Nie jestem zbyt obeznany z obecną
rosyjską sceną thrashową, więc ze sporą ciekawością podszedłem
do debiutanckiego krążka Poligon. Jednak podmoskiewska załoga nie
zrobiła na mnie zbyt dużego wrażenia. Thrash metal w ich wykonaniu
jest poprawny, ale nie porywa i nie wywołuje chęci ponownego
odsłuchu. Nie mogę powiedzieć, że 40 minut trwania tego krążka
to czas stracony tym bardziej, że słucha się go nieźle, jednak
bardzo szybko te dźwięki ulatują z głowy. Słychać spore
inspiracje Annihilatorem, pojawiają się czasem ciekawe melodie, a
teksty wyśpiewywane przez wokalistę w jego rodzimym języku dodają
trochę indywidualnego charakteru. Nie ma tutaj szaleńczych temp,
obłędnego napierdolu i szatana. Są za to nieźle napisane
kompozycje w większości średnich tempach, a gardłowy stara się
śpiewać, chociaż potrafi też wydrzeć ryja. Brzmieniowo jest
bardzo współcześnie i Poligon potrafi czasem kopnąć w dupę.
Poza tym muzycy wiedzą do czego służą instrumenty, więc w
kwestii technicznej nie można im nic zarzucić. To czego im brakuje
to większa wyrazistość i ciekawsze, bardziej zapamiętywalne
numery. Na program „Vremyi” składa się 9 autorskich kawałków
i cover rosyjskiej nowofalowej grupy Kino. Jak na debiut jest
naprawdę ok, ale to nie do końca jest ten rodzaj thrashu, o który
walczyłem. Można z ciekawości posłuchać, ale żeby w
dzisiejszych czasach zaistnieć w tym gatunku potrzeba czegoś więcej
niż tylko poprawności. „Vremya” ukazała się już w 2013 roku,
więc chyba czas na kolejny materiał. Na pewno nie będę na niego
czekał z niecierpliwością, ale jeśli kiedyś jakimś sposobem
wpadnie mi w łapy to z ciekawości nie omieszkam posłuchać.
3,8/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz