poniedziałek, 28 marca 2011
Lonewolf - The Dark Crusade (2009)
Dziwnie jest pisać o płycie zespołu, z którym przeżyło się tyle zajebistych chwil, wypiło morze alkoholu i traktuje się ich już bardziej jako kumpli niż jako muzyków. Oczywiście recenzja będzie subiektywna co nie zmienia faktu, że obiektywnie(hehe) mamy do czynienia z płytą wybitną. Jest to jeden z najlepszych Heavy Metalowych albumów w XXI wieku! Nie, wcale nie przesadzam. Niedowiarków zapraszam do posłuchania. Płyta rozpoczyna się od podniosłego intro nagranego przez Martę Gabriel (Crystal Viper), płynnie przechodzącego w Hymn "Victoria"! Ten utwór już teraz jest klasykiem. Podczas ich koncertu w Warszawie w styczniu 2010 roku, paru moich znajomych słuchających na co dzień raczej brutalniejszych odmian Metalu, podsumowało Victorię : Kurwa, oni powinni grać na Wacken zamiast Running Wild! To chyba o czymś świadczy! Wracając do meritum, Victoria jest utworem zadedykowanym córce wokalisty i gitarzysty Jensa. Kiedy śpiewa:
Now I feel like a wolf
I'm the guardian of the pack
No one shall do you harm
I'd kill the one who'd mistreat you
naprawdę ma się wrażenie, że ten osobnik jest w stanie zabić każdego kto podniesie rękę na jego rodzinę. Następny w kolejce jest "Legacy of the Wild", który, jak sama nazwa wskazuje jest hołdem dla bogów z Running Wild i jest to kolejny hit i stały punkt ich koncertów. Dalej tytułowy, rozpędzony "The Dark Crusade" z zajebistymi skandowanymi chórkami. Teraz troszkę zwalniamy, bo przed nami "Hail Victory". Zagrany w marszowym tempie, ma szansę stać się jednym z hymnów zespoły. Utwór idealny do wspólnego śpiewania z fanami na koncercie (sprawdzone). "Warrior Priest" utrzymany w takim samym tempie jak poprzednik, jest kolejnym idealnie sprawdzającym się na żywo metalowym potworem. Widzę zaciśnięte pięści w górze i tłum skandujący:
Through the holy fire
By the holy steel
Through the holy trial
The age of the warrior priest
Teraz znowu przyspieszamy. "The Wolf Division" speedowy killer, który od pierwszego przesłuchania wchodzi do głowy i długo nie chce jej opuścić. "Heathen Horde" znów troszkę wolniejszy z chwytliwym refrenem idealnie nadającym się do wspólnego śpiewu. Zresztą Lonewolf ma wielki talent do tworzenia genialnych refrenów i fantastycznych melodii. "Words of the Witch" Swietny, klasycznie "Lonewolfowy" kawałek. No i wreszcie mój cichy faworyt: "Winter Farewell". Utwór skomponowany przez basistę Alexa (teraz już zresztą przejął gitarę zastępując Damsa) ma w sobie taką trudną do opisania atmosferę nostalgii,tęsknoty. Ten rozpędzony kawłek ma w sobie tak urzekającą melodykę, że za każdym razem, gdy go słucham ciary mam na całym ciele. Na koniec mamy również trochę nietypowy utwór jak na Lonewolf, a to ze względu na długość. Jest to najdłuższa rzecz jaką stworzyli, prawie 11 minut cudownego Heavy Metalu. Czysty artyzm. Zaczyna się spokojnie, po czym rozpędza się i za chwilę znowu zmiana tempa. Riffy i melodie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Jens, naprawdę dorównałeś swoim mistrzom z Running Wild! "The hour zero" można stawiać tuż obok takiego giganta jak "Treasure Island"! Jest to płyta do której wracam bardzo często i jestem pewien, że jeszcze będę wracał nie raz. Już w tej chwili jest to dla mnie jedna z najlepszych płyt w gatunku. Niedługo ma wyjść nowy album i wiem, że przeskoczyć tak wysoko zawieszoną poprzeczkę będzie cholernie trudno, ale kto ma tego dokonać jeśli nie oni. Najszczersza metalowa załoga jaką znam. Fani Metalu grający muzykę, którą kochają, a nie gwiazdy nastawione na zysk.
Slaves of steel
Slaves to metal
Slaves of steel
The wolf division
Hail to Lonewolf!!!
6/6!!!
Metal Inquisitor - Unconditional Absolution (2010)
Metal Inquisitor nie należy do zbyt płodnych zespołów. Ponad 12 lat istnienia i dopiero trzecia studyjna płyta. Jednak każda z nich prezentuje na tyle wysoki poziom, że można im to wybaczyć. A co dostaliśmy tym razem? Praktycznie to czego można się było spodziewać. Niemcy gają klasyczny N.W.O.B.H.M. Gdyby ta płyta(tak jak i 2 wcześniejsze) ukazała się na początku lat 80-tych to pewnie dzisiaj byłaby już klasykiem. Słychać inspiracje Raven, szczególnie w tempie i riffach, Maiden, Saxon itd. Jest to bardzo wyrównany album, więc ciężko jest wyróżnić jakiś konkretny utwór, Wszystkie prezentują bardzo wysoki poziom. Na dzień dzisiejszy postawiłbym na: Quest for vengeance, betrayed battalion, the arch villian i wieńczący płytę, najwolniejszy, klimatyczny i mocno Sabbathowski, the path of the rightous man. Unconditional Absolution z każdym kolejny m przesłuchaniem podoba mi się coraz bardziej i jestem przekonany, że będę do niej często wracał. Na dzień dzisiejszy jest to chyba najlepsza rzecz jaką do tej pory nagrał Metal Inquisitor. Polecam każdemu fanatykowi klasycznego Metalu, na pewno nie będzie zawiedziony.
5/6
sobota, 26 marca 2011
Jag Panzer - The Scourge of the Light (2011)
Nowy Jag Panzer był jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie (pewnie nie tylko) albumów. Wreszcie po ponad 6 latach doczekałem się! Jaka jest ta płyta? Oczekiwałem na pewno czegoś dobrego, ale nie aż tak! Płyta jest genialna od początku do końca. Utrzymana raczej w średnich tempach z niewielką ilością przyspieszeń, niesamowicie emocjonalna i epicka. No właśnie, jest to chyba najbardziej epicki materiał Jag Panzer. W każdym kawałku aż roi się od cudownych melodii, a refreny zapadają od razu w pamięć. Fantastyczne gitary(solówki!) i potężny głos Harry'ego Conklina, który potwierdza, że jest obecnie jednym z najlepszych wokalistów na scenie(w sumie zawsze był hehe). Dodatkowe ozdobniki pojawiające się w niektórych utworach tj. smyczki tylko pomagają w tworzeniu atmosfery. "The scourge of light" jest płytą niemalże idealną, która przysporzy wielu wspaniałych chwil podczas słuchania każdemu fanatykowi prawdziwego, szczerego do bólu, rycerskiego i epickiego Heavy Metalu. No bo jak się nie wzruszać przy takich utworach jak otwierający Condemned to Fight, The Setting of the Sun, Call to Arms, Union czy wieńczący to wielkie dzieło 8-minutowy The Book of Kells. Wymieniłem połowę płyty, a mógłbym równie dobrze wymienić całą. Jest doskonała od pierwszego do ostatniego dźwięku. A wszystkim forumowym(i nie tylko) znawcom, którzy jak np przy ostatnich albumach Iced Earth znów będą pierdolić, że za wolno, za epicko, że pierwsza płyta najlepsze i ogólnie jest do dupy mówię FUCK OFF AND DIE!!!
5,8/6
5,8/6
Subskrybuj:
Posty (Atom)