Kolejna nowość zza oceanu, a
dokładnie z Louisville w stanie Kentucky i kolejna ogromna nadzieja
na przyszłość. Savage Master powstał w 2013 roku, by już w
następnym wypuścić na rynek opisywany tutaj debiut „Mask of the
Devil”. Zespół czerpie przede wszystkim z ogromnego dziedzictwa
NWoBHM, ale nie tylko. Przede wszystkim jest to heavy metal w jego
tradycyjnej formie. Warstwa tekstowa krąży wokół szeroko pojętego
okultyzmu, a słowa takie jak satan czy devil pojawiają się
niemalże z podobną częstotliwością co na wczesnych płytach Dark
Funeral(śmiech). Jest to oczywiście trochę infantylne, ale
zdecydowanie bardziej pasuje do kapeli stricte heavy metalowej niż
jakieś przeintelektualizowane gówno. Do tego image, czterech
muzyków w strojach katów i wokalistka w skórzanym wdzianku
kojarzącym się z klimatami bdsm. Płytka jest bardzo krótka, bo
zawiera tylko 8 numerów trwających w sumie trochę ponad 29 minut,
ale jak już wielokrotnie wcześniej wspominałem wolę czuć
niedosyt niż przesyt jeśli chodzi o muzykę. Poza szybszymi „The
Mystifying Oracle” i „Death Rides a Highway” pozostałe numery
utrzymane są w średnich tempach i w tej odsłonie Savage Master
radzi sobie zdecydowanie najlepiej. Posłuchajcie otwierającego
album „Blood ob the Rose”, jak on ma zajebisty drive. No i te
drapieżne wokale Stacey Peak, która momentami bardziej krzyczy niż
śpiewa, ale wpasowuje się idealnie w klimat. Podobnie
rozpieprzającym utworem jest „The Ripper in Black” ze
znakomitymi bujającymi riffami, który po prostu wgryza się w
czerep i nie puszcza. Wyróżniłbym jeszcze „Kill Without Warning”
oraz przede wszystkim najwolniejszy „Altar of Lust”. Ten numer
brzmi niczym klasyczny doomowy walec, ale refren ma tak hiciarski, ze
nie sposób się od niego uwolnić. Coś fantastycznego. Całość
brzmi bardzo oldskulowo i organicznie dzięki czemu ten krążek ma
klimat i duszę. Słychać, że zespół ma dużo pomysłów i z
łatwością przychodzi im tworzenie zwyczajnie dobrych i
zapadających w pamięć kompozycji. Słucham debiutu Savage Master z
ogromną przyjemnością i trudno mi się z nim rozstać, a przecież
trzeba też zrecenzować inne rzeczy. „Mask of the Devil” ukazał
się nakładem należącej do Barta Gabriela Skol records, a on sam
odpowiada również za mastering. Namawiam Was gorąco do zapoznania
się z tym materiałem, bo jest on tego wart.
4,8/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz