wtorek, 10 lipca 2012

Hammers of Misfortune




 Staramy się tworzyć fajne kawałki i nagrywać dobre albumy. 


Hammers of Misfortune powstał w roku 2000 na gruzach formacji Unholy Cadaver. Od początku tworzyli muzykę niebanalną, w bardzo udany sposób łącząc różne style tj. Doom, Folk, Heavy i podając to wszystko polane progresywnym sosem. W 2011 roku zespół wydał w barwach Metal Blade swój 5 album zatytuowany „17th Street”, który ponownie pokazał jak wielki potencjał tkwi w tej załodze. Mam nadzieję, że entuzjastyczne reakcje muzycznych dziennikarz i magazynów przełożą się na równie dobry odbiór wśród fanów. Na moje pytania odpowiadał lider Hammers – John Cobbett (git/voc).


Zanim powołany do życia został Hammers of Misfortune, nazywaliście się Unholy Cadaver. W tym roku wytwórnia Shadow Kingdom wydała reedecję jedynej płyty nagranej pod tym szyldem. Powiedzcie w paru słowach o tym zespole i tym wydawnictwie?

John Cobbett: LP Unholy Cadaver wyszła na początku tego roku. Jest to zbiór kawałków, które nagraliśmy w latach ’90, w zasadzie jako duet – tylko Chewy (perkusja) i ja. Tak właśnie narodził się Hammers Of Misfortune. Tak naprawdę wyszły tylko 3 numery z tego albumu w formie wydanego własnym sumptem demo, w ilości 250 szt., które sprzedaliśmy drogą mailową. Nigdy nie wydaliśmy pełnego albumu, więc nie jest to tak naprawdę reedycja. W końcu materiał został zmasterowany i wydany po raz pierwszy.

Później zmieniliście nazwę na Hammers of Misfortune. Czym była spowodowana ta zmiana i jaka jest geneza tej nazwy?

To była kwestia oczywista. Unholy Cadaver zapoczątkował jako ambientowy projekt w 4 ścianach mojego własnego pokoju. Może to i ciekawa nazwa dla takiego projektu, jednak kompletnie nietrafiona, jeśli chodzi o zespół metalowy. Postanowiliśmy uporać się z tą kwestią przed wydaniem pierwszego albumu. Od początku wiadomo było, że muzycznie pójdziemy w inną stronę (takie było założenie) i było jasne, że poprzednia nazwa nie mogła nam towarzyszyć.

Wasza muzyka zawsze była niezwykle oryginalna. Łączyliście elementy różnych stylów tj. heavy, prog, folk, doom etc. w swój własny charakterystyczny styl. Jak wam się udało go wypracować?

Dzięki! Jeśli rzeczywiście połączyliśmy różne style, nie było to zamierzone. Po prostu zrobiliśmy, co chcieliśmy. I mieliśmy przy tym mnóstwo zabawy. Ograniczanie się do definiowania naszej muzyki w obrębie tego, czy innego gatunku byłoby bardzo irytujące i nudne. Wszyscy wyrośliśmy ze sceny punkowej, więc można powiedzieć, że w pewnym sensie mamy takie nastawienie. Łatwo jest osiągnąć oryginalne brzmienie, podczas gdy wszyscy usilnie starają się brzmieć tak samo. Najważniejszym jest fakt, że napisaliśmy po prostu klika kawałków, które nam się podobały, nie próbując na siłę łączyć czegokolwiek.

Czujecie się częścią jakiejś sceny czy raczej idziecie własną ścieżką? Jaka publiczność najczęściej pojawia się na waszych koncertach?

Nie, nie postrzegam nas jako części jakiejś konkretnej sceny ( wyjątkiem jest lokalna scena SF Bay Area), tak samo nie podążamy żadną sprecyzowaną ścieżką. To całkiem proste, staramy się tworzyć fajne kawałki i nagrywać dobre albumy. Jeśli ludziom to się podoba, świetnie! Jeśli nie, to trudno. Nie jestem nawet pewien, jacy ludzie pojawiają się na naszych koncertach…może to ludzie, którzy przyszli zobaczyć inne zespoły? (haha!)

Po wydaniu trzech znakomitych albumów odszedł od was m.in. Mike Scalzi. Co było tego powodem? Jaki był jego wpływ na muzykę Hammers? 

To było kilka lat temu. Mike nigdy nie zamierzał być pełnoetatowym członkiem Hammers of Misfortune. Na samym początku powiedział, że będzie z nami dopóki czas mu na to pozwoli. Odszedł w 2006 roku, sprawy związane ze Slough Feg zaczęły go bardzo absorbować. Jego odejście nie było dla nas niespodzianką, miało jednak pewien wpływ na muzykę. Od zawsze to ja pisałem materiał oraz nagrywałem gitary. Główną różnicą stały się linie wokalne. Musieliśmy popróbować z różnymi wokalistami. To było pouczające doświadczenie.

To musiał być bardzo ciężki moment. Czy pojawiły się wtedy wątpliwości co do przyszłości zespołu?

Tak jak już powiedziałem, odejście Mike’a nie było szokiem. Nie było również żadnych wątpliwości co do tego, że Hammers będzie grać dalej. Było to smutne i brakuje mi tej współpracy, niemniej jednak w tamtym momencie Mike bardzo rzadko znajdował czas na próby, tak więc nie pracowaliśmy ze sobą zbyt dużo. Pisaliśmy wtedy materiał na Fields/Church LP, a on był po prostu niedostępny. Jeśli spojrzysz na wkład Mike’a w pierwsze trzy albumy, zauważysz, że miał tendencję spadkową jeżeli chodzi o wokale. Nagrał główne linie wokalne do czterech numerów na “The August Engine” oraz do dwóch na “The Locust Years”. Zrobił, co mógł.

Udało wam się jednak powrócić w 2008 roku znakomitym podwójnym albumem „Fields/Church of Broken Glass”. Skąd pomysł na takie wydawnictwo?

Cieszę się, że Ci się podoba! Nie rozpatruję tego w kategoriach powrotu. Zrobiliśmy to samo, co zwykle, napisaliśmy materiał na album i nagraliśmy go. Szczególnie chcieliśmy zrobić album w formacie winylowym, tak też się stało.

Na tych płytach zmianie uległy również teksty. Stały się bardziej współczesne, osobiste. Skąd taka zmiana?

Nie jestem pewien, czy są bardziej “osobiste”. Fakt pisania przeze mnie tekstów sprawia, że automatycznie są „bardziej moje”, jednak nie traktują one w większej mierze o mnie, niż o otaczającym świecie. Jestem dosyć nudną osobą, za to świat na pewno nie jest. Pomysł był taki, aby opowiedzieć historie ludzi oraz sytuacje, przez jakie przechodzą, gdzieś tam na świecie.

Skoro jesteśmy już przy tekstach, to o czym opowiadają te z „17th Street”? Opisują autentyczne wydarzenia i miejsca, czy też jest to fikcja poetycka? 

Masz na myśli piosenkę, czy cały album? Kawałek jest o bankructwie, uzależnieniu od narkotyków, problemie bezdomności itp. Sam nie posiadam domu na własność, ale (na szczęście) nie jestem bezdomny. Jednak bezdomni to stały widok z mojego okna, w dzień, czy w nocy. Ich historie zdecydowanie nie są fikcją. Możesz rozpatrywać kawałek pod różnymi kątami. Można zacząć od kwestii okna w pierwszych wersach „17th Street” : spoglądasz przez okno, pytanie tylko, czy patrzysz z zewnątrz, czy też wyglądasz będąc wewnątrz?

Jak wygląda u was proces tworzenia utworów? Jest jakiś główny kompozytor czy też pracujecie bardziej zespołowo? Nowi muzycy wnieśli jakiś wkład w proces twórczy?

Zarys materiału jest zwykle przesyłany mailem w formie demówki do członków zespołu. Jeśli każdemu się spodoba, zaczynamy pracować nad szczegółami i rozpoczynamy próby. Czasem kawałek musi przejść wiele metamorfoz zanim uznamy, że jest skończony. Niekiedy pomysł na kawałek pojawia się w ostatnim momencie i jestem zmuszony podejmować wiele decyzji sam.

Skąd czerpiecie inspirację podczas pisania muzyki? Są muzycy czy wykonawcy, którzy mają na was jakiś większy wpływ?

Czerpię inspiracje zewsząd, większość z nich nie jest związana z kapelami metalowymi. Zwykle jest to książka lub piosenka albo gdzieś przeczytany artykuł. Może to być również bitwa na słowa w komentarzach pod artykułem, gdzie ludzie są anonimowi i wypisują niestworzone rzeczy w Internecie. Mógłbym całymi dniami śledzić te płomienne dyskusje. Ludzie dzielą się swoimi historiami. Jest to swego rodzaju katharsis.

Okładka waszej nowej płyty jest w całkowicie innym styl od poprzednich prac zdobiących wasze albumy. Jest jakieś głębsze przesłanie tego obrazka?

To obraz przedstawiający niewyraźne sylwetki znikających lub pojawiających się członków zespołu na tle dzielnicy, w której mieszkamy. We wkładce jest zdjęcie chodnika z przed mojego domu.

Wasz nowy album jest na pewno jednym z ciekawszych wydawnictw tego roku. Na pewno jesteście z niego bardzo dumni. Jednak ciekawi mnie jak porównalibyście go do waszych poprzednich wydawnictw? Czy uważacie „17th Street” za wasze największe dokonanie? 

Każdy album, który zdołaliśmy ukończyć jest sukcesem. Oczywiście jestem dumny ze wszystkich płyt, bardzo ciężko było zrealizować każdą z nich, dlatego zawsze, gdy album się ukazuje, jest to dla mnie swoistego rodzaju nagroda. Już zaczynam myśleć nad następną płytą, co jest przytłaczające. Proces tworzenia jest bardzo długi, zabiera wiele czasu oraz energii. Nie umiem wybrać ulubionego!

Poproszę o parę słów na temat nowych członków zespołu. Jak wpasowali się w filozofię grupy? Czy jest szansa, że ten skład zostanie na lata?

Tak, nowi członkowie doskonale wpasowali się w klimat, w innym wypadku nie zostaliby w zespole. Wygląda na to, że Hammers of Misfortune pozostanie w tym składzie na długo, mam taką nadzieję!

„17th Street” została wydana w dużej wytwórni Metal Blade. Jesteście zadowoleni ze współpracy? Promocja chyba wygląda nienajgorzej?

Tak, z mojego punktu widzenia poziom promocji tego albumu był naprawdę imponujący. To dla mnie coś nowego. Ludzie z Metal Blade okazali się bardzo wyrozumiali, nikt nie ingerował w naszą pracę, kreatywność, ale ciężko pracowali na to, aby album został zauważony.

Nie tylko moim zdaniem wasza muzyka zasługuje na zdecydowanie szerszy i lepszy odbiór. Czy uważacie, że teraz jest ten przełomowy moment by już na dobre zadomowić się w głowach fanów?

Dzięki! Może. Przekonamy się, gdy zagramy trochę koncertów. Może trochę ludzi się pojawi, może i nie. Wiadomo, że byłoby fajnie, jednak niezależnie od okoliczności, będziemy grać dalej.

Jaki prezentuje się wasz set koncertowy? Gracie utwory ze wszystkich płyt czy skupiacie się nowszym materiale? Jakie utwory z „17th Street” będą grane przez was na żywo?

Zagramy przynajmniej po jednym kawałku z każdego albumu. Zwykle gramy numery z Doomed Parade”, “An Oath Sworn In Hell”, “Motorcade” i “Trot Out The Dead”. Będą trzy kawałki z nowego albumu, na pewno “17th Street” i “The Grain”.

Wasze koncerty w Polsce wydają się raczej mało prawdopodobne, ale kiedy będzie można was zobaczyć gdziekolwiek w Europie? Może jakaś trasa?

Gramy na Roadburn 2012. Mam nadzieję, że zaliczymy więcej europejskich koncertów w najbliższej przyszłości.

Czego wam życzyć na przyszłość? Jakieś marzenia związane z Hammers of Misfortune?

Trasa poza U.S.A... Jedynym koncertem, który zagraliśmy poza granicami Stanów, był gig w Kanadzie w 2009r. Naszym celem jest możliwość grania koncertów w UE oraz w innych miejscach, jak np. Japonia, Australia, chcielibyśmy przebić się dalej.

Więc tego wam życzę. Dzięki wielkie za wywiad.

Dzięki! Dziękuję również czytelnikom!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz