wtorek, 31 marca 2015

Däng - Przerażające, bardzo epickie opowieści



Däng – podejrzewam, że ta nazwa niewiele mówi większości z Was. Jednak najwyższy czas to zmienić, gdyż ich debiutancka płyta „Tartarus:The Darkest Realm” wydana przez grecką No Remorsae rec. to bardzo udane dzieło. Nietuzinkowa muzyka będąca wypadkową hard rocka, doom metalu i progresji wspólnie z tekstami opartymi na greckiej mitologii i motywie cierpienia, tworzą razem bardzo smakowitą całość. Mam nadzieję, że przynajmniej część z was zainteresuje się tym projektem. Na moje pytania odpowiadał lider zespołu, śpiewający gitarzysta Chris Church.

HMP: Witam. Jako pierwsze muszę zadać pytania o Wasze początki. Jak doszło do powstania Däng?
Chris Church: Gitarzysta Scott Cornette i ja graliśmy techniczny hard rock w zespole Flat Earth. Byliśmy kumplami od lat, wielokrotnie pracowaliśmy ze sobą w licznych projektach. Zaprzyjaźniliśmy się z perkusistą Brianem Beaverem i basistą Mattem Luttonem, którzy grali w zespole Leonoir Swingers Club i odkryliśmy, że wszyscy kochamy ciężką progresywną muzykę. Zapytałem ich czy nie chcieliby pograć kilku numerów nad którymi pracowałem, a oni się zgodzili. Pracowało nam się razem tak dobrze, że zabawa nie przysłoniła koncentracji nad czymś wyższym co powoli się rodziło, a to co powstało stało się naszym pierwszym albumem, zatytułowanym „Tartarus: The Darkest Realm”.

Graliście wcześniej w jakichś innych zespołach? Jeśli tak to w jakich?
Scott i ja graliśmy w zespole Flat Earth, który odniósł umiarkowany regionalny sukces. Każdy z nas był zaangażowany i grał w wielu innych zespołach i projektach, tak wielu, że wspomnienie wszystkich jest niewykonalne. Jeden z tych zespołów nazywał się Jack Sabbath i miał całkiem niezły odbiór, pomijając fakt, że to był bardzo dziwny zespół. Grał w nim także koleś, który znał zespół Briana i Matta. Wszyscy kochamy muzykę i postanowiliśmy ją grać aż do samego końca.

Co w ogóle oznacza nazwa waszego zespołu?
Däng oznacza wszystko to, co chciałbyś żeby znaczyło. Tak naprawdę to slangowe słowo w Stanach Zjednoczonych, raczej o głupiutkim znaczeniu. „A umlaut” dodaliśmy żeby wyglądało fajniej. Nie ma żadnego konkretnego znaczenia. Nie ma tu żadnego sekretu do ujawnienia.

Ile czasu powstawał materiał na „Tartarus”?
Napisałem album w kilka miesięcy, ale pracowaliśmy nad nim jako zespół jakiś czas przed nagrywaniem. Całkowity czas jaki poświęciliśmy procesowi twórczemu to najprawdopodobniej okres pełnego roku.

Wiem, że głównym kompozytorem jesteś Ty, Chris. Jednak ciekawi mnie czy jesteś typem dyktatora czy też dopuszczasz pomysły pozostałych muzyków?
Bardzo bym chciał mieć takie jaja żeby dyktatorem się stać, ale nie jestem naznaczony czy też raczej błogosławiony aż takim podejściem. Ponadto, znam trzech pozostałych dżentelmenów pracujących ze mną, którzy są indywidualnościami i podążają swoimi własnymi ścieżkami, więc w najprostszy sposób, byłoby to wręcz niemożliwe w tym zespole. Pytam ich czy chcą grać to, co siedzi w mojej głowie, a oni się zgadzają. Podoba nam się to, a utwory które już piszemy na drugi album będą zawierały udział każdego z nas. Każdy angażuje się bowiem w to, co przygotowujemy i będzie to naprawdę interesujące. Robimy wiele innych rzeczy związanych z muzyką, więc wiemy jakie są nasze priorytety. Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, że znajdują czas i pasję, by mimo to, robić coś razem.

Płyta jest konceptem opartym na mitologii greckiej, a wspólnym mianownikiem wszystkich utworów jest motyw cierpienia. Skąd taki pomysł?
Zawsze interesowałem się mitologią i postrzegałem ją jako idealny pomysł na ciężką rockową podróż ukazującą horror Hadesu, a zwłaszcza Tartaru. To przerażające, bardzo epickie opowieści. Nie byłem nawet pewien czy znajdę dość czasu i właściwych ludzi, by ten pomysł zrealizować. To wręcz zaskakujące, że ten temat nie jest za często podejmowany i używany jako koncept, zwłaszcza w hard rocku czy metalu. Nie jestem pewien czy ja podszedłem do niego właściwie. Po prostu zawsze miałem przekonanie, że te historie są fascynujące i świetnie pasują do ciężkiej doomowej muzyki.

Który z tych bohaterów jest waszym ulubionym i najbardziej tragiczną postacią? Czyje motywy działania byłoby Wam najłatwiej usprawiedliwić?
Wszystkie te historie są jak koszmary. Sądzę, że ta która zyskała największe zainteresowanie to ta o Syzyfie, z kolei ta, która zwróciła moją szczególną uwagę to ta o Tantalu. Słowo „tantalize” [ang. mamić, łudzić – przyp.red] jest często używane w wyjątkowo dziwny pozytywny sposób, zupełnie jakby określało tylko stratę jednej osoby lub określało tymczasową bezużyteczność w momencie największego zainteresowania i zachwytu. Ja jednak nie potrafię o nim myśleć, bez zwrócenia uwagę na jej źródło. Myślę o Tantalusie, który próbuje osiągnąć coś czego nigdy nie będzie miał, i tak przez całą wieczność, to wręcz przerażające, ale także bardzo wymowne. Wszyscy możemy odnieść się do jego historii. Najbardziej makabryczną opowieścią jest jednak dla mnie ta o Tytiosie, który każdego dnia jest pożerany żywcem od nowa. To jest dopiero prawdziwy horror.

Podoba mi się sposób pisania tekstów. Prosty, nie wydumany i mam wrażenie, że z lekkim przymrużeniem oka. Zgadzasz się z taką opinią czy to tylko moje subiektywne zdanie?
Tak, zgodzę się, ale raczej wolę o sobie myśleć jako o głównym edytującym, aniżeli kompozytorze. Wykonywanie szczegółów to przykuwanie uwagi na wszelkie parafrazy i melodie. Próba dodania szczypty humoru tu czy w innym miejscu było świadomą decyzją, ale w żadnym razie nie miała przekroczyć linii, w której stałoby się to głupie lub wręcz obraźliwe. Nie mogę też powiedzieć, że napisałem te teksty. Opowieści w nich zawarte już zostały napisane. Ja je tylko opowiadam na nowo i dodałem do nich kilka rymów.

Jak w ogóle tworzysz muzykę? Co powstaje najpierw? Pierwszy pojawia się riff, refren, może jakaś melodia, które później rozwijasz?
Jak powiedziałem zajmuję się także innymi gatunkami, podobnie tez jak pozostali. Każdy fragment przeszedł oddzielną drogę do pełnego kształtu, ale riffy w Dang zazwyczaj pojawiają się jako pierwsze. Kiedy chcę usłyszeć hard rocka czy metal, czy jakąkolwiek inną ciężką muzykę, uważam, że właściwe riffy to podstawa. Zawsze staram się budować utwory wokół riffów, dbam oto by refren czy przejście było w tym miejscu w którym ma być, tak samo dbam oto by linie melodyczne pasowały do tego co będzie śpiewane do tych riffów. Tworzę dema, by poznać podstawy, ale kiedy zaczynamy je grać na próbach razem, zmieniamy to i owo, by kawałek stał się mocniejszy i brzmiał właściwie.

To co gracie to według mnie epicki doom metal z elementami hard rocka. Jak wy nazywacie to co gracie? Bawicie się w ogóle w jakieś szufladkowanie? 
Cieszę się, że zadałeś to pytanie. Zauważyłem, że jest sporo fanów metalu, którzy potrafią się wkurzyć jeśli coś nie jest wystarczająco „metalowe”. Pozwól, że zaznaczę pewną kwestię: nigdy nie twierdziliśmy, że jesteśmy heavy metalowi. Robimy to, co chcemy robić, cokolwiek do licha nam wychodzi, zrobiliśmy to przedziwne wydawnictwo. Jeśli ludziom się podoba, to świetnie. Jeśli nie, naprawdę nie dbamy oto. Sądzę, że gdybym musiał określić co gramy, to co znajduje się na albumie, to określiłbym to jako ciężki hard rock z dużą rolą riffów, z elementami klasycznego i progresywnego rocka i szczyptą doomu. Większość naszych inspiracji jest oczywiste, ale wszyscy zajmujemy się różnymi gatunkami poza tym zespołem i wydaje mi się, że tę eklektyczność należy obrócić tylko na naszą korzyść. Możliwe, że jesteśmy trochę zbyt zróżnicowani. Chcemy tylko robić to, co chcemy robić. Jeśli odkryjemy, że nie bawi nas to, przestaniemy to robić.

Jak doszło do podpisania papierów z No Remorse? Jak wam się układa współpraca z tą wytwórnią?
Kilka kopii naszego gotowego już krążka, z pełną grafiką została posłana w kilka miejsc mailowo. Dodaliśmy tam nasze utwory. No Remorse było jedna z pierwszych wytwórni do której posłaliśmy ten materiał i jedną z pierwszych, która się do nas odezwała. W każdej rozmowie zawsze byli dla nas mili, pozytywni i podchodzili z dużym respektem. Przez przypadek złożyło się, że to grecka wytwórnia wydała album oparty o grecką mitologię. Było łatwo z nimi zawrzeć kontrakt i jestem dumny, że jestem reprezentowany przez tak wspaniałych ludzi. Jesteśmy pełni podziwu dla Andreasa i Chrisa, kochamy ich za to, co robią, jak prowadzą tę wytwórnię. Naprawdę kochają muzykę, nigdy też nie będziemy w stanie odpowiednio im podziękować za to, że w nas uwierzyli. Polecam by każdy fan hard rocka i metalu odwiedził ich stronę. Znajdziecie tam wiele rzeczy, których nawet byście nie posądzali o istnienie, coś co pokochacie… ba! jedno i drugie jednocześnie!

Tartarus” ma znakomitą szatę graficzną. Główną okładkę namalował Scott Woodard i wykonał naprawdę znakomitą robotę. Jak trafiliście na tego człowieka? Daliście mu wolną rękę czy też dokładnie wykonał wasz projekt? 
Scott jest moim przyjacielem, którego znam jako utalentowanego artystę I podczas jednej z naszych rozmów wspomniałem mu o moim pomyśle na album. Powiedział, że zawsze chciał wykonać okładkę do jakiejś płyty oraz, że chce spróbować. Nie wiedziałem czy cokolwiek z tego wyjdzie, ale powiedziałem mu żeby się tym zajął. Kilka miesięcy później, kiedy skończył ten niesamowity obraz, przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Zrobiliśmy imprezę i odsłoniliśmy ją publicznie dla około czterdziestu osób, które również były zachwycone. Idealnie pasuje do muzyki, a oryginalny obraz wisi teraz na ścianie w moim domu.

Natomiast rysunki wewnątrz wkładki ilustrujące każdy utwór wykonał wasz perkusista Brian Beaver i są one zdecydowanie prostsze, bardziej ascetyczne, ale doskonale się komponują z resztą. A skąd akurat taki, skądinąd również udany pomysł?
Brian powiedział, że wydusi z siebie wszystko co najlepsze, kiedy poprosiłem go narysował indywidualnych bohaterów do każdego z utworów. Wiedziałem że jest ekstremalnie utalentowany i że wykona niesamowitą robotę. Zdradził, że naciskał siebie bardziej niż zwykle, ponieważ zwykle sztukę uprawia tylko dla siebie, dla zabawy. Maluje w różnych stylach, ale tylko wtedy kiedy poczuje, że naprawdę tego potrzebuje. W tym projekcie użył tuszu india i kolorowych kredek. Niebieski gwasz został dołożony nieco później i uznaliśmy, że będzie on pokrywał cały album i idealnie komponował się z okładką Scotta Woodarda. Brian miał rację mówiąc, że za każdym razem tworzy coś co wygląda jakby zrobił to inny artysta, kilka jego obrazów także wisi w moim domu. Ten koleś jest niesamowicie utalentowany, dla mnie samą radością jest o tym wiedzieć.

Jak wygląda promocja „Tartarus”?
Mamy pełne zaufanie do No Remorse. Wykonują kawał znakomitej roboty. Jesteśmy szczęściarzami i bardzo zadowoleni, że to właśnie oni nas reprezentują. Odpowiedziałem na wiele wywiadów, znajdowaliśmy się i byliśmy recenzowani przez kilka znakomitych magazynów i w internecie w wielu cudownych miejscach. Odebraliśmy w większości pozytywne recenzje, co dla nas wiele znaczy. Jestem dumny z tego co zrobiliśmy i niezmiernie mnie cieszy, że jest gdzieś tam grupa ludzi, którym także się to podoba.

Jak ma się sprawa z koncertami? Często gracie na żywo? Jest szansa, że uda wam się przyjechać do Europy?
Nie gramy tak często jak byśmy tego oczekiwali. Kiedy już się nam to uda, zazwyczaj wychodzi nam to całkiem nieźle, a ludzie są zaskoczeni. Jest kilka czynników, takich jak regularna robota, rodzina, kwestie geograficzne i kontynuowanie ewolucji jako eklektyczny indywidualny zbiór artystów, którzy muszą znaleźć czas, by połączyć się na ten konkretny show. Dang to nie jedyna rzecz którą robimy. W naszej części Stanów jesteśmy w bardzo głębokim podziemiu i bardzo nie rozumiani. My traktujemy naszą muzykę poważnie, ale nie można tego powiedzieć o nas samych. Chcemy robić to, co kochamy najlepiej jak potrafimy, zawiera się to także w indywidualnym podejściu, wzajemnym szacunku i jestem szczęśliwy, że mogę grać z nimi wtedy kiedy to tylko możliwe.

Podobno macie już napisany praktycznie cały materiał na nowy album. W jakim kierunku podążycie? Będzie to mniej więcej utrzymane w podobnym klimacie co debiut? 
Powiem, że nowy materiał będzie cięższy i zdecydowanie abrdziej progresywny aniżeli nasz pierwszy album. Wierzę, że nowa muzyka Dang będzie fantastyczna. Jestem bardzo zadowolony, że Brian, Scott i Matt zaangażowali się w proces tworzenia razem ze mną. Będzie to coś zupełnie innego i odnoszę wrażenie, że będzie nawet lepsze niż poprzedni… zobaczymy jak to się potoczy. Mieliśmy kilka prób, dopiero się rozkręcamy. Sądzę, że wszyscy w to wierzymy i zdecydowanie każdy jest podekscytowany, że może to zagrać.

Czy w warstwie lirycznej dalej będziecie się obracać w tematach mitologicznych czy może szykujecie jakąś niespodziankę?
Tematyka także oparta jest na mitologii, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele. Jeśli podobało Ci się to, co znalazło się w tekstach do „Tartarus: The Darkest Realm”, z całą pewnością polubisz także nowe utwory.

Stawiacie sobie w ogóle jakieś ograniczenia podczas komponowania? Są jakieś granice, których nigdy nie przekroczycie?
Zazwyczaj nie piszę w taki sposób. Tworzę wiele różnych gatunków muzyki, wiele z tych tematów może być bardziej osobiste, albo poetyckie, bardziej „głupiutkie” albo „jajcarskie”, cokolwiek by nie powstało będzie odzwierciadlało to, co czuję. Nie mam żadnych limitów, ale z Dang opowiadam ponownie te historie, które zostały już stworzone. Te mity są bardzo interesujące i wszechmocne, tak więc to nie kwestia limitów, a raczej upewnienia się, że potraktujesz je sprawiedliwie i z należytym szacunkiem.

To już wszystkie pytania. Wielkie dzięki za wywiad i powodzenia.
Dziękuję bardzo. Było nam bardzo miło, życzymy szczęścia każdemu z Was. Pozdrawiamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz