piątek, 16 maja 2014

Death SS - Muzyka to emocje, a nie gatunek

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych zespołów na scenie metalowej powrócił z niebytu po 7 latach z nowym albumem. Płyta jak zwykle w ich przypadku wzbudza skrajne opinie jednak „Resurrection” powinna przypaść do gustu wszystkim fanom Death SS, bo moim zdaniem jest to najlepszy materiał nagrany pod tym szyldem od lat. Osoby, które nigdy nie przepadały za muzyką Steve’a Sylvestra teraz pewnie też nie zmienią swojego zdania. Zapraszam do przeczytania rozmowy z jedną z najciekawszych i najbardziej wyrazistych postaci na metalowej (i nie tylko) scenie. Przed Wami Steve Sylvester we własnej osobie.



Hmp: Witam. Czemu tak długo czekaliśmy na nowy album Death SS?



Steve Sylvester: Po tym jak świętowałem trzydziesta rocznicę założenia zespołu i wydaniu “7 Seals”, zrobiłem sobie nieokreśloną czasowo przerwę, żeby poświęcic się innym projektom. W tym czasie założyłem dwa kolejne zespoły poboczne jak Sancta Santorum i OPUS DEI (później przemianowany na W.O.G.U.E = Work Of God United Entertainment, w związku ze skargami homonimicznego chrześcijańskiego związku wyznaniowego), napisałem swoją biografię o genezie zespołu i zblizyłem się do świata kina i TV zarówno jako kompozytor soundtracków, jak i aktor. Zespół jednak nigdy nie zakończył działalności, nadal spotykałem się z pozostałymi członkami grupy i razem komponowaliśmy muzykę…



Ile czasu zajęło Wam skomponowanie tego materiału?



Wszystkie 12 piosenek zostało skomponowanych w ciągu 5 lat, od 2007 do 2012 roku.



"Resurrection" jest moim zdaniem lepszą płytą niż poprzednia "The 7th Seal" i chyba najlepsza od czasu "Do what thou wilt". Może dlatego, że pomimo nowoczesnych dodatków słychać tutaj więcej klasycznie heavy metalowych patentów połączonych z gotyckim rockiem. Zgadzasz się z taką opinią?



Nie mnie to oceniać. Myślę, że to kwestia gustu…



Uwielbiam Wasze wcześniejsze, klasyczne płyty i jako fan wychowany na klasycznym graniu nie jestem za bardzo zadowolony z dużej ilości elektroniki. Czy jest ona aż tak niezbędna dla Waszej muzyki?



Wykonujemy “Horror Music”, nie jesteśmy “obrońcami jakiejś prawdziwej metalowej wiary”. Kiedy komponuję, myślę tylko o uczuciach, które powinna komunikować piosenka, nie o tym jakie instrumenty powinny zagrać. Nie ma nic ustalonego z góry. Staramy sie po prostu iśc do przodu bez powtarzania rzeczy, które zostały już zrobione w przeszłości. W każdym razie nie sądzę, żebym kiedys uzywał całej tej “elektroniki”! DEATH SS zawsze był zespołem rockowym i nie widze nic dziwnego w tym, że czasami używa się sampli. Wielu ludzi mówiło mi, że po “Do What Thou Wilt” staliśmy sie bardziej “industrialni”. Bawi mnie to poniewaz dla mnie “industrialni” sa tacy muzycy jak Throbbin Gristle, Einsturzende Neubaten czy Psychic TV, nie DEATH SS! Po prostu podążam za moim gustem muzycznym i melodią, żeby upiększyć (przynajmniej dla mnie) piosenki. Jeżeli ktos twierdzi, że utwory DEATH SS są “Metalem”, czy “Gotykiem”, czy “Industrialem”, czy “Popem”, czy są “Progresywne” albo “czym innym chcesz”, to nie moja sprawa. Według mnie nie ma różnicy pomiędzy pierwszymi kompozycjami DEATH SS a ostatnimi. Dla mnie sa jak ta sama “osoba”, która przez lata dorosła…



Muszę pochwalić Al De Noble za znakomite, klasyczne solówki. Naprowadzasz go na to w jaki sposób ma je grać czy jest to od początku do końca jego inwencja?



Kiedy komponuję utwór zazwyczaj komponuje również solówki. Nie będąc gitarzystą czasami „śpiewam” nuta po nucie solo do gitarzysty, który oczywiście jak w przypadku A1, ubiera ją w swój styl i osobowość.



Na nowej płycie pomimo troszkę odmiennego charakteru samej muzyki da się wyczuć tę specyficzną atmosferę znaną chociażby z pierwszych kilku albumów. W jaki sposób udało Wam się tego dokonać? Od razu słychać, że to Death SS.



Dziękuję, że to dostrzegłeś. To znaczy, że zespół chociaż zawsze rozwijał się muzycznie z albumu na album, to zawsze utrzymywał swój odróżniający znak towarowy, który sprawia, że nasza muzyka jest wyjątkowa i niepowtarzalna.



Kto odpowiada za produkcję "Resurrection"? Gdzie go nagrywaliście? Ile czasu spędziliście w studio?



Sam zająłem się produkcją albumu. Po wielu latach spędzonych pracując blisko ze znanymi producentami jak Neil Kernon, David Shiffman czy Sven Conquest, myślę, że uzyskałem wszelkie niezbędne doświadczenie do tego, żeby samemu wyprodukować album. Poza tym, nasz keyboardzista, Freddy Delirio, jest właścicielem wspaniałego studia nagrań, więc mogłem pracować nad płytą bez nacisku, w całkowitym spokoju, nie spiesząc się…

Jak wygląda u Was proces pisania utworów? Jak wiadomo Death SS to Twój zespół, więc piszesz muzykę sam czy też dopuszczasz do głosu innych członków zespołu?



Zazwyczaj to ja zaczynam od pomysłów na utwory. W każdym razie, każdy członek zespołu jest mile widziany przy pracy nad nimi i wnieść do nich swoją kreatywność. Oczywiście to do mnie należy zawsze ostatnie słowo, jednak nie robię tego, żeby „być dyktatorem”, ale po prostu jestem najbardziej zaangażowany w koncepcję „DEATH SS”…



Czemu przez zespół przewinęło się tylu muzyków? Jesteś tak ciężki we współpracy czy po prostu dobierałeś odpowiednich ludzi pod konkretną płytę?



Bardziej prozaicznie, nie jest łatwo kontynuować poświęcanie swojego życia na prowadzenie tak wymagającego i pełnego trudności projektu jakim jest DEATH SS. Po pewnym czasie, niektórzy ludzie woleli angażować się w coś bardziej lukratywnego, albo nawet zmienić pracę i zostawić muzykę. To wymaga wytrwałości, pasji i ducha poświęcenia, żeby robić to przez tyle lat…



Możesz w kilku słowach opisać pozostałych muzyków? Dlaczego to właśnie oni znaleźli się w obecnym wcieleniu Death SS?



Line-up pozostał prawie niezmieniony od 7 lat.

Ja, Freddy Delirio na keyboardzie, Glenn Strange na basie i Al DeNoble na gitarze są bardzo bliskim zespołem. Tylko Bozo Wolff zastąpił wcześniejszego perkusistę.

Jeżeli chodzi o gitary, to po odejściu Francisa Thorna ze względu na problemy osobiste, które wystąpiły w następstwie Italian Gods of Metal w 2008 roku, zdecydowaliśmy się pozostać kwintetem z jednym gitarzystą, tak jak w okresie „Panic” i „Humanomalies”.



Co to za kobieta użyczyła swojego głosu w kilku utworach?



Do damskich chórków zaprosiliśmy 5 różnych wokalistek wybranych spośród specjalistek w tej branży.



Za znakomitą oprawę graficzną odpowiada Emanuele Taglieti. Możesz powiedzieć kilka słów o tym artyście? Czemu wybór padł na niego?



To żadna tajemnica, że zawsze uwielbiałem i kolekcjonowałem stare sexy/horror włoskie komiksy takie jak „Jacula”, „Zora”, „Cimiteria”, „Belzeba” itd., które krążyły w naszych kioskach w latach ’70 i ’80. Udało mi się skontaktować z Maestro Emanuelem Tagliettim, autorem najpiękniejszych okładek komiksów w tamtych czasach. Rezultatem tego jest piękna przyjaźń, która doprowadziła do stworzenia grafiki na nowy album, gdzie zespół został przedstawiony jako „wskrzeszony z piekła” w towarzystwie jednej z tych mitycznych, seksownych bohaterek, Belzeby, która stała się maskotką całej grafiki na płycie.



Jakiś czas temu powiedziałeś, że nie ruszycie więcej w trasę, tylko skupicie się na pojedynczych, okazjonalnych koncertach. Nie zmieniliście zdania? Nie planujecie trasy promującej "Resurrection"?



W tym momencie zaplanowaliśmy tylko nasz pierwszy koncert, który odbędzie się 16. sierpnia na stadionie w Syracuse, na Sycylii. Poza tym nasza agencja ciągle planuje kolejne koncerty, żeby przynieść „Resurrection” z trasą wszędzie tam, gdzie to możliwe.

Nadal jestem skłonny zrobić kilka koncertów, ale w miejscach odpowiednich do trzymania całego nowego sprzętu scenicznego.



Czy kiedykolwiek mieliście jakieś zapytania lub propozycje z Polski odnośnie koncertu w naszym kraju? Jakie warunki trzeba spełnić, żebyście zagrali?



Żadnych nie pamiętam. W każdym razie jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje. Dawajcie!



Macie w swoim dorobku już 8 albumów, więc na pewno jest co raz trudniej ułożyć setlistę. Według jakiego klucza dobieracie utwory do wykonania na żywo? Gracie kawałki ze wszystkich płyt czy też niektóre odpuszczacie?



Zawsze staram się uszczęśliwić moją publiczność tak jak to możliwe i dlatego w każdej nowej set-liście nie zapominam o klasykach z przeszłości. Na nowych koncertach znajdziecie wszystkie utwory, które przyniosły DEATH SS sławę i parę kawałków z nowego LP.



"Resurrection" został wydany pod skrzydłami Scarlet rec. Jak tak na gorące możesz ocenić robotę jaką dla Was wykonują? Czemu wybraliście tą wytwórnię? Dlaczego nie wydałeś jej nakładem swojej własnej Lucifer rising rec.?


W przeszłości zawsze korzystaliśmy z naszej włoskiej wytwórni, Lucifer Rising/SELF distribution, która wykonywała dobrą robotę w całym kraju, ale nigdy nie miała siły przebicia poza Włochami. W rezultacie nasze produkty walczyły o to, żeby dostać się do europejskich i amerykańskich sklepów, jeśli nie przez internetowa sprzedaż wysyłkową. Tym razem, dzięki sugestii naszego gitarzysty Ala DeNoble’a, który już pracował z tą wytwórnią, chcieliśmy spróbować powierzyć SCARLET Rec. dystrybucję „Resurrection” na zagraniczne rynki. To mili ludzie i jestem pewny, że wykonają świetną pracę. Dla wydania we Włoszech zostaliśmy przy Lucifer Rising Records.
Pozostając przy Lucifer rising to czy planujesz wydać płyty jakichś innych zespołów? Jak dotąd wydawałeś tylko Death SS i W.o.g.u.e. czyli Twoje grupy.



W przeszłości produkowałem i wydawałem ze swoją własną wytwórnią również inne grupy, takie jak Hogwash, Wagooba i Sine Macula. Jednak obecnie, z powodu ograniczeń czasowych i problemów organizacyjnych, zdecydowaliśmy się nie produkować nic oprócz DEATH SS.



Planujecie może nakręcić klip? Jeśli tak to do jakiego utworu?



Tak! Nakręciliśmy wiele wideoklipów do “Resurrection”. Możecie już oglądać niektóre z nich, jak na przykład ten do „THE DARKEST NIGHT” i „OGRE’S LULLABY”, na naszej oficjalnej stronie lub na YouTube… Inne ukażą się wkrótce.


Wiem, że na to pytanie odpowiadałeś pewnie milion razy, ale muszę je zadać. Sporo idiotów ze względu na nazwę uważa was za zespół nazistowski. Możesz przytoczyć jakąś ciekawą historię z tym związaną? Co byś powiedział taki typkom?



Jedyne co mogę powiedzieć, to że dwie litery “S” po prostu pochodzą od mojego imienia, Steve Sylvester. Zespół nie bawi się w żaden rodzaj polityki! Ludzie powinni przynajmniej najpierw coś sprawdzić zanim otworzą usta…!



Na pewno nie wszyscy znają genezę nazwy Death SS. Mógłbyś ją przybliżyć?



DEATH SS jest akronimem “In Death Of Steve Sylvester”, co oznacza “śmierć” starego Steve’a i jego “odrodzenie” zapoczątkowane w świecie okultyzmu.



Miałeś w planach napisanie książki. Co słychać w tej kwestii? Co to ma być za książka?


Właściwie to właśnie napisałem książkę! Ukazała się dwa lata temu i jest zatytułowana „The necromancer of rock”. Jak na razie nie ma jej angielskiej wersji. Książka nie jest tylko biografią, ale raczej prawdziwą historią tego jak narodziło się DEATH SS i skupia się tylko na okresie od moich młodzieńczych lat do roku 1982, kiedy zespół rozdzielił się po raz pierwszy. Cała narracja jest absolutnie autentyczna i bogata w nagie i surowe detale. To historia małego chłopca, który kochał SWEET, punk rocka, komiksy Sexy-Horror, horrory oraz pewne formy okultyzmu i pewnego dnia postanowił założyć zespół szaleńców łączący to wszystko. Książka okazała się dużym sukcesem we Włoszech, nie tylko wśród fanów zespołu, ale również tych, którzy dzięki niej na nowo odkryli pewną epokę w historii Włoch, tą z lat ’70, która była miejscem narodzin pierwszego artystycznego fermentu włoskiego sposobu na rocka. Dyrektorzy Manetti Bross zapytali o prawa do książki, żeby pewnego dnia zrobić film z tej historii…
Jak się mają Twoje pozostałe zespoły czyli Sancta Sanctorum, W.O.G.U.E.? Można oczekiwać kolejnych wydawnictw nagrywanych pod tymi szyldami?
Na ten moment, nie. Teraz jestem całkowicie skupiony tylko na powrocie DEATH SS. Jednak pozostawiam taką możliwość otwartą na przyszłość…

Zespół W.O.G.U.E. działał wcześniej pod nazwą Opus Dei jednak byliście zmuszeni ją zmienić. Czyżby za tą zmianą stała pewna organizacja o tej nazwie?



Tak, ta religijna mafia wysłała zawiadomienie do mnie, mojej wytwórni i do wszystkich gazet i stron internetowych, które zaczęły promować nasz album, informując, że zostaniemy pozwani za bluźniercze używanie ich nazwy. Pominę fakt, że „OPUS DEI” jest łacińskim wyrażeniem oznaczającym „Dzieło Boga” i nie ma z nimi nic wspólnego, album nie miał żadnych religijnych odniesień w tekstach, które mówiły o wszystkim innym. Tak czy inaczej, musieliśmy zebrać i zniszczyć wszystkie wydrukowane kopie oraz przerobić album pod inną nazwą…



Pozostańmy jeszcze chwilę przy tym temacie, bo od zawsze mieliście problemy z religijnymi fanatykami. Zmieniło się coś w tej kwestii czy dalej Was nękają?



Głupi religijni fanatycy są i zawsze będą istnieć, szczególnie w kraju takim jak Włochy, które dają dom Watykanowi.



Twoje teksty jak zwykle opierają się o okultyzm, mroczną fantastykę i horrory. Możesz przybliżyć czytelnikom jakie tematy poruszyłeś tym razem?



Resurrection” nie jest koncept albumem. Jakkolwiek prawie połowa utworów na nim zawartych jest kontynuacją moich osobistych rozmyślań nad okultystyczną filozofią Aleistera Crowleya, tak jak to robiłem na poprzednim albumie „Do What Thou Wilt”. Pozostałe piosenki to opowieści grozy same w sobie, stworzone przeze mnie jako soundtrack do filmowych i serialowych horrorów.

Skąd czerpiesz inspirację podczas tworzenia muzyki? Co Ci pomaga przy komponowaniu?



Nie ma na to jakiejś specjalnej formuły. Polegam tylko na mojej inspiracji. Kiedy riff lub dobra melodia pojawia się w mojej głowie staram się ją natychmiast nagrać na mini przenośnym rejestratorze.



Ostatnio jeśli chodzi o klasyczne gatunki metalu Italia zaczyna wieść prym. Masa zespołów wydających znakomite płyty. Śledzisz dzisiejszą scenę metalową? Masz jakichś faworytów?



Przykro mi, ale nie! Od lat nie śledzę tego co dzieje się na scenie…



Jakich wykonawców byś wymienił jako swoich muzycznych bohaterów?



Jest ich zbyt wielu, szczególnie tych, których słuchałem równiez bądąc nastolatkiem, jak na przykład Black Widow, Atomic Rooster, Alice Cooper, Sweet, Slade, Sparks… itd.



Jako, że nasz magazyn jest skierowany przede wszystkim do fanów klasycznych gatunków metalu, więc w jaki sposób zachęciłbyś byś tych, którzy jeszcze nie znają Death SS by sięgnęli po "Resurrection"?



Chcę tylko zaprosić wszystkich do przesłuchania “Resurrection” bez uprzedzeń i klapek na oczach. Muzyka to emocje, a nie „gatunek”.

Poszerzenie naszych horyzontów pomoże nam rozwinąć się duchowo…!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz