Moja znajomość muzyki belgijskiego
Killer ogranicza się do trzech pierwszych albumów wydanych w latach
80-84. Był to kawał porządnego tradycyjnego metalu z elementami
speedu i wyraźnie inspirowanego twórczością Motorhead. Niestety z
trzema kolejnymi krążkami jakoś nie było mi po drodze.
Najnowszy, wydany po 10-cio letniej
przerwie „Monsters of Rock” jest materiałem do bólu klasycznym,
gdzie podstawę stanowi tradycyjny metal. Tę stronę Killer
reprezentują takie numery jak tytułowy otwieracz, będący
jednocześnie jednym z większych hiciorów, oraz „Back to the
Roots” i zajebisty „Firestorm”. Bardziej speedowe oblicze
zabójcy przedstawiają „Deaf Dumb and Blind”, Children of
Desperation” i „The Reactor”. W obu tych stylistykach zespół
radzi sobie bardzo dobrze i słychać, że tworzenie prostych,
walących w pysk numerów nie sprawia mu problemów. Poza tym
pojawiają się takie urozmaicenia jak doomowy riff w „Shotgun
Symphony”, balladowy „Danger Zone” czy też bluesujący „Making
Magic”. Dzięki temu, mimo że materiał sprawia wrażenie zwartego
monolitu, to jednak te smaczki sprawiają, że 67 minut trwania płyty
mija trochę szybciej. I tu właśnie dochodzimy do największego
mankamentu czyli długości. Niestety przy którymś kolejnym
przesłuchaniu zaczyna wkradać się znużenie i ciężko wytrwać do
końca. Czy nie lepiej zamiast 14 numerów byłoby nagrać ich 10, a
pozostałe przeznaczyć na epkę lub kolejny album? Muszę pochwalić
jeszcze producenta, dzięki któremu „Monsters of Rock” brzmi
naprawdę znakomicie.
Ogólnie rzecz biorąc jest to
zdecydowanie dobry krążek, który z czystym sercem mogę polecić
fanom Motorhead, Exciter, Grave Digger, Accept, Judas Priest, czyli
ogólnie gustującym w klasycznym, tradycyjnym metalu. Proste,
momentami toporne i siermiężne riffy, nośne refreny doskonałe do
wspólnego darcia ryja na gigach oraz oldschoolowy klimat całości
to główne cechy nowego albumu Killer. Gdyby nie długi czas trwania
to ocena może byłaby wyższa, ale i tak nie mają chyba co
narzekać.
4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz