sobota, 5 lipca 2014

Vindicator - Wierzymy, że zrobiliśmy cholernie dobrą robotę

Ostatnimi czasy, gdy już chyba w każdej wiosce znajdziemy jakiś zespól thrashowy i to w większości zupełnie nieoryginalny i po prostu słaby, takie grupy jak Vindicator są miodem dla moich uszu. Ich trzeci krążek „United we Fall” to kawał znakomitego thrashu łączącego agresję ze świetnymi melodiami i techniką muzyków. Jeśli jeszcze nie go nie słyszeliście to powinniście to zdecydowanie jak najszybciej nadrobić. Na moje pytania odpowiadał gitarzysta, od niedawna również śpiewający, Vic Stown.

HMP: Witam. Jakie były początki Vindicator? Dlaczego postanowiliście założyć thrashowy zespół? Kto miał wtedy na was największy wpływ?
Vic Stown: Hail! Początki Vindicator zostały ukute w upadku zespołu, Violent Night, przez jego trzech byłych muzyków. Ci też muzycy, którzy założyli Vindicator mieli skłonność do tego stylu w ostatnich dniach Violent Night. Tak więc prosty thrash był rezultatem nowego projektu. Wtedy mieliśmy takie same inspiracje jak dzisiaj: bay area thrash, teutonic thrash z domieszką NWOBHM i punka.

Wasz debiut „There Will Be Blood” wydaliście własnym sumptem w 2008 roku i chyba spełnił on swoje zadanie. Jak dzisiaj postrzegacie ten album?
Nadal kocham to wydawnictwo. Dopiero co graliśmy w sierpniu koncert z okazji jej piątej rocznicy i mieliśmy niesamowitą zabawę. Wtedy tak naprawdę nie próbowaliśmy niczego udowadniać, ani przekazać. Po prostu napisaliśmy utwory jakie nam się podobały i napisaliśmy teksty, z których byliśmy zadowoleni.

Technicznie może jeszcze nie było rewelacji, a solówki nie stały na najwyższym poziomie, ale za to nadrabialiście żywiołowością i agresją, a takie numery jak „There Will Be Blood”, „New Clear Assault” czy „Vindicator” do dzisiaj wywołują u mnie dziką radość. Które utwory z tej płyty lubicie najbardziej i które do dzisiaj gracie na koncertach?
Osobiście faworyzuję zawierający ładunek NWOBHM ,“Fresh Outta Hell”, jak i punkowe naleciałości, „Gore Orphanage”. Oba są również ulubionymi utworami fanów i znajdują się w obecnym secie. Chociaż po koncercie rocznicowym jest też „There Will Be Blood”. Możliwe, że wrzucimy do niego jeszcze inne utwory. Może „Pain And Suffering/Shrapnel” albo „New Clear Assault”.

Rok później wydaliście drugie wydawnictwa dla irlandzkiej Slaney Records. Split z Metal Witch „Outbreak of Metal vol.1” oraz singiel „The Dog Beneath the Skin”. Jak doszło do tej współpracy i czemu miały służyć te wydawnictwa?
Slaney dotarli do nas (wcześniej zostaliśmy odrzuceni przez Heavy Artillery) w momencie, kiedy byliśmy głodni jakiegoś wydawnictwa. Byli bardzo zainteresowani w zrobieniu splitu, a my byliśmy bardziej niż chętni, żeby wziąć w tym udział. Wytwórnia ustawiła nas z niemieckimi metalowcami, Metal Witch. Byłem nabuzowany. Często słuchałem ich utworu “Valley Of The Kings”. Po pocięciu materiału na split zespół miał ruszyć w dwutygodniową trasę do Zachodniego Wybrzeża Stanów i z powrotem. Wytwórnia chciała mieć ten split przed rozpoczęciem trasy, żeby go sprzedawać jednak, co często zdarza się w tym przemyśle, coś opóźniło pierwotną datę wydania. Jedyne co wytwórnia mogła zrobić, to wyprodukować singiel w krótszym czasie. Wzięliśmy więc jedne z najpiękniejszych rzeczy, które odcięliśmy od materiału na split i dodaliśmy kilka utworów z „There Will Be Blood” jako bonus. Tymczasem mieliśmy nadzieję, że singiel podniesie zainteresowanie splitem, który wkrótce miał zostać wydany.

Na wspomnianym splicie zamieściliście między innymi dwa covery. Były to „I Hate People” (Anti-Nowhere League) oraz „U.S.S.A” (Indestroy). Czemu wybraliście akurat te kawałki?
Oba kawałki wybraliśmy na podstawie ideologii i prostego faktu, że jesteśmy ich fanami. Obie piosenki są zajebiste.

W 2010 roku nakładem Heavy Artillery ukazał się wasz drugi krążek „The Antique Witcheries” i był to niesamowity skok jakościowy. Z jednego z wielu obiecujących młodych zespołów thrashowych wyewoluowaliście w jednego z liderów tej sceny. Czy nagrywając ten album mieliście świadomość mocy jaki ma ten materiał?
Po podpisaniu kontraktu z Heavy Artillery naprawdę chcieliśmy pokazać światu na co nas stać. Kiedy w studiu nie mieliśmy pojęcia, co robiliśmy, po prostu podobało nam się to co robiliśmy.

Praktycznie każdy utwór z tej płyty niszczy, ale moim absolutnym faworytem jest „Strange Aeons”. Pamiętasz jak powstał ten kawałek?
Podczas pisania “Strange Aeons” wiedziełem, że chcę żeby był lekko melodyjny i złowróżbny. Podobnie jak u wielu moich rówieśników, Lovercraft był moją główną inspiracją przy tym utworze tak samo jak dla innych numerów na albumie. Wszystko wydawało się pasować, kiedy Marshall dokończył teksty.

Zastanawia mnie o czym traktuje utwór „Quarry Rats”?
Zawsze chciałem złożyć hołd mojemu rodzinnemu miastu, South Amherst. Jej szkolne kolory to biel i zieleń. Chcieliśmy nawiązać w „Quarry Rats” do największego na świecie kamieniołomu piaskowca, który jest w okolicy.

Od początku mieliście sporo zmian składu szczególnie na pozycji gitarzysty. Czemu tak się działo?
Prawdopodobnie jest tak samo jak u Annihilator z wokalistami. Znalezienie głównego grającego jest wystarczająco trudne w naszych okolicach, a namawianie gitarzystów z innych części USA jest niemożliwe, kiedy twój zespół nie zarabia pieniędzy albo jest zbyt mało aktywny, żeby zapewnić im doskonałą promocje. Większość ludzi założyłaby się, że chodzi o wewnętrzny konflikt pomiędzy członkami. To nieprawda. Ludzie, którzy opuszczali Vindicator nigdy nie byli zwalniani. Odchodzą z własnej woli. Najczęściej, żeby robić coś swojego, albo coś innego. To bardzo częsta sytuacja wśród nowych zespołów. Lojalność nie zapłaci za nas rachunków, a bycie w oryginalnym zespole nie jest tanie.

Przed nagraniem „United We Fall” ponownie doszło do zmian składu. Czemu odeszli jeden z założycieli zespołu Marshall Law oraz Mike Kurtz?
Marshall odszedł właściwie długo przed tym zanim “United We Fall” był w fazie tworzenia. Vindicator musiał ruszyć w trasę supportując The Antique Witcheries zgodnie z wymogami naszej umowy z Heavy Artillery. Pasja Marshalla do zespołu stopniała w tym momencie i po prostu już tego nie czuł. W momencie jego odejścia mieliśmy zabukowaną półtoramiesięczną trasę po USA. Wychodziłem z siebie. Gorączkowo szukaliśmy głównego gitarzysty, żeby uzupełnić wolne miejsce. Wydawało się, że to będzie dla nas zbyt przytłaczające. Jednak zamiast poddać się wzmocniłem się jako frontman i zostałem głównym gitarzystą. Po powrocie do domu nasz dotychczasowy basista, Kidd Thompson, był zmuszony zrezygnować, ze względu na problemy rodzinne. Znałem Mike’a Kurtza z jego zespołu, Lick The Blade. Był zainteresowany tym miejscem i je dostał. Jednak zanim rozpoczęły się nagrania na „United We Fall”, Mike stwierdził, że nie może rozdzielać swojego czasu między własnym projektem, życiem osobistym i Vindicator.

Vic, dlaczego zdecydowałeś się przejąć wokale? Nie znaleźliście godnego kandydata na to miejsce i postanowiłeś wziąć sprawę w swoje ręce?
Szczerze, to była ostatnia rzecz jakiej bym chciał. Byłem frontmanem Violent Night i nigdy nie czułem się z tym dobrze. Zostały nam dwa tygodnie do amerykańskiej trasy, a znalezienie realnego kandydata w tamtym czasie nie wchodziło w rachubę. Napisałem większość tekstów, znałem wszystkie piosenki oraz mogłem śpiewać i grać. Początkowo miało to być chwilowe, ale otrzymałem ogromne wsparcie na trasie. Więc zostałem. Poza tym, wyeliminowanie pewnej pozycji w zespole oznacza wyeliminowanie możliwości, że ktoś z nas znowu sie wyłuszczy! (śmiech)!

Miałeś wcześniej jakieś doświadczenie ze śpiewem czy to był twój debiut? Jeśli tak to wypadł świetnie.
Śpiewałem na kilku demach Violent Night, ale to wszystko. „United We Fall” był moim wokalnym debiutem. Nie będę kłamał, bardzo się denerwowałem. Rozumiem, że mój wokal nie jest dla wszystkich. Szanuję to. Jednak wydaje mi się, że dobrze mi poszło.

A jak doszło do tego, że dołączyli do was James LaRue oraz Ed Stephens? Czemu wybór padł akurat na nich? Myślicie, że ten skład ma szansę przetrwać dłużej?
James był wypełnieniem kanadyjskich thrasherów Agaressor. Ponieważ byliśmy razem w trasie, znaliśmy Jamesa dość dobrze. Czuł to co robiliśmy i niedawno uwolnił się od swojego poprzedniego zespołu, Holy Grail. To było nie do pomyślenia. Ed zastępował kilka razy Mike’a Kurtza. Kiedy sprawy zaczęły układać się nieciekawie, zapytaliśmy się Eda, czy nie byłby zainteresowany zostać stałym członkiem zespołu. Jeżeli wiesz cokolwiek o Edzie Stephensie, to wiesz, że nie może być w zespole na odległość większa niż pięćdziesiąt kilometrów od jego domu. (śmiech)! Żartuję. Jest niesamowitym basistą. Mój brat i ja byliśmy bardzo podekscytowani tak silnym składem. Czy taki skład przetrwa? W tym momencie i wieku, prawdopodobnie nie. Nie chcę być pesymistą, ale jedną z rzeczy jakich nauczyłem się w ciągu ośmiu lat bycia w poważnym zespole jest to, że nie możesz liczyć na nikogo i na nic.

Mieli jakiś udział w komponowaniu materiału na płytę?
James i Jesse pomogli stworzyć kilka aranżacji. James napisał w całości utwór „Obsoletion”. James, Ed i Jesse są odpowiedzialni za większość, albo i wszystkie swoje indywidualne partie w każdej kompozycji, np. James napisał wszystkie swoje gitarowe prowadzenia, Ed linie basowe, Jesse perkusję. Ja napisałem resztę.

Moim zadaniem „United We Fall” jest waszym najlepszym krążkiem i jednym z lepszych thrashowych wydawnictw jakie dane mi było ostatnio usłyszeć. Jak wy traktujecie ten album? Jesteście z niego dumni?
Byłem bardzo zadowolony z rezultatów na “United We Fall”. Samotnie daliśmy sobie w całości radę z tym projektem. Został nagrany przez nas w piwnicy, opracowany przez nas, napisany przez nas, wyprodukowany przez nas. Daliśmy sobie sami radę z grafiką. Skontaktowaliśmy się z artystą, którego chcieliśmy. Mieliśmy całkowitą wolność i twórczą kontrolę. Wierzymy, że zrobiliśmy cholernie dobrą robotę.

Brzmienie tego krążka jest zdecydowanie najmocniejsze ze wszystkich waszych wydawnictw. Kto jest za nie odpowiedzialny?
Chciałem złożyć oświadczenie naszym kolejnym albumem. Wiadomością była „jedność”. Żeby ludzie zaczęli myśleć, najpierw musieliśmy zwrócić ich uwagę za pomocą mocnych kawałków. Po drugie, musieliśmy napisać jakieś sensowne teksty. A wszystko to musiało być spójne.

Numer „Hail To The Thief”, a szczególnie zwrotki kojarzą się niesamowicie z Megadeth z okresu „Countdown to Extinction”, nawet śpiewasz w sposób typowy dla Mustaine'a. Czy to było celowe zagranie, taki rodzaj hołdu? Czy też może całkowity przypadek?
Jack Frost zazwyczaj określa mnie jako “Mini Mustaine” To nie przypadek, miał główny wpływ na moje pisanie. Jednak przy „Hail To The Thief” był to mniej przypadek, a bardziej hołd.

Wasze utwory pomimo dużej dawki agresji i typowo thrashowego łojenia mają też w sobie dużo znakomitych melodii. Uważacie, że ważne jest zachowanie równowagi między tymi czynnikami? Jak ważna jest melodia dla waszej muzyki?
Moim zdaniem, melodia jest bardzo ważna. Ogólna chwytliwość jest ważna. Bardzo się staram, żeby utrzymać równowagę pomiędzy agresją i groovem.

Do tej pory większość tekstów była dziełem Marshala? Vic, czy po jego odejściu zostałeś głównym tekściarzem? O czym traktują twoje liryki?
Marshall jest świetnym tekściarzem. Nie napisał tak wielu tekstów dla Vindicator jakbym chciał. A z biegiem lat pisał ich coraz mniej. Chciałem, żeby pisał więcej niż na „The Antique Witcheries, ale tego nie zrobił. Stworzyłem znaczną część katalogu tego zespołu, więc to nie była trudna zamiana. Piszę o wszystkim. W przeszłości były to historie lub filmy, które mi się podobały. Coraz częściej wkraczam do politycznego i społecznego królestwa.

Płytę wydaliście ponownie w Slaney Records. Czemu zdecydowaliście się na ponowną współpracę z tą wytwórnią?
Ze Slaney pracowało się znakomicie. Jak już wspomniałem, mieliśmy całkowitą kontrolę nad tym albumem. Wytwórnia dała nam fundusze do podziału, a resztę zostawili nam. Są uczciwi i nie robią w wałek swoich zespołów. Po poprzednim związku z wytwórnią i wydostaniu się świeżo z tonącego statku jakim było Heavy Artillery, zdecydowaliśmy skontaktować się najpierw ze Slaney.

Słyszeliście polskie grupy, których materiały również wydało Slaney? Headbanger, Snake Eyes albo Rusted Brain?
Przejrzeliśmy większość katalogu wytwórni. Zarówno wydawnictwa Headbanger jak i Snake Eyes znalazły miejsce w mojej kolekcji. Chociaż jakoś przegapiłem Rusted Brain. Będę musiał spojrzeć i na nich.

Od czasu wydania „United We Fall” minął już ponad rok i nie da się ukryć, że tą płytą zawiesiliście sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Myślicie, że uda wam się ją przeskoczyć? Piszecie już nowe utwory z myślą o czwartej płycie?
Myślę, że mogę przewyższyć pewne elementy z “United We Fall”. Mimo, że będzie to herkulesowe zadanie. Powoli piszę nowy materiał. Kolejne wydawnictwo może zająć nam trochę czasu z tych samych powodów co jego poprzednik, „United We Fall”. Mam jednak kilka pomysłów przewijających się tu i tam. Bez względu na wszystko, moim ostatecznym celem jest nie zawieść.

Jak wygląda promocja „United...”? Uważacie, że jest ok, czy może sądzicie, że jednak mogłoby być lepiej w niektórych kwestiach?
Nigdy nie można mieć wystarczająco dużo promocji. Praca z małą wytwórnią oznacza mniejszy budżet. Zdecydowaliśmy się zużyć cały nasz budżet na nagranie. Zdecydowaliśmy, że album mówi sam za siebie. Został on natomiast w znacznym stopniu pominięty. Jednak ja widzę go jak nieodkrytą perełkę dla przyszłych pokoleń. Nadal otrzymujemy wielkie wsparcie za nasze wysiłki i koncerty. Poczta pantoflowa jest tak samo potężna jak płacenie dużych pieniędzy za reklamę na stronie, albo w magazynie. Nawet wtedy, jeżeli twój produkt okaże się śmieciem, promowanie go nie miało sensu.

Jakoś teraz mieliście jechać w trasę po USA z Vicious Rumors i Seven Witches. Jak wygląda/ wyglądała ta trasa? Frekwencja dopisuje? Jak odbiera was publika?
Pod względem liczby ludzi, to była klapa. Niska frekwencja, słaba lub w ogóle brak promocji. Mieliśmy kilka dobrych zwrotów, ale ostatecznie, kosztowało nas to więcej niż było warto, pod względem materialnym. Jeśli chodzi o sieć, to była to nasza najlepsza trasa. Fanom Vicious Rumors i Seven Witches bardzo się podobaliśmy. Zaimponowaliśmy również zespołom, które supportowaliśmy. Bardzo wiele znaczyło dla mnie widzieć Goeffa Thorpe’a, Jacka Frosta i Mike’a LePonda (z Symphony X) oglądających nas co noc. Nie musieli patrzeć, ale to robili. To bardzo wiele dla mnie znaczy.

Kiedy można się będzie was spodziewać w Europie na jakichś gigach?
Chciałbym powiedzieć, że “w najbliższej przyszłości”, ale patrząc na sprawy realistycznie, nie mam pojęcia. Moim marzeniem jest zagrać na jednym z wielu (świetnych) europejskich festiwali i może zorganizowanie krótkiej trasy. Słyszałem, że zespoły traktowane tam są dziesięć razy lepiej niż w Stanach. Mogę więc powiedzieć jedynie „kiedyś”. Po prostu nie mogę powiedzieć, że „wkrótce”. Gdyby to było za darmo, albo tańsze, to bylibyśmy już w Europie kilka razy.

Była kiedykolwiek możliwość występu Vindicator w Polsce? Możemy mieć nadzieję, że do tego dojdzie w przyszłości?
Czemu nie! W końcu używam Laboga Mr. Hector i bardzo chciałbym odwiedzić ich sklep!

Co do tej pory było dla Vindicator największym sukcesem, a co jeszcze chcielibyście osiągnąć? Jakie są wasze główne cele na przyszłość?
Vindicator miał na tyle szczęścia, żeby zrobić liczne trasy po USA. Dostaliśmy się do Kanady kilka razy. Mieliśmy okazję otwierać koncerty kilku naszych ulubionych grup, w tym: Razor, Helstar i Raven. Zdobyliśmy szacunek wśród wielu naszych rówieśników. Graliśmy na kilku lepszych amerykańskich festiwalach. Wypuściliśmy trzy pełnowymiarowe albumy. Jesteśmy razem osiem lat. Zdobyliśmy kilku najfajniejszych przyjaciół jakich tylko można. Wszystko to połączone jest naszym największym sukcesem. Nie większym niż inny. Chcę robić to dalej. Przyszłe cele obejmują ciągłe rozwijanie się jako zespół i dotarcie do obszarów, po których jeszcze nie deptaliśmy. Obejmuje to trochę naszego kontynentu i większość reszty świata.

Jak sobie wyobrażacie Vindicator za dajmy na to 10 lat? Jaką muzykę będziecie grać? Czy w ogóle jest możliwe wybiegnięcie tak daleko w przyszłość w Waszym przypadku?
Cóż, zespół będzie miał 10 lat w 2015 roku. To odległość tylko kilku lat (Chyba nie do końca zrozumiał pytanie – przyp.red.). Prawdopodobnie nadal będziemy brzmieć tak samo. Jednak wielka dwudziestka, naprawdę trudno mi powiedzieć, (śmiech).

To już wszystkie pytania z mojej strony. Ostatnie słowa dla thrasherów w Polsce?
Nadal słuchajcie metalu! Kupujcie muzykę i wspierajcie swoją scenę!

Dzięki za wywiad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz