Jeden
z najbardziej kontrowersyjnych zespołów na scenie metalowej
powrócił z niebytu po 7 latach z nowym albumem. Płyta jak zwykle w
ich przypadku wzbudza skrajne opinie jednak „Resurrection”
powinna przypaść do gustu wszystkim fanom Death SS, bo moim zdaniem
jest to najlepszy materiał nagrany pod tym szyldem od lat. Osoby,
które nigdy nie przepadały za muzyką Steve’a Sylvestra teraz
pewnie też nie zmienią swojego zdania. Zapraszam do przeczytania
rozmowy z jedną z najciekawszych i najbardziej wyrazistych postaci
na metalowej (i nie tylko) scenie. Przed Wami Steve Sylvester we
własnej osobie.
Hmp:
Witam.
Czemu tak długo czekaliśmy na nowy album Death SS?
Steve
Sylvester:
Po tym jak świętowałem trzydziesta rocznicę założenia zespołu i
wydaniu “7 Seals”, zrobiłem sobie nieokreśloną czasowo
przerwę, żeby poświęcic się innym projektom. W tym czasie
założyłem dwa kolejne zespoły poboczne jak Sancta Santorum i OPUS
DEI (później przemianowany na W.O.G.U.E = Work Of God United
Entertainment, w związku ze skargami homonimicznego
chrześcijańskiego związku wyznaniowego), napisałem swoją
biografię o genezie zespołu i zblizyłem się do świata kina i TV
zarówno jako kompozytor soundtracków, jak i aktor. Zespół jednak
nigdy nie zakończył działalności, nadal spotykałem się z
pozostałymi członkami grupy i razem komponowaliśmy muzykę…
Ile
czasu zajęło Wam skomponowanie tego materiału?
Wszystkie
12 piosenek zostało skomponowanych w ciągu 5 lat, od 2007 do 2012
roku.
"Resurrection"
jest moim zdaniem lepszą płytą niż poprzednia "The 7th Seal"
i chyba najlepsza od czasu "Do what thou wilt". Może
dlatego, że pomimo nowoczesnych dodatków słychać tutaj więcej
klasycznie heavy metalowych patentów połączonych z gotyckim
rockiem. Zgadzasz
się z taką opinią?
Nie
mnie to oceniać. Myślę, że to kwestia gustu…
Uwielbiam
Wasze wcześniejsze, klasyczne płyty i jako fan wychowany na
klasycznym graniu nie jestem za bardzo zadowolony z dużej ilości
elektroniki. Czy
jest ona aż tak niezbędna dla Waszej muzyki?
Wykonujemy
“Horror Music”, nie jesteśmy “obrońcami jakiejś prawdziwej
metalowej wiary”. Kiedy komponuję, myślę tylko o uczuciach,
które powinna komunikować piosenka, nie o tym jakie instrumenty
powinny zagrać. Nie ma nic ustalonego z góry. Staramy sie po prostu
iśc do przodu bez powtarzania rzeczy, które zostały już zrobione
w przeszłości. W każdym razie nie sądzę, żebym kiedys uzywał
całej tej “elektroniki”! DEATH SS zawsze był zespołem rockowym
i nie widze nic dziwnego w tym, że czasami używa się sampli. Wielu
ludzi mówiło mi, że po “Do What Thou Wilt” staliśmy sie
bardziej “industrialni”. Bawi mnie to poniewaz dla mnie
“industrialni” sa tacy muzycy jak Throbbin Gristle, Einsturzende
Neubaten czy Psychic TV, nie DEATH SS! Po prostu podążam za moim
gustem muzycznym i melodią, żeby upiększyć (przynajmniej dla
mnie) piosenki. Jeżeli ktos twierdzi, że utwory DEATH SS są
“Metalem”, czy “Gotykiem”, czy “Industrialem”, czy
“Popem”, czy są “Progresywne” albo “czym innym chcesz”,
to nie moja sprawa. Według mnie nie ma różnicy pomiędzy
pierwszymi kompozycjami DEATH SS a ostatnimi. Dla mnie sa jak ta sama
“osoba”, która przez lata dorosła…
Muszę
pochwalić Al De Noble za znakomite, klasyczne solówki. Naprowadzasz
go na to w jaki sposób ma je grać czy jest to od początku do końca
jego inwencja?
Kiedy
komponuję utwór zazwyczaj komponuje również solówki. Nie będąc
gitarzystą czasami „śpiewam” nuta po nucie solo do gitarzysty,
który oczywiście jak w przypadku A1, ubiera ją w swój styl i
osobowość.
Na
nowej płycie pomimo troszkę odmiennego charakteru samej muzyki da
się wyczuć tę specyficzną atmosferę znaną chociażby z
pierwszych kilku albumów. W jaki sposób udało Wam się tego
dokonać? Od razu słychać, że to Death SS.
Dziękuję,
że to dostrzegłeś. To znaczy, że zespół chociaż zawsze
rozwijał się muzycznie z albumu na album, to zawsze utrzymywał
swój odróżniający znak towarowy, który sprawia, że nasza muzyka
jest wyjątkowa i niepowtarzalna.
Kto
odpowiada za produkcję "Resurrection"? Gdzie go
nagrywaliście? Ile czasu spędziliście w studio?
Sam
zająłem się produkcją albumu. Po wielu latach spędzonych
pracując blisko ze znanymi producentami jak Neil Kernon, David
Shiffman czy Sven Conquest, myślę, że uzyskałem wszelkie
niezbędne doświadczenie do tego, żeby samemu wyprodukować album.
Poza tym, nasz keyboardzista, Freddy Delirio, jest właścicielem
wspaniałego studia nagrań, więc mogłem pracować nad płytą bez
nacisku, w całkowitym spokoju, nie spiesząc się…
Jak
wygląda u Was proces pisania utworów? Jak wiadomo Death SS to Twój
zespół, więc piszesz muzykę sam czy też dopuszczasz do głosu
innych członków zespołu?
Zazwyczaj
to ja zaczynam od pomysłów na utwory. W każdym razie, każdy
członek zespołu jest mile widziany przy pracy nad nimi i wnieść
do nich swoją kreatywność. Oczywiście to do mnie należy zawsze
ostatnie słowo, jednak nie robię tego, żeby „być dyktatorem”,
ale po prostu jestem najbardziej zaangażowany w koncepcję „DEATH
SS”…
Czemu
przez zespół przewinęło się tylu muzyków? Jesteś tak ciężki
we współpracy czy po prostu dobierałeś odpowiednich ludzi pod
konkretną płytę?
Bardziej
prozaicznie, nie jest łatwo kontynuować poświęcanie swojego życia
na prowadzenie tak wymagającego i pełnego trudności projektu jakim
jest DEATH SS. Po pewnym czasie, niektórzy ludzie woleli angażować
się w coś bardziej lukratywnego, albo nawet zmienić pracę i
zostawić muzykę. To wymaga wytrwałości, pasji i ducha
poświęcenia, żeby robić to przez tyle lat…
Możesz
w kilku słowach opisać pozostałych muzyków? Dlaczego to właśnie
oni znaleźli się w obecnym wcieleniu Death SS?
Line-up
pozostał prawie niezmieniony od 7 lat.
Ja,
Freddy Delirio na keyboardzie, Glenn Strange na basie i Al DeNoble na
gitarze są bardzo bliskim zespołem. Tylko Bozo Wolff zastąpił
wcześniejszego perkusistę.
Jeżeli
chodzi o gitary, to po odejściu Francisa Thorna ze względu na
problemy osobiste, które wystąpiły w następstwie Italian Gods of
Metal w 2008 roku, zdecydowaliśmy się pozostać kwintetem z jednym
gitarzystą, tak jak w okresie „Panic” i „Humanomalies”.
Co
to za kobieta użyczyła swojego głosu w kilku utworach?
Do
damskich chórków zaprosiliśmy 5 różnych wokalistek wybranych
spośród specjalistek w tej branży.
Za
znakomitą oprawę graficzną odpowiada Emanuele Taglieti. Możesz
powiedzieć kilka słów o tym artyście? Czemu
wybór padł na niego?
To
żadna tajemnica, że zawsze uwielbiałem i kolekcjonowałem stare
sexy/horror włoskie komiksy takie jak „Jacula”, „Zora”,
„Cimiteria”, „Belzeba” itd., które krążyły w naszych
kioskach w latach ’70 i ’80. Udało mi się skontaktować z
Maestro Emanuelem Tagliettim, autorem najpiękniejszych okładek
komiksów w tamtych czasach. Rezultatem tego jest piękna przyjaźń,
która doprowadziła do stworzenia grafiki na nowy album, gdzie
zespół został przedstawiony jako „wskrzeszony z piekła” w
towarzystwie jednej z tych mitycznych, seksownych bohaterek, Belzeby,
która stała się maskotką całej grafiki na płycie.
Jakiś
czas temu powiedziałeś, że nie ruszycie więcej w trasę, tylko
skupicie się na pojedynczych, okazjonalnych koncertach. Nie
zmieniliście zdania? Nie planujecie trasy promującej
"Resurrection"?
W
tym momencie zaplanowaliśmy tylko nasz pierwszy koncert, który
odbędzie się 16. sierpnia na stadionie w Syracuse, na Sycylii.
Poza tym nasza agencja ciągle planuje kolejne koncerty, żeby
przynieść „Resurrection” z trasą wszędzie tam, gdzie to
możliwe.
Nadal
jestem skłonny zrobić kilka koncertów, ale w miejscach
odpowiednich do trzymania całego nowego sprzętu scenicznego.
Czy
kiedykolwiek mieliście jakieś zapytania lub propozycje z Polski
odnośnie koncertu w naszym kraju? Jakie warunki trzeba spełnić,
żebyście zagrali?
Żadnych
nie pamiętam. W każdym razie jesteśmy otwarci na wszelkie
propozycje. Dawajcie!
Macie
w swoim dorobku już 8 albumów, więc na pewno jest co raz trudniej
ułożyć setlistę. Według jakiego klucza dobieracie utwory do
wykonania na żywo? Gracie kawałki ze wszystkich płyt czy też
niektóre odpuszczacie?
Zawsze
staram się uszczęśliwić moją publiczność tak jak to możliwe i
dlatego w każdej nowej set-liście nie zapominam o klasykach z
przeszłości. Na nowych koncertach znajdziecie wszystkie utwory,
które przyniosły DEATH SS sławę i parę kawałków z nowego LP.
"Resurrection"
został wydany pod skrzydłami Scarlet rec. Jak tak na gorące możesz
ocenić robotę jaką dla Was wykonują? Czemu wybraliście tą
wytwórnię? Dlaczego nie wydałeś jej nakładem swojej własnej
Lucifer rising rec.?
Pozostając przy Lucifer rising to czy planujesz wydać płyty jakichś innych zespołów? Jak dotąd wydawałeś tylko Death SS i W.o.g.u.e. czyli Twoje grupy.
W
przeszłości produkowałem i wydawałem ze swoją własną wytwórnią
również inne grupy, takie jak Hogwash, Wagooba i Sine Macula.
Jednak obecnie, z powodu ograniczeń czasowych i problemów
organizacyjnych, zdecydowaliśmy się nie produkować nic oprócz
DEATH SS.
Planujecie
może nakręcić klip? Jeśli tak to do jakiego utworu?
Tak!
Nakręciliśmy wiele wideoklipów do “Resurrection”. Możecie już
oglądać niektóre z nich, jak na przykład ten do „THE DARKEST
NIGHT” i „OGRE’S LULLABY”, na naszej oficjalnej stronie lub
na YouTube… Inne
ukażą się wkrótce.
Wiem,
że na to pytanie odpowiadałeś pewnie milion razy, ale muszę je
zadać. Sporo idiotów ze względu na nazwę uważa was za zespół
nazistowski. Możesz przytoczyć jakąś ciekawą historię z tym
związaną? Co byś powiedział taki typkom?
Jedyne
co mogę powiedzieć, to że dwie litery “S” po prostu pochodzą
od mojego imienia, Steve Sylvester. Zespół nie bawi się w żaden
rodzaj polityki! Ludzie powinni przynajmniej najpierw coś sprawdzić
zanim otworzą usta…!
Na
pewno nie wszyscy znają genezę nazwy Death SS. Mógłbyś
ją przybliżyć?
DEATH
SS jest akronimem “In Death Of Steve Sylvester”, co oznacza
“śmierć” starego Steve’a i jego “odrodzenie”
zapoczątkowane w świecie okultyzmu.
Miałeś
w planach napisanie książki. Co słychać w tej kwestii? Co to ma
być za książka?
Jak się mają Twoje pozostałe zespoły czyli Sancta Sanctorum, W.O.G.U.E.? Można oczekiwać kolejnych wydawnictw nagrywanych pod tymi szyldami?
Na ten moment, nie. Teraz jestem całkowicie skupiony tylko na powrocie DEATH SS. Jednak pozostawiam taką możliwość otwartą na przyszłość…
Zespół
W.O.G.U.E. działał wcześniej pod nazwą Opus Dei jednak byliście
zmuszeni ją zmienić. Czyżby za tą
zmianą
stała pewna organizacja o tej nazwie?
Tak,
ta religijna mafia wysłała zawiadomienie do mnie, mojej wytwórni i
do wszystkich gazet i stron internetowych, które zaczęły promować
nasz album, informując, że zostaniemy pozwani za bluźniercze
używanie ich nazwy. Pominę fakt, że „OPUS DEI” jest łacińskim
wyrażeniem oznaczającym „Dzieło Boga” i nie ma z nimi nic
wspólnego, album nie miał żadnych religijnych odniesień w
tekstach, które mówiły o wszystkim innym. Tak czy inaczej,
musieliśmy zebrać i zniszczyć wszystkie wydrukowane kopie oraz
przerobić album pod inną nazwą…
Pozostańmy
jeszcze chwilę przy tym temacie, bo od zawsze mieliście problemy z
religijnymi fanatykami. Zmieniło się coś w tej kwestii czy dalej
Was nękają?
Głupi
religijni fanatycy są i zawsze będą istnieć, szczególnie w kraju
takim jak Włochy, które dają dom Watykanowi.
Twoje
teksty jak zwykle opierają się o okultyzm, mroczną fantastykę i
horrory. Możesz przybliżyć czytelnikom jakie tematy poruszyłeś
tym razem?
“Resurrection”
nie jest koncept albumem. Jakkolwiek prawie połowa utworów na nim
zawartych jest kontynuacją moich osobistych rozmyślań nad
okultystyczną filozofią Aleistera Crowleya, tak jak to robiłem na
poprzednim albumie „Do What Thou Wilt”. Pozostałe piosenki to
opowieści grozy same w sobie, stworzone przeze mnie jako soundtrack
do filmowych i serialowych horrorów.
Skąd
czerpiesz inspirację podczas tworzenia muzyki? Co Ci pomaga przy
komponowaniu?
Nie
ma na to jakiejś specjalnej formuły. Polegam tylko na mojej
inspiracji. Kiedy riff lub dobra melodia pojawia się w mojej głowie
staram się ją natychmiast nagrać na mini przenośnym
rejestratorze.
Ostatnio
jeśli chodzi o klasyczne gatunki metalu Italia zaczyna wieść prym.
Masa zespołów wydających znakomite płyty. Śledzisz dzisiejszą
scenę metalową? Masz jakichś faworytów?
Przykro
mi, ale nie! Od lat nie śledzę tego co dzieje się na scenie…
Jakich
wykonawców byś wymienił jako swoich muzycznych bohaterów?
Jest
ich zbyt wielu, szczególnie tych, których słuchałem równiez
bądąc nastolatkiem, jak na przykład Black Widow, Atomic Rooster,
Alice Cooper, Sweet, Slade, Sparks… itd.
Jako,
że nasz magazyn jest skierowany przede wszystkim do fanów
klasycznych gatunków metalu, więc w jaki sposób zachęciłbyś byś
tych, którzy jeszcze nie znają Death SS by sięgnęli po
"Resurrection"?
Chcę
tylko zaprosić wszystkich do przesłuchania “Resurrection” bez
uprzedzeń i klapek na oczach. Muzyka to emocje, a nie „gatunek”.
Poszerzenie
naszych horyzontów pomoże nam rozwinąć się duchowo…!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz