piątek, 28 listopada 2014

Repulsor - Trapped in a Nightmare (2013)

No proszę, takie niespodzianki to ja lubię. Młoda gdańska horda Repulsor powstała w 2010 roku i do tej pory ma na koncie demo „Death is the Beginning”(2011) oraz bardzo udaną epkę „Trapped in a Nightmare” z roku ubiegłego. No i właśnie o tym ostatnim materiale napiszę kilka bardziej lub mniej mądrych zdań. To co prezentuje tych trzech kolesi to energiczny thrash metal zagrany z zajebistym kopem i oparty przede wszystkim, a jakże, na amerykańskich wzorcach. Tak więc słychać tu tak oczywiste wpływy jak Exodus, Slayer, Overkill, a jeden riff w „R.M.D.H.” kojarzy mi się z Testament i Katem z „Bastard”. Nie ma sensu doszukiwanie się w tych dźwiękach oryginalności, ważne, że słucha się tego bardzo dobrze o co tak naprawdę w tym temacie chodzi. Muzycy prezentują już naprawdę wysoki poziom jak na tak młody zespół. Sekcja rytmiczna perfekcyjnie napędza tę maszynę, a gitara atakuje nas ciekawymi choć jeszcze pozbawionymi indywidualnego sznytu riffami. Do tego naprawdę udane sola i bardzo dobry, wyraźny i utrzymany w średnich rejestrach wokal. Płytka składa się z 5-ciu utworów plus klimatyczna akustyczna miniaturka „The Summoning” i każdy z nich to konkretny thrash metalowy strzał w pysk. Całości dopełnia znakomita okładka w niczym nie ustępująca tym zdobiącym niejeden klasyk z przeszłości. Jako że „Trapped in a Nightmare” ukazała się już w 2013 roku to chyba najwyższa pora zaatakować rynek długograjem, tym bardziej, że zespół znalazł się pod skrzydłami Thrashing Madness Prod. Radzę bacznie obserwować tych Gdańszczan, bo Repulsor ma papiery na naprawdę duże granie.


4,7/6

czwartek, 27 listopada 2014

Wild - En Tierra Hostil (2014)

O ile debiut tego hiszpańskiego bandu był po prostu dobrym heavy metalowym krążkiem, to już epka wydana w 2 lata później pozwalała myśleć, że kolejny pełny album może wznieść Wild na wyższy poziom. kiedy wreszcie dane mi było przesłuchać „En Tierra Hostil” wszystkie moje wcześniejsze przypuszczenia znalazły potwierdzenie. Jest to wydawnictwo lepsze od debiutu praktycznie na każdym. Zacznijmy od mocniejszego i selektywniejszego brzmienia, dzięki któremu każdy utwór uderza w słuchacza dużo konkretniej. Poza tym słychać zdecydowanie większą pewność i świadomość muzyków zarówno w kwestii kompozytorskiej jak i wykonawczej. Nowe kawałki są lepsze i ciekawsze, a sam materiał batdziej zróżnicowany. Duży postęp dosięgnął też wokalistę. Javier Endara śpiewa o wiele lepiej niż na jedynce i zyskał sporo charyzmy, której mu niekiedy brakowało. Szczególnie przypadły mi do gustu jego średnie rejestry, na których powinien się skupić pomijając średnio udane góry. Szkoda, że po wykonaniu tak dobrej roboty odszedł z zespołu. Powracając do zawartości krążka to obok klasycznych power/heavy metalowych szybkich kompozycji w rodzaju „El Cazadar”czy znanych z epki „La Noche del Pecado” i „Furia en el Cielo”, mamy pewne urozmaicenia i nowości. Największym zaskoczeniem jest z pewnością hard rockowy „Las Marcas del Amor”, którego nie spodziewałbym się ze strony Wild. Kolejną zmianą w porównaniu z poprzednikiem jest przesunięcie środka ciężkości z Wielkiej Brytanii do Niemiec. W riffach jest zdecydowanie więcej teutońskiej szkoły grania co doskonale słychać w acceptowskim ”Soy la Ley” czy kończącym całość monumentalnym, epickim numerze tytułowym, który mnie rozpieprzył dokumentnie. Zajebisty wałek i jak dla mnie numer jeden. Wyróżniłbym jeszcze melodyjny „La Sombra del Terror” ze znakomitym refrenem i melodiami i równie świetnym solo. Podsumowując Wild nie zmarnował tych 3 lat przerwy między albumami. Muzycy dopracowali swoje umiejętności, stali się lepszymi kompozytorami, a sam zespół jest teraz mocniejszy i bardziej pewny siebie. Warto się nimi zainteresować, bo heavy metal w ich wykonaniu zdecydowanie może się podobać.


4,8/6


Wild - La Noche Del Pecado (2013)

W dwa lat po debiucie Wild postanowili przypomnieć fanom o swoim istnieniu, więc na rynek wypuścili 4-utworową epkę. W tej chwili nie sądzę, żeby to był jakiś niesamowicie smakowity kąsek dla fanów, a to z tego względu, że dwa utwory w postaci tytułowego oraz „Furia en el Cielo” znalazły się również na drugiej płycie zespołu wydanej rok później. Oczywiście oba są bardzo sympatyczne. Klasyczny heavy metal, ostre, ale melodyjne gitary, chwytliwe refreny, czyli to wszystko co mieliśmy na jedynce, z tym, że słychać tutaj pewien krok naprzód. Niby to samo, a jednak lepiej. Jeśli chodzi o brzmienie, to jest ono mocniejsze niż to bywało wcześniej i dzięki temu Wild adekwatnie do nazwy zaczyna pokazywać się z bardziej drapieżnej strony. Resztę programu wypełniają „El Final del Camino”, który wcześniej pojawił się na demo z 2005 roku „Juicio Final” oraz niezły cover klasyka Grim Reaper czyli „See You in Hell”. Płytka w momencie wydania miała swoją rolę do spełnienia i zapewne jej się to udało. Mianowicie przypomnieć o zespole i dać namiastkę nowego materiału. Całkiem przyjemna jest ta epka, ale nie ma sensu więcej się na jej temat rozpisywać, kiedy na horyzoncie już pojawiał się nowy pełniak. Tym razem bez oceny.

Wild - La Nueva Orden (2011)

Wild jest hiszpańskim zespołem powstałym w 2002 roku w Madrycie pod nazwą Majesty Night. Od 2004 działa już jednak pod obecną nazwą i ma na koncie trochę wydawnictw. Po kilka demach i epkach Wild wydał w 2011 roku debiutancki krążek „La nueva Orden”. Pomimo swojej nazwy nie są kopistami załogi kapitana Kasparka. Hiszpanie swoją muzykę opierają przede wszystkim na brytyjskiej nowej fali heavy metalu co odzwierciedla się również w dość oldschoolowym brzmieniu. Utwory w znakomitej większości są zagrane w raczej szybkich tempach i niosą ze sobą sporą dawkę ognia. Nie jest to w żadnym wypadku dzieło, o które trzeba się zabijać, ale fani tradycyjnego metalu z pewnością łykną ten materiał. Muzycy pomimo tego, że nie są wirtuozami dobrze spełniają swoje obowiązki, a wokalista nie dysponujący może zbyt charyzmatyczną barwą głosu mimo wszystko też daje radę. Notę tego krążka wywindowało w górę kilka utworów, które mi przypadły zdecydowanie najbardziej do gustu. Mam na myśli takie wałki jak szybkie z fajnymi zwrotkami i chwytliwymi refrenami „Arde en la Hoguera” i „Reina de la Noche” oraz zajebisty, epicki patataj w postaci „El Extrano”, w którym fajnie, „Harrisowsko” chodzi bas. Na samym końcu dostajemy najdłuższą 10-cio minutową heavy metalową ucztę w postaci „Juicio Final”. W tym numerze dzieje się naprawdę sporo. W pierwszej części mamy typową heavy metalową dynamiczną jazdę w zwrotkach i epickie refreny, natomiast w drugiej części następują zmiany tempa, nastroju i sporo partii instrumentalnych. Ciekawostką jest, że ten numer jest prawdopodobnie najstarszy spośród pozostałych nagranych na „La Nueva Orden”, ponieważ jego pierwsza wersja znajdowała się na demo z 2005 roku zatytułowanym właśnie „Juicio Final”. Całości dopełnia okładka autorstwa Eda Repki, która akurat nie należy do jego najlepszych prac. Poza tym wszystkie utwory są zaśpiewane w ich ojczystym języku co mi akurat nie przeszkadza, a wręcz dodaje pewnej oryginalności i klimatu. Ogólnie rzecz biorąc Wild to ciekawy zespół, który stworzył dobry choć chyba jednak trochę nierówny debiut..


4/6

sobota, 22 listopada 2014

Masters of Disguise - Powrót Knutsona

Chyba nie muszę wspominać jakim zespołem był Savage Grace i jaki był jego wkład w speed metal. Na nowy krążek nagrany pod tym szyldem chyba nie mamy co czekać. Jednak nie ma co się smucić, bo jest Masters of Disguise, który nie tylko nazwą, ale też muzyką i całą otoczką nawiązuje bezpośrednio do tej amerykańskiej legendy. Muzycy znani z takich niemieckich bandów jak Roxxcalibur, Viron czy Abandoned nagrali znakomity krążek i jak się okazuje nie jest to jednorazowy projekt, a pełnoprawny zespół. Zapraszam na rozmowę z gitarzystą Kalli'm Coldsmith'em.

HMP: Witam. Na początek gratuluję udanego debiutu. Jak wasze humory?
Kalli Coldsmith: Cześć, czujemy się całkiem dobrze z nowym albumem i cieszymy się, że został tak dobrze odebrany przez fanów i prasę! Czego więcej można się spodziewać, kiedy wypuszczasz swój debiutancki album?! Chodzi mi o to, że mamy jakieś muzyczne zaplecze, historię, którą niektórzy znają, ale dla wielu ludzi jesteśmy nowym zespołem grającym amerykański speed metal.

Jak w ogóle doszło do powstania Masters of Disguise?
Wszyscy graliśmy w ostatnim składzie Savage Grace oprócz naszego wokalisty, Alexxa Stahla. Kilka miesięcy po tym jak rozstaliśmy się z Chrisem Logue, który był ostatnim z członków, którzy założyli Savage Grace, pomyśleliśmy, że byłoby fajnie działać pod nazwą „Masters Of Disguise”.

Czemu nie gracie już z Chris'em Logue jako Savage Grace?
Cóż, wszyscy zgodziliśmy się na nagranie nowego albumu Savage Grace, ale najpierw musieliśmy dostarczyć kolejne CD Roxxcalibura. Jakoś tak po dwóch tygodniach Chris zaczął szukać nowych muzyków, którzy dołączyliby do niego w studiu, bo czuł, że traci czas. Powiedzieliśmy mu, że to nie było to, co ustalaliśmy i rozwiązaliśmy wszelką współpracę z nim.

Jak w ogóle jest obecnie sytuacja Savage Grace? Chris próbuje coś działać pod tym szyldem?
Nie sądzę, żeby Chris kiedykolwiek był jeszcze w stanie wypuścić nowy album jako Savage Grace. Krótko po tym jak opuściliśmy Savage Grace zaczął mieć problemy z prawem, nie może wypuścić nowego albumu zanim nie odda pieniędzy kilku ludziom, tutaj w Niemczech.

Czy Chris słyszał waszą płytą? Co sądzi na jej temat?
Nie wiem czy śledzi teraz scenę metalową. Wiem tyle, że nigdy nie dostałem odpowiedzi na maila, w którym napisałem mu jaki mamy pomysł na Masters Of Disguise jeszcze w 2011 roku.

Jak długo powstawał materiał na „Back with a Vengeance”?
Wiele riffów zostało stworzonych wiosną/latem 2010 roku, kiedy wszyscy myśleliśmy, że nowy album Savage Grace będzie możliwy. Po opuszczeniu Savage Grace w sierpniu 2010r. nie pracowaliśmy nad nim dalej, zanim pojawił się pomysł na Masters Of Disguise około dziesięciu miesięcy później. Od tego czasu zacząłem składać riffy i pisać teksty z Alexxem, naszym wokalistą. Proces samego nagrywania zajął dwa lata, zaczynając we wrześniu 2011r.

Jak wygląda tworzenie muzyki Masters of Disguise? Pracujecie zespołowo czy macie głównego kompozytora?
Jak dotąd muzykę tworzyłem ja, poza “Scepters Of Deceit” i “The Templars’ Gold”, które napisał Chris Logue. Jeżeli chodzi o nagrywanie pojedynczych partii, np. bębnów, basu, gitary prowadzącej i rytmicznej, wszyscy członkowie mogą wnieść coś od siebie. Chodzi mi o to, że każdy muzyk ma, albo przynajmniej powinien mieć swój styl, więc zawsze zaangażowany jest cały zespół, co słychać. Nie trzeba mówić, że głos Alexxa jest znakiem jakości samym w sobie (śmiech).

Zanim usłyszałem waszą muzykę miałem pewne obawy, że pójdziecie na łatwiznę i po prostu będziecie Savage Grace 2. Na szczęście pomimo pewnych podobieństw do muzyki amerykanów udało wam się zachować własną tożsamość. Jakie jest wasze zdanie na ten temat?
Cóż, nie wiem czy istnieje coś takiego jak łatwy sposób. Savage Grace było unikalnym zespołem speedmetalowym z dużą siła i postawą, którą nie łatwo powtórzyć. Próbując włączyć te zalety i dodając nasze własne wpływy, próbowaliśmy jak najbardziej zbliżyć się do wysokiej jakości, jaką kiedyś dostarczał Savage Grace, jednak z pewnymi brzmieniowymi różnicami, ponieważ jesteśmy innymi ludźmi, z innym muzycznym tłem i umiejętnościami.

Podczas tworzenia muzyki zakładacie sobie w jakim stylu muszą być utwory czy też nie zwracacie na to uwagi byle było po prostu heavy metalowo?
Zawsze mam styl w głowie, ale nigdy nie wiesz co wyjdzie spod twoich palców. Czasami próbujesz napisać chwytliwy refren, ale kończysz na riffowej, thrashowej masakrze! Dobrze, że gram też w Abandoned, zespole thrashowym, tak więc nic się nie zmarnuje, (śmiech).

Wasz numer „Alliance” pomimo innej melodii bardzo kojarzy mi się z „Aces High” Iron Maiden. To było celowe działanie czy przypadkowe podobieństwo?
Cóż, chyba oba. Kiedy wpadłem na pomysł głównego riffu, brzmiał dla mnie jak Maiden z ich początków z powodu harmonii, więc musiało powstać coś równego. Moim ulubionym albumem Maiden jest „Powerslave”, więc oczywiste było dodanie wersu, który podąża tym szlakiem. Również sam Chris Logue jest wielkim fanem Maiden oraz Priest i powiedział mi kiedyś skąd wzięła się jego inspiracja w latach 80-tych.

Niecały miesiąc przed premierą albumu wypuściliście EP „Knutson's Return”. Jaki był sens wydawania tego krążka? Tym bardziej, że oba wasze utwory ukazały się później na debiucie, a jedynym nie wydanym później numerem był cover Savage Grace?
Nasza wytwórnia, Limb Music, chciała wypuścić EP-kę, żeby najpierw zwrócić uwagę przed wydaniem debiutu. Dzięki dwóm piosenkom albumowym i ekskluzywnemu coverowi ludzie mogli zapoznać się z nowym zespołem o nazwie Masters Of Disguise i dowiedzieć się o co w tym chodzi. Jeżeli podoba ci się EP-ka, na pewno spodoba ci się też album.

A'propos coverów to nagraliście na wasze wydawnictwa dwa takie utwory, oba Savage Grace oczywiście. Czemu wybraliście akurat „Into the Fire” i „Scepters of Deceit”?
Into The Fire” było w koncertowym secie Savage Grace w 2010 roku i wszyscy lubiliśmy to grać, ponieważ jest prosta, ale chwytliwa, (śmiech). „Scepters Of Deceit” był pierwszym utworem Savage Grace wydanym na albumie, a dokładniej „Metal Masacre II”, który wszyscy powinni znać nie tylko ze względu na Metallicę. Jedyną rzeczą, która nie brzmiała dobrze był wokal, który był straszny, przynajmniej jak na moje uszy. Wpadliśmy więc na pomysł, żeby scoverować „Scepters...” ze światowej klasy wokalistą, którym Alexx niewątpliwie jest, a rezultat jest niesamowity. Wiem też, że nasza wersja jest o wiele bliższa temu, co Chris miał pierwotnie w głowie.

Na pewno sporo czytelników zastanawia się kim jest Knutson (śmiech). Możecie im to wyjaśnić?
Officer Knutson był na okładce debiutanckiego abumu Savage Grace, “Master Of Disgiuse” w 1985 roku. Miał dziewczynę przywiązaną do motocyklu i uśmiechał się jak szaleniec. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby wskrzesić tego gościa jeżeli Chris Logue nie używał już nigdzie postaci Knutsona, czego nigdy nie zrozumiałem. Tak więc przywrócenie Pana Knutsona do życia jest, że tak powiem, ostatecznym hołdem dla pierwszego albumu Savage Grace.

Nagraliście klip do „For Now And All Time (Knutson's Return). Powiedzcie kilka słów na jego temat. Czyj był pomysł? Kto wcielił się w role Knutsona i jego ofiary?
Mój kuzyn, Padde, jest reżyserem i zawsze chcieliśmy coś razem zrobić. Teraz, kiedy mieliśmy pomysł kawałka z oficerem Knutsonem, pomyślałem, że to właściwy moment na profesjonalny wideoklip. Tak też zrobiliśmy! Oficera Knutsona zagrał niemiecki aktor, Horst Krebs, a jego ofiarę, Holly, gra niemiecka aktorka, Teresa Habereder. Oboje wykonali świetną robotę. W klipie nie ma happy endu i wielu ludzi było dość poirytowanych po jego obejrzeniu, co dowodzi przerażającej atmosfery klipu.

Jak tak przeglądałem waszą stronę to zwróciłem uwagę, że nie gracie zbyt wielu koncertów. Czym to jest spowodowane? Planujecie może jakąś trasę?
Nasz były perkusista, Neudi, gra również z pionierami epic metalu, Manilla Road. Był więc dość zajęty przez cały czas i musieliśmy planować wszystko miesiące, prawie rok wcześniej, co nie było łatwe. Teraz mamy nowego perkusistę, Jensa, więc planujemy dać kilka koncertów pod koniec 2014 roku i może małą trasę w 2015 roku. Jednak, jak na razie, nie mogę ci powiedzieć nic więcej, ponieważ struny nie są jeszcze naciągnięte.

Jak w ogóle wyglądają wasze koncerty? Z tego co widziałem na zdjęciach to trochę się dzieje na scenie (śmiech).
Tak, mamy ze sobą Knutsona, który dotrzymuje nam towarzystwa na koncertach. Zawsze poszukuje dziewczyny, którą mógłby wyciągnąć na scenę, żeby pokazać jej i publiczności, jak zły potrafi być, (śmiech). Tak więc strzeżcie się przychodząc na nasze koncerty, następnym razem to możesz być ty, albo twoja dziewczyna!

Waszą płytę wydał Limb Music. Dlaczego zdecydowaliście się akurat na tę stajnię? Jesteście zadowoleni z tego co do tej pory dla was zrobili?
Limb jest też wytwórnią Roxxcalibura, więc kiedy zapytaliśmy wytwórni, czy byliby zainteresowani Master Of Disgiuse od razu odpowiedzieli “Yeah!”. Chyba wiedzą, że dostarczamy czegoś prawdziwego, niezależnie co robimy, (śmiech). A tak na poważnie, ciężko jest dzisiaj dostać przyzwoity kontrakt, a w Limb mamy partnera, który szaleje na punkcie metalu tak samo jak my. Taka relacja wychodzi całkiem dobrze w Roxxcalibur i będzie tak samo dobra dla Master Of Disgiuse.

Masters of Disguise jest pełnoprawnym zespołem? Zamierzacie nagrywać pod tym szyldem kolejne płyty?
Tak, zdecydowanie! Zawarliśmy kontrakt na kilka albumów, więc możecie liczyć na więcej nagrań ze skarbca Knutsona! Teraz przygotowujemy się do sesji tworzenia utworów na następcę „Back With A Vengeance” i mam przeczucie, że pójdziemy o krok dalej… cokolwiek to znaczy. (śmiech)

Wszyscy gracie również w Roxxcalibur. Planujecie kolejny krążek czy na razie pierwszeństwo ma Masters...?
Jak na razie, Masters of Disguise jest moim absolutnym priorytetem! Jednak w związku z tym, że zostaliśmy poproszeni o zagranie na jednym z głównych niemieckich festiwali z Roxxcalibur tego lata, myślimy również o nagraniu kolejnego albumu, bo już wybraliśmy kilka utworów na niego. Może więc uda się go wydać w 2015 roku. Jednak w międzyczasie może się zdarzyć wiele rzeczy i nigdy nie możesz być pewnym jak sprawy będą się układały w 2015 roku i dalej…

Myśleliście może czasem o wskrzeszeniu rewelacyjnego Viron? Myślę, że wiele osób ze mną włącznie bardzo by się z tego ucieszyło.
Cóż, wiem tyle, że Viron to historia, a według Neudiego, nie będzie żadnej reaktywacji ani nic z tych rzeczy. Nie jesteś jedynym, który o to pyta. Oczywiście wielu ludzi chce powrotu Viron. Czy to nie jest dziwne? Z tego co wiem, jednym z głównych powodów rozejścia się zespołu był brak zainteresowania, kiedy jeszcze byli aktywni. Wygląda na to, że ludzie mocno interesują się zespołami, które już nie istnieją. Czy to jakaś nowa moda?!

Zbliżamy się już do końca, więc zapytam o najbliższe plany zespołu?
Zagramy kilka koncertów tej wiosny i latem, a między nimi będziemy pisać nowe piosenki, które chcemy nagrać do końca tego roku. Później planujemy małą trasę, jak już wspomniałem. Zobaczymy jak to wyjdzie. Jedno co wiem na pewno, to to, że nie możemy się już doczekać koncertów w Europie!

Wielkie dzięki za wywiad. Ostatnie słowa należą do was.
Dzięki za wywiad! A dla tych, którzy nie znają jeszcze Masters Of Disguise: zajrzyjcie na naszego Facebooka albo YouTube’a. Sięgnijcie po swoją codzienną dawkę speed metalu teraz! Cheeeerrrrzzzzzz!!!

czwartek, 20 listopada 2014

Ambush - Krzewcie Metal!

Szweckie heavy metalowe podziemie zdaje się nie mieć dna. I bardzo dobrze, bo biorąc pod uwagę jakość muzyki jaką oferują kolejne grupy z tego kraju pozostaje się tylko z tego cieszyć. Kolejnym reprezentantem tej sceny jest pochodzący z Växjö Ambush. Ich debiut „Firestorm” nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia i jest na pewno co najmniej kilka(naście) lepszych młodych zespołów, ale i tak jest całkiem nieźle. Klasyczny heavy mocno zakorzeniony w pierwszej połowie lat '80 na pewno znajdzie swoich odbiorców. Zresztą widząc zaangażowanie muzyków i oddanie dla sprawy na kolejnym krążku może być już tylko lepiej. Przed wami wokalista Oskar Jacobsson.

HMP: Witam. Jak wrażenia po premierze „Firestorm”? Jesteście zadowoleni z przyjęcia płyty?
Oskar Jacobsson: Cześć! Nastroje są dobre, a my jesteśmy bardzo zadowoleni z odbioru naszego albumu. „Firestorm” zebrał dobre recenzje i wygląda na to, że coraz więcej metalheadów o nas wie. Nie mamy powodów, by nie ekscytować się tym, co nadejdzie w przyszłości.

Jesteście z niej w pełni zadowoleni? Zmienilibyście coś dzisiaj, gdybyście mieli taką możliwość?
Tak, jesteśmy w stu procentach zadowoleni z rezultatu. Włożyliśmy w ten album mnóstwo pracy i opłaciło się, nie zmienilibyśmy w nim ani jednej nuty. Najważniejszą rzeczą dla nas było zrobić ten album w jak najbardziej prymitywny i szczery sposób, a przede wszystkim nie chcieliśmy go „nadprodukować”. Oczywiście, zawsze uczysz się na swoich błędach w studiu, i zawsze jakiś błąd prześlizgnie się do miksu. Jednakże, sądzimy, że te małe błędy nadały utworom większej naturalności.

W jaki sposób powstają wasze utwory? Kto odpowiada za komponowanie?
Muzyka na “Firestorm” została oparta głównie na riffach napisanych przez gitarzystę Olofa i basistę Ludwiga. Jammowaliśmy na próbach przy kilku piwkach, każdy wychodził ze swoimi przemyśleniami i pomysłami. Ja dopasowywałem melodię wokali, Adam wziął w dłoń pałeczki i zza swojego zestawu perkusyjnego po prostu bębnił.

A kto odpowiada za teksty? Możecie o nich opowiedzieć w kilku słowach? Co przekazujedcie w swoich utworach?
Teksty na ten album zostały napisane przeze mnie, Olofa i Ludwiga. Są dla nas ważne i muszą się ściśle wiązać z obraną historią. W zasadzie chcemy pisać na tematy, które są ważne dla nas, rzeczy które mają związek z czystym heavy metalem. Od kiedy wspólnie interesujemy się historią militarną, niektóre nasze teksty zawierają także takie motywy.

Okładka zdobiąca „Firestorm” to stuprocentowo heavy metalowy obrazek. Czyj był pomysł i wykonanie?
Dzięki wielkie! W grudniu zeszłego roku Adam pokazał zespołowi niezwykły szkic loga Ambush ponad ciemnymi skałami i jeziorem ognia. Zgodziliśmy się, że użyjemy ten pomysł jako naszą okładkę. Później, zdecydowaliśmy się zlecić to niemieckiemu artyście Alexandrowi von Wieldingowi, by namalował to dla nas. Wydaję mi się, że wykonał kawał niezwykłej roboty.

Firestorm” ukazał się nakładem High Roller Records. W wersji winylowej. Czy wyjdzie również w innym formacie np. CD?
Właśnie pojawił się również na płycie CD, zachęcam do zapoznania się z nim!

Muzyka zawarta na waszym debiucie to klasyczny heavy metal zagrany w oldschoolowym duchu. Nie boicie się, że wzorując się tak bardzo na klasykach gatunku możecie zatracić własną tożsamość? Czy może jednak macie to w dupie i nie przejmujecie się tym?
Gramy muzykę, którą kochamy – klasyczny, tradycyjny heavy metal. Od kiedy inspirujemy się wieloma zespołami z gatunku, nasze pisanie zawiera naleciałości tych grup. Chcieliśmy zawrzeć w nich korzenie wczesnych lat 80-tych i tworzyć kopiące w tyłek numery, które będą pasować do gatunku. Ambush stoi na straży integralności i tożsamości, ale wszystko co się liczy to nasi fani, którzy wiedzą, że robimy to z serca i z wnętrza naszych dusz, że kochamy także naszą własną muzykę.

W jaki sposób zamierzacie promować „Firestorm”? Jesteście zadowoleni z wytwórni i z tego co dla was robią
Firestorm” jest promowane przez High Roller Records, a my jesteśmy zadowoleni z ich pracy. Są profesjonalistami i dbają o każdy element. Według mnie to jest to jedna z najlepszych wytwórni heavy metalowych.

Nagraliście klip do utworu „Don't Shoot (Let 'em Burn)” i chyba był to słuszny wybór, bo kawałek rozpieprza. Możecie coś więcej powiedzieć na temat tego teledysku?
Tak, cześciowo nagrywaliśmy ją w starej salce prób, a częściowo w naszym lokalnym pubie w Växjö. Właściwie zdecydowaliśmy się na filmowanie i produkcję teledysku samodzielnie na kamerze 8mm i zrobić wideo zawierające dużo imprezowania i headbangingu. Adam jest bestią kiedy przychodzi wykonywać tę sztukę, więc pozwoliliśmy mu aranżować i grać w klipie. Nagrywanie tego teledysku było dość spontaniczne. (śmiech)

Oglądając go można odnieść pewnie słuszne wrażenie, że w czasie waszych wyjazdów dzieje się całkiem sporo. Sa może jakieś historie, których nie chcecie nikomu opowiadać, ale dla Heavy Metal Pages zrobicie wyjątek (śmiech)?
Cóż, zazwyczaj jesteśmy miłymi gośćmi, którzy lubią wypić, ale czasami dzieją się popieprzone rzeczy, kiedy zbyt ostro zabalujemy. Adam i Ludwig po gigu w Gothenburgu tej wiosny wdali się na przykład w bitkę z kilkoma upośledzonymi gostkami z ochrony. Ten mały incydent był powodem ich wycieczki policyjnym radiowozem, co było wręcz idiotyczne. Na szczęście, tej samej nocy zostali wypuszczeni.

Jak wygląda sprawa koncertów? Często gracie? Planujecie jakąś trasę? Z kim dzieliliście dotąd scenę?
Zamierzamy grać w Europie w listopadzie. Zmierzamy do Niemiec, Szwajcarii i Austrii. W Dornbirn w Austrii zagramy razem z naszymi ziomkami z Enforcer. Zamierzamy też zagrać kilka koncertów w Szwecji w październiku, listopadzie i grudniu. Tej wiosny mamy już też zabookowane kilka koncertów na festiwalach w Niemczech i Belgii, ale wciąż może być ich więcej…Właśnie podpisaliśmy kontrakt z agencją bookingową, więc na pewno będzie duża trasa na wiosnę, lato przyszłego roku.

Jaka by była wasza wymarzona trasa? Możecie użyć wariantu bardziej realnego i tego troszkę mniej (śmiech).
Ok, realistyczna wersja na najbliższą trasę po Eurooie obejmowałaby większość krajów, takich jak Niemcy, Hiszpania, Włochy i oczywiście Polskę! W przyszłości chciałbym pojechać w dużą trasę po Południowej Ameryce. Wiemy, że jest tam sporo maniaków w Chile, Brazylii, Argentynie i Kolumbii, którzy lubią naszą muzykę, więc nie byłoby to takie całkiem niemożliwe. Szaleni metalheadzi, dużo piwa i przyjemna, ciepła pogoda, czego więcej można chcieć?

Jak w ogóle doszło do powstania Ambush? Co Was zainspirowało do tworzenia muzyki?
Pomysł narodził się pewnej nocy dwa lata temu, kiedy piliśmy piwo i słuchaliśmy razem oldschoolowego heavy metalu. Doszliśmy do wniosku, że współczesna muzyka metalowa zmierza w złym kierunku i zdecydowaliśmy się coś z tym zrobić. Wszystko czego pragnęliśmy, to grać wczesny heavy metal z lat 80-tych i wszystko poszło dość naturalnie.

Jak wyobrażacie sobie przyszłość Ambush? Macie już zaplanowane kolejne ruchy czy idziecie na żywioł?
Obecnie piszemy materiał na kolejny album i mogę powiedzieć, że mamy już kilka naprawdę niezłych numerów. W przyszłym roku, dokończymy nasze plany na wiosenno-letnią trasę i przygotujemy się do spalenia gum na europejskich drogach.

Macie już może jakieś nowe numery? W jakim kierunku zamierzacie pójść na kolejnym krążku?
Tak, kilka mamy już skończonych, ale będzie ich jeszcze więcej. Jeden numer jest o powstaniu chłopów przeciwko królowi Szwecji, które miało miejsce w naszym mieście w 1542 roku. Jak zawsze, będzie to czysty heavy metal!

Na koniec spróbujcie jak najlepiej zareklamować swój debiut polskim maniakom.
Zachęcam was do posłuchania naszego albumu “Firestorm”, koniecznie przy kilku dobrych polskich browarkach, takich jak Żubr, Lech czy Żywiec!

Chyba trzeba Was będzie doedukwać w kwestii dobrych polskich browarków przy najbliższej okazji (śmiech). To już wszystko z mojej strony. Dzięki za wywiad.
Dzięki wielkie za poświęcony nam czas. Mamy nadzieję, że uda nam się odwiedzić wasz piękny kraj już wkrótce! A do tego czasu – Krzewcie Metal!

piątek, 14 listopada 2014

Satan's Host - Niesiemy pochodnię i zabieramy metal w przyszłość!



Zupełnie nieoczekiwanie najnowszy krążek Satan's Host zatytułowany „Virgin Sails” stał się w moim prywatnym rankingu (podejrzewam, że nie tylko w moim) jednym z najlepszych albumów w 2013 roku. Znakomite połączenie death/blackowej brutalności z heavy metalem i przepotężnymi wokalami Harry'ego Conklin'a po prostu niszczy. Ci faceci są przekonani o sile swojej muzyki i niesamowicie zmotywowani do podbicia sceny. Czytając ich wypowiedzi i widząc tę determinację i pewność siebie mam wrażenie, że może im się ta sztuka udać. Zdecydowanie na to zasługują, bo Satan's Host to kwintesencja metalu.

HMP: Gratuluję znakomitej płyty. Moim zdaniem „Virgin Sails” przebija poprzednika. Też uważacie tak samo?
Patrick Evil: Dzięki! Zawsze staramy się rozwijać i iść do przodu na każdym wydawnictwie. W każdy album wkładamy całe nasze serce i duszę.
Harry Conklin: Nie patrzymy na niego w taki sposób. Dajemy z siebie wszystko na każdym projekcie i to co nam wychodzi jest zawsze udane. Nie próbujemy pobić tego co zrobiliśmy w przeszłości. Po prostu dalej robimy najlepszą możliwą muzykę pochodzącą z naszych serc i dusz.
Anthony Lopez: Dla mnie “Virgin Sails” jest po prostu kontynuacją “By The Hands Of The Devil”. Przy każdym wydawnictwie staramy się dojrzewać muzycznie i tekstowo. Myślę, że nasz rozwój jest dobrze pokazany na „Virgin Sails”.

Jak długo powstawał materiał na ten krążek?
Patrick Evil: Ciężko mi powiedzieć ile czasu zajmuje tworzenie, bo ja tworzę cały czas. Ogólnie zajęło nam od trzech do czterech miesięcy, żeby poskładać wszystkie piosenki i nagrać je.
Harry Conklin: Od początku do końca, to będą jakieś trzy miesiące. Tworzenie jest dobrą zabawą. Możemy zrobić coś z niczego i tchnąć w to życie. Wszystko zaczyna się od gitarowego riffu i rozrasta się. Wszyscy współpracujemy przy pisaniu tekstów i czasami linii melodycznych. Kiedy jesteśmy zadowoleni z rezultatu, staje się częścią nas od nas.
Anthony Lopez: Album został napisany w całości na początku roku 2012, nagraliśmy wszystko w maju i mieliśmy go wydać pod koniec roku 2012. Nasza wytwórnia wsparła nas finansowo, a album został wydany około 1,5 roku temu.

Czy udało Wam się spełnić wszystkie założenia czy też jest coś co chcielibyście poprawić?
Patrick Evil: Jestem pewny, że ostatecznie mógłbym pomyśleć, że powinniśmy zrobić to, albo tamto. Jednak w tej chwili czuję, że uchwyciliśmy klimat i wizję tego albumu i przełożyliśmy je na muzykę dla naszych fanów. Za każdym razem, kiedy nagrywamy, czuję, że robimy duży krok naprzód. Stale dorastamy i uczymy się jako zespół. Posiadanie Harry’ego w zespole pomogło nam rozwinąć się w zawrotnym tempie. Każdy daje z siebie to co najlepsze, czysta magia.
Harry Conklin: Zawsze się uczymy. Nie chcemy popaść w stagnację. Musimy się rozwijać.
Anthony Lopez: Cóż, kiedy wytwórnia była gotowa wydać album, nasz producent nie miał czasu, żeby przyjść i dokończyć album, więc nie mogliśmy brać udziału w ostatecznym miksowaniu. Myślę, że właśnie tutaj jest kilka aspektów albumu, które mogłyby być lepsze, gdybyśmy byli częścią procesu. Na szczęście nasz producent dobrze nas zna i był w stanie dokończyć ze świetnym efektem.

Brzmienie krążka jest selektywne i jednocześnie dynamiczne i bardzo mocne. Kto jest za nie odpowiedzialny?
Patrick Evil: Myślę, że to my jesteśmy odpowiedzialni za brzmienie. Kiedy występujemy jako zespół, nasz producent, Dave Otero, robi wspaniałą robotę uchwytując nas w procesie nagrywania, ale wiem, że możemy być jeszcze lepsi, bo kiedy gramy razem nie mieści mi się w głowie jak dobrze to brzmi i czuję, że na każdym albumie udaje nam się coraz lepiej oddać ten klimat.
Harry Conklin: Pat tworzy główną część większości materiału, a Anthony i ja pomagamy mu stać się czymś prawdziwym. Czasami Anthony ma w głowie utwór, a ja i Pat musimy ją stamtąd wyciągnąć. Rzadko uczestniczę w końcowej fazie komponowania, bo nie chcę oddalać się od wyrazistego brzmienia dodając coś od siebie. Jednak czasami mam swój wkład w niektóre teksty, melodie wokalu i fabułę.
Anthony Lopez: Dave Otero wyprodukował siedem naszych ostatnich albumów.

W jaki sposób powstaje muzyka Satan's Host? Pracujecie zespołowo czy jest to raczej działka Patricka?
Anthony Lopez: Patrick wpada na główne riffy i strukturę piosenek, ale później wszyscy razem dokańczamy ją muzycznie i tekstowo.
Patrick Evil: Myślę, że muzyka i riffy rodzą się z wizji, jaką ma każdy z nas. Ja zawsze zajmuję się riffami. Harry ma swój styl śpiewania, więc wzajemnie się dokarmiamy. Anthony trzyma nas w gotowości, pomaga dopiąć muzykę i połączyć ją, żeby bezproblemowo płynęła.

Skąd Patrick ma gitarę w kształcie trumny? Była robiona na specjalne zamówienie?
Patrick Evil: Jestem wspierany przez Schecter Guitars. To była pierwsza gitara w kształcie trumny. Była drugą wyprodukowaną sztuką, ale w związku z tym, że była pierwsza, nadaliśmy jej numer seryjny 666, żeby dodać jej diabelskiego zacięcia. Gitara ma siedem strun, niesamowite czucie i brzmienie!
Anthony Lopez: Chyba wyprodukował ją po raz pierwszy Schecter. Nie jestem pewny jaka stoi za tym historia.

W sieci pojawiło się oficjalne video do utworu „Dichotomy”. Kto jest jego autorem?
Patrick Evil: Prawdziwą siłą napędową do tego był Anthony z fanem. To zaszczyt, ze zrobili to dla nas.
Anthony Lopez: Michael Heinz z Obscure Prodution w Niemczech zrobił dla nas klip. Wykonał zabójczą robotę i jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu i współpracy z Heinzem.

Ten numer różni się trochę od reszty. Słychać spore naleciałości wczesnych lat 70-tych. Takie mieliście założenie czy może wyszło to przez przypadek?
Patrick Evil: Riffy w tej kompozycji zawsze grałem w domu, bez dynamiki i aranżacji. Przedstawiłem je więc zespołowi i zagrane z nimi zabrzmiały niesamowicie. Uwielbiam ten styl grania na gitarze z wczesnych lat metalu i rocka. Tak nauczyłem się grać na gitarze.
Anthony Lopez: Patrick bardzo inspiruje się wczesnymi Scorpionsami i Deep Purple. Kawałek ma w pewnym sensie klimat wczesnych lat 70-tych oraz trochę wpływów bluesowych. Specjalnie stworzył takie riffy.

Można powiedzieć, że Satan's Host posiada swój własny styl, na który składa się idealnie wyważone połączenia black/death metalu z heavy metalem. Chyba nie ma drugiego zespołu, któremu udaje się to tak perfekcyjnie. Co wy o tym sądzicie?
Patrick Evil: Myślę, że to co sprawia, że zespół jest świetny, to umiejętność zdefiniowania własnego brzmienia w kompozycjach, które piszesz i grasz. To oddziela dobre zespoły od tych niesamowitych. Kochamy słuchać Judas Priest, Maiden, Metallici. Wiesz kim są jak tylko zacznie się ich utwór. Myślę, że my robimy to samo.
Anthony Lopez: Patrick stworzył kluczowe brzmienie Satan’s Host bardzo wcześnie. Byliśmy w stanie zagrać każdy gatunek metalu i sprawić, żeby brzmiał w naszym stylu. Nie ma tak naprawdę znaczenia co produkujemy, będzie i tak brzmiało świeżo i nadal będzie miało to typowe brzmienie.

Jak dla mnie „Virgin Sails” jest jednym z lepszych albumów 2013r. i z tego co zauważyłem nie tylko dla mnie. Jakie są reakcje sceny na ten krążek?
Patrick Evil: To bardzo przyjemne, że wszystkie gazety i fani są tak zadowoleni. Jesteśmy z tego dumni i zmotywowani do bycia lepszymi, żeby wnieść naszą muzykę na szczyt. Żyjemy naszą muzyką i twórczością jako fani metalu. Jestem bardzo szczęśliwi, że inni czują to samo co my.
Anthony Lopez: Dostaliśmy same świetne recenzje i ogólny odbiór albumu. Pracujemy ciężko, żeby wyprodukować wysokiej jakości muzykę metalową i widać to we wszystkich dobrych opiniach jakie dostajemy za album.

Pod koniec 2011 roku ukazała się kompilacja "Celebration: For the Love of Satan” zawierająca dwa nowe otwory i dziesięć wybranych z waszej dyskografii nagranych na nowo. Jaki był cel tego wydawnictwa? Według jakiego klucza dobieraliście utwory?
Patrick Evil: Cóż, chcieliśmy świętować naszą 25 rocznicę przez wymyślenie i nagranie na nowo piosenek z wszystkich naszych albumów, żeby Harry śpiewał na utworach z naszej przeszłości bez niego. Ciężko było wybrać numery, po prostu było za mało miejsca na tym albumie. Prawdopodobnie zrobimy to ponownie na naszą 30 rocznicę. Myślę, że to dobra nagroda dla nas i naszych fanów.
Anthony Lopez: Chcąc uczcić 25 rocznicę wydania kultowego klasyka, “Metal from Hell” i zamiast zrobić składankę największych hitów i użyc dawnych nagrań pomyśleliśmy, że byłoby lepiej nagrać na nowo kilka klasyków z poprzednich lat, udoskonalić je śpiewem Harry’ego i sprawić, żeby to brzmiało jak nowe nagranie, bo jedynymi utworami jakie Harry śpiewał w oryginale były "Metal from Hell", "Hell Fire" i "Witches Return", wszystkie poprzednie były śpiewane przez naszego poprzedniego wokalistę. Wspaniale było widzieć jak Harry zabiera się za te piosenki. Wybrane utwory należą do naszych ulubionych lub takich, które podkreśliłby głos Harry’ego. Nie było trudno zdać sobie sprawę jakie piosenki powinniśmy nagrać. Teraz mamy kolejne, za które chcielibyśmy się zabrać, ale ze względu na brak czasu nie mogliśmy ich skończyć.

Jak doszło do powrotu Harry'ego do Satan's Host po wielu latach?
Patrick Evil: Myślę, że była to magia , czas był odpowiedni. Mieliśmy jechać na festiwal Keep it True, a Elixir opuścił zespół w tym samym czasie, przez te wszystkie lata utrzymywaliśmy kontakt z Harrym. Wydawało się być dobrym pomysłem rozpocząć znowu pracę z Harrym. Mieliśmy razem sporo niedokończonych spraw, a kiedy zaczęliśmy razem tworzyć, wiedzieliśmy, że dzieje się coś szczególnego. To było jak boska interwencja. Magia i energia były z nami. Było wspaniale, nawet lepiej niż wtedy, kiedy zaczynaliśmy ze sobą pracować wiele lat temu.
Harry Conklin: Zaproszono mnie, żebym zagrał na festiwalu w Niemczech dla wielu greckich fanów ery “Metal from Hell”. Chcieliśmy dać im coś specjalnego i nowego, więc zaczęliśmy pisać i tak się zaczęło. Teraz minęło prawie pięć lat i cztery albumy i zaczynamy tworzyć prawdziwą magię.
Anthony Lopez: Patrick i Harry pozostali przyjaciółmi przez te lata. Kiedy nasz ostatni wokalista opuścił zespół, bez namysłu poprosiliśmy Harry’ego o powrót. Dodatkowo mieliśmy ofertę zagrania na festiwalu KIT. Wszystko do siebie pasowało. Później stworzyliśmy „By the Hands of the Devil” i dalej jakoś poszło.

Czy podczas koncertów wykonujecie utwory tylko z płyt z Harrym czy też gracie coś z czasów gdy nie było go w składzie?
Patrick Evil: Gramy utwory, które kochamy, Czasami trudno jest ułożyć set listę. Kiedy coś już mamy, stwierdzamy: „Oh, zapomnieliśmy tego, czy tamtego utworu”. Mamy więc tyle set list, że możemy ruszyć w trasę i mieszać różne piosenki co noc, a nawet wtedy możemy wykonać nowy, ulepszony numer, żeby zobaczyć jak się przyjmie i zorientować się w jakim kierunku powinniśmy iść w trakcie jego nagrywania.
Anthony Lopez: Cóż, gramy wszystkie utwory z “Celebration”, w których oryginalnie Harry się nie pojawia, plus kilka utworów z „Power-Purity-Perfection…999", ale oprócz nich innych albumów jeszcze nie przejrzeliśmy, ale mamy taki zamiar. Obecnie, w krótkim czasie mamy dużo zgłoszeń o Harry’ego od albumów „Metal From Hell” i „Midnight Wind” oraz trzech, które nagraliśmy od jego powrotu. To będzie jakieś pięć godzin materiału, nie licząc jeszcze około godziny poświęconej dla nowego materiału, który znajduje się na „Virgin Sails”.

Pozostając w temacie koncertów to zauważyłem, że nieczęsto występujecie na żywo. Czemu tak się dzieje?
Patrick Evil: Podróżowanie jest bardzo kosztowne, więc robimy to, co robimy. Gdyby od nas to zależało, płacilibyśmy i gralibyśmy stale. Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby tak się stało. Przemysł nie jest taki jak kiedyś, więc dużo trudniej jest się teraz wybić. Dajemy więc z siebie wszystko i ciągle tworzymy, bo wiemy, że wkrótce przestaną nam odmawiać, a ludzie będą żądać naszych koncertów. To już się dzieje. Wielu ludzi z przemysłu postrzega nas jako undergroundowy kultowy zespół metalowy. My myślimy o sobie jako o trend setterach na czele ruchu metalowego, którzy zabierają tą muzykę w rejony, gdzie inni się nie zapuścili. Niesiemy pochodnię za Dio, Sabbath i zabieramy metal w przyszłość!
Harry Conklin: Jeżeli chodzi o koncerty metalowe, to przemysł jest teraz bardzo napięty. Zespoły muszą robić większość rzeczy samemu. Ciężko jest nam stworzyć wystarczająco dużą trasę, która sama by na siebie zarobiła.
Anthony Lopez: Uwielbiamy grać na żywo i chcemy dawać jak najwięcej koncertów. Próbowaliśmy dostać się na różne trasy, festiwale i innego typu występów, ale wielu promotorów nie jest zainteresowanych, a my nie wiemy dlaczego. Próbujemy się wybić, otrzymujemy świetne recenzje naszych albumów na całym świecie, ale nikt nie chce dać nam szansy. Jesteśmy gotowi, mamy swój towar i nie zawiedziemy. Mamy fanów na całym świecie, którzy piszą do nas stale, a jedyne co możemy zrobić to powiedzieć im, żeby domagali się nas od swoich lokalnych promotorów. Satan’s Host chce grać dla was wszystkich!!!

W tym roku będzie można zobaczyć was na „Up the Hammers” w Grecji. Planujecie jeszcze jakieś występy w Europie?
Patrick Evil: Tak, planujemy zrobić wszystko co możemy. Naszym celem jest, niezależnie od tego gdzie gramy, żeby pokazać miłość do muzyki naszym fanom, tak żeby chcieli coraz więcej. Kochamy metal tak samo jak oni.
Harry Conklin: Jesteśmy gotowi wykorzystać każdą okazję, jaka się pojawi.
Anthony Lopez: Mam nadzieję, że pojawi się więcej możliwości. Europejscy promotorzy powinni skorzystać z naszej podróży i trzymać nas w pobliżu, dać nam zagrać jak najwięcej koncertów. Jesteśmy na to całkowicie otwarci.

Jaka publika uderza na wasze gigi? Czy są to fani gustujący w bardziej klasycznym metalu czy też może bardziej black/death metalowcy? A może i jedni i drudzy?
Patrick Evil: Myślę, że mamy fanów na całym świecie. Kiedy gramy, fani są tak energetyczni, że gramy jeszcze mocniej i lepiej.
Anthony Lopez: Powiedziałbym, że to dobra mieszanka wszystkich typów fanów metalu. Mamy coś dla każdego, kto kocha muzykę metalową, niezależnie od gatunku. Nie ma wielu zespołów, które mogą przekonać do swojego stylu tradycyjny heavy metal, black i death.

Przyznam się szczerze, że nie słyszałem płyt Satan's Host bez Harry'ego. Jak wtedy brzmieliście? To był ten sam styl?
Patrick Evil: Myślę, że zawsze graliśmy w takim samym klimacie. Chyba nawet jeżeli mieliśmy bardziej death i black metalowe wokale, to myślę, że mając Harry’ego w zespole, nasza muzyka jest bardziej uderzająca. Jak możecie usłyszeć na „Celebration”, to właśnie nasz prawdziwy zespół.
Anthony Lopez: Muzycznie było prawie tak samo. Nasz ostatni wokalista nie miał tak czystego głosu jak Harry, ale był świetny w black/death metalu. Ostatni album jaki z nim zrobiliśmy był bardzo dobrze przyjęty i zgarnął wspaniałe recenzje na całym świecie. Jednak myślę, że był to jeden z najbardziej niedocenianych metalowych albumów i mówię to, jako fan metalu, a nie jako jeden z tych, którzy grali na albumie.

Jak mają się sprawy Harry'ego w Jag Panzer i Titan Force? Co słychać w tych grupach? Jest tworzony jakiś nowy materiał czy też ograniczają się na razie tylko do grania na żywo?
Patrick Evil: Cóż, Harry stwierdził, że jesteśmy jego jedynym zespołem, a daje z nimi kilka koncertów ze względu na sentyment do fanów. Te zespoły są dużą częścią historii i są świetne, więc nie wpływa to na nas, bo kochamy Harry’ego i pracę z nim. Jest jednym z najlepszym wokalistów na świecie. To tylko pomaga rozpowszechnić i rosnąć naszej grupie im więcej ludzi słyszy Harry’ego i słyszy, że jest z Satan’s Host.

Harry wystąpił ostatnio gościnnie na nowej produkcji polskiego Crystal Viper. Słyszeliście ten album? Co sądzicie na temat tego zespołu?
Patrick Evil: Nie wszyscy z nas działają tylko w Satans Host. Ćwiczymy i piszemy cały czas. Nawet Harry większość swojego czasu poświęca Satans Host. Nie ma nic złego w braniu udziału w innych projektach, bo ostatecznie będziemy ciągnąć Satans Host do granic. Wszystko to jest częścią tego, kim jesteśmy i całej tej świetnej muzyki, jaką zrobiliśmy. Jesteśmy jedną świetną metalową zbiorowością z większą historią niż kiedykolwiek moglibyśmy sobie wyobrazić wiele lat temu, kiedy zaczynaliśmy.

Wasza strona liryczna jest mocna anty-chrześcijańska i satanistyczna. Kto u was odpowiada za teksty i co go inspiruje?
Patrick Evil: Myślę, że po tak wielu latach, wszystkie inne religie wydają się być nam odległe, bo żyjemy własnym życiem w ten sposób. Fajnie jest inspirować innych, tym co robimy. Jeżeli zostałeś wychowany w jakiś sposób, albo żyjesz w określony sposób twoja muzyka będzie odzwierciedlała twoje wierzenia i to, kim jesteś. Żyjemy własnym życiem z dumą i robimy co możemy, żeby być dla innych inspiracją. Nie jest tak, że nienawidzimy wyznań innych ludzi. Staramy się otworzyć umysł i ujawnić rzeczy, o których inni mogli w ogóle nie wiedzieć.
Anthony Lopez: Ja, Patryk i Harry piszemy razem. Niektórzy z nas biorą udział w całym procesie tworzenia. W zasadzie nasza trójka jest odpowiedzialne za stronę liryczną. W zależności od tematyki utworu i skąd pochodzi inspiracja, zawartość tekstowa jest poważniejsza od „By the End of the Devil”. Czuliśmy, że mamy więcej do powiedzenia, więcej życiowych tematów i rzeczy dziejących się w tym skorumpowanym świecie, jest wiele rzeczy, które nas inspirują. Lubię umieścić trzy-cztery różne punkty widzenia w moich tekstach. Lubię, kiedy słuchacz musi myśleć poza „pudełkiem” i szukać odpowiedzi. Przez całe życie byliśmy okłamywani przez rządy i religie. Myślę, że wielu ludzi nigdy tak naprawdę nie zastanawia się, dlaczego rzeczy wyglądają w taki, a nie inny sposób i po prostu ślepo podążają za obyczajami i wiarą w system, który niszczy ludzkość.

Spotkały was kiedyś z tego tytułu jakieś nieprzyjemności ze strony pewnych religijnych organizacji? Jakieś akcje typu odwoływanie koncertów etc.?
Patrick Evil: Tak, oczywiście, ponieważ Ameryka jest głównie wyznania chrześcijańskiego, a ci ludzie mają najbardziej ograniczone myślenie z jakim się jak dotąd spotkałem. Zostałem wychowany w wierze okultystycznej, więc te wierzenia nie mają powiązania z moim. Studiowałem ich religię, ale oni nigdy nie uczyli się o mojej. Mówią kłamstwa na nasz temat.
Anthony Lopez: Niektóre grupy religijne w Puerto Rico próbowały nakłonić fanów do bojkotu naszego koncertu w tamtym kraju. Powiedzieli, że przyjdą i będą protestować przed koncertem. Ostatecznie przestraszyli się i nie pokazali się, ale dla nas to była świetna reklama.

Pozostając przy inspiracjach. Co Was inspirowało w początkach kariery, a co dzisiaj? Jakie zespoły wywarły na Was największy wpływ?
Patrick Evil: Myślę, że największy wpływ na mnie miało na początku i nawet teraz było to, jak zniekształcony dźwięk gitary elektrycznej przechodzi przez 100-tu watowy wzmacniacz, wszyscy świetni ludzie grający ciężką muzykę oraz moc i głośność muzyki. Właśnie dzięki kocham muzykę i nadal mnie napędza!
Anthony Lopez: Byłem wielkim fanem Iron Maiden, Kiss, Mercyful Fate/King Diamond od ich początków. Słucham dużo różnej muzyki, również oprócz metalu. Lubię dużo dziwnych rzeczy, ale taki po prostu jestem. Lubię uczyć się innych stylów i łączyć je z moim. Gram na perkusji od 7 roku życia, w bar bandach grałem mając 13 lat, dla mnie zawsze była to miłość i pasja. Żyję dla muzyki.

Dlaczego wasz drugi album zatytułowany „Midnight Wind” nigdy nie ujrzał światła dziennego? Co się stało z tymi utworami?
Patrick Evil: Nigdy nie mieliśmy wsparcia, żeby nagrać to jak chcieliśmy. Mieliśmy więcej piosenek, zagraliśmy i nagraliśmy to co mogliśmy. W tamtym czasie interesowały się nami różne wytwórnie, ale po prostu nie wyszło to tak, jak chcieliśmy.

Podobna sytuacja była w 2002 roku z albumem "Legions of the Fire Age". Jak to wyglądało w tym przypadku?
Patrick Evil: Tak, mieliśmy więcej niż wystarczająco materiału na ten album. Wyprodukowaliśmy go i nagraliśmy sami, ale wtedy zmieniliśmy skład zespołu i nigdy oficjalnie go nie wydaliśmy, tylko tak dla siebie. Później, niektóre z tych piosenek trafiły na „Burning the Born Again”.

"Virgin Sails” to już czwarty krążek wydany nakładem Moribund Records, więc chyba jesteście zadowoleni ze współpracy z nimi?
Patrick Evil: Właściwie to nasze siódme wydawnictwo w Moribund. Zaczynając od „Burning the Born Again”, „Satanic Grimoire”, “Great American Scapegoat”, “Power, Purity, Perfection”, “By the Hands Of The Devil”, “Celebration” do “Virgin Sails”. Wierzyli w nas, kiedy nikt inny tego nie robił, przez co w pewien sposób jesteśmy lojalni względem ich.
Anthony Lopez: Moribund było dla nas wspaniałe, ciężko nam wszystkim było w przemyśle, a oni nadal byli w stanie wydawać nasze albumy. „Virgin Sails” został opóźniony, ale udało się go wydać. Mamy świetną relację z Moribund.

Wersja winylowa ukazała się natomiast via High Roller Records. Możecie powiedzieć kilka słów na temat tego wydawnictwa? W jakiej ilości będzie dostępne?
Patrick Evil: Uwielbiam, kiedy nasze albumy są wydawane na winylu. High Roller zawsze wykonuje kawał świetnej roboty. To zaszczyt, że możemy z nimi pracować. Przy każdym naszym wydawnictwie wykonują świetną pracę!
Anthony Lopez: Album na winylu wyszedł 31 października przez High Roller. Nie wiem co mógłbym powiedzieć więcej, oprócz tego, że jest na winylu. High Roller produkuje świetne rzeczy.

Za oprawę graficzną waszej płyty już po raz piąty odpowiada słynny Joe Petagno. Jak doszło do Waszej współpracy? Mówiliście mu czego mniej więcej oczekujecie czy też zostawiliście mu wolną rękę?
Patrick Evil: To wspaniałe, że Joe robi dla nas okładki. Od kiedy skontaktowaliśmy się z nim za pierwszym razem, żeby pracował z nami, zawsze potrafi uchwycić ogień, jaki mamy na okładkach, które dla nas maluje. Zazwyczaj rozmawiam z Joe, wysyłam mu surowe wersje utworów i teksty, żeby znał nasze pomysły. Zazwyczaj ma wiele pomysłów i wysyłam nam szkice, albo po prostu przedstawia nam koncepcję i rozwala nas. Uwielbiam z nim pracować, bo zawsze wie co potrzebujemy, czasem nawet jeżeli mu tego nie powiemy.
Anthony Lopez: Mamy świetną relację z Joe. Zwykle podsuwamy mu nasze wczesne pomysły na to, co chcemy mieć na albumie, a on je rozwija i za każdym razem rozwala nas ostateczną wersją okładki. Jest wielkim fanem muzyki i lubi z nami pracować.

Jaka przyszłość jest przed Satan's Host? Jakie cele stawiacie przed sobą?
Patrick Evil: Obecnie kończymy pisanie naszego nowego albumu i próbujemy grać jak najwięcej koncertów. Czuję, że jesteśmy blisko, żeby się przebić i stać się czołową nazwą w przemyśle i przejąć przewodnictwo w prawdziwym metalu na całym świecie.
Anthony Lopez: Obecnie kończymy sesje tworzenia na kolejny album i przygotowujemy się do wejścia do studia latem. Jesteśmy chętni do grania i bycia wszędzie, więc staramy się mieć jak najwięcej możliwości na trasę i koncerty.

To już wszystkie pytania z mojej strony. Ostatnie słowa dla polskich fanów?
Patrick Evil: Dziękujemy wszystkim naszym fanom i waszemu magazynowi za wsparcie. Będziemy dalej wypuszczać metal dla was wszystkich. Kupujcie nasze albumy. Zobaczcie nas na żywo. Pomóżcie doprowadzić nas do czołówki!
Anthony: Polskie Legiony rządzą!!! Dziękujemy za wsparcie! Mamy nadzieję, że wkrótce wszyscy się spotkamy!spotkamy!!!