Staramy się tworzyć fajne kawałki i nagrywać dobre
albumy.
Hammers of Misfortune powstał w roku 2000 na gruzach
formacji Unholy Cadaver. Od początku tworzyli muzykę niebanalną, w bardzo udany
sposób łącząc różne style tj. Doom, Folk, Heavy i podając to wszystko polane
progresywnym sosem. W 2011 roku zespół wydał w barwach Metal Blade swój 5 album
zatytuowany „17th Street”, który ponownie pokazał jak wielki potencjał tkwi w
tej załodze. Mam nadzieję, że entuzjastyczne reakcje muzycznych dziennikarz i
magazynów przełożą się na równie dobry odbiór wśród fanów. Na moje pytania
odpowiadał lider Hammers – John Cobbett (git/voc).
Zanim powołany
do życia został Hammers of Misfortune, nazywaliście się Unholy Cadaver. W tym
roku wytwórnia Shadow Kingdom wydała reedecję jedynej płyty nagranej pod tym
szyldem. Powiedzcie w paru słowach o tym zespole i tym wydawnictwie?
John Cobbett:
LP Unholy Cadaver wyszła na początku tego roku. Jest to zbiór kawałków,
które nagraliśmy w latach ’90, w zasadzie jako duet – tylko Chewy
(perkusja) i ja. Tak właśnie narodził się Hammers Of Misfortune. Tak
naprawdę wyszły tylko 3 numery z tego albumu w formie wydanego własnym sumptem
demo, w ilości 250 szt., które sprzedaliśmy drogą mailową. Nigdy nie wydaliśmy
pełnego albumu, więc nie jest to tak naprawdę reedycja. W końcu materiał został
zmasterowany i wydany po raz pierwszy.
Później zmieniliście
nazwę na Hammers of Misfortune. Czym była spowodowana ta zmiana i jaka jest
geneza tej nazwy?
To była kwestia oczywista. Unholy Cadaver
zapoczątkował jako ambientowy projekt w 4 ścianach mojego własnego pokoju. Może
to i ciekawa nazwa dla takiego projektu, jednak kompletnie nietrafiona, jeśli
chodzi o zespół metalowy. Postanowiliśmy uporać się z tą kwestią przed wydaniem
pierwszego albumu. Od początku wiadomo było, że muzycznie pójdziemy w inną
stronę (takie było założenie) i było jasne, że poprzednia nazwa nie mogła nam
towarzyszyć.
Wasza muzyka zawsze
była niezwykle oryginalna. Łączyliście elementy różnych stylów tj. heavy, prog,
folk, doom etc. w swój własny charakterystyczny styl. Jak wam się udało go
wypracować?
Dzięki! Jeśli rzeczywiście połączyliśmy różne style, nie
było to zamierzone. Po prostu zrobiliśmy, co chcieliśmy. I mieliśmy przy tym
mnóstwo zabawy. Ograniczanie się do definiowania naszej muzyki w obrębie tego,
czy innego gatunku byłoby bardzo irytujące i nudne. Wszyscy wyrośliśmy ze sceny
punkowej, więc można powiedzieć, że w pewnym sensie mamy takie nastawienie.
Łatwo jest osiągnąć oryginalne brzmienie, podczas gdy wszyscy usilnie starają
się brzmieć tak samo. Najważniejszym jest fakt, że napisaliśmy po prostu klika
kawałków, które nam się podobały, nie próbując na siłę łączyć czegokolwiek.
Czujecie się częścią
jakiejś sceny czy raczej idziecie własną ścieżką? Jaka publiczność najczęściej
pojawia się na waszych koncertach?
Nie, nie postrzegam nas jako części jakiejś konkretnej
sceny ( wyjątkiem jest lokalna scena SF Bay Area), tak samo nie podążamy żadną
sprecyzowaną ścieżką. To całkiem proste, staramy się tworzyć fajne kawałki i
nagrywać dobre albumy. Jeśli
ludziom to się podoba, świetnie! Jeśli nie, to trudno. Nie jestem nawet
pewien, jacy ludzie pojawiają się na naszych koncertach…może to ludzie, którzy
przyszli zobaczyć inne zespoły? (haha!)
Po wydaniu trzech
znakomitych albumów odszedł od was m.in. Mike Scalzi. Co było tego powodem?
Jaki był jego wpływ na muzykę Hammers?
To było kilka lat temu. Mike nigdy nie zamierzał
być pełnoetatowym członkiem Hammers of Misfortune. Na samym początku
powiedział, że będzie z nami dopóki czas mu na to pozwoli. Odszedł w 2006 roku,
sprawy związane ze Slough Feg zaczęły go bardzo absorbować. Jego
odejście nie było dla nas niespodzianką, miało jednak pewien wpływ na muzykę.
Od zawsze to ja pisałem materiał oraz nagrywałem gitary. Główną różnicą stały się linie wokalne. Musieliśmy
popróbować z różnymi wokalistami. To było pouczające doświadczenie.
To musiał być bardzo
ciężki moment. Czy pojawiły się wtedy wątpliwości co do przyszłości zespołu?
Tak jak już powiedziałem, odejście Mike’a nie było
szokiem. Nie było również żadnych wątpliwości co do tego, że Hammers
będzie grać dalej. Było to smutne i brakuje mi tej współpracy, niemniej jednak
w tamtym momencie Mike bardzo rzadko znajdował czas na próby, tak więc
nie pracowaliśmy ze sobą zbyt dużo. Pisaliśmy wtedy materiał na Fields/Church
LP, a on był po prostu niedostępny. Jeśli spojrzysz na wkład Mike’a
w pierwsze trzy albumy, zauważysz, że miał tendencję spadkową jeżeli chodzi o
wokale. Nagrał główne linie wokalne do czterech numerów na “The August
Engine” oraz do dwóch na “The Locust Years”. Zrobił, co mógł.
Udało wam się jednak
powrócić w 2008 roku znakomitym podwójnym albumem „Fields/Church of Broken
Glass”. Skąd pomysł na takie wydawnictwo?
Cieszę się, że Ci się podoba! Nie rozpatruję tego w
kategoriach powrotu. Zrobiliśmy to samo, co zwykle, napisaliśmy materiał na
album i nagraliśmy go. Szczególnie chcieliśmy zrobić album w formacie
winylowym, tak też się stało.
Na tych płytach
zmianie uległy również teksty. Stały się bardziej współczesne, osobiste. Skąd
taka zmiana?
Nie jestem pewien, czy są bardziej “osobiste”. Fakt
pisania przeze mnie tekstów sprawia, że automatycznie są „bardziej moje”,
jednak nie traktują one w większej mierze o mnie, niż o otaczającym świecie.
Jestem dosyć nudną osobą, za to świat na pewno nie jest. Pomysł był taki, aby
opowiedzieć historie ludzi oraz sytuacje, przez jakie przechodzą, gdzieś tam na
świecie.
Skoro jesteśmy już
przy tekstach, to o czym opowiadają te z „17th Street”? Opisują autentyczne
wydarzenia i miejsca, czy też jest to fikcja poetycka?
Masz na myśli piosenkę, czy cały album? Kawałek jest o
bankructwie, uzależnieniu od narkotyków, problemie bezdomności itp. Sam nie
posiadam domu na własność, ale (na szczęście) nie jestem bezdomny. Jednak
bezdomni to stały widok z mojego okna, w dzień, czy w nocy. Ich historie
zdecydowanie nie są fikcją. Możesz rozpatrywać kawałek pod różnymi kątami.
Można zacząć od kwestii okna w pierwszych wersach „17th Street” :
spoglądasz przez okno, pytanie tylko, czy patrzysz z zewnątrz, czy też
wyglądasz będąc wewnątrz?
Jak wygląda u was
proces tworzenia utworów? Jest jakiś główny kompozytor czy też pracujecie
bardziej zespołowo? Nowi muzycy wnieśli jakiś wkład w proces twórczy?
Zarys materiału jest zwykle przesyłany mailem w formie
demówki do członków zespołu. Jeśli każdemu się spodoba, zaczynamy pracować nad
szczegółami i rozpoczynamy próby. Czasem kawałek musi przejść wiele metamorfoz
zanim uznamy, że jest skończony. Niekiedy pomysł na kawałek pojawia się w ostatnim
momencie i jestem zmuszony podejmować wiele decyzji sam.
Skąd czerpiecie
inspirację podczas pisania muzyki? Są muzycy czy wykonawcy, którzy mają na was
jakiś większy wpływ?
Czerpię inspiracje zewsząd, większość z nich nie jest
związana z kapelami metalowymi. Zwykle jest to książka lub piosenka albo gdzieś
przeczytany artykuł. Może to być również bitwa na słowa w komentarzach pod
artykułem, gdzie ludzie są anonimowi i wypisują niestworzone rzeczy w
Internecie. Mógłbym całymi dniami śledzić te płomienne dyskusje. Ludzie dzielą
się swoimi historiami. Jest to swego rodzaju katharsis.
Okładka waszej nowej
płyty jest w całkowicie innym styl od poprzednich prac zdobiących wasze albumy.
Jest jakieś głębsze przesłanie tego obrazka?
To obraz przedstawiający niewyraźne sylwetki znikających
lub pojawiających się członków zespołu na tle dzielnicy, w której mieszkamy. We
wkładce jest zdjęcie chodnika z przed mojego domu.
Wasz nowy album jest
na pewno jednym z ciekawszych wydawnictw tego roku. Na pewno jesteście z niego
bardzo dumni. Jednak ciekawi mnie jak porównalibyście go do waszych poprzednich
wydawnictw? Czy uważacie „17th Street” za wasze największe dokonanie?
Każdy album, który zdołaliśmy ukończyć jest sukcesem.
Oczywiście jestem dumny ze wszystkich płyt, bardzo ciężko było zrealizować
każdą z nich, dlatego zawsze, gdy album się ukazuje, jest to dla mnie swoistego
rodzaju nagroda. Już zaczynam myśleć nad następną płytą, co jest
przytłaczające. Proces tworzenia jest bardzo długi, zabiera wiele czasu oraz
energii. Nie umiem wybrać
ulubionego!
Poproszę o parę słów
na temat nowych członków zespołu. Jak wpasowali się w filozofię grupy? Czy jest
szansa, że ten skład zostanie na lata?
Tak, nowi członkowie doskonale wpasowali się w klimat, w
innym wypadku nie zostaliby w zespole. Wygląda na to, że Hammers of
Misfortune pozostanie w tym składzie na długo, mam taką nadzieję!
„17th Street” została
wydana w dużej wytwórni Metal Blade. Jesteście zadowoleni ze współpracy?
Promocja chyba wygląda nienajgorzej?
Tak, z mojego punktu widzenia poziom promocji tego albumu
był naprawdę imponujący. To dla mnie coś nowego. Ludzie z Metal Blade
okazali się bardzo wyrozumiali, nikt nie ingerował w naszą pracę, kreatywność,
ale ciężko pracowali na to, aby album został zauważony.
Nie tylko moim
zdaniem wasza muzyka zasługuje na zdecydowanie szerszy i lepszy odbiór. Czy
uważacie, że teraz jest ten przełomowy moment by już na dobre zadomowić się w
głowach fanów?
Dzięki!
Może. Przekonamy się, gdy zagramy trochę koncertów. Może trochę ludzi
się pojawi, może i nie. Wiadomo, że byłoby fajnie, jednak niezależnie od
okoliczności, będziemy grać dalej.
Jaki prezentuje się
wasz set koncertowy? Gracie utwory ze wszystkich płyt czy skupiacie się nowszym
materiale? Jakie utwory z „17th Street” będą grane przez was na żywo?
Zagramy przynajmniej po jednym kawałku z każdego albumu. Zwykle gramy numery z “Doomed Parade”, “An Oath
Sworn In Hell”, “Motorcade” i “Trot Out The Dead”. Będą
trzy kawałki z nowego albumu, na pewno “17th Street” i “The
Grain”.
Wasze koncerty w
Polsce wydają się raczej mało prawdopodobne, ale kiedy będzie można was
zobaczyć gdziekolwiek w Europie? Może jakaś trasa?
Gramy na Roadburn 2012. Mam nadzieję, że zaliczymy
więcej europejskich koncertów w najbliższej przyszłości.
Czego wam życzyć na
przyszłość? Jakieś marzenia związane z Hammers of Misfortune?
Trasa poza U.S.A... Jedynym koncertem, który zagraliśmy
poza granicami Stanów, był gig w Kanadzie w 2009r. Naszym celem jest możliwość
grania koncