wtorek, 31 marca 2015

Däng - Przerażające, bardzo epickie opowieści



Däng – podejrzewam, że ta nazwa niewiele mówi większości z Was. Jednak najwyższy czas to zmienić, gdyż ich debiutancka płyta „Tartarus:The Darkest Realm” wydana przez grecką No Remorsae rec. to bardzo udane dzieło. Nietuzinkowa muzyka będąca wypadkową hard rocka, doom metalu i progresji wspólnie z tekstami opartymi na greckiej mitologii i motywie cierpienia, tworzą razem bardzo smakowitą całość. Mam nadzieję, że przynajmniej część z was zainteresuje się tym projektem. Na moje pytania odpowiadał lider zespołu, śpiewający gitarzysta Chris Church.

HMP: Witam. Jako pierwsze muszę zadać pytania o Wasze początki. Jak doszło do powstania Däng?
Chris Church: Gitarzysta Scott Cornette i ja graliśmy techniczny hard rock w zespole Flat Earth. Byliśmy kumplami od lat, wielokrotnie pracowaliśmy ze sobą w licznych projektach. Zaprzyjaźniliśmy się z perkusistą Brianem Beaverem i basistą Mattem Luttonem, którzy grali w zespole Leonoir Swingers Club i odkryliśmy, że wszyscy kochamy ciężką progresywną muzykę. Zapytałem ich czy nie chcieliby pograć kilku numerów nad którymi pracowałem, a oni się zgodzili. Pracowało nam się razem tak dobrze, że zabawa nie przysłoniła koncentracji nad czymś wyższym co powoli się rodziło, a to co powstało stało się naszym pierwszym albumem, zatytułowanym „Tartarus: The Darkest Realm”.

Graliście wcześniej w jakichś innych zespołach? Jeśli tak to w jakich?
Scott i ja graliśmy w zespole Flat Earth, który odniósł umiarkowany regionalny sukces. Każdy z nas był zaangażowany i grał w wielu innych zespołach i projektach, tak wielu, że wspomnienie wszystkich jest niewykonalne. Jeden z tych zespołów nazywał się Jack Sabbath i miał całkiem niezły odbiór, pomijając fakt, że to był bardzo dziwny zespół. Grał w nim także koleś, który znał zespół Briana i Matta. Wszyscy kochamy muzykę i postanowiliśmy ją grać aż do samego końca.

Co w ogóle oznacza nazwa waszego zespołu?
Däng oznacza wszystko to, co chciałbyś żeby znaczyło. Tak naprawdę to slangowe słowo w Stanach Zjednoczonych, raczej o głupiutkim znaczeniu. „A umlaut” dodaliśmy żeby wyglądało fajniej. Nie ma żadnego konkretnego znaczenia. Nie ma tu żadnego sekretu do ujawnienia.

Ile czasu powstawał materiał na „Tartarus”?
Napisałem album w kilka miesięcy, ale pracowaliśmy nad nim jako zespół jakiś czas przed nagrywaniem. Całkowity czas jaki poświęciliśmy procesowi twórczemu to najprawdopodobniej okres pełnego roku.

Wiem, że głównym kompozytorem jesteś Ty, Chris. Jednak ciekawi mnie czy jesteś typem dyktatora czy też dopuszczasz pomysły pozostałych muzyków?
Bardzo bym chciał mieć takie jaja żeby dyktatorem się stać, ale nie jestem naznaczony czy też raczej błogosławiony aż takim podejściem. Ponadto, znam trzech pozostałych dżentelmenów pracujących ze mną, którzy są indywidualnościami i podążają swoimi własnymi ścieżkami, więc w najprostszy sposób, byłoby to wręcz niemożliwe w tym zespole. Pytam ich czy chcą grać to, co siedzi w mojej głowie, a oni się zgadzają. Podoba nam się to, a utwory które już piszemy na drugi album będą zawierały udział każdego z nas. Każdy angażuje się bowiem w to, co przygotowujemy i będzie to naprawdę interesujące. Robimy wiele innych rzeczy związanych z muzyką, więc wiemy jakie są nasze priorytety. Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, że znajdują czas i pasję, by mimo to, robić coś razem.

Płyta jest konceptem opartym na mitologii greckiej, a wspólnym mianownikiem wszystkich utworów jest motyw cierpienia. Skąd taki pomysł?
Zawsze interesowałem się mitologią i postrzegałem ją jako idealny pomysł na ciężką rockową podróż ukazującą horror Hadesu, a zwłaszcza Tartaru. To przerażające, bardzo epickie opowieści. Nie byłem nawet pewien czy znajdę dość czasu i właściwych ludzi, by ten pomysł zrealizować. To wręcz zaskakujące, że ten temat nie jest za często podejmowany i używany jako koncept, zwłaszcza w hard rocku czy metalu. Nie jestem pewien czy ja podszedłem do niego właściwie. Po prostu zawsze miałem przekonanie, że te historie są fascynujące i świetnie pasują do ciężkiej doomowej muzyki.

Który z tych bohaterów jest waszym ulubionym i najbardziej tragiczną postacią? Czyje motywy działania byłoby Wam najłatwiej usprawiedliwić?
Wszystkie te historie są jak koszmary. Sądzę, że ta która zyskała największe zainteresowanie to ta o Syzyfie, z kolei ta, która zwróciła moją szczególną uwagę to ta o Tantalu. Słowo „tantalize” [ang. mamić, łudzić – przyp.red] jest często używane w wyjątkowo dziwny pozytywny sposób, zupełnie jakby określało tylko stratę jednej osoby lub określało tymczasową bezużyteczność w momencie największego zainteresowania i zachwytu. Ja jednak nie potrafię o nim myśleć, bez zwrócenia uwagę na jej źródło. Myślę o Tantalusie, który próbuje osiągnąć coś czego nigdy nie będzie miał, i tak przez całą wieczność, to wręcz przerażające, ale także bardzo wymowne. Wszyscy możemy odnieść się do jego historii. Najbardziej makabryczną opowieścią jest jednak dla mnie ta o Tytiosie, który każdego dnia jest pożerany żywcem od nowa. To jest dopiero prawdziwy horror.

Podoba mi się sposób pisania tekstów. Prosty, nie wydumany i mam wrażenie, że z lekkim przymrużeniem oka. Zgadzasz się z taką opinią czy to tylko moje subiektywne zdanie?
Tak, zgodzę się, ale raczej wolę o sobie myśleć jako o głównym edytującym, aniżeli kompozytorze. Wykonywanie szczegółów to przykuwanie uwagi na wszelkie parafrazy i melodie. Próba dodania szczypty humoru tu czy w innym miejscu było świadomą decyzją, ale w żadnym razie nie miała przekroczyć linii, w której stałoby się to głupie lub wręcz obraźliwe. Nie mogę też powiedzieć, że napisałem te teksty. Opowieści w nich zawarte już zostały napisane. Ja je tylko opowiadam na nowo i dodałem do nich kilka rymów.

Jak w ogóle tworzysz muzykę? Co powstaje najpierw? Pierwszy pojawia się riff, refren, może jakaś melodia, które później rozwijasz?
Jak powiedziałem zajmuję się także innymi gatunkami, podobnie tez jak pozostali. Każdy fragment przeszedł oddzielną drogę do pełnego kształtu, ale riffy w Dang zazwyczaj pojawiają się jako pierwsze. Kiedy chcę usłyszeć hard rocka czy metal, czy jakąkolwiek inną ciężką muzykę, uważam, że właściwe riffy to podstawa. Zawsze staram się budować utwory wokół riffów, dbam oto by refren czy przejście było w tym miejscu w którym ma być, tak samo dbam oto by linie melodyczne pasowały do tego co będzie śpiewane do tych riffów. Tworzę dema, by poznać podstawy, ale kiedy zaczynamy je grać na próbach razem, zmieniamy to i owo, by kawałek stał się mocniejszy i brzmiał właściwie.

To co gracie to według mnie epicki doom metal z elementami hard rocka. Jak wy nazywacie to co gracie? Bawicie się w ogóle w jakieś szufladkowanie? 
Cieszę się, że zadałeś to pytanie. Zauważyłem, że jest sporo fanów metalu, którzy potrafią się wkurzyć jeśli coś nie jest wystarczająco „metalowe”. Pozwól, że zaznaczę pewną kwestię: nigdy nie twierdziliśmy, że jesteśmy heavy metalowi. Robimy to, co chcemy robić, cokolwiek do licha nam wychodzi, zrobiliśmy to przedziwne wydawnictwo. Jeśli ludziom się podoba, to świetnie. Jeśli nie, naprawdę nie dbamy oto. Sądzę, że gdybym musiał określić co gramy, to co znajduje się na albumie, to określiłbym to jako ciężki hard rock z dużą rolą riffów, z elementami klasycznego i progresywnego rocka i szczyptą doomu. Większość naszych inspiracji jest oczywiste, ale wszyscy zajmujemy się różnymi gatunkami poza tym zespołem i wydaje mi się, że tę eklektyczność należy obrócić tylko na naszą korzyść. Możliwe, że jesteśmy trochę zbyt zróżnicowani. Chcemy tylko robić to, co chcemy robić. Jeśli odkryjemy, że nie bawi nas to, przestaniemy to robić.

Jak doszło do podpisania papierów z No Remorse? Jak wam się układa współpraca z tą wytwórnią?
Kilka kopii naszego gotowego już krążka, z pełną grafiką została posłana w kilka miejsc mailowo. Dodaliśmy tam nasze utwory. No Remorse było jedna z pierwszych wytwórni do której posłaliśmy ten materiał i jedną z pierwszych, która się do nas odezwała. W każdej rozmowie zawsze byli dla nas mili, pozytywni i podchodzili z dużym respektem. Przez przypadek złożyło się, że to grecka wytwórnia wydała album oparty o grecką mitologię. Było łatwo z nimi zawrzeć kontrakt i jestem dumny, że jestem reprezentowany przez tak wspaniałych ludzi. Jesteśmy pełni podziwu dla Andreasa i Chrisa, kochamy ich za to, co robią, jak prowadzą tę wytwórnię. Naprawdę kochają muzykę, nigdy też nie będziemy w stanie odpowiednio im podziękować za to, że w nas uwierzyli. Polecam by każdy fan hard rocka i metalu odwiedził ich stronę. Znajdziecie tam wiele rzeczy, których nawet byście nie posądzali o istnienie, coś co pokochacie… ba! jedno i drugie jednocześnie!

Tartarus” ma znakomitą szatę graficzną. Główną okładkę namalował Scott Woodard i wykonał naprawdę znakomitą robotę. Jak trafiliście na tego człowieka? Daliście mu wolną rękę czy też dokładnie wykonał wasz projekt? 
Scott jest moim przyjacielem, którego znam jako utalentowanego artystę I podczas jednej z naszych rozmów wspomniałem mu o moim pomyśle na album. Powiedział, że zawsze chciał wykonać okładkę do jakiejś płyty oraz, że chce spróbować. Nie wiedziałem czy cokolwiek z tego wyjdzie, ale powiedziałem mu żeby się tym zajął. Kilka miesięcy później, kiedy skończył ten niesamowity obraz, przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Zrobiliśmy imprezę i odsłoniliśmy ją publicznie dla około czterdziestu osób, które również były zachwycone. Idealnie pasuje do muzyki, a oryginalny obraz wisi teraz na ścianie w moim domu.

Natomiast rysunki wewnątrz wkładki ilustrujące każdy utwór wykonał wasz perkusista Brian Beaver i są one zdecydowanie prostsze, bardziej ascetyczne, ale doskonale się komponują z resztą. A skąd akurat taki, skądinąd również udany pomysł?
Brian powiedział, że wydusi z siebie wszystko co najlepsze, kiedy poprosiłem go narysował indywidualnych bohaterów do każdego z utworów. Wiedziałem że jest ekstremalnie utalentowany i że wykona niesamowitą robotę. Zdradził, że naciskał siebie bardziej niż zwykle, ponieważ zwykle sztukę uprawia tylko dla siebie, dla zabawy. Maluje w różnych stylach, ale tylko wtedy kiedy poczuje, że naprawdę tego potrzebuje. W tym projekcie użył tuszu india i kolorowych kredek. Niebieski gwasz został dołożony nieco później i uznaliśmy, że będzie on pokrywał cały album i idealnie komponował się z okładką Scotta Woodarda. Brian miał rację mówiąc, że za każdym razem tworzy coś co wygląda jakby zrobił to inny artysta, kilka jego obrazów także wisi w moim domu. Ten koleś jest niesamowicie utalentowany, dla mnie samą radością jest o tym wiedzieć.

Jak wygląda promocja „Tartarus”?
Mamy pełne zaufanie do No Remorse. Wykonują kawał znakomitej roboty. Jesteśmy szczęściarzami i bardzo zadowoleni, że to właśnie oni nas reprezentują. Odpowiedziałem na wiele wywiadów, znajdowaliśmy się i byliśmy recenzowani przez kilka znakomitych magazynów i w internecie w wielu cudownych miejscach. Odebraliśmy w większości pozytywne recenzje, co dla nas wiele znaczy. Jestem dumny z tego co zrobiliśmy i niezmiernie mnie cieszy, że jest gdzieś tam grupa ludzi, którym także się to podoba.

Jak ma się sprawa z koncertami? Często gracie na żywo? Jest szansa, że uda wam się przyjechać do Europy?
Nie gramy tak często jak byśmy tego oczekiwali. Kiedy już się nam to uda, zazwyczaj wychodzi nam to całkiem nieźle, a ludzie są zaskoczeni. Jest kilka czynników, takich jak regularna robota, rodzina, kwestie geograficzne i kontynuowanie ewolucji jako eklektyczny indywidualny zbiór artystów, którzy muszą znaleźć czas, by połączyć się na ten konkretny show. Dang to nie jedyna rzecz którą robimy. W naszej części Stanów jesteśmy w bardzo głębokim podziemiu i bardzo nie rozumiani. My traktujemy naszą muzykę poważnie, ale nie można tego powiedzieć o nas samych. Chcemy robić to, co kochamy najlepiej jak potrafimy, zawiera się to także w indywidualnym podejściu, wzajemnym szacunku i jestem szczęśliwy, że mogę grać z nimi wtedy kiedy to tylko możliwe.

Podobno macie już napisany praktycznie cały materiał na nowy album. W jakim kierunku podążycie? Będzie to mniej więcej utrzymane w podobnym klimacie co debiut? 
Powiem, że nowy materiał będzie cięższy i zdecydowanie abrdziej progresywny aniżeli nasz pierwszy album. Wierzę, że nowa muzyka Dang będzie fantastyczna. Jestem bardzo zadowolony, że Brian, Scott i Matt zaangażowali się w proces tworzenia razem ze mną. Będzie to coś zupełnie innego i odnoszę wrażenie, że będzie nawet lepsze niż poprzedni… zobaczymy jak to się potoczy. Mieliśmy kilka prób, dopiero się rozkręcamy. Sądzę, że wszyscy w to wierzymy i zdecydowanie każdy jest podekscytowany, że może to zagrać.

Czy w warstwie lirycznej dalej będziecie się obracać w tematach mitologicznych czy może szykujecie jakąś niespodziankę?
Tematyka także oparta jest na mitologii, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele. Jeśli podobało Ci się to, co znalazło się w tekstach do „Tartarus: The Darkest Realm”, z całą pewnością polubisz także nowe utwory.

Stawiacie sobie w ogóle jakieś ograniczenia podczas komponowania? Są jakieś granice, których nigdy nie przekroczycie?
Zazwyczaj nie piszę w taki sposób. Tworzę wiele różnych gatunków muzyki, wiele z tych tematów może być bardziej osobiste, albo poetyckie, bardziej „głupiutkie” albo „jajcarskie”, cokolwiek by nie powstało będzie odzwierciadlało to, co czuję. Nie mam żadnych limitów, ale z Dang opowiadam ponownie te historie, które zostały już stworzone. Te mity są bardzo interesujące i wszechmocne, tak więc to nie kwestia limitów, a raczej upewnienia się, że potraktujesz je sprawiedliwie i z należytym szacunkiem.

To już wszystkie pytania. Wielkie dzięki za wywiad i powodzenia.
Dziękuję bardzo. Było nam bardzo miło, życzymy szczęścia każdemu z Was. Pozdrawiamy!

Iron Dogs - Brocas Helm są tytanami!

Debiut Iron Dogs wyrwał mnie z butów. Surowy, organiczny Metal w stylu Exciter, Motorhead czy przede wszystkim Brocas Helm nie mógł mi się nie spodobać. Do tego to ich specyficzne. bezkompromisowe i typowo kanadyjskie podejście do samej muzyki jak i sceny również nie jest pozbawione uroku. Na pytania odpowiadali bębniarz Dan oraz obsługujący gitarę, bas i wokal Jo. Skład uzupełnia jeszcze gitarzysta Aidan.

HMP: Czy nazwę Iron Dogs wzięliście od utworu Waszych słynniejszych rodaków z Exciter?
Jo Capitalicide: Tak, nazwa jest wyraźnie zaczerpnięta od Excitera! „Iron Dogs In The City!” traktujemy z pewnym sentymentem. Mówi o dążeniu do wolności i dzikości w granicach tego miasta.
Dan Lee: Kiedy ja i Jo zaczynaliśmy razem grać nie mieliśmy żadnej nazwy, chyba nawet nie zastanawialiśmy się nad nią. Udawałem, że gram do tej piosenki na gitarze i wtedy właśnie pomyślałem, że byłoby fajnie oddać hołd jednemu z najlepszych metalowych debiutów.

Płyta jest do prawdy znakomita. Jakie opinie na jej tematy do Was dochodzą?
Jo Capitalicide: Większość krytyków zdaje sie nie mieć pojęcia o tym co robimy. Dla mnie w muzyce chodzi o siłę i surową energię. To jest o wiele ważniejsze od umiejętności technicznych. Dajcie mi Ramones czy Dream Theatre! Chodzi o wymachiwanie ręką do chwytliwego rytmu.
Dan Lee: Wydaje się, że starsi kolesie ją lubią i również nienawidzą jej. Nie wiem. Gramy dla siebie (śmiech), ale oczywiście cieszy mnie, kiedy ludzie mówią, że im się podoba.

Brzmienie jest bardzo oldschoolowe, surowe i naturalne. Jak udało Wam się je osiągnąć?
Jo Capitalicide: Chyba niektórzy określają to jako brzmienie retro, ale w rzeczywistości to po prostu coś, co wydaje się brzmieć naturalnie. Album nagraliśmy na żywo, z drobnym overdubingiem (Dogranie jakiejś partii wokalnej lub instrumentalnej do wcześniej nagranego materiału. – przyp. red.) w niektórych miejscach, zaledwie po kilku próbach zespołu. Dlatego wydaje się brzmieć surowo. Jest bardzo organiczna i chaotyczna. Rzeczy wydawane dzisiaj jako metal są zbyt mechaniczne. Brzmienie jest zbyt skompresowane i cyfrowe. Naprawdę nie jesteśmy typem muzyków. Nikt z nas nie ma odpowiedniego przygotowania. Właściwie tylko Aidan zna techniki gry. Ja patrzę na podstrunnicę i niewiele z niej ma dla mnie sens. Po prostu gramy to co czujemy.
Dan Lee: Kurwa, bębnienie mnie odstresowuje. Zawsze jestem wkurwiony. Dzieci, ćwiczcie codziennie, ale nie bierzcie lekcji od starego pana w dresie.

Wasza płyta „Cold Bitch” jest jak wehikuł czasu cofający słuchacza w lata 81-84. Takie były Wasze założenia czy po prostu tak Wam wyszło?
Jo Capitalicide: Tak po prostu wyszło. Nagraliśmy i zmiksowaliśmy całość w kilka godzin. Ostateczny mix został zrobiony i wysłany mi przez e-maila. Musiałem to zatwierdzić będąc w Europie słuchając go przez gówniane głośniki w laptopie. Trudno jest ocenić jakość nagrania w taki sposób! Metal był wtedy w szczytowym okresie ze względu na technologię nagrywania.

Wasza muzyka jest dla mnie wypadkową takich zespołów jak wczesne Iron Maiden, Motorhead, Venom, Exciter i Brocas Helm. Jak się do tego odniesiecie? Jakie grupy były dla Was największą inspiracją?
Jo Capitalicide: Maiden pisali hymny, podczas gdy zespoły takie jak Venom i Exciter były czystym podmuchem surowej mocy! Motorhead ustawili poprzeczkę dla szybkości i agresywności heavy metalu. Gdyby nie oni, heavy metal i tak brzmiałby jak Grand Funk Railroad, czy Rainbow. Kochamy ubogi metal jak Brocas Helm, Liege Lord, Omen, Manilla Road. Te zespoły, które nigdy nie osiągnęły sukcesu komercyjnego, których nagrania zawsze były odrobinę odłączone.
Dan Lee: Prawie trafiłeś w dziesiątkę w swoim pytaniu. Wszystkie te zespoły są dla mnie wielkie, ale jest tez coś szczególnego w zespołach, które osiągnęły szorstki i chaotyczny styl gry, pamiętając o melodii. Brocas Helm są tytanami!

Scena kanadyjska od zawsze charakteryzowała się indywidualnością i bezkompromisowością, wystarczy wymienić takie zespoły jak Exciter, Voivod, Razor, Slaughter czy nawet Blasphemy. Na czym polega fenomen tej sceny?
Jo Capitalicide: Podczas gdy wszystkie kanadyjskie klasyki naprawdę przesunęły granicę szybkości i ciężkości, nie należy zapominać zespołów, które pozostały wierne jak Anvil, Breaker, Def Dealer, Witch Killer, itd.
Dan Lee: Zawsze graj, aby zabić. Kanadyjskie nastawienie nie bierze jeńców, a my nie jemy francuskich tostów.

Jak wyglądają Wasze relacje z innymi młodymi grupami z Kanady takimi jak chociażby Cauldron, Skull Fist, Iron Kingdom czy Evil Survives?
Jo Capitalicide: Cauldron są naszymi przyjaciółmi i wspaniałym zespołem. Skull Fist przetrwało wiele zmian składu zanim w końcu wydali płytę i ruszyli w trasę! Chłopaki z Evil Survives prowadzą„War On Music Recerds”. Wydaje ponownie dla takich zespołów jak Sacrifice, Razor, Slaughter, Personality Crisis, DBC, Voivod, Napalm Death, itd. Prowadzą tez sklep muzyczny w Winnipeg. Kanada to wielki kraj. Musisz zrozumieć, że przejechanie z jednego jej końca na drugi zajmuje 5 dni.

Jak długo gracie Metal? W jakich zespołach graliście przed Iron Dogs?
Jo Capitalicide: Wcześniej grałem w zespołach jak Bastardator, Trioxin245 i Germ Attak.
Dan Lee: Od kiedy w wieku 6 lat usłyszałem “Turn Up The Night”, grałem na niewidzialnych instrumentach i w wyimaginowanych zespołach.

Cd „Cold Bitch” wydaliście nakładem Dying Victim prod. natomiast Lp. via Iron Bonehead. Jesteście zadowoleni ze współpracy z tymi wytwórniami?
Jo Capitalicide: Na razie jest w porządku. Obie wytwórnie zachowują dobry kontakt, były szybkie i bardzo uczciwe oraz miały dobrą dystrybucję i promocję. To dziś rzadko spotykana jakość w muzyce podziemia.

Co to za niewiasta wcieliła się w rolę „Cold Bitch” na okładce i skąd wzięliście wilki tak chętne do pozowania do zdjęcia (śmiech)?
Jo Capitalicide: Zdjęcie zrobiono na wsi, tutaj niedaleko, w kwietniu 2012. Morgan Hardwood jest miejscową modelką. Psy przywabiło jedzenie, które zostawiliśmy w pobliżu, podczas gdy ona odmrażala sobie tyłek.

Jak wygląda kwestia koncertów. Jak często gracie na żywo?
Jo Capitalicide: Nigdy.

Graliście już w Europie? Jest szansa, że tu dotrzecie?
Jo Capitalicide: Raczej nie.

Piszecie już jakieś nowe numery? Kiedy planujecie wydać „dwójkę”?
Jo Capitalicide: Tak. Planujemy nagrać nową LP w październiku 2013. Oczekujcie więc nowego albumu jakoś w 2014 roku. Fani „Cold Bitch” polubią również tą płytę!
Dan Lee: Nadal musimy napisać utwór discometalowy, ale nowy materiał, który próbujemy na pewno zadowoli fanów naszego pierwszego albumu i nie przekona do nas tych, którzy nas nienawidzą.

Jakie są plany Iron Dogs na najbliższą przyszłość? Szykujecie coś ciekawego?
Jo Capitalicide: Rozwój lub dorobienie się i obecność w sieci. Pracować naprawdę ciężko, żeby ten album był warty wysłuchania! Nie tylko nagrywanie płyt, bo „to robią zespoły”.

Evilnight - Któż nie lubi motocykli, seksu i szatana?

Drugie demo Evilnight zatytułowane „Stormhymns of Filth” zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Surowe, chamskie speed metalowe granie podszyte punkową bezczelnością nie mogło się zresztą nie spodobać. Zresztą jeśli Venom, Exciter i wczesny Bathory to twoi bogowie to natychmiast powinieneś również sprawdzić tych Finów. Poza tym jak można wywnioskować z poniższego wywiadu i mocno lakonicznych odpowiedzi basisty Clinta Beastwooda(dobra ksywka) chyba nie bardzo im zależy na promocji i podbijaniu światowych scen. Niestety wywiad bardzo krótki, ale w końcu liczy się muzyka, prawda?

HMP: Na początek standardowe pytanie. Jak doszło do powstania Evilnight?
Clint Beastwood: Evilnight powstało na początku 2010 roku z inicjatywy Rona Heresy i Samuela L. Saxona. Chcieli grać metalpunkową muzykę i dopiero nieco później przekształciło się to w znane w obecnej formie, Evilnight.

Gracie bądź graliście w jakichś innych zespołach?
Wszyscy oprócz Samuela L. Saxona grali lub wciąż grają w innych zespołach. Na przykład Hell Gibson gra w Axelslaughter.

Czemu zdecydowaliście się grać akurat mocno obskurny i oldschoolowy speed metal?
Ponieważ kochamy to. Nie ma ku temu żadnych specjalnych przesłanek, naturalnie każdy z nas mógłby o tym mówić i ma jakieś swoje powody, że gra taką czy inną muzykę, ale ja nie zamierzam wchodzić w szczegóły.

Jak długo powstawał materiał na „Stormhymns...”?
Materiał powstawał przez te wszystkie lata. Niektóre powstały jeszcze w momencie formowania zespołu, a inne od podstaw już na etapie nagrywania.

Pomimo chamskiego brzmienia i ogólnie bezczelnego stylu grania, wasze kawałki są bardzo chwytliwe. Takie „Turbofuck”, „Dykes on Bikes” czy rozpieprzający „Lord of Darkstar” to niesamowite hiciory. Które kawałki lubicie grać najbardziej?
Cóż, ja nie widzę specjalnej różnicy w odbieraniu tych utworów, w tym który bardziej wolę grać. Lubię je jako całość. Ponownie, nie bardzo mogę wypowiadać się w imieniu moich kolegów, ale myślę, że każdy z nich w jakiś sposób jest ulubionym dla każdego z nas.

Skąd pomysł na umieszczenie w „Turbofuck” riffu z „Reign in Blood”?
Nie mam pojęcia. Może dlatego, że to jeden z najbardziej rozpoznawalnych riffów jakie kiedykolwiek wymyślono, a my go tam umieściliśmy? W końcu czemu by nie, prawda?

Co was zainspirowało do takiego grania? Obstawiam Venom, Bathory, Exciter i coś NWOBHM.
Trafiłeś w sedno! (śmiech) Możesz dodać do the listy więcej kapel, ale tak to one najmocniej nas określają.

Raczej nie bawicie się w poezje, a wasze teksty są dość bezpośrednie. Główne tematy to chyba motocykle, dziwki i diabeł? Możecie coś więcej przybliżyć na ich temat?
Możemy, ale będzie to tylko część punktu widzenia. Poza tym, któż nie lubi motocykli, seksu i szatana?

Finowie słynął z bardzo dużego spożycia wódy. Jak to jest w waszym przypadku? Podejrzewam, że takiej muzy jaką wy gracie nie stworzyliby abstynenci (śmiech).
Cóż, powiedzmy że każdy z nas ma wiele przepitych nocy, niektóre z nich pamięta się lepiej, a inne znacznie mniej, a jeszcze innych nie pamięta się wcale.

"Stormhymns of Filth" ukazał się tylko na kasecie. Czemu nie zdecydowaliście się wypuścić tego na krążku? Mam wrażenie, że ostatnio pod względem kultowości i podziemności taśmy zajmują miejsce winyli, które są obecnie łatwo dostępne.
Podjęliśmy taka decyzję, bo czuliśmy się z nią dobrze, a CD to jest coś czego bardzo nie lubimy. Mamy nadzieję, że kiedyś wydamy płytę na winylu, ale na to nie nadszedł jeszcze czas.

Kiedy planujecie wydać pełnowymiarowy debiut? Będą na nim też kawałki z demówek?
Tego jeszcze nie wiem. Póki co chcemy startować z tego miejsca, żeby "Stormhymns..." nie był tylko kolekcją demówek, bo tak naprawdę jest album złożony z czterech kawałków, które zrobiliśmy i wrzuciliśmy do internet jako "The Redrum Tapes".

Mam nadzieję, że utrzymacie ten sam kierunek co do tej pory i nie zaczniecie się „rozwijać” dodając np. elektroniczne wstawki i zakładając sukienki (śmiech)?
Nie mam co do tego żadnych obaw.

Jak to się stało, że znaleźliście się w szeregach tak zajebistej wytwórni jak Hells Headbangers?
Szczęśliwy traf! Oczywiście to był zaszczyt pracować z taka wytwórnią jak Hells Headbangers Records i mam nadzieję, że uda się kontynuować tę współpracę w przyszłości.

Jak wygląda kwestia waszych gigów? Często gracie? Z kim i gdzie będzie was można zobaczyć w najbliższym czasie?
Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy graliśmy może raz. Nadchodzący gig ponownie będzie tylko w Finlandii, tym razem w październiku w Club Prkl w Helsinkach razem z Axelslaughterem.

Jak wygląda promocja „Stormhymns...”? Jesteście zadowoleni czy uważacie, że można w tym kierunku zrobić więcej?
Mogliśmy zrobić w tej kwestii znacznie więcej, zwłaszcza że reakcje na kasety była naprawdę dobra, a i na sprzedaż narzekać nie możemy.

Jak byście zareklamowali fanatykom swoją taśmę?
Przesłuchaj kilka naszych utworów, które wrzuciliśmy do internetu i kup naszą kasetę, a następnie znów ich posłuchaj, ale tym razem na cały regulator!

To już wszystko z mojej strony. Wielkie dzięki za wywiad.
Również dziękujemy.

Sacral Rage - Chcemy przypomnieć jak kopie tyłki grecki metal!

Grecka scena wciąż nie odpuszcza. Jednak w przypadku Sacral Rage nie ma mowy o epckim graniu w klimatach Manilla Road, ale o czystym US power metalu. Lubicie Jag Panzer, Crimson Glory, Liege Lord? To powinniście też polubić epkę „Deadly Bits of Iron Fragments” nagraną przez tych czterech ateńczyków. Kolejną rekomendacją powinien być też fakt, że zostali zaproszeni na przyszłoroczną edycję Keep it True co jest również ogromną nobilitacją. Ich debiutancki krążek planowany na początek przyszłego roku zapowiada się bardzo smakowicie i już oczekuję go z dużą niecierpliwością. Przed wami Sacral Rage.

HMP: Cześć, jakie są początki Sacral Rage?
Sacral Rage: Cześć! Powstaliśmy w grudniu 2011 roku w Atenach, w Grecji. Od tamtego czasu wydaliśmy promo CD w 2011 roku i MCD/EP zatytułowane „Deadly Bits Of Iron Fragments” przy pomocy Eat Metal Records. W skład zespołu wchodzą: Dimitris na wokalu, Vangelis na perkusji, Spyros na basie i Marios na gitarze.

Muszę przyznać, że kiedy zobaczyłem waszą nazwę i dowiedziałem się skąd pochodzicie, byłem przekonany, że gracie epicki metal w stylu Manilla Road i Cirith Ungol. Jednakże ewidentnie kierujecie się na tory amerykańskiego speed/power metalu. Co jest tego przyczyną?
Cóż, zaczęliśmy grać muzykę, która później się wykrystalizowała. Nie mieliśmy jakoś sztywno określonych motywów w naszych głowach, kiedy zaczęliśmy komponować „Deadly Bits”, więc nie było żadnej konkretnej przyczyny. Oczywiście, wiemy, że muzyka jest bliska brzmieniu amerykańskiemu, ponieważ jesteśmy dużymi adoratorami tamtejszej sceny. Nie chcemy jednak szufladkować naszej muzyki. My postrzegamy siebie samych jako zespół heavy metalowy.

Jakie zespoły wywarły na was największy wpływ. Komu zawdzięczacie powstanie Sacral Rage? (śmiech)
Cóż, jest wiele zespołów które wpłynęły na powstanie Sacral Rage. (śmiech) Sądzę, że łączymy u nas amerykańską technikę z europejskim wyczuciem i melodią. Niektórymi zespołami, które nas inspirują są: Judas Priest, Watchtower, Annihilator, Rush, Jag Panzer, Nasty Savage, Crismon Glory i lista mogłaby być dłuższa, ale staramy się łączyć ich wszystkich w taki sposób, by uzyskać nasze unikalne brzmienie.

Jak długo tworzyliście materiał na “Deadly Bits…”? Czy wszystkie stworzone kawałki znalazły się na EPce?
Utwory napisane na „Deadly Bits…” powstawały trzy miesiące, a przynajmniej tyle istniały zanim zostały wydane. Wszystko co powstało znalazło się na tej epce, a powodem pośpiechu był fakt, że nasz gitarzysta musiał odsłużyć dziewięć miesięcy obowiązkowej służby wojskowej, więc chcieliśmy mieć coś w garści przez okres tych dziewięciu miesięcy. „Deadly Bits” zostały jednak zrealizowane po tym dziewięciomiesięcznym okresie ponieważ dopiero wtedy byliśmy zdolni promować ten materiał na gigach i tak dalej. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że ostatni numer „Burning yearning” nigdy nie był próbowany. Odsłuchaliśmy go w całości dopiero kiedy nagrania już były skończone. (śmiech)

Jak tworzycie swoją muzyke? Jest efektem pracy zespołowej czy może podział ról jest ściśle określony?
Cóż, raczej bym powiedział, że coś pomiędzy. Czasem jest tak, że ktoś przynosi gotowy kawałek, a czasem trzeba go poćwiczyć i przearanżować w studiu. Generalnie wszyscy członkowie są zaangażowani w proces komponowania. W przypadku EPki, Marios i Spyros przynieśli większość numerów, kiedy Dimitris zajmował się przedprodukcją wokali przy pomocy Maria. Rola Vangelisa zasadzała się na wskazywanie potrzeb, które trzeba dodać do numerów poprzez dodawanie kluczowych idei i kilku ważnych punktów. Mamy to szczęście, że mamy własne domowe studio, gdzie możemy nagrywać wczesne wersje numerów, a następnie ćwiczyć je w naszym studiu, gdzie odbywają się próby.

Jest tam cover Nasty Savage, “Gladiator”, który świetnie pasuje do reszty. Czy myśleliście o przeróbce jakiegoś innego utworu, czy może „Gladiator” był pierwszą i jedyną myślą?
Po pierwsze wszyscy szanujemy Nasty Savage, którzy byli pierwszą ekstremalną (muzycznie i wizerunkowo) prawdziwą metalową grupą! Jak powiedziałem, to było coś w rodzaju idealnego wyboru na cover. Nie mieliśmy na myśli żadnej innej kapeli. Innym powodem dla którego zrobiliśmy ten numer, było to, że dzięki temu powstał pierwszy hołd dla tych potworów metalu! Rozmawialiśmy z Benem Meyerem, zgodził się i zrobiliśmy to. Sądzę, że jesteśmy gdzieś tam pomiędzy „Gladiatorem” a „Metal Knights”.

Gdzie było kręcone wideo do “Master of Darker Light”? W moim odczuciu to prawdodobnie Wasz najlepszy kawałek, ale jakie kryteria kierowały Wami podczas jego wyboru?
Kręciliśmy w dwóch miejscach. Główne zdjęcia są z klubu 7sins znajdującego się w Atenach, a jego druga część była filmowana w salce prób jednego z naszych przyjaciół. Wybór był dla nas łatwy, „Master…” miał świetny odbiór podczas koncertów, był killerem!! Wierzymy, że ma wszystkie te elementy: melodię, agresywność, szaleństwo i wiele innych, które chcieliśmy zawrzeć na „Deadlu Bits…”, a także ma odpowiednią, dopuszczalną długość dla takiego wideoklipu.

Deadly Bits…” zostało wydane przez Eat Metal Records. Czy zamierzacie kontynuować z nimi współpracę na następnych wydawnictwach? Może macie już jakieś inne propozycje?
Greg z Eat Metal Records jest świetnym kolesiem i przyjacielem. Chciał z nami pracować od pierwszego dnia. Nie było to tylko bezmyślne działanie z naszej strony. Jak dotąd mieliśmy propozycje z greckich wytwórni, włączając w to Eat Metal i od kilku europejskich. Obecnie rozważamy wszystkie możliwe scenariusze. W niedługim czasie będziemy mieli dobre wieści do przekazania.

Posiadacie naprawdę dobre umiejętności, muszę więc zapytać czy graliście wcześniej w innych zespołach? Jak długo gracie na swoich instrumentach?
Dzięki za twoje słowa. Prawdą jest, że Sacral Rage nie jest naszym pierwszym zespołem. Dla większości z nas jest zespołem, który wyrósł na gruncie tych, których wcześniej byliśmy częścią. Nasi członkowie grali w przeszłości w kilku greckich undergroundowych zespołach. Dimitris śpiewał w Outcry, Spyros grał w Accelerator, Vangelis miał Necrovorousa i Overkasta, a Marios grał z Dizzy Dizzign. Wszyscy zaczęliśmy na naszych instrumentach grać mniej więcej w tym samym czasie, tylko Vangelis zaczynał na scenie metalowej nieco wcześniej niż my. Zgaduję, że dojrzewać i ćwiczyć zaczęliśmy gdzieś w roku 2004.

Waszym ogromnym atutem jest głos Dimitrisa, zwłaszcza jego falset. Czy brał jakieś lekcje śpiewu? Kto jest jego inspiracją?
Dimitris jest kompletnym samoukiem!! Nigdy nie brał pod uwagę siebie jako muzyka, bardziej postrzegał siebie jako metalheada. Mimo to, że chce doskonalić swoje umiejętności wokalne, nigdy nie brał żadnych wokalnych lekcji, ponieważ nie chce stracić swojej naturalnej agresywności i swojego bezkompromisowego podejścia do linii i melodii wokalnych. Jego inspiracjami są Harry „The Tyrant” Conklin, Jonathon Stewart, Carl Albert, Alan Tecchio, John Cyriis, Warrel Dane, Midnight, Ski i wielu innych.

Nie rozważaliście dodania do składu jeszcze jednego gitarzysty? Wydaje mi się, że Wasza muzyka skorzystałaby na tym. Co o tym sądzicie?
Cóż, jak widać nie potrzebowaliśmy drugiego gitarzysty. Po pierwsze, nasze brzmienie zmieniłoby się radykalnie poprzez dołączenie drugiego gitarzysty. Ponadto, byłoby naprawdę ciężko znaleźć odpowiednią osobę. Musielibyśmy spędzić mnóstwo czasu poświęcając go na inkorporowanie piątego członka i wcale sobie tego nie życzymy. Przynajmniej na chwilę obecną. To byłoby jak zaczynanie od kompletnego zera. Jak pokazują nasze koncerty, nie mamy z tym żadnych problemów, nie wspominając o poprawnym odegraniu naszego materiału. Niektóre fragmenty może i by potrzebowały drugiej gitary, są przearanżowane w odpowiedni sposób na potrzeby gigu.

Jak to się stało, że zostaliście zaproszeni na legendarny festiwal Keep It True? Jestem pewien, że możecie liczyć na silne wsparcie waszych krajanów pod sceną?
To wielki zaszczyt dla nas być częścią tego festiwalu!! Mówi się, że będziemy pierwszą grecką grupą która na nim wystąpi od 2008 roku. Chcemy przypomnieć fanom KITa, jak tyłki kopie grecki metal (śmiech). Manolis Karazeris dał zarządowi festiwalu kilka kopii naszych nowych kawałków promocyjnych zrobionych specjalnie dla Keep It True, a oni nas bez wahania zaprosili na edycję w 2015 roku. Dzięki im z całego serca!! Jesteśmy dozgonnie wdzięczni! Wielu greckich metalheadów wspiera ten festiwal każdego roku, więc tak, liczymy na odlot podczas naszego występu.

Skoro mówimy o koncertach, jak często gracie na żywo? Wiem, że graliście przed takimi legendami jak Skyclad czy Jag Panzer.
Tak! Graliśmy kilka koncertów z zabójczymi i legendarnymi kapelami!! To było wspaniałe widzieć ich i rozmawiać z nimi na backstage’u, z naszymi bohaterami, zwłaszcza, że są zajebistymi ludźmi. Coś wspaniałego!! Zagraliśmy kilka koncertów w Atenach (w odstępach dwu, trzy miesięcznych), żeby się zaprezentować jak największej publiczności, jakby nie patrzeć jesteśmy nowym zespołem i popromować „Deadly Bits of Iron Fragments”. Teraz znów zagramy w naszym rodzinnym mieście, a potem będziemy grać kiedy będziemy mogli powiedzieć, że mamy coś nowego, co stanie się wtedy gdy wyjdzie nasz nowy album.

Minęło już trochę czasu od momentu wydania “Deadly Bits…”. Czy tworzycie już materiał na Wasz debiutancki album?
Idealnym momentem na nowy album byłby początek 2015 roku. Nie udawalibyśmy się na KIT i Heavy Sound, które mamy już zarezerwowane z pustymi rękoma. Komponujemy ostatnie kawałki oraz dopieszczamy już istniejące. Pełna płyta będzie zawierać osiem albo dziewięć kawałków.

W jakim kierunku pójdzie wasza muzyka? Czy będzie to ewolucja czy może rewolucja? A może nie będzie żadnych zmian?
W nawiązaniu do tego co powiedziałeś, będzie to ewolucja poprzez rewolucję. Oznacza to, że utwory pozostaną ciężkie i mroczne, ale nałożą się na nie jeszcze inne filtry. Kawałki będą bardziej pełne, bardziej techniczne i jeszcze bardziej Sacral Rage’owe. Spędziliśmy nad nimi mnóstwo czasu i jesteśmy bardzo pewni siebie. Jeśli ‘Dead Bits…” był małym kroczkiem, to teraz czeka nas duży krok. Nie ma najmniejszego sensu w nie dokonywaniu zmian i robieniu tego samego co znalazło się na EPce po raz kolejny.

Jakie macie plany na przyszłość? Czego można się po Was spodziewać?
Oczekujcie pełnowymiarowego uderzenia! Ponadto, jak wspomniałem wcześniej, zamierzamy zagrać na KIT oraz na belgijskim Heavy Sound. Jesteśmy otwarci na propozycje zagrania wszędzie tam, gdzie nas zechcą, więc mówcie o nas!

To wszystkie pytania, które przygotowałem. Ostatnie słowa należą do was.
Dziękujemy za wywiad dla Heavy Metal Pages!!! Mamy nadzieję na spotkanie z wami w Polsce, słyszałem że szalona z was publiczność!!! Pozdrowienia!!! Wspierajcie metal, a nie trendy!!! Chwała undergroundowi!!!