Ostatnimi
czasy, gdy już chyba w każdej wiosce znajdziemy jakiś zespól
thrashowy i to w większości zupełnie nieoryginalny i po prostu
słaby, takie grupy jak Vindicator są miodem dla moich uszu. Ich
trzeci krążek „United we Fall” to kawał znakomitego thrashu
łączącego agresję ze świetnymi melodiami i techniką muzyków.
Jeśli jeszcze nie go nie słyszeliście to powinniście to
zdecydowanie jak najszybciej nadrobić. Na moje pytania odpowiadał
gitarzysta, od niedawna również śpiewający, Vic Stown.
HMP:
Witam. Jakie były początki Vindicator? Dlaczego postanowiliście
założyć thrashowy zespół? Kto miał wtedy na was największy
wpływ?
Vic
Stown: Hail! Początki Vindicator zostały ukute w upadku
zespołu, Violent Night, przez jego trzech byłych muzyków. Ci też
muzycy, którzy założyli Vindicator mieli skłonność do tego
stylu w ostatnich dniach Violent Night. Tak więc prosty thrash był
rezultatem nowego projektu. Wtedy mieliśmy takie same inspiracje jak
dzisiaj: bay area thrash, teutonic thrash z domieszką NWOBHM i
punka.
Wasz
debiut „There Will Be Blood” wydaliście własnym sumptem w 2008
roku i chyba spełnił on swoje zadanie. Jak dzisiaj postrzegacie ten
album?
Nadal
kocham to wydawnictwo. Dopiero co graliśmy w sierpniu koncert z
okazji jej piątej rocznicy i mieliśmy niesamowitą zabawę. Wtedy
tak naprawdę nie próbowaliśmy niczego udowadniać, ani przekazać.
Po prostu napisaliśmy utwory jakie nam się podobały i napisaliśmy
teksty, z których byliśmy zadowoleni.
Technicznie
może jeszcze nie było rewelacji, a solówki nie stały na
najwyższym poziomie, ale za to nadrabialiście żywiołowością i
agresją, a takie numery jak „There Will Be Blood”, „New Clear
Assault” czy „Vindicator” do dzisiaj wywołują u mnie dziką
radość. Które utwory z tej płyty lubicie najbardziej i które do
dzisiaj gracie na koncertach?
Osobiście
faworyzuję zawierający ładunek NWOBHM ,“Fresh Outta Hell”, jak
i punkowe naleciałości, „Gore Orphanage”. Oba są również
ulubionymi utworami fanów i znajdują się w obecnym secie. Chociaż
po koncercie rocznicowym jest też „There Will Be Blood”.
Możliwe, że wrzucimy do niego jeszcze inne utwory. Może „Pain
And Suffering/Shrapnel” albo „New Clear Assault”.
Rok
później wydaliście drugie wydawnictwa dla irlandzkiej Slaney
Records. Split z Metal Witch „Outbreak of
Metal vol.1” oraz singiel „The Dog Beneath the Skin”. Jak
doszło do tej współpracy i czemu miały służyć te wydawnictwa?
Slaney
dotarli do nas (wcześniej zostaliśmy odrzuceni przez Heavy
Artillery) w momencie, kiedy byliśmy głodni jakiegoś wydawnictwa.
Byli bardzo zainteresowani w zrobieniu splitu, a my byliśmy bardziej
niż chętni, żeby wziąć w tym udział. Wytwórnia
ustawiła nas z niemieckimi metalowcami, Metal Witch. Byłem
nabuzowany. Często słuchałem ich utworu “Valley Of The
Kings”. Po pocięciu materiału na split zespół miał ruszyć w
dwutygodniową trasę do Zachodniego Wybrzeża Stanów i z powrotem.
Wytwórnia chciała mieć ten split przed rozpoczęciem trasy, żeby
go sprzedawać jednak, co często zdarza się w tym przemyśle, coś
opóźniło pierwotną datę wydania. Jedyne co wytwórnia mogła
zrobić, to wyprodukować singiel w krótszym czasie. Wzięliśmy
więc jedne z najpiękniejszych rzeczy, które odcięliśmy od
materiału na split i dodaliśmy kilka utworów z „There Will Be
Blood” jako bonus. Tymczasem mieliśmy nadzieję, że singiel
podniesie zainteresowanie splitem, który wkrótce miał zostać
wydany.
Na
wspomnianym splicie zamieściliście między innymi dwa covery. Były
to „I Hate People” (Anti-Nowhere League) oraz „U.S.S.A”
(Indestroy). Czemu wybraliście akurat te kawałki?
Oba
kawałki wybraliśmy na podstawie ideologii i prostego faktu, że
jesteśmy ich fanami. Obie piosenki są zajebiste.
W
2010 roku nakładem Heavy Artillery ukazał się wasz drugi krążek
„The Antique Witcheries” i był to niesamowity skok jakościowy.
Z jednego z wielu obiecujących młodych zespołów thrashowych
wyewoluowaliście w jednego z liderów tej sceny. Czy nagrywając ten
album mieliście świadomość mocy jaki ma ten materiał?
Po
podpisaniu kontraktu z Heavy Artillery naprawdę chcieliśmy pokazać
światu na co nas stać. Kiedy w studiu nie mieliśmy pojęcia, co
robiliśmy, po prostu podobało nam się to co robiliśmy.
Praktycznie
każdy utwór z tej płyty niszczy, ale moim absolutnym faworytem
jest „Strange Aeons”. Pamiętasz jak powstał ten kawałek?
Podczas
pisania “Strange Aeons” wiedziełem, że chcę żeby był lekko
melodyjny i złowróżbny. Podobnie jak u wielu moich rówieśników,
Lovercraft był moją główną inspiracją przy tym utworze tak samo
jak dla innych numerów na albumie. Wszystko wydawało się pasować,
kiedy Marshall dokończył teksty.
Zastanawia
mnie o czym traktuje utwór „Quarry Rats”?
Zawsze
chciałem złożyć hołd mojemu rodzinnemu miastu, South Amherst.
Jej szkolne kolory to biel i zieleń. Chcieliśmy nawiązać w
„Quarry Rats” do największego na świecie kamieniołomu
piaskowca, który jest w okolicy.
Od
początku mieliście sporo zmian składu szczególnie na pozycji
gitarzysty. Czemu tak się działo?
Prawdopodobnie
jest tak samo jak u Annihilator z wokalistami. Znalezienie głównego
grającego jest wystarczająco trudne w naszych okolicach, a
namawianie gitarzystów z innych części USA jest niemożliwe, kiedy
twój zespół nie zarabia pieniędzy albo jest zbyt mało aktywny,
żeby zapewnić im doskonałą promocje. Większość ludzi
założyłaby się, że chodzi o wewnętrzny konflikt pomiędzy
członkami. To nieprawda. Ludzie, którzy opuszczali Vindicator nigdy
nie byli zwalniani. Odchodzą z własnej woli. Najczęściej, żeby
robić coś swojego, albo coś innego. To bardzo częsta sytuacja
wśród nowych zespołów. Lojalność nie zapłaci za nas rachunków,
a bycie w oryginalnym zespole nie jest tanie.
Przed
nagraniem „United We Fall” ponownie doszło do zmian składu.
Czemu odeszli jeden z założycieli zespołu Marshall Law oraz Mike
Kurtz?
Marshall
odszedł właściwie długo przed tym zanim “United We Fall” był
w fazie tworzenia. Vindicator musiał ruszyć w trasę supportując
The Antique Witcheries zgodnie z wymogami naszej umowy z Heavy
Artillery. Pasja Marshalla do zespołu stopniała w tym momencie i po
prostu już tego nie czuł. W momencie jego odejścia mieliśmy
zabukowaną półtoramiesięczną trasę po USA. Wychodziłem z
siebie. Gorączkowo szukaliśmy głównego gitarzysty, żeby
uzupełnić wolne miejsce. Wydawało się, że to będzie dla nas
zbyt przytłaczające. Jednak zamiast poddać się wzmocniłem się
jako frontman i zostałem głównym gitarzystą. Po powrocie do domu
nasz dotychczasowy basista, Kidd Thompson, był zmuszony zrezygnować,
ze względu na problemy rodzinne. Znałem Mike’a Kurtza z jego
zespołu, Lick The Blade. Był zainteresowany tym miejscem i je
dostał. Jednak zanim rozpoczęły się nagrania na „United We
Fall”, Mike stwierdził, że nie może rozdzielać swojego czasu
między własnym projektem, życiem osobistym i Vindicator.
