzo archaiczne i surowe, ale akurat dla mnie nie jest to przeszkoda. Podsumowując, niezły heavy metalowy krążek i całkiem udany debiut. Klasyka duńskiej sceny pewnie tak, natomiast globalnie jeden z wielu poprawnych zespołów. W sumie szkoda, że po „Metal Rush” zespół się rozpadł, bo drugi, nie wydany wtedy album brzmiał bardzo obiecująco. Jako jedyny z tego składu poradził sobie basista Hal Patino, który był później częścią składu Kinga Diamonda, ale to już temat na inną opowieść.
3,8/6

środa, 30 lipca 2014

Ambush - Firestorm (2014)

To, że ostatnimi czasy wychodzi co raz więcej płyt młodych kapel grających klasyczny oldschoolowy heavy metal to plus. Natomiast minusem jest to, że co raz częściej tym zespołom brakuje własnej tożsamości, czegoś co pozwoliłoby wznieść się ponad przeciętność. Debiutowi Szwedów z Ambush zatytułowanemu „Firestorm” bliżej niestety do tej drugiej kategorii. Materiał ten jest oczywiście bardzo poprawny, momentami naprawdę dobry, ale do płyt swoich rodaków z Ram, Enforcer czy Portrait sporo im brakuje. Umiejętności są, przebojowe numery, melodie, ostre riffy, dobre brzmienie również. Niestety to wszystko jest za mało wyraziste i charyzmatyczne, by przyciągnąć uwagę słuchacza na dłużej. Słychać, że chłopaki są zafascynowani oldschoolowym klasycznym graniem i postawili sobie za cel przywołanie ducha lat '80 i nawet im się to udało. Wpływy Judas, Saxon czy Accept są wyraźne. Kilka numerów jest naprawdę znakomitych z „Don't Shoot (Let'em Burn)” na czele. Moja rada jest taka: Popracujcie trochę nad indywidualnym charakterem waszej muzyki, zachowajcie te wpływy, które macie i na drugim krążku może być dużo lepiej. Tym bardziej, że wszelkie ku temu predyspozycje posiadacie.


3,8/6

niedziela, 6 lipca 2014

Night Demon - Współczesna klasyka gatunku



Ten zespół to dla mnie małe objawienie. Muzyka, brzmienie i cała otoczka idealnie oddają klimat wczesnego NWoBHM i w niczym nie ustępują takim legendom jak Angel Witch czy Diamond Head. Ich debiutancka epka jest po prostu rewelacyjna, a jeśli jeszcze zapowiedzi muzyków odnośnie dużej płyty pokryją się z rzeczywitością to może być naprawdę wydarzenie. Na wszystkie moje pytania bardzo wyczerpująco i konkretnie odpowiadał Jarvis Leatherby (bas/voc).

HMP: Witam. Jak doszło do powstania Night Demon?
Jarvis Leatherby: Pracowałem jako roadie zespołu wiosną 2011 roku. Jeździliśmy vanem po Hollywood. Tej nocy zespół otwierał show Fireball Ministry i Ancestors. Siedziałem z gitarzystą, Brentem, z tyłu samochodu rozmawiając o naszej wzajemnej miłości do klasycznych brzmień NWOBHM. Wpadliśmy na pomysł pogrywania tak dla zabawy, więc w następnym tygodniu Bret zaprosił naszego przyjaciela, Pata Baileya, żeby przyszedł i zagrał na perkusji. Znałem Pata z punkowego zespołu Painted Zero i jako roadie tribute bandu Black Sabbath, Warning, z którym kiedyś się włóczyłem. Byliśmy jedynymi 3 facetami, których znaliśmy i którzy rozumieli i kochali ten specyficzny rodzaj metalu. Kiedy dorastaliśmy, to była ostatnia rzecz, którą interesowali się ludzie w Kalifornii. Spotkaliśmy się w lokalnej przemysłowej punkowej przestrzeni prób, tutaj w Ventura, Kalifornia. Brent zdecydował, że powinienem grać na basie i śpiewać., w ten sposób, przynajmniej na razie mielibyśmy szkielet kompletnego zespołu. Od razu rzuciliśmy się na cover piosenki Diamond head, „Lightning To The Nations”. Mógłbym powiedzieć, że już od pierwszej nuty zaczęło się dziać coś szczególnego. Każdy z nas grając ten utwór poczuł się trochę nostalgicznie. Wróciliśmy w ten sposób do najlepszych lat naszego życia! Ten skład był magiczną kombinacją. Napisaliśmy 4 pierwsze piosenki Night Demon podczas 4 pierwszych prób. 5 spotkanie zespołu odbyło się w studiu podczas nagrywania dem tych 4 utworów, które skończyły jako nasza oficjalna EP-ka, której teraz wszyscy słuchają.

Muszę przyznać, że wasz debiut EP zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jak udało Wam się tak idealnie odwzorować klimat przełomu lat 70/80? Z tego co powiedziałeś wcześniej wnioskuję, że było to celowe działanie?
Oh, to było całkowicie zamierzone! Jak już powiedziałem, to był 5 raz w naszej historii, kiedy jammowaliśmy jako kompletny zespół. Jednego wieczoru weszliśmy i nagraliśmy podstawowe utwory na żywo, zrobiliśmy overdubbing gitarowych solówek i wokali. Chcieliśmy utrzymać bardzo surowy klimat. To było w zasadzie tylko demo, żeby zobaczyć jak brzmieliśmy we właściwym studiu. Armand Anthony, który nas nagrywał, jest naszym długoletnim przyjacielem. Dokładnie rozumiał to co chcieliśmy zrobić i brzmienie, które staraliśmy się osiągnąć. Następny album będziemy nagrywać w ten sam sposób, ale może damy sobie trochę więcej czasu, żeby skupić się na lepszej produkcji muzyki.

Może to zabrzmi jak bluźnierstwo, ale wasze kompozycje w niczym nie ustępują klasykom sceny, a już ich nowe wydawnictwa wasza EPka łyka bez popity. Co powiecie na taką opinię (śmiech)?
Przyjmę ten komplement! Dziękuję! Ten zespół, a szczególnie w tej EP-ce ma ducha absolutnie potrzebnego do tworzenia tego typu muzyki. Zdecydowanie czułem, że stworzyliśmy trochę współczesną klasykę gatunku. Jestem z tego bardzo dumny. W obronie wspaniałych zespołów z przeszłości, wydających nowe płyty, które mogą brzmieć gorzej dla zagorzałych fanów: Pomyśl o tym w taki sposób, czy byłbyś tą samą osobą jaką byłeś 30 lat temu? Nie! 30 lat temu byłem niemowlęciem, ale wiem, że za 30 lat od dzisiaj będę mógł spojrzeć wstecz na to i zmienić w sobie kilka rzeczy. Myślę, że ludzie naturalnie dorastają i dojrzewają jako istoty ludzkie i należy się tego spodziewać. Wielkie uznanie dla tych klasycznych zespołów za reaktywacje, wyjście na scenę i granie tej wspaniałej muzyki dla swoich wspaniałych fanów! Myślę, że Night Demon jest teraz na fali kreatywności i dlatego próbujemy napisać tak dużo piosenek ile jesteśmy w stanie w obecnym momencie, tak, że będziemy mieć więcej materiału do opracowania z przed lat, więc możemy zmienić siebie. Jakkolwiek chciałbym oświadczyć, że głównym celem Night Demon jest to, żeby zawsze tworzyć taki produkt, który docenią nasi fani. Czujemy, że mamy obowiązek względem naszych fanów, żeby dostarczyć im jakość jakiej chcą i na jaką zasługują. Night Demon nigdy nie będzie twórczym outletem dla nikogo z nas, żeby badać eksperymentalne typy muzyki, soft rocka i czegokolwiek innego niż heavy metal/hard rock.

Jaki jest odzew sceny na ten materiał? Zdarzają się jakieś niepochlebne recenzje?
W przeważającej mierze są pozytywne! Myślę, że chyba czytałem jedną negatywną recenzję EP-ki. Nie każdy musi wszystko lubić, więc należy się takich rzeczy spodziewać. Jednak w większej części były one w 99% pozytywne. Była ona na pewno w zeszłym roku punktem odniesienia dla niektórych fanów i wydawnictw na całym świecie.

Słychać w waszej muzyce inspiracje NWOBHM z naciskiem na zespoły pokroju Diamond Head, Angel Witch i Blitzkrieg. Rzeczywiście ten nurt miał na was największy wpływ?
Oczywiście. Moim zdaniem wymieniłeś właśnie trzy największe zespoły hardrockowe wszechczasów. Jest tak wiele wspaniałych piosenek tak wielu zespołów z tego gatunku, większość z nich jest tak niejasna. Bycie fanem NWOBHM jest cudowne, ponieważ zawsze odkrywałeś codziennie nowe zespoły, o których nigdy nie słyszałeś. Niektórzy myślą nawet, że Night Demon pochodzi z tamtych czasów. Ktoś sprzedawał nasz 7calowy winyl na eBayu za 60 dolarów twierdząc, że to zaginiony skarb późnych lat ’70 z ery New British Heavy Metalu. Dasz wiarę?!

(Śmiech) No to nieźle.A jak dużo czasu zajęło wam nagranie EPki? Jak wygląda u was proces twórczy?
EP-kę nagrywaliśmy ogólnie około 7 godzin. Proces twórczy naprawdę tryska. Jednak kiedy już się dzieje, wydaje się być z nami w ogniu. Planujemy spędzić ogólnie 4 dni na nagrywaniu nowego albumu. To bardzo mało czasu dla większości zespołów. My po prostu lubimy czuć właściwy klimat i feeling, wyrzucić go z siebie, przejść dalej i robić więcej muzyki.

