poniedziałek, 5 grudnia 2016

Jack the Ripper - Tortured and Twisted (2016)

Amerykanie też mają swojego Kubę rozpruwacza. Narodził się w 1980 roku w Columbia w Południowej Karolinie, a do życia powołało go pięciu młodych ludzi. Jack the Ripper mimo chwytliwej nazwy nie przebił się nigdy do szerszego grona słuchaczy i pozostawił po sobie jedynie dwa dema nagrane w latach 83-86.

Zespół jednak powrócił do życia, a w tym roku dzięki Heaven and Hell records pojawiła się kompilacja zatytułowana „Tortured and Twisted” zawierająca nagrany, ale nigdy wcześniej nie wydany debiutancki album pod tym samym tytułem, obie demówki oraz ep „Bloodbath” nagraną w 1984 roku, a wydaną dopiero w 2002. Tak więc na krążku mamy chyba wszystkie zarejestrowane przez nich utwory z czego, cztery w dwóch wersjach, a „Bloodbath” nawet w trzech. Całość trwa ponad 73 minuty, więc jest zdecydowanie czego słuchać. Tym bardziej, że Jack the Ripper jest przedstawicielem amerykańskiej sceny power metalowej, która szczególnie w pierwszej połowie lat '80 obrodziła wieloma wspaniałymi nazwami. Kwintet z Columbii porusza się w tym gatunku z dużą swobodą i radzi sobie bardzo dobrze. Jeśli miałbym wskazać jakieś muzyczne drogowskazy to nie zastanawiając się długo byłyby to takie ekipy jak Jag Panzer, Liege Lord, Helstar, ale że słychać tu też i brytyjskie granie to wspomniałbym wczesny Maiden i Angel Witch. Od razu uwagę zwraca niezły zmysł kompozycyjny, dzięki czemu utwory nie zlewają się w jedną identyczną papkę. Jest tu sporo ciekawych riffów, błyskotliwych solówek oraz typowo metalowych melodii. Muzycy wiedzą jak się posługiwać swoimi instrumentami, ale to w tym gatunku akurat nic dziwnego. Wokalista nie jest może wybitny, ale śpiewa odpowiednio zadziornie i czasem wchodzi nawet w wyższe rejestry. Wszystkie kawałki są utrzymane w tym samym stylu, w tempach średnio-szybkich, z wyjątkiem ballady „Leaving for Yesterday”. Jedynym numerem, który mi się nie spodobał był „My Life”, natomiast takie „Iron Lady”, „Accept Your Fate” czy „Destructor” robią doskonałe wrażenie. Zresztą pozostałe są na podobnym poziomie.

Fajnie, że ukazało się takie wydawnictwo i to nie tylko ze względów kolekcjonerskich, ale także tych czysto muzycznych. Us power metal to gatunek, w którym co chwila odnajduję jakąś dawno już zapomnianą perłę i chociaż Jack the Ripper to nie jest żadne objawienie to jednak słuchanie „Tortured and Twisted” to była czysta przyjemność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz