sobota, 18 czerwca 2011

Axe Battler - The Wrath Of My Steel (Ep) (2010)


Zespół Axe Battler istnieje niezbyt długo, bo od 2009 roku, a pochodzi ze stolicy Chile - Santiago. Moje zainteresowanie wzbudziły nazwa grupy i tytuł tego materiału, które wzbudziły u mnie apetyt na kawał surowego epickiego grania w klimacie Manilla Road czy Brocas Helm. Gdy do moich uszu doszły pierwsze dźwięki "Killers of the Night" okazało się, że chłopaki naparzają klasyczny brytyjski Heavy i brzmią jak jakiś zaginiony na początku lat 80' diament NWOBHM. To Ep zawiera 4 autorskie utwory grupy: wspomniany wcześniej "Killer of the Night", dalej jest mój osobisty faworyt, tytułowy "The Wrath of My Steel", ballada "At the Backstreet (she awaits)" kojarzące się budową i samym klimatem z wczesnym Iron Maiden, No i kolejny szybki "Minotaur's Labyrinth". Na sam koniec mamy cover Duńczyków z Witch Cross "Fight the Fire". Jak dla mnie jest to jeden z najbardziej obiecujących zespołów w Heavy Metalowym podziemiu i z niecierpliwością będę czekał na ich pełnowymiarowy debiut. Mam naprawdę dużą nadzieję, że Chilijczykom uda się znaleźć jakąś wytwórnię gotową wydać ich materiał. Rewelacyjny Metal w klimacie Tokyo Blade, Tank czy wczesnego Maiden. Polecam wszystkim!

piątek, 17 czerwca 2011

DoomSword - The Eternal Battle (2011)






Rok 2011 obfituje w nowe materiały moich ulubionych wykonawców i jak dotąd żaden z nich mnie nie rozczarował. Podobnie jest z piątym albumem bogów epickiego viking/doom Metalu. Jak zwykle nie zawodzą i grają dokładnie to czego oczekują fani. Na nowej płycie jest może więcej szybszych i klasycznie Heavy Metalowych momentów, jednak brzmienie, same kompozycje i ogólny klimat całości pozostał ten sam. Dalej mamy tutaj hołd dla bogów takich jak Manilla Road, Manowar, Candlemass czy Bathory, ale to wszystko doprawione jest kilkoma elementami typowymi dla DoomSword. Jakimi? Na pewno jest to wojowniczy sposób śpiewania i wokal Deathmastera, epickie Chórki i sama melodyka i kompozycja utworów. Od pierwszego dźwięku słychać czyja to płyta kręci się w odtwarzaczu. Nie ma tutaj zbędnych popisów instrumentalnych (zresztą nigdy takowych nie było), ani klawiszowych plam. Zespół bez żadnych dodatków, przy użyciu klasycznego rockowego instrumentarium tworzy tak wspaniały klimat, że podczas słuchania tej płyty ma się ochotę pochwycić za miecz i sponiewierać każdego wroga. Wszystkie utworu prezentują wysoki poziom, jednak jeśli już miałbym jakieś wyróżnić byłyby to: nastrojowy "Soldier of Fortune", marszowy z piękną melodią i epickim , podniosłym refrenem "Song of the Black Swords". W tym kawałku Deathmaster momentami śpiewa z nosową manierą charakterystyczną dla JW Marka Sheltona. No i na samym końcu czeka na nas absolutny hit "Warlife". To jest właśnie to za co kocham epic Metal!. Piękne podniosłe melodie, jednocześnie wojownicze i melancholijne. Słuchając tego hymnu odczuwam tęsknotę za dawnymi czasami, gdzie siła, męskość, honor, odwaga i ojczyzna nie były pustymi hasłami. Na szczęście są jeszcze takie zespoły jak DoomSword, dzięki którym możemy w dzisiejszych skurwiałych czasach, żyją pośród skarlałych, homoseksualnych młodzięńcow, choć na chwilę znależć się w innym świecie dalekim od ścierwa codzienności . Młoty w górę! Up the Hammers!
5,5/6

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Iron Maiden - The Final Frontier (2010)


Zespół-instytucja, legenda, dla fanatycznych wielbicieli coś więcej niż muzyka, to styl życia. O kim mowa? Oczywiście o najlepszej i najważniejszej Heavy Metalowej grupie świata-Iron Maiden!!! Uznałem, że co jak co, ale ostatnią płytę Dziewicy wypadało by opisać. Oczekiwania związane z tym materiałem miałem ogromne, zresztą jak zawsze w przypadku Harrisa&co. Po genialnym powrocie Bruce'a i Adriana do zespołu i magicznej płycie "Brave New World", Ironi nagrali 2 albumy bardzo dobre, ale którym czegoś brakowało. Do "Matter of Life and Death" przekonywałem się chyba ze 3 lata, ale na całe szczęście z odpowiednim skutkiem. O ostatnim ich dziele postanowiłem napisać dopiero teraz, czyli prawie rok od premiery, więc wydaje mi się, że już zdążyłem na tyle ochłonąć, by być obiektywnym. No to jedziemy:

"Satellite 15... The Final Frontier"- początek bardzo nietypowy jak na Maiden, niemalże mechaniczne dźwięki z jęczącą gitarą wprowadzają słuchacza w futurystyczny, kosmiczny klimat. Rozpaczliwy śpiew Dickinsona wcielającego się w astronautę tracącego kontakt z Ziemią pogłębia jeszcze ten nastrój. Następnie utwór płynnie przechodzi we właściwy utwór czyli "The Final Frontier". Świetny otwieracz, klasyczny Hard Rockowy numer.

"El Dorado"- Zaczyna się od gitary kojarzącej mi się trochę z "Wasted Years". Następnie wchodzi ten cudowny bas i rozpoczyna się klasyczne Ironowanie. Bardzo dobry numer z trochę słabszym refrenem. Dla mnie najsłabszy utwór na płycie. Tekstowo wiadomo: Legendarne miasto złota-El Dorado.


"Mother of Mercy"- Utwór opowiadający o rozterkach żołnierza, zastanawiającego się po co tak naprawdę bierze udział w tej wojnie i proszącego boga o wybaczenie. Jest to chyba jeden z ulubionych tematów Steve'a i Bruce'a. Muzycznie jest to świetny, utrzymany w średnim tempie kawałek z bardzo fajnym, chwytliwym refrenem.

"Coming Home"- No i mamy balladę. Jest to jeden z najlepszych utworów na płycie, kojarzy mi się trochę z solowymi dokonaniami Dickinsona. Spokojne zwrotki przechodzą w mocniejszy refren, który jest naprawdę przepiękny. Gdy Bruce wyśpiewuje kolejne wersy opowiadające o wielkiej tęsknocie i powrotach do jego ukochanej ojczyzny, człowieka ogarnia mocno nostalgiczny klimat. Piękny numer.

"The Alchemist" - Szybki, klasyczny kawałek Iron Maiden, kojarzący się z takimi utworami jak np. "The fallen Angel". Nic nadzwyczajnego dla zespołu, po prostu kolejny świetny numer. Najszybszy i najkrótszy na płycie.

"Isle of Avalon"- No i zaczynamy drugą połówkę płyty. Od tego utworu już do końca będzie bardzo epicko. Maideni są mistrzami w tworzeniu długich, tajemniczych kompozycji takich jak właśnie opisywana. Rozpoczyna się bardzo spokojnie i nastrojowo od basu i wokalu Bruce'a. Następnie rozpędza się by za moment znów zwolnić i przejść w prawdziwy prog Metalowy majstersztyk. Coś wspaniałego. W tym utworze dzieje się niesamowicie dużo, więc nuda nam nie grozi. Historia tajemniczej wyspy Avalon opowiedziane przez Iron Maiden nabrała nowego smaku, Cudo!

"Starblind"- Od razu muszę zaznaczyć że jest to jeden z najpiękniejszych utworów jakie słyszałem w ostatnim czasie. Brzmi jak połączenie klimat "Somewhere in Time" i "VirtualXI". Raczej spokojny, zagrany w średnich tempach z cudownymi solówkami brzmiącymi tak jakby były wyjęte z ww płyty z 1986r.Absolutny hit i gwarantowane wzruszenia u każdego starego fana Żelaznej dziewicy.

"The Talisman"- Zaczyna się od pięknej melodii granej na gitarze klasycznej i spokojnego śpiewu Dickinsona. Po ponad 2-óch minutach wchodzą ciężkie gitary i numer nabiera tempa. Świetne zwrotki, zajebisty refren i jak zawsze genialne solówki i dialogi gitarzystów. Kolejny rozpieprzający kawałek.

"The Man Who Would Be King"- Ta piosenka ma tak piękną melodię, że zawsze słucham jej ze łzami w oczach i z ciarami na całym ciele. Posłuchajcie tego początku. Tak mogą grać tylko wybrańcy Bogów, a z takimi niewątpliwie mamy do czynienia. Magia sączy się z każdego dźwięku.

"When the Wild Wind Blows"- No i niestety koniec. Ale za to jaki! Jako ostatni mamy jeden z najlepszych epickich hymnów ostatnich lat. Geniusz w każdym calu i strzał w ryj wszystkim niedowiarkom i pseudo krytykom. Podobno takie granie jest niemodne??? Hahahaha Steve nic sobie z was kurwa nie robi i dalej komponuje najlepsze utwory świata. 11 minut czystej ekstazy! Właśnie za taki Maiden miliony fanatyków na całym świecie dałoby się pokroić.

Powoli będę kończył, bo już jestem bliski obłędu. Maiden nagrał fenomenalną płytę i mam nadzieję, że wbrew tytułowi nie ostatnią. Można się czepiać o takie drobiazgi jak zbyt płaskie brzmienie nie potrafiące w pełni wydobyć tego co najlepsze z 3 gitar. Można się czepiać, że Bruce już nie jest w takiej formie jak kiedyś. Oczywiście, że można, ale po co? Pieprzyć to! Zamiast przejmować się zupełnie nieistotnymi szczegółami dajcie się porwać przepięknej muzyce tworzonej przez najlepszy zespół świata- Iron Maiden!
6/6Up The Irons!

czwartek, 2 czerwca 2011

Stormwarrior - Heathen Warrior (2011)


Niemieccy piewcy True Metalu i kultury północnej Europy wydali wreszcie po 3 latach nowy album. Chłopaki nigdy nie należeli do zbyt płodnych zespołów, ale może to i dobrze. W końcu nie liczy się ilość tylko jakość. A ta jak zwykle jest baaaaardzo dobra wręcz zajebista. Stormwarrior nagrali chyba najlepszą i zdecydowanie najbardziej dojrzałą płytę w swojej karierze. Kontynuują drogę, którą poszli na "Heading Northe". Jak zwykle jest tak niesamowicie dynamicznie, że ciężko w trakcie słuchanie wysiedzieć na miejscu. Gitary brzmią wyśmienicie, a solówki są chyba najlepsze w ich dotychczasowej twórczości. Bass jest doskonale słyszalny i tworzy fantastyczny melodyjny podkład pod riffy. Kojarzy mi się to trochę z "Piece of Mind" Maiden'ów. Oczywiście podniosłe refreny ozdobione są chórkami, a podczas niektórych zwolnień Lars śpiewa niżej i spokojniej co wcześniej raczej się nie zdarzało. Album ma tą zaletę, że z każdym przesłuchaniem podoba mi się bardziej i co chwilę zmieniają się moje ulubione utwory. Ciężko jest wskazać najlepsze kawałki, ponieważ wszystkie reprezentują równy, zajebiście wysoki poziom. Wszyscy z was, którzy słyszeli już poprzednie dokonania zespołu i jeśli zrobiły one na was pozytywne wrażenie (nie widzę innej możliwości hehe) na pewno zakochają się w tej płycie od pierwszego przesłuchania. Natomiast reszta, która nie miała jeszcze przyjemności obcowania z muzyką załogi z Hamburga mogę tylko powiedzieć, że jeśli jesteście zaczarowani muzyką tworzoną przez takich gigantów jak wczesne Helloween czy Running Wild to jest to kolejny zespół, który na stałe zagości w waszym Heavy Metalowym panteonie pośród innych bogów. Nie będę opisywał poszczególnych utworów, gdyż nie widzę w tym większego sensu. Nie marnujmy więc czasu na bzdury tylko słuchajmy tej wielkiej płyty. Stormwarrior jest na szczycie i chyba pozostanie tam jeszcze długo.If it's not in your bloode, you will never understande!
5,8/6