W tekstach poruszacie tematy dotyczące magii, okultyzmu etc. Naprawdę interesujecie się tymi sprawami czy po prostu fajnie pasują do waszej muzyki? Kto jest autorem tych liryków?
Jak dotąd napisałem wszystkie teksty dla Night Demon. Zawsze jednak jestem otwarty na pisanie tekstów przez pozostałych chłopaków z zespołu. Podczas procesu tworzenia nowego albumu najpierw biegam z tekstami po wszystkich członkach zespołu zanim nagram ich dema. Jeżeli chcą coś zmienić, zawsze słucham ich sugestii i ewentualnie wprowadzam je w życie. Wspólny wysiłek jest o wiele lepszy niż indywidualna, jednostronna wizja. Jeśli chodzi o liryczną stronę naszej muzyki, to tak, tradycyjne motywy w muzyce metalowej, które wymieniłeś są na pewno tym, o czym mówimy. Wiele z nich jest bardzo banalnych, ale tego należy się spodziewać po zespole takim jak my, nie? Ha ha! Będąc przez całe życie fanem heavy metalu przeanalizowałem sfery okultyzmu i ciemną stronę życia w ogóle. Jestem w tym naukowcem i tak, fascynuje mnie to. Czy czczę szatana? Oczywiście! Szatan rozkazuje mi we wszystkim co robię w codziennym życiu!

Jak jest w waszym przypadku z częstotliwością grania live? Macie za sobą jakieś spektakularne występy?
Graliśmy średnio raz lub dwa w miesiącu, ale teraz chyba gramy dużo częściej. Mamy szczęście, że ostatnio często dostajemy bardzo dobre oferty koncertów. Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim zespołom, promotorom, prasie, wytwórniom i fanom, że pomogli nam wykatapultować się na nowy poziom.

W przyszłym roku przyjeżdżacie do Niemiec na kultowy festiwal Keep it True. Przygotowujecie jakieś specjalne niespodzianki na ten gig? Zagracie więcej koncertów w Europie?
Tak, przyjeżdżamy. Przepraszam, ale nie mogę powiedzieć! Jeżeli coś zdradzę, to nie będzie niespodzianki! Haha! I tak, około tej daty będziemy koncertować w całej Europie.

Night Demon to trio. W wersji studyjnej raczej nie ma problemu. Jednak czy podczas występów na scenie nie brakuje wam czasem drugiej gitary?
Naprawdę myślałem, że też będę tego zdania, ale jesteśmy tak mocni jako trio, że mogłoby to dodać zbyt dużo hałasu do tego co już mamy. Plus, naszym znakiem towarowym jest styl, w którym gitara i bass harmonizują ze sobą w sposób, który naprawdę dobrze działa. Myślę, że gdybyśmy dodali drugą gitarę bylibyśmy jak większość innych zespołów. Nigdy nic nie wiadomo, może kiedyś? Rozmawialiśmy o tym. Sądzę, że chyba po prostu musielibyśmy mieć odpowiednią osobę. Jestem pewny co do mocy trio, jaką osiągnęliśmy.

Co jak dotąd uważacie za wasz największy sukces?
Powiedziałbym, że granie w zespole gdzie czuję się całkowicie komfortowo z tym, co piszę, gram i śpiewam. Ta muzyka przychodzi mi tak naturalnie. To po prostu jak oddychanie. To kompletne, dokładne wyrażenie. Poza tym, powiedziałbym też, że otwieranie 3 koncertów dla Diamond Head i Raven w tym październiku. Niewiele zespołów może powiedzieć, że odbyli mini trasę z zespołami, które bezpośrednio je zainspirowały.

Piszecie już może jakieś kawałki z myślą o pełnej płycie? To będzie ten sam styl co na EPce?
Całość tworzenia piosenek na nowy album jest już zakończona. Wygląda na to, że będziemy mieli 9 całkowicie nowych utworów. Najprawdopodobniej nagramy ponownie niektóre piosenki z EPki. Czy trafią na niego? Kto wie? Może nie. Będzie nagrywany w bardzo podobny sposób jak EP-ka, z odrobinę większą uwagą skierowaną na szczegóły. Mamy innego perkusistę w zespole, więc możemy brzmieć odrobinę inaczej rytmicznie.

Wszystkie utwory zawarte na EPce prezentują niezwykle wyrównany i zajebiście wysoki poziom. Możecie obiecać, że na pełnym albumie będzie tak samo?
Obiecujemy, że będzie lepszy. Myślę o EP-ce jak o Night Demonowej wersji Soundhouse Tapes. To w zasadzie nasze demo. Ma nadal wspaniały klimat, chociaż wyprodukowano ją bardzo szybko i w początkowym stadium działania zespołu. Jesteśmy gotowi dać Wam pełny, kompletny album.

Czego możemy w przyszłości oczekiwać od Night Demon?
Mini trasa po zachodnim wybrzeżu z Diamond Head, Raven i Volture. Nowy album najprawdopodobniej zostanie wydany w marcu/kwietniu przyszłego roku. Limitowana edycja EP-ki na kasecie wychodzi w UK w październiku 2013. Limitowana edycja 12” WP z bonusowym utworem wychodzi w Niemczech prawdopodobnie zaraz po świętach. Występ na Keep It True 2014 w Niemczech. Europejska trasa z brytyjskim zespołem Amulet w kwietniu/maju 2014. I co tam jeszcze wyjdzie pomiędzy.

To już wszystko z naszej strony. Jeszcze raz gratuluję świetnej EPki i ostatnie słowa zostawiam Wam.
Nigdy nie porzucajcie swoich marzeń. Po prostu żyjcie swoim życiem!

sobota, 5 lipca 2014

Vindicator - Wierzymy, że zrobiliśmy cholernie dobrą robotę

Ostatnimi czasy, gdy już chyba w każdej wiosce znajdziemy jakiś zespól thrashowy i to w większości zupełnie nieoryginalny i po prostu słaby, takie grupy jak Vindicator są miodem dla moich uszu. Ich trzeci krążek „United we Fall” to kawał znakomitego thrashu łączącego agresję ze świetnymi melodiami i techniką muzyków. Jeśli jeszcze nie go nie słyszeliście to powinniście to zdecydowanie jak najszybciej nadrobić. Na moje pytania odpowiadał gitarzysta, od niedawna również śpiewający, Vic Stown.

HMP: Witam. Jakie były początki Vindicator? Dlaczego postanowiliście założyć thrashowy zespół? Kto miał wtedy na was największy wpływ?
Vic Stown: Hail! Początki Vindicator zostały ukute w upadku zespołu, Violent Night, przez jego trzech byłych muzyków. Ci też muzycy, którzy założyli Vindicator mieli skłonność do tego stylu w ostatnich dniach Violent Night. Tak więc prosty thrash był rezultatem nowego projektu. Wtedy mieliśmy takie same inspiracje jak dzisiaj: bay area thrash, teutonic thrash z domieszką NWOBHM i punka.

Wasz debiut „There Will Be Blood” wydaliście własnym sumptem w 2008 roku i chyba spełnił on swoje zadanie. Jak dzisiaj postrzegacie ten album?
Nadal kocham to wydawnictwo. Dopiero co graliśmy w sierpniu koncert z okazji jej piątej rocznicy i mieliśmy niesamowitą zabawę. Wtedy tak naprawdę nie próbowaliśmy niczego udowadniać, ani przekazać. Po prostu napisaliśmy utwory jakie nam się podobały i napisaliśmy teksty, z których byliśmy zadowoleni.

Technicznie może jeszcze nie było rewelacji, a solówki nie stały na najwyższym poziomie, ale za to nadrabialiście żywiołowością i agresją, a takie numery jak „There Will Be Blood”, „New Clear Assault” czy „Vindicator” do dzisiaj wywołują u mnie dziką radość. Które utwory z tej płyty lubicie najbardziej i które do dzisiaj gracie na koncertach?
Osobiście faworyzuję zawierający ładunek NWOBHM ,“Fresh Outta Hell”, jak i punkowe naleciałości, „Gore Orphanage”. Oba są również ulubionymi utworami fanów i znajdują się w obecnym secie. Chociaż po koncercie rocznicowym jest też „There Will Be Blood”. Możliwe, że wrzucimy do niego jeszcze inne utwory. Może „Pain And Suffering/Shrapnel” albo „New Clear Assault”.

Rok później wydaliście drugie wydawnictwa dla irlandzkiej Slaney Records. Split z Metal Witch „Outbreak of Metal vol.1” oraz singiel „The Dog Beneath the Skin”. Jak doszło do tej współpracy i czemu miały służyć te wydawnictwa?
Slaney dotarli do nas (wcześniej zostaliśmy odrzuceni przez Heavy Artillery) w momencie, kiedy byliśmy głodni jakiegoś wydawnictwa. Byli bardzo zainteresowani w zrobieniu splitu, a my byliśmy bardziej niż chętni, żeby wziąć w tym udział. Wytwórnia ustawiła nas z niemieckimi metalowcami, Metal Witch. Byłem nabuzowany. Często słuchałem ich utworu “Valley Of The Kings”. Po pocięciu materiału na split zespół miał ruszyć w dwutygodniową trasę do Zachodniego Wybrzeża Stanów i z powrotem. Wytwórnia chciała mieć ten split przed rozpoczęciem trasy, żeby go sprzedawać jednak, co często zdarza się w tym przemyśle, coś opóźniło pierwotną datę wydania. Jedyne co wytwórnia mogła zrobić, to wyprodukować singiel w krótszym czasie. Wzięliśmy więc jedne z najpiękniejszych rzeczy, które odcięliśmy od materiału na split i dodaliśmy kilka utworów z „There Will Be Blood” jako bonus. Tymczasem mieliśmy nadzieję, że singiel podniesie zainteresowanie splitem, który wkrótce miał zostać wydany.

Na wspomnianym splicie zamieściliście między innymi dwa covery. Były to „I Hate People” (Anti-Nowhere League) oraz „U.S.S.A” (Indestroy). Czemu wybraliście akurat te kawałki?
Oba kawałki wybraliśmy na podstawie ideologii i prostego faktu, że jesteśmy ich fanami. Obie piosenki są zajebiste.

W 2010 roku nakładem Heavy Artillery ukazał się wasz drugi krążek „The Antique Witcheries” i był to niesamowity skok jakościowy. Z jednego z wielu obiecujących młodych zespołów thrashowych wyewoluowaliście w jednego z liderów tej sceny. Czy nagrywając ten album mieliście świadomość mocy jaki ma ten materiał?
Po podpisaniu kontraktu z Heavy Artillery naprawdę chcieliśmy pokazać światu na co nas stać. Kiedy w studiu nie mieliśmy pojęcia, co robiliśmy, po prostu podobało nam się to co robiliśmy.

Praktycznie każdy utwór z tej płyty niszczy, ale moim absolutnym faworytem jest „Strange Aeons”. Pamiętasz jak powstał ten kawałek?
Podczas pisania “Strange Aeons” wiedziełem, że chcę żeby był lekko melodyjny i złowróżbny. Podobnie jak u wielu moich rówieśników, Lovercraft był moją główną inspiracją przy tym utworze tak samo jak dla innych numerów na albumie. Wszystko wydawało się pasować, kiedy Marshall dokończył teksty.

Zastanawia mnie o czym traktuje utwór „Quarry Rats”?
Zawsze chciałem złożyć hołd mojemu rodzinnemu miastu, South Amherst. Jej szkolne kolory to biel i zieleń. Chcieliśmy nawiązać w „Quarry Rats” do największego na świecie kamieniołomu piaskowca, który jest w okolicy.

Od początku mieliście sporo zmian składu szczególnie na pozycji gitarzysty. Czemu tak się działo?
Prawdopodobnie jest tak samo jak u Annihilator z wokalistami. Znalezienie głównego grającego jest wystarczająco trudne w naszych okolicach, a namawianie gitarzystów z innych części USA jest niemożliwe, kiedy twój zespół nie zarabia pieniędzy albo jest zbyt mało aktywny, żeby zapewnić im doskonałą promocje. Większość ludzi założyłaby się, że chodzi o wewnętrzny konflikt pomiędzy członkami. To nieprawda. Ludzie, którzy opuszczali Vindicator nigdy nie byli zwalniani. Odchodzą z własnej woli. Najczęściej, żeby robić coś swojego, albo coś innego. To bardzo częsta sytuacja wśród nowych zespołów. Lojalność nie zapłaci za nas rachunków, a bycie w oryginalnym zespole nie jest tanie.

Przed nagraniem „United We Fall” ponownie doszło do zmian składu. Czemu odeszli jeden z założycieli zespołu Marshall Law oraz Mike Kurtz?
Marshall odszedł właściwie długo przed tym zanim “United We Fall” był w fazie tworzenia. Vindicator musiał ruszyć w trasę supportując The Antique Witcheries zgodnie z wymogami naszej umowy z Heavy Artillery. Pasja Marshalla do zespołu stopniała w tym momencie i po prostu już tego nie czuł. W momencie jego odejścia mieliśmy zabukowaną półtoramiesięczną trasę po USA. Wychodziłem z siebie. Gorączkowo szukaliśmy głównego gitarzysty, żeby uzupełnić wolne miejsce. Wydawało się, że to będzie dla nas zbyt przytłaczające. Jednak zamiast poddać się wzmocniłem się jako frontman i zostałem głównym gitarzystą. Po powrocie do domu nasz dotychczasowy basista, Kidd Thompson, był zmuszony zrezygnować, ze względu na problemy rodzinne. Znałem Mike’a Kurtza z jego zespołu, Lick The Blade. Był zainteresowany tym miejscem i je dostał. Jednak zanim rozpoczęły się nagrania na „United We Fall”, Mike stwierdził, że nie może rozdzielać swojego czasu między własnym projektem, życiem osobistym i Vindicator.

Vic, dlaczego zdecydowałeś się przejąć wokale? Nie znaleźliście godnego kandydata na to miejsce i postanowiłeś wziąć sprawę w swoje ręce?
Szczerze, to była ostatnia rzecz jakiej bym chciał. Byłem frontmanem Violent Night i nigdy nie czułem się z tym dobrze. Zostały nam dwa tygodnie do amerykańskiej trasy, a znalezienie realnego kandydata w tamtym czasie nie wchodziło w rachubę. Napisałem większość tekstów, znałem wszystkie piosenki oraz mogłem śpiewać i grać. Początkowo miało to być chwilowe, ale otrzymałem ogromne wsparcie na trasie. Więc zostałem. Poza tym, wyeliminowanie pewnej pozycji w zespole oznacza wyeliminowanie możliwości, że ktoś z nas znowu sie wyłuszczy! (śmiech)!

Miałeś wcześniej jakieś doświadczenie ze śpiewem czy to był twój debiut? Jeśli tak to wypadł świetnie.
Śpiewałem na kilku demach Violent Night, ale to wszystko. „United We Fall” był moim wokalnym debiutem. Nie będę kłamał, bardzo się denerwowałem. Rozumiem, że mój wokal nie jest dla wszystkich. Szanuję to. Jednak wydaje mi się, że dobrze mi poszło.

A jak doszło do tego, że dołączyli do was James LaRue oraz Ed Stephens? Czemu wybór padł akurat na nich? Myślicie, że ten skład ma szansę przetrwać dłużej?
James był wypełnieniem kanadyjskich thrasherów Agaressor. Ponieważ byliśmy razem w trasie, znaliśmy Jamesa dość dobrze. Czuł to co robiliśmy i niedawno uwolnił się od swojego poprzedniego zespołu, Holy Grail. To było nie do pomyślenia. Ed zastępował kilka razy Mike’a Kurtza. Kiedy sprawy zaczęły układać się nieciekawie, zapytaliśmy się Eda, czy nie byłby zainteresowany zostać stałym członkiem zespołu. Jeżeli wiesz cokolwiek o Edzie Stephensie, to wiesz, że nie może być w zespole na odległość większa niż pięćdziesiąt kilometrów od jego domu. (śmiech)! Żartuję. Jest niesamowitym basistą. Mój brat i ja byliśmy bardzo podekscytowani tak silnym składem. Czy taki skład przetrwa? W tym momencie i wieku, prawdopodobnie nie. Nie chcę być pesymistą, ale jedną z rzeczy jakich nauczyłem się w ciągu ośmiu lat bycia w poważnym zespole jest to, że nie możesz liczyć na nikogo i na nic.

Mieli jakiś udział w komponowaniu materiału na płytę?
James i Jesse pomogli stworzyć kilka aranżacji. James napisał w całości utwór „Obsoletion”. James, Ed i Jesse są odpowiedzialni za większość, albo i wszystkie swoje indywidualne partie w każdej kompozycji, np. James napisał wszystkie swoje gitarowe prowadzenia, Ed linie basowe, Jesse perkusję. Ja napisałem resztę.

Moim zadaniem „United We Fall” jest waszym najlepszym krążkiem i jednym z lepszych thrashowych wydawnictw jakie dane mi było ostatnio usłyszeć. Jak wy traktujecie ten album? Jesteście z niego dumni?
Byłem bardzo zadowolony z rezultatów na “United We Fall”. Samotnie daliśmy sobie w całości radę z tym projektem. Został nagrany przez nas w piwnicy, opracowany przez nas, napisany przez nas, wyprodukowany przez nas. Daliśmy sobie sami radę z grafiką. Skontaktowaliśmy się z artystą, którego chcieliśmy. Mieliśmy całkowitą wolność i twórczą kontrolę. Wierzymy, że zrobiliśmy cholernie dobrą robotę.

Brzmienie tego krążka jest zdecydowanie najmocniejsze ze wszystkich waszych wydawnictw. Kto jest za nie odpowiedzialny?
Chciałem złożyć oświadczenie naszym kolejnym albumem. Wiadomością była „jedność”. Żeby ludzie zaczęli myśleć, najpierw musieliśmy zwrócić ich uwagę za pomocą mocnych kawałków. Po drugie, musieliśmy napisać jakieś sensowne teksty. A wszystko to musiało być spójne.

Numer „Hail To The Thief”, a szczególnie zwrotki kojarzą się niesamowicie z Megadeth z okresu „Countdown to Extinction”, nawet śpiewasz w sposób typowy dla Mustaine'a. Czy to było celowe zagranie, taki rodzaj hołdu? Czy też może całkowity przypadek?
Jack Frost zazwyczaj określa mnie jako “Mini Mustaine” To nie przypadek, miał główny wpływ na moje pisanie. Jednak przy „Hail To The Thief” był to mniej przypadek, a bardziej hołd.

Wasze utwory pomimo dużej dawki agresji i typowo thrashowego łojenia mają też w sobie dużo znakomitych melodii. Uważacie, że ważne jest zachowanie równowagi między tymi czynnikami? Jak ważna jest melodia dla waszej muzyki?
Moim zdaniem, melodia jest bardzo ważna. Ogólna chwytliwość jest ważna. Bardzo się staram, żeby utrzymać równowagę pomiędzy agresją i groovem.

Do tej pory większość tekstów była dziełem Marshala? Vic, czy po jego odejściu zostałeś głównym tekściarzem? O czym traktują twoje liryki?
Marshall jest świetnym tekściarzem. Nie napisał tak wielu tekstów dla Vindicator jakbym chciał. A z biegiem lat pisał ich coraz mniej. Chciałem, żeby pisał więcej niż na „The Antique Witcheries, ale tego nie zrobił. Stworzyłem znaczną część katalogu tego zespołu, więc to nie była trudna zamiana. Piszę o wszystkim. W przeszłości były to historie lub filmy, które mi się podobały. Coraz częściej wkraczam do politycznego i społecznego królestwa.

Płytę wydaliście ponownie w Slaney Records. Czemu zdecydowaliście się na ponowną współpracę z tą wytwórnią?
Ze Slaney pracowało się znakomicie. Jak już wspomniałem, mieliśmy całkowitą kontrolę nad tym albumem. Wytwórnia dała nam fundusze do podziału, a resztę zostawili nam. Są uczciwi i nie robią w wałek swoich zespołów. Po poprzednim związku z wytwórnią i wydostaniu się świeżo z tonącego statku jakim było Heavy Artillery, zdecydowaliśmy skontaktować się najpierw ze Slaney.

Słyszeliście polskie grupy, których materiały również wydało Slaney? Headbanger, Snake Eyes albo Rusted Brain?
Przejrzeliśmy większość katalogu wytwórni. Zarówno wydawnictwa Headbanger jak i Snake Eyes znalazły miejsce w mojej kolekcji. Chociaż jakoś przegapiłem Rusted Brain. Będę musiał spojrzeć i na nich.

Od czasu wydania „United We Fall” minął już ponad rok i nie da się ukryć, że tą płytą zawiesiliście sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Myślicie, że uda wam się ją przeskoczyć? Piszecie już nowe utwory z myślą o czwartej płycie?
Myślę, że mogę przewyższyć pewne elementy z “United We Fall”. Mimo, że będzie to herkulesowe zadanie. Powoli piszę nowy materiał. Kolejne wydawnictwo może zająć nam trochę czasu z tych samych powodów co jego poprzednik, „United We Fall”. Mam jednak kilka pomysłów przewijających się tu i tam. Bez względu na wszystko, moim ostatecznym celem jest nie zawieść.

Jak wygląda promocja „United...”? Uważacie, że jest ok, czy może sądzicie, że jednak mogłoby być lepiej w niektórych kwestiach?
Nigdy nie można mieć wystarczająco dużo promocji. Praca z małą wytwórnią oznacza mniejszy budżet. Zdecydowaliśmy się zużyć cały nasz budżet na nagranie. Zdecydowaliśmy, że album mówi sam za siebie. Został on natomiast w znacznym stopniu pominięty. Jednak ja widzę go jak nieodkrytą perełkę dla przyszłych pokoleń. Nadal otrzymujemy wielkie wsparcie za nasze wysiłki i koncerty. Poczta pantoflowa jest tak samo potężna jak płacenie dużych pieniędzy za reklamę na stronie, albo w magazynie. Nawet wtedy, jeżeli twój produkt okaże się śmieciem, promowanie go nie miało sensu.

Jakoś teraz mieliście jechać w trasę po USA z Vicious Rumors i Seven Witches. Jak wygląda/ wyglądała ta trasa? Frekwencja dopisuje? Jak odbiera was publika?
Pod względem liczby ludzi, to była klapa. Niska frekwencja, słaba lub w ogóle brak promocji. Mieliśmy kilka dobrych zwrotów, ale ostatecznie, kosztowało nas to więcej niż było warto, pod względem materialnym. Jeśli chodzi o sieć, to była to nasza najlepsza trasa. Fanom Vicious Rumors i Seven Witches bardzo się podobaliśmy. Zaimponowaliśmy również zespołom, które supportowaliśmy. Bardzo wiele znaczyło dla mnie widzieć Goeffa Thorpe’a, Jacka Frosta i Mike’a LePonda (z Symphony X) oglądających nas co noc. Nie musieli patrzeć, ale to robili. To bardzo wiele dla mnie znaczy.

Kiedy można się będzie was spodziewać w Europie na jakichś gigach?
Chciałbym powiedzieć, że “w najbliższej przyszłości”, ale patrząc na sprawy realistycznie, nie mam pojęcia. Moim marzeniem jest zagrać na jednym z wielu (świetnych) europejskich festiwali i może zorganizowanie krótkiej trasy. Słyszałem, że zespoły traktowane tam są dziesięć razy lepiej niż w Stanach. Mogę więc powiedzieć jedynie „kiedyś”. Po prostu nie mogę powiedzieć, że „wkrótce”. Gdyby to było za darmo, albo tańsze, to bylibyśmy już w Europie kilka razy.

Była kiedykolwiek możliwość występu Vindicator w Polsce? Możemy mieć nadzieję, że do tego dojdzie w przyszłości?
Czemu nie! W końcu używam Laboga Mr. Hector i bardzo chciałbym odwiedzić ich sklep!

Co do tej pory było dla Vindicator największym sukcesem, a co jeszcze chcielibyście osiągnąć? Jakie są wasze główne cele na przyszłość?
Vindicator miał na tyle szczęścia, żeby zrobić liczne trasy po USA. Dostaliśmy się do Kanady kilka razy. Mieliśmy okazję otwierać koncerty kilku naszych ulubionych grup, w tym: Razor, Helstar i Raven. Zdobyliśmy szacunek wśród wielu naszych rówieśników. Graliśmy na kilku lepszych amerykańskich festiwalach. Wypuściliśmy trzy pełnowymiarowe albumy. Jesteśmy razem osiem lat. Zdobyliśmy kilku najfajniejszych przyjaciół jakich tylko można. Wszystko to połączone jest naszym największym sukcesem. Nie większym niż inny. Chcę robić to dalej. Przyszłe cele obejmują ciągłe rozwijanie się jako zespół i dotarcie do obszarów, po których jeszcze nie deptaliśmy. Obejmuje to trochę naszego kontynentu i większość reszty świata.

Jak sobie wyobrażacie Vindicator za dajmy na to 10 lat? Jaką muzykę będziecie grać? Czy w ogóle jest możliwe wybiegnięcie tak daleko w przyszłość w Waszym przypadku?
Cóż, zespół będzie miał 10 lat w 2015 roku. To odległość tylko kilku lat (Chyba nie do końca zrozumiał pytanie – przyp.red.). Prawdopodobnie nadal będziemy brzmieć tak samo. Jednak wielka dwudziestka, naprawdę trudno mi powiedzieć, (śmiech).

To już wszystkie pytania z mojej strony. Ostatnie słowa dla thrasherów w Polsce?
Nadal słuchajcie metalu! Kupujcie muzykę i wspierajcie swoją scenę!

Dzięki za wywiad.

środa, 2 lipca 2014

Kayser - Read Your Enemy (2014)



Szwedzi nigdy nie słynęli z dużej i silnej sceny thrashowej, ale dzięki takim zespołom jak Kayser może się to niebawem zmienić. Kwintet z Helsingborga istnieje od 2004 roku i ma na swoim koncie dwa duże albumy, „Kaiserhof” (2005) i „Frame the World…Hang it on the Wall” (2006). Nie słyszałem tych materiałów, więc się na ich temat nie wypowiem, natomiast najnowszy, tegoroczny krążek „Read Your Enemy” zawiera metal bardzo wysokiej klasy. Ogólnie jest to thrash, jednak w bardziej teraźniejszej formie. Najwięcej słychać Megadeth i Metallice, trochę Testament, ale z nastawieniem na lata ‘90. Tak więc „czarna płyta”, „Countdown o Extinction” czy „Youthanasia” mogą być jakimś drogowskazem.  Czasem na myśl przychodzi mi nawet southern, szczególnie gdy słucham znakomitego „Almost Home”. Ta muzyka ma bardzo fajny rockandrollowy drajw i jest przesiąknięta takim amerykańskim luzem dzięki czemu słucha się tego znakomicie. Numery są energiczne i dość szybkie(oczywiście nie jak na thrash metal), ale pojawiają się też balladowe, nastrojowe fragmenty tak jak choćby ten w „Dreams Bent Clockwise”. Co najważniejsze każdy z utworów posiada własną tożsamość i nie zlewają się ze sobą w jedną wielką papkę. Spokojnie zostają w głowie na dłużej, a co bardziej zajebiste refreny zdarza się nawet podśpiewywać. Świadczy to przede wszystkim o znakomitych umiejętnościach kompozytorskich i świadomości tego co chce się grać. Słychać, że to granie dla przyjemności, a jednocześnie z pełnym przekonaniem co do kierunku, w którym chce się podążać. Następnym wielkim plusem jest świetny wokalista Christian „Spice”, który śpiewa(!) drapieżnym i zadziornym głosem. Jest to zdecydowanie jeden z ciekawszych śpiewaków jakich ostatnio słyszałem. Każdy lubiący po prostu dobry metal powinien sprawdzić Kayser i ich ostatni album „Read Your Enemy”, ponieważ jest to zdecydowanie świetna muzyka.
5/6