wtorek, 10 lipca 2012

Hammers of Misfortune




 Staramy się tworzyć fajne kawałki i nagrywać dobre albumy. 


Hammers of Misfortune powstał w roku 2000 na gruzach formacji Unholy Cadaver. Od początku tworzyli muzykę niebanalną, w bardzo udany sposób łącząc różne style tj. Doom, Folk, Heavy i podając to wszystko polane progresywnym sosem. W 2011 roku zespół wydał w barwach Metal Blade swój 5 album zatytuowany „17th Street”, który ponownie pokazał jak wielki potencjał tkwi w tej załodze. Mam nadzieję, że entuzjastyczne reakcje muzycznych dziennikarz i magazynów przełożą się na równie dobry odbiór wśród fanów. Na moje pytania odpowiadał lider Hammers – John Cobbett (git/voc).


Zanim powołany do życia został Hammers of Misfortune, nazywaliście się Unholy Cadaver. W tym roku wytwórnia Shadow Kingdom wydała reedecję jedynej płyty nagranej pod tym szyldem. Powiedzcie w paru słowach o tym zespole i tym wydawnictwie?

John Cobbett: LP Unholy Cadaver wyszła na początku tego roku. Jest to zbiór kawałków, które nagraliśmy w latach ’90, w zasadzie jako duet – tylko Chewy (perkusja) i ja. Tak właśnie narodził się Hammers Of Misfortune. Tak naprawdę wyszły tylko 3 numery z tego albumu w formie wydanego własnym sumptem demo, w ilości 250 szt., które sprzedaliśmy drogą mailową. Nigdy nie wydaliśmy pełnego albumu, więc nie jest to tak naprawdę reedycja. W końcu materiał został zmasterowany i wydany po raz pierwszy.

Później zmieniliście nazwę na Hammers of Misfortune. Czym była spowodowana ta zmiana i jaka jest geneza tej nazwy?

To była kwestia oczywista. Unholy Cadaver zapoczątkował jako ambientowy projekt w 4 ścianach mojego własnego pokoju. Może to i ciekawa nazwa dla takiego projektu, jednak kompletnie nietrafiona, jeśli chodzi o zespół metalowy. Postanowiliśmy uporać się z tą kwestią przed wydaniem pierwszego albumu. Od początku wiadomo było, że muzycznie pójdziemy w inną stronę (takie było założenie) i było jasne, że poprzednia nazwa nie mogła nam towarzyszyć.

Wasza muzyka zawsze była niezwykle oryginalna. Łączyliście elementy różnych stylów tj. heavy, prog, folk, doom etc. w swój własny charakterystyczny styl. Jak wam się udało go wypracować?

Dzięki! Jeśli rzeczywiście połączyliśmy różne style, nie było to zamierzone. Po prostu zrobiliśmy, co chcieliśmy. I mieliśmy przy tym mnóstwo zabawy. Ograniczanie się do definiowania naszej muzyki w obrębie tego, czy innego gatunku byłoby bardzo irytujące i nudne. Wszyscy wyrośliśmy ze sceny punkowej, więc można powiedzieć, że w pewnym sensie mamy takie nastawienie. Łatwo jest osiągnąć oryginalne brzmienie, podczas gdy wszyscy usilnie starają się brzmieć tak samo. Najważniejszym jest fakt, że napisaliśmy po prostu klika kawałków, które nam się podobały, nie próbując na siłę łączyć czegokolwiek.

Czujecie się częścią jakiejś sceny czy raczej idziecie własną ścieżką? Jaka publiczność najczęściej pojawia się na waszych koncertach?

Nie, nie postrzegam nas jako części jakiejś konkretnej sceny ( wyjątkiem jest lokalna scena SF Bay Area), tak samo nie podążamy żadną sprecyzowaną ścieżką. To całkiem proste, staramy się tworzyć fajne kawałki i nagrywać dobre albumy. Jeśli ludziom to się podoba, świetnie! Jeśli nie, to trudno. Nie jestem nawet pewien, jacy ludzie pojawiają się na naszych koncertach…może to ludzie, którzy przyszli zobaczyć inne zespoły? (haha!)

Po wydaniu trzech znakomitych albumów odszedł od was m.in. Mike Scalzi. Co było tego powodem? Jaki był jego wpływ na muzykę Hammers? 

To było kilka lat temu. Mike nigdy nie zamierzał być pełnoetatowym członkiem Hammers of Misfortune. Na samym początku powiedział, że będzie z nami dopóki czas mu na to pozwoli. Odszedł w 2006 roku, sprawy związane ze Slough Feg zaczęły go bardzo absorbować. Jego odejście nie było dla nas niespodzianką, miało jednak pewien wpływ na muzykę. Od zawsze to ja pisałem materiał oraz nagrywałem gitary. Główną różnicą stały się linie wokalne. Musieliśmy popróbować z różnymi wokalistami. To było pouczające doświadczenie.

To musiał być bardzo ciężki moment. Czy pojawiły się wtedy wątpliwości co do przyszłości zespołu?

Tak jak już powiedziałem, odejście Mike’a nie było szokiem. Nie było również żadnych wątpliwości co do tego, że Hammers będzie grać dalej. Było to smutne i brakuje mi tej współpracy, niemniej jednak w tamtym momencie Mike bardzo rzadko znajdował czas na próby, tak więc nie pracowaliśmy ze sobą zbyt dużo. Pisaliśmy wtedy materiał na Fields/Church LP, a on był po prostu niedostępny. Jeśli spojrzysz na wkład Mike’a w pierwsze trzy albumy, zauważysz, że miał tendencję spadkową jeżeli chodzi o wokale. Nagrał główne linie wokalne do czterech numerów na “The August Engine” oraz do dwóch na “The Locust Years”. Zrobił, co mógł.

Udało wam się jednak powrócić w 2008 roku znakomitym podwójnym albumem „Fields/Church of Broken Glass”. Skąd pomysł na takie wydawnictwo?

Cieszę się, że Ci się podoba! Nie rozpatruję tego w kategoriach powrotu. Zrobiliśmy to samo, co zwykle, napisaliśmy materiał na album i nagraliśmy go. Szczególnie chcieliśmy zrobić album w formacie winylowym, tak też się stało.

Na tych płytach zmianie uległy również teksty. Stały się bardziej współczesne, osobiste. Skąd taka zmiana?

Nie jestem pewien, czy są bardziej “osobiste”. Fakt pisania przeze mnie tekstów sprawia, że automatycznie są „bardziej moje”, jednak nie traktują one w większej mierze o mnie, niż o otaczającym świecie. Jestem dosyć nudną osobą, za to świat na pewno nie jest. Pomysł był taki, aby opowiedzieć historie ludzi oraz sytuacje, przez jakie przechodzą, gdzieś tam na świecie.

Skoro jesteśmy już przy tekstach, to o czym opowiadają te z „17th Street”? Opisują autentyczne wydarzenia i miejsca, czy też jest to fikcja poetycka? 

Masz na myśli piosenkę, czy cały album? Kawałek jest o bankructwie, uzależnieniu od narkotyków, problemie bezdomności itp. Sam nie posiadam domu na własność, ale (na szczęście) nie jestem bezdomny. Jednak bezdomni to stały widok z mojego okna, w dzień, czy w nocy. Ich historie zdecydowanie nie są fikcją. Możesz rozpatrywać kawałek pod różnymi kątami. Można zacząć od kwestii okna w pierwszych wersach „17th Street” : spoglądasz przez okno, pytanie tylko, czy patrzysz z zewnątrz, czy też wyglądasz będąc wewnątrz?

Jak wygląda u was proces tworzenia utworów? Jest jakiś główny kompozytor czy też pracujecie bardziej zespołowo? Nowi muzycy wnieśli jakiś wkład w proces twórczy?

Zarys materiału jest zwykle przesyłany mailem w formie demówki do członków zespołu. Jeśli każdemu się spodoba, zaczynamy pracować nad szczegółami i rozpoczynamy próby. Czasem kawałek musi przejść wiele metamorfoz zanim uznamy, że jest skończony. Niekiedy pomysł na kawałek pojawia się w ostatnim momencie i jestem zmuszony podejmować wiele decyzji sam.

Skąd czerpiecie inspirację podczas pisania muzyki? Są muzycy czy wykonawcy, którzy mają na was jakiś większy wpływ?

Czerpię inspiracje zewsząd, większość z nich nie jest związana z kapelami metalowymi. Zwykle jest to książka lub piosenka albo gdzieś przeczytany artykuł. Może to być również bitwa na słowa w komentarzach pod artykułem, gdzie ludzie są anonimowi i wypisują niestworzone rzeczy w Internecie. Mógłbym całymi dniami śledzić te płomienne dyskusje. Ludzie dzielą się swoimi historiami. Jest to swego rodzaju katharsis.

Okładka waszej nowej płyty jest w całkowicie innym styl od poprzednich prac zdobiących wasze albumy. Jest jakieś głębsze przesłanie tego obrazka?

To obraz przedstawiający niewyraźne sylwetki znikających lub pojawiających się członków zespołu na tle dzielnicy, w której mieszkamy. We wkładce jest zdjęcie chodnika z przed mojego domu.

Wasz nowy album jest na pewno jednym z ciekawszych wydawnictw tego roku. Na pewno jesteście z niego bardzo dumni. Jednak ciekawi mnie jak porównalibyście go do waszych poprzednich wydawnictw? Czy uważacie „17th Street” za wasze największe dokonanie? 

Każdy album, który zdołaliśmy ukończyć jest sukcesem. Oczywiście jestem dumny ze wszystkich płyt, bardzo ciężko było zrealizować każdą z nich, dlatego zawsze, gdy album się ukazuje, jest to dla mnie swoistego rodzaju nagroda. Już zaczynam myśleć nad następną płytą, co jest przytłaczające. Proces tworzenia jest bardzo długi, zabiera wiele czasu oraz energii. Nie umiem wybrać ulubionego!

Poproszę o parę słów na temat nowych członków zespołu. Jak wpasowali się w filozofię grupy? Czy jest szansa, że ten skład zostanie na lata?

Tak, nowi członkowie doskonale wpasowali się w klimat, w innym wypadku nie zostaliby w zespole. Wygląda na to, że Hammers of Misfortune pozostanie w tym składzie na długo, mam taką nadzieję!

„17th Street” została wydana w dużej wytwórni Metal Blade. Jesteście zadowoleni ze współpracy? Promocja chyba wygląda nienajgorzej?

Tak, z mojego punktu widzenia poziom promocji tego albumu był naprawdę imponujący. To dla mnie coś nowego. Ludzie z Metal Blade okazali się bardzo wyrozumiali, nikt nie ingerował w naszą pracę, kreatywność, ale ciężko pracowali na to, aby album został zauważony.

Nie tylko moim zdaniem wasza muzyka zasługuje na zdecydowanie szerszy i lepszy odbiór. Czy uważacie, że teraz jest ten przełomowy moment by już na dobre zadomowić się w głowach fanów?

Dzięki! Może. Przekonamy się, gdy zagramy trochę koncertów. Może trochę ludzi się pojawi, może i nie. Wiadomo, że byłoby fajnie, jednak niezależnie od okoliczności, będziemy grać dalej.

Jaki prezentuje się wasz set koncertowy? Gracie utwory ze wszystkich płyt czy skupiacie się nowszym materiale? Jakie utwory z „17th Street” będą grane przez was na żywo?

Zagramy przynajmniej po jednym kawałku z każdego albumu. Zwykle gramy numery z Doomed Parade”, “An Oath Sworn In Hell”, “Motorcade” i “Trot Out The Dead”. Będą trzy kawałki z nowego albumu, na pewno “17th Street” i “The Grain”.

Wasze koncerty w Polsce wydają się raczej mało prawdopodobne, ale kiedy będzie można was zobaczyć gdziekolwiek w Europie? Może jakaś trasa?

Gramy na Roadburn 2012. Mam nadzieję, że zaliczymy więcej europejskich koncertów w najbliższej przyszłości.

Czego wam życzyć na przyszłość? Jakieś marzenia związane z Hammers of Misfortune?

Trasa poza U.S.A... Jedynym koncertem, który zagraliśmy poza granicami Stanów, był gig w Kanadzie w 2009r. Naszym celem jest możliwość grania koncertów w UE oraz w innych miejscach, jak np. Japonia, Australia, chcielibyśmy przebić się dalej.

Więc tego wam życzę. Dzięki wielkie za wywiad.

Dzięki! Dziękuję również czytelnikom!!!

Exmortus







Metalowy cios dla ucha


Trzy lata po debiucie Exmortus powraca z drugim, bardzo dobrym albumem „Beyond the fall of time”. Jest to kawał naprawdę brutalnego Thrash’owego grzańska na wysokim poziomie. O powodach tak długiej przerwy, zmianach w składzie i nowej płycie opowiada bębniarz, Mario Mortus.


HMP: Witam. Na początek gratuluję nowej, bardzo udanej płyty.
Mario: Dzięki!!! Musieliśmy stawić czoła wielu trudnościom, żeby ukończyć ten album, bardzo się cieszę, że przypadł ci do gustu.

Przed nagraniem tego albumu w waszym składzie zaszły pewne dość
istotne zmiany, powiedzcie coś na ten temat.
Zacznijmy od najbardziej znaczącej zmiany, jaką było odejście Balmore’a oraz nowe obowiązki Conan’a jako frontmana zespołu. Odejście Balmore’a było czymś, co przewidywaliśmy od dawna, myślę, że była to kwestia czasu… Jednak wyszło nam to na dobre. Conan zaczął wykonywać na żywo“Entombed with the Pharaohs” od początku, więc przejście do grania i śpiewania nie było dla niego niczym nowym. Największym wyzwaniem było znalezienie nowego gitarzysty. Sean Redline dołączył do składu na około rok, ale przed kilkoma tygodniami odszedł haha. David Rivera jest naszym aktualnym gitarzystą, co niebawem oficjalnie ogłosimy.

Czemu przerwa między albumami wyniosła aż trzy lata?
Ohh jeeezuuu… od czego zacząć!!! Promowaliśmy “In Hatreds Flame” podczas trzech tras po Stanach, na koncertach wzdłuż zachodniego wybrzeża Kalifornii. Z powodu tak dużej liczby występów nie znaleźliśmy czasu ani na skończenie kawałków na płytę, ani na skompletowanie pełnego setu do nagrania. Tuż po tym, gdy zabraliśmy się do kończenia materiału, Balmore odszedł. Był to pierwszy krok w tył. Musieliśmy mieć pewność, że Conan jest w stanie śpiewać i grać wszystkie kawałki, które mieliśmy zamiar nagrywać. Nie chcieliśmy, aby śpiewał na płycie w sytuacji, gdyby nie był w stanie zrobić tego na żywo. Zabrało nam to trochę czasu, poza tym, potrzebowaliśmy jeszcze gitarzysty rytmicznego. Sean dołączył do składu, ale po kilku występach Conan złamał lewą rękę, co spowodowało jego kilkumiesięczną niedyspozycję. Nagranie “Beyond the Fall of Time” znowu zostało odsunięte w czasie. Po rekonwalescencji Conana zarezerwowaliśmy studio i w lutym 2011 rozpoczęliśmy nagrania. Ciężko było dograć terminy ze względu na pracę i szkołę, więc nagrywanie albumu zajęło nam prawie 6 miesięcy. Biorąc pod uwagę mastering, procesy powielania, same przygotowywania do wydania zajęły nam prawie rok.
Koniec końców, poza pisaniem materiału na płytę, to właśnie owe przeciwności, z którymi musieliśmy się zmagać pochłonęły najwięcej czasu.

Conan, wasz nowy gitarzysta/wokalista, miał chyba zdecydowanie duży wpływ na efekt końcowy płyty. Jego wokal jest wg mnie bardziej wszechstronny i po prostu bardziej pasuje do waszej muzyki. Jakie jest wasze zdanie?
Z początku mieliśmy pewne wątpliwości, gdyż wokal Conana drastycznie odbiegał od głosu Balmore’a, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Jednak wraz z rozpoczęciem pracy nad nowym albumem, okazało się, że barwa Conana nie dość, że pasowała do materiału, to jeszcze wzbogacała muzykę bardziej niż byśmy się tego spodziewali.

"Beyond the fall of time" jest bardziej jednolita i ukierunkowana na klasyczny Thrash, nie debiut. Jest na niej zdecydowanie mniej melodii, deathowych motywów. Mi to pasuje, ale czy to było waszym zamiarem? Jak byście określili waszą muzykę?
Nie chcieliśmy uzyskać bardziej klasycznego thrash’owego lub mniej death’owego brzmienia – szukaliśmy czegoś pomiędzy. Naszym celem było stworzenie kompozycji, które łączyłyby w sobie nie tyle różne gatunki, co muzyczne elementy metalu.

Płyta brzmi bardzo jednolicie i słucha się jej doskonale jako całości.. Wszystkie piosenki są nowe, napisane już po wydaniu "In Hatred Flames", czy też odświeżyliście jakieś stare rzeczy?
Mieliśmy nagraną dużą część materiału po wydaniu pierwszego albumu, jednak piosenki, które tworzą płytę powstały raczej przed nagraniem „Beyond the Fall of Time”.

Jeśli mnie słuch nie myli to solówki grane są zarówno przez Sean'a jak i Conana. Mam rację? Obaj za nie odpowiadają czy jest to domena jednego z nich?
Wszystkie gitary nagrał Conan. Jako nowy członek zespołu, Sean nie miał dość czasu, aby w pełni się wpasować. Niemniej jednak niektóre z jego solówkowych pomysłów zostały wykorzystane podczas nagrań.

Dwa utwory różnią się trochę od reszty. Pierwszy to najbardziej death metalowy utwór na płycie "Entombed with the Pharaohs", który ukazał się na singlu w 2010 roku. Nie jest to żaden melo-death tylko prawdziwie brutalna jazda. Zamierzacie pójść w tym kierunku w
przyszłości?
Jeśli chodzi o poszczególne utwory, to być może stworzymy więcej materiału w podobnym klimacie, ale prawdopodobnie nie nagralibyśmy całego albumu poświęconego temu jednemu stylowi... chociaż kto wie?

Kolejny to "Khronos". Skąd pomysł na taki utwór? Mi się bardzo podoba...
Kawałek wyłonił się z piekielnej otchłani. Dzięki… Daniel wymyślił riff, który wszystkim przypasował. Jesteśmy naprawdę zadowoleni z efektu końcowego, biorąc pod uwagę, że jest to pierwszy, w pełni akustyczny kawałek Exmortus. Teraz zabieramy się za pisanie ballad haha.

Kto odpowiada za brzmienie? Jest naprawdę dobre.
Nie ma konkretnej osoby odpowiedzialnej za brzmienie. Conan i ja zawsze podkreślamy, że jest to wspólna praca członków zespołu. Gdy przychodzi do tworzenia czegoś różnorodnego i oryginalnego, każdy ma swój wkład. Co cztery głowy to nie jedna. 

Kto jest głównym kompozytorem w zespole?
Conan ciągle tworzy nowy materiał, więc większość kawałków jest jego autorstwa.

Może kilka słów na temat tekstów. Kto jest za nie odpowiedzialny?
W większości teksty są wynikiem współpracy, nie mniej jednak Conan i Daniel mieli największy wkład w tworzenie lirycznej części albumu.

Jesteście zadowoleni ze współpracy z Heavy Artillery? Jak wygląda promocja waszej płyty?
Tak, jesteśmy zadowoleni. Byliśmy zdania, że najlepiej byłoby promować dostępny już album. Planowanie promocji materiału, którego wydanie było opóźniane nie miało w zasadzie sensu. Chcieliśmy także, aby Conan zadebiutował na nowym albumie przed tym, gdy rozpoczniemy trasę i zaprezentujemy nowy skład

Posiadacie bardzo duże umiejętności techniczne. Chodziliście do jakiś szkół muzycznych czy jesteście samoukami?
Wszyscy jesteśmy samoukami. Żadnych lekcji, tylko granie, granie, jeszcze raz granie.

W tej chwili powinniście być na amerykańskiej trasie z waszymi kumplami z wytwórni, zespołem Vektor. Jak publiczność przyjmuje wasz nowy materiał, i jak wygląda frekwencja na gigach?
Ludziom naprawdę podoba się nowy materiał i skład. Długo byliśmy „poza zasięgiem”, dlatego też każdy koncert daje nam poczucie nabierania wiatru w żagle.

Można się was spodziewać w Europie w najbliższym czasie? Może zajrzycie do Polski?
Bardzo byśmy chcieli! Co prawda nie mamy żadnych planów, jednak liczymy, że pojawią się w tym roku pewne możliwości… Polska? Jak najbardziej!

Jakie są wasze marzenia związane z muzyką?
W pewnym sensie nasze marzenia właśnie się spełniają. Nagranie albumu w stajni miażdżącej wytwórni, czy granie koncertów w Stanach jest tym, do czego zawsze dążyliśmy. Na szczęście już wkrótce będziemy mogli to robić na większą skalę

Mam nadzieję, że na kolejną płytę nie trzeba będzie czekać kolejnych trzech lat. W którym kierunku zamierzacie pójść w przyszłości? Będzie bardziej brutalnie, bardziej melodyjnie, a może znaleźliście już swoją niszę i będziecie po prostu rozwijać i ulepszać swój styl?
Kurwa, czekać trzy lata! Już mamy materiał na kolejny album i plany nagrań na końcówkę 2012r. Album będzie łączył w sobie wszystko to, co powyżej, ma być tez bardziej brutalny i melodyjny. To będzie metalowy cios dla ucha.

Na koniec, jak byście zareklamowali wasz album osobie która jeszcze o was nie słyszała?
Przesłuchajcie nowy album!!! Każdy znajdzie tam coś dla siebie!

To wszystko z mojej strony. Dziękuję bardzo i powodzenia.
Dzięki stary!

Forté


Prędkość, moc i melodia

 



Niektóre zespoły pomimo wysokiej jakości granej przez nich muzyki, szacunku fanów i dziennikarzy, nie zdołały osiągnąć tyle na ile zasługiwaly. Do tej grupy niewątpliwie należy zaliczyć również power/thrashowców z Oklahomy – Forte. Mający na koncie cztery bardzo dobre albumy wydane w latach ’90, przypominają o sobie reedycją debiutu „Stranger than fiction” i szykują się do nagrania premierowego materiału. O tym wszystkim opowie wam pełen nadziei i wiary w świetlaną przyszłość, perkusista zespołu – Greg Scott.


Witam. Może na początek parę słów na temat powstania Forté. Jak wyglądały wasze początki?


Greg Scott: Mój brat Jeff i ja zaczęliśmy grać, gdy byliśmy młodsi, około 1982 roku. Pierwszymi utworami, które opanowaliśmy były „Green Manalishi” Judas Priest, „Rock Brigade” Def Leppard i chyba „Princess of the Night” Saxon. Przez kilka lat kontynuowaliśmy granie coverów, głównie z metalowego podziemia tamtych czasów. W 1985 roku znaleźliśmy wokalistę - Ralph’a Lund’a. Początkowo, na przełomie 83’ i 84’, nazywaliśmy się Purgatory, następnie Wrath Child…opcja typowa dla młodych zespołów. Pierwsze poważne kroki już jako Forte , zaczęliśmy stawiać pod koniec 1986 roku. Koncertować zaczęliśmy w kwietniu 1987 roku, wypracowaliśmy sobie dobrą renomę jako live band, więc zagraliśmy kilka świetnych koncertów, otwierając Fates Warning, Helix, Gammacide, Powerlord i wiele innych.

Wasze pierwsze demo „Dementia by Design” z 1989 jest już kultowe w niektórych kręgach. Jaki był wtedy odzew na te utwory?

Po wyjściu “Design”, dostaliśmy noty 5/5 i 10/10 w każdym niemieckim metalowym magazynie. Co więcej, wieści o naszych wyczynach na żywo bardzo szybko się rozniosły. Graliśmy razem z Watch Tower, Overkill, Pantera, Savatage, Flotsam & Jetsam i Trouble.

Według mnie to demo brzmi lepiej od waszego debiutu. Jest bardziej mięsiste i gęste. Czym to jest spowodowane? A może nie zgadzacie się z tą opinią?

Demo zostało nagrane w Dallas Sound Labels, w maju 1990 roku. Mieliśmy już wtedy 9, czy10 oryginalnych kawałków, jednak stwierdziliśmy, że te 5 utworów najlepiej reprezentuje nasz styl - mieszankę melodyjności, speedu i poweru. Jak na tamte czasy, niesamowitym faktem była cyfrowa produkcja materiału. Zgadzam się z Tobą, co do naszego debiutu, nagrywaliśmy go w Niemczech, w bardzo dziwnych okolicznościach, co jak widać, udzieliło się na płycie. Album w dalszym ciągu uważany jest za klasyk gatunku, jednak bardzo ciężko było go zrealizować. Randal stracił głos, mieliśmy również problemy techniczne. Wielki wysiłek…jednak zarówno ja, jak i wiele innych osób to jednak demówki ceni za bardziej organiczne brzmienie.

Wasza muzyka niewątpliwie zawsze stała na bardzo wysokim poziomie. Czego zabrakło wam do osiągnięcia sukcesu? Może zbyt późne wydanie debiutu? 1992 rok to już był schyłek popularności klasycznego metalu...W latach 90’ wydaliście 4 duże płyty dla massacre records. Jak wspominacie współpracę z nimi? Chyba mogło być lepiej?

Celne spostrzeżenie, kontrakt podpisaliśmy w listopadzie 1991 roku, byliśmy wtedy w Niemczech. W styczniu 1992 roku Nirvana i ten cały grunge’owy ruch całkowicie opanowały Stany i w bardzo szybkim tempie przeniosły się także na Europę. Podczas nagrywania koncertowaliśmy w Niemczech, w tym czasie prowadziliśmy również rozmowy z distro Massacre Records, którym było wtedy Intercord. Mówili mi, że sprzedaż największych produkcji Metalowych drastycznie spadła, porównywalnie do roku poprzedniego. Wydaje mi się, że podpisaliśmy kontrakt pod koniec tego metalowego zrywu początku lat 90’. Massacre rozpoczęli bardzo silną promocję, niemniej jednak, tak jak mówiłem, był to czas ciągłych zmian dla muzyki. Wytwórnia władowała kupę kasy w kilka kapel, które poniosły klęskę i nagle wszystko się posypało. Dużym ciosem dla zespołu było nie odbycie się obiecanej europejskiej trasy promującej „Stranger than Fiction”. Album był ewidentnym hitem, z ocenami 5/5 i 10/10 w każdym magazynie. W tamtym czasie współpraca układała się względnie stabilnie. Kolejny album „Division” zadebiutował czwartą pozycją na listach magazynu Rock Hard. Jednak jak w każdym małżeństwie, i tutaj nastąpiły pewne komplikacje w relacji zespół – wytwórnia. Mogło być zdecydowanie lepiej. Wytwórnia nie dołożyła należytych starań, jeśli chodzi o promocję „Destructive” z 1997 roku oraz „Rise Above” z 1999. Mimo wszystko płyty sprzedawały się dobrze i cały czas graliśmy koncerty z takimi kapelami jak Suicidal Tendencies, Sepultura, Manowar, King Diamond, Morbid Angel, etc. Również w tym samym czasie Massacre przerzuciła się na klimaty synth-popowe, takie jak Theatre of Tragedy.

W tym roku została wydana reedycja waszego debiutu „Stranger than Fiction” Wzbogacona o dwa  dema, wspomniane wcześniej „Dementia by Design” oraz demo z 1991 roku. Jest to fantastyczna rzecz dla fanów. Kto wpadł na pomysł tego wydawnictwa?

W 2010 r. skontaktował się ze mną Matt Rudziński z Divebomb. Razem stworzyliśmy plan re-edycji albumu z nową okładką, 10 kawałkami z demówki, nową, rozszerzoną wersją wkładki i pełnym remasteringiem materiału. Wyszło świetnie. Wydanie można zamówić przez Divebomb Recordings w sieci lub kontaktując się z nami mailowo.

Na tą reedycje nagraliście również ponownie wasz kultowy numer „Dementia by Design”, który brzmi fantastycznie. Czy chcieliście zaprezentować jak brzmi Forte ad. 2011?

Nigdy nie postrzegaliśmy Forte jako trendu, bardziej jako styl sam w sobie. Tak jak wcześniej mówiłem, prędkość, moc i melodia to kluczowe elementy naszego grania. Utwory były i są w dalszym ciągu oparte na riffach gitarowych mojego brata, Jeff’a oraz mojej perkusji wespół z bassem Revs’a. Dużo riffów w stylu karabinu maszynowego, podwójna stopa i melodie wokalne. „Unholy War” jest prawdopodobnie najszybszym i najcięższym materiałem, jaki udało nam się do tej pory wyprodukować.

Planujecie też podobne wydanie waszych pozostałych albumów?


Jesteśmy zajęci promowaniem re-edycji „Stranger than fiction” i przygotowywaniem do wydania „Unholy War” w styczniu 2012. Jednak mam już plany na przyszły rok, dotyczą one kolejnych 3 w pełni zremasterowanych materiałów.

W ubiegłym roku wydaliście własnym sumptem ep. „Vae Solis”. Możecie powiedzieć kilka słów na temat tej ep.?

Są to 3 kawałki z “Unholy War” nagrane w zeszłym roku, powstało tylko 100 kopii, które bardzo szybko się rozeszły. Wszystko po to, żeby ludzie mieli rozeznanie jak obecnie brzmi Forte i na dowód tego, w jak dobrej kondycji powracamy na scenę.


Tworzycie nowy materiał. Kiedy można spodziewać się płyty? W jakim kierunku zamierzacie pójść? Jeśli w takim jak na wspomnianej ep. to już nie mogę się doczekać.

Jak najbardziej. Jeśli podobają ci się numery z EP, pokochasz resztę albumu. Pozostały materiał jest równie mocny i zróżnicowany. To solidna dawka porządnego metalu, żadnych słabych punktów - tak właśnie pracujemy!

Czy będą to całkowicie nowe utwory, czy też odkurzycie również jakieś stare niepublikowane nagrania?

Wszystkie numery powstawały na przestrzeni ostatnich 3 lat, ale mamy w planach nagrać ponownie niektóre ze starszych kawałków i umieścić je na EP, którą planujemy wydać w przyszłym roku.

W 2008 roku graliście na moim ulubionym festiwalu „Keep it True”. Jak wam się podoba atmosfera i sama idea tego wydarzenia?

Niestety finalnie nie byliśmy w stanie się tam pojawić. Nasz basista Rev Jones, oprócz grania z MSG, Steelheart i Forte, dołączył jeszcze do legendarnej rockowej kapeli Mountain, grając u boku Leslie West’a. Będąc w trasie przez cały rok uniemożliwił naszą obecność na festiwalu. Zaproszono nas na kolejną edycję w 2012 roku, jednak przez względy finansowe, jest to na chwilę obecną niewykonalne.

Jak wygląda wasz koncertowy set? Gracie utwory z wszystkich płyt, czy może skupiacie się bardziej na nowych numerach?

Obecnie pół na pół - materiał z pierwszego i najnowszego albumu, świetnie razem brzmią. Jednak zapewniam, że w którymś momencie będziemy grać również pozostałe numery.

A jaki koncert wspominacie najlepiej z całej waszej historii?


Było ich zbyt dużo, żeby wyszczególnić ten jeden…granie u boku naszych przyjaciół z Pantery, otwieranie koncertu Manowar, spędzanie wolnego czasu z Dream Theater, to wszystko jest dla mnie wspomnieniem wspaniałych czasów oraz ciężkiej pracy. Nie żałuję niczego.

Ok, z mojej strony to wszystko. Dzięki wielkie za ten wywiad i życzę wam wszystkiego najlepszego.

P.S. Do wszystkich naszych fanów i przyjaciół z całego świata, Dzięki! I do tych, którzy jeszcze nas nie znają, zapraszam na Myspace.com/fortemetal lub Facebook.com/gregscottforte. CHEERS TO YOU ALL …..  Greg Scott