Vic,
dlaczego zdecydowałeś się przejąć wokale? Nie znaleźliście
godnego kandydata na to miejsce i postanowiłeś wziąć sprawę w
swoje ręce?
Szczerze,
to była ostatnia rzecz jakiej bym chciał. Byłem frontmanem Violent
Night i nigdy nie czułem się z tym dobrze. Zostały nam dwa
tygodnie do amerykańskiej trasy, a znalezienie realnego kandydata w
tamtym czasie nie wchodziło w rachubę. Napisałem większość
tekstów, znałem wszystkie piosenki oraz mogłem śpiewać i grać.
Początkowo miało to być chwilowe, ale otrzymałem ogromne wsparcie
na trasie. Więc zostałem. Poza tym, wyeliminowanie pewnej pozycji w
zespole oznacza wyeliminowanie możliwości, że ktoś z nas znowu
sie wyłuszczy! (śmiech)!
Miałeś
wcześniej jakieś doświadczenie ze śpiewem czy to był twój
debiut? Jeśli tak to wypadł świetnie.
Śpiewałem
na kilku demach Violent Night, ale to wszystko. „United We Fall”
był moim wokalnym debiutem. Nie będę kłamał, bardzo się
denerwowałem. Rozumiem, że mój wokal nie jest dla wszystkich.
Szanuję to. Jednak wydaje mi się, że dobrze mi poszło.
A
jak doszło do tego, że dołączyli do was James LaRue oraz Ed
Stephens? Czemu wybór padł akurat na nich? Myślicie, że ten skład
ma szansę przetrwać dłużej?
James
był wypełnieniem kanadyjskich thrasherów Agaressor. Ponieważ
byliśmy razem w trasie, znaliśmy Jamesa dość dobrze. Czuł to co
robiliśmy i niedawno uwolnił się od swojego poprzedniego zespołu,
Holy Grail. To było nie do pomyślenia. Ed zastępował kilka razy
Mike’a Kurtza. Kiedy sprawy zaczęły układać się nieciekawie,
zapytaliśmy się Eda, czy nie byłby zainteresowany zostać stałym
członkiem zespołu. Jeżeli wiesz cokolwiek o Edzie Stephensie, to
wiesz, że nie może być w zespole na odległość większa niż
pięćdziesiąt kilometrów od jego domu. (śmiech)! Żartuję. Jest
niesamowitym basistą. Mój brat i ja byliśmy bardzo podekscytowani
tak silnym składem. Czy taki skład przetrwa? W tym momencie i
wieku, prawdopodobnie nie. Nie chcę być pesymistą, ale jedną z
rzeczy jakich nauczyłem się w ciągu ośmiu lat bycia w poważnym
zespole jest to, że nie możesz liczyć na nikogo i na nic.
Mieli
jakiś udział w komponowaniu materiału na płytę?
James
i Jesse pomogli stworzyć kilka aranżacji. James napisał w całości
utwór „Obsoletion”. James, Ed i Jesse są odpowiedzialni za
większość, albo i wszystkie swoje indywidualne partie w każdej
kompozycji, np. James napisał wszystkie swoje gitarowe prowadzenia,
Ed linie basowe, Jesse perkusję. Ja napisałem resztę.
Moim
zadaniem „United We Fall” jest waszym najlepszym krążkiem i
jednym z lepszych thrashowych wydawnictw jakie dane mi było ostatnio
usłyszeć. Jak wy traktujecie ten album? Jesteście z niego dumni?
Byłem
bardzo zadowolony z rezultatów na “United We Fall”. Samotnie
daliśmy sobie w całości radę z tym projektem. Został nagrany
przez nas w piwnicy, opracowany przez nas, napisany przez nas,
wyprodukowany przez nas. Daliśmy sobie sami radę z grafiką.
Skontaktowaliśmy się z artystą, którego chcieliśmy. Mieliśmy
całkowitą wolność i twórczą kontrolę. Wierzymy, że zrobiliśmy
cholernie dobrą robotę.
Brzmienie
tego krążka jest zdecydowanie najmocniejsze ze wszystkich waszych
wydawnictw. Kto jest za nie odpowiedzialny?
Chciałem
złożyć oświadczenie naszym kolejnym albumem. Wiadomością była
„jedność”. Żeby ludzie zaczęli myśleć, najpierw musieliśmy
zwrócić ich uwagę za pomocą mocnych kawałków. Po drugie,
musieliśmy napisać jakieś sensowne teksty. A wszystko to musiało
być spójne.
Numer
„Hail To The Thief”, a szczególnie zwrotki kojarzą się
niesamowicie z Megadeth z okresu „Countdown to Extinction”, nawet
śpiewasz w sposób typowy dla Mustaine'a. Czy to było celowe
zagranie, taki rodzaj hołdu? Czy też może całkowity przypadek?
Jack
Frost zazwyczaj określa mnie jako “Mini Mustaine” To nie
przypadek, miał główny wpływ na moje pisanie. Jednak przy „Hail
To The Thief” był to mniej przypadek, a bardziej hołd.
Wasze
utwory pomimo dużej dawki agresji i typowo thrashowego łojenia mają
też w sobie dużo znakomitych melodii. Uważacie, że ważne jest
zachowanie równowagi między tymi czynnikami? Jak ważna jest
melodia dla waszej muzyki?
Moim
zdaniem, melodia jest bardzo ważna. Ogólna chwytliwość jest
ważna. Bardzo się staram, żeby utrzymać równowagę pomiędzy
agresją i groovem.
Do
tej pory większość tekstów była dziełem Marshala? Vic, czy po
jego odejściu zostałeś głównym tekściarzem? O czym traktują
twoje liryki?
Marshall
jest świetnym tekściarzem. Nie napisał tak wielu tekstów dla
Vindicator jakbym chciał. A z biegiem lat pisał ich coraz mniej.
Chciałem, żeby pisał więcej niż na „The Antique Witcheries,
ale tego nie zrobił. Stworzyłem znaczną część katalogu tego
zespołu, więc to nie była trudna zamiana. Piszę o wszystkim. W
przeszłości były to historie lub filmy, które mi się podobały.
Coraz częściej wkraczam do politycznego i społecznego królestwa.
Płytę
wydaliście ponownie w Slaney Records. Czemu zdecydowaliście się na
ponowną współpracę z tą wytwórnią?
Ze
Slaney pracowało się znakomicie. Jak już wspomniałem, mieliśmy
całkowitą kontrolę nad tym albumem. Wytwórnia dała nam fundusze
do podziału, a resztę zostawili nam. Są uczciwi i nie robią w
wałek swoich zespołów. Po poprzednim związku z wytwórnią i
wydostaniu się świeżo z tonącego statku jakim było Heavy
Artillery, zdecydowaliśmy skontaktować się najpierw ze Slaney.
Słyszeliście
polskie grupy, których materiały również wydało Slaney?
Headbanger, Snake Eyes albo Rusted Brain?
Przejrzeliśmy
większość katalogu wytwórni. Zarówno wydawnictwa Headbanger jak
i Snake Eyes znalazły miejsce w mojej kolekcji. Chociaż jakoś
przegapiłem Rusted Brain. Będę musiał spojrzeć i na nich.
Od
czasu wydania „United We Fall” minął już ponad rok i nie da
się ukryć, że tą płytą zawiesiliście sobie poprzeczkę bardzo
wysoko. Myślicie, że uda wam się ją przeskoczyć? Piszecie już
nowe utwory z myślą o czwartej płycie?
Myślę,
że mogę przewyższyć pewne elementy z “United We Fall”. Mimo,
że będzie to herkulesowe zadanie. Powoli piszę nowy materiał.
Kolejne wydawnictwo może zająć nam trochę czasu z tych samych
powodów co jego poprzednik, „United We Fall”. Mam jednak kilka
pomysłów przewijających się tu i tam. Bez względu na wszystko,
moim ostatecznym celem jest nie zawieść.
Jak
wygląda promocja „United...”? Uważacie, że jest ok, czy może
sądzicie, że jednak mogłoby być lepiej w niektórych kwestiach?
Nigdy
nie można mieć wystarczająco dużo promocji. Praca z małą
wytwórnią oznacza mniejszy budżet. Zdecydowaliśmy się zużyć
cały nasz budżet na nagranie. Zdecydowaliśmy, że album mówi sam
za siebie. Został on natomiast w znacznym stopniu pominięty. Jednak
ja widzę go jak nieodkrytą perełkę dla przyszłych pokoleń.
Nadal otrzymujemy wielkie wsparcie za nasze wysiłki i koncerty.
Poczta pantoflowa jest tak samo potężna jak płacenie dużych
pieniędzy za reklamę na stronie, albo w magazynie. Nawet wtedy,
jeżeli twój produkt okaże się śmieciem, promowanie go nie miało
sensu.
Jakoś
teraz mieliście jechać w trasę po USA z Vicious Rumors i Seven
Witches. Jak wygląda/ wyglądała ta trasa? Frekwencja dopisuje? Jak
odbiera was publika?
Pod
względem liczby ludzi, to była klapa. Niska frekwencja, słaba lub
w ogóle brak promocji. Mieliśmy kilka dobrych zwrotów, ale
ostatecznie, kosztowało nas to więcej niż było warto, pod
względem materialnym. Jeśli chodzi o sieć, to była to nasza
najlepsza trasa. Fanom Vicious Rumors i Seven Witches bardzo się
podobaliśmy. Zaimponowaliśmy również zespołom, które
supportowaliśmy. Bardzo wiele znaczyło dla mnie widzieć Goeffa
Thorpe’a, Jacka Frosta i Mike’a LePonda (z Symphony X)
oglądających nas co noc. Nie musieli patrzeć, ale to robili. To
bardzo wiele dla mnie znaczy.
Kiedy
można się będzie was spodziewać w Europie na jakichś gigach?
Chciałbym
powiedzieć, że “w najbliższej przyszłości”, ale patrząc na
sprawy realistycznie, nie mam pojęcia. Moim marzeniem jest zagrać
na jednym z wielu (świetnych) europejskich festiwali i może
zorganizowanie krótkiej trasy. Słyszałem, że zespoły traktowane
tam są dziesięć razy lepiej niż w Stanach. Mogę
więc powiedzieć jedynie „kiedyś”. Po prostu nie mogę
powiedzieć, że „wkrótce”. Gdyby to było za darmo, albo
tańsze, to bylibyśmy już w Europie kilka razy.
Była
kiedykolwiek możliwość występu Vindicator w Polsce? Możemy mieć
nadzieję, że do tego dojdzie w przyszłości?
Czemu
nie! W końcu używam Laboga Mr. Hector i bardzo chciałbym odwiedzić
ich sklep!
Co
do tej pory było dla Vindicator największym sukcesem, a co jeszcze
chcielibyście osiągnąć? Jakie są wasze główne cele na
przyszłość?
Vindicator
miał na tyle szczęścia, żeby zrobić liczne trasy po USA.
Dostaliśmy się do Kanady kilka razy. Mieliśmy okazję otwierać
koncerty kilku naszych ulubionych grup, w tym: Razor, Helstar i
Raven. Zdobyliśmy szacunek wśród wielu naszych rówieśników.
Graliśmy na kilku lepszych amerykańskich festiwalach. Wypuściliśmy
trzy pełnowymiarowe albumy. Jesteśmy razem osiem lat. Zdobyliśmy
kilku najfajniejszych przyjaciół jakich tylko można. Wszystko to
połączone jest naszym największym sukcesem. Nie większym niż
inny. Chcę robić to dalej. Przyszłe cele obejmują ciągłe
rozwijanie się jako zespół i dotarcie do obszarów, po których
jeszcze nie deptaliśmy. Obejmuje to trochę naszego kontynentu i
większość reszty świata.
Jak
sobie wyobrażacie Vindicator za dajmy na to 10 lat? Jaką muzykę
będziecie grać? Czy w ogóle jest możliwe wybiegnięcie tak daleko
w przyszłość w Waszym przypadku?
Cóż,
zespół będzie miał 10 lat w 2015 roku. To odległość tylko
kilku lat (Chyba nie do końca zrozumiał pytanie – przyp.red.).
Prawdopodobnie nadal będziemy brzmieć tak samo. Jednak wielka
dwudziestka, naprawdę trudno mi powiedzieć, (śmiech).
To
już wszystkie pytania z mojej strony. Ostatnie słowa dla thrasherów
w Polsce?
Nadal
słuchajcie metalu! Kupujcie muzykę i wspierajcie swoją scenę!
Dzięki
za wywiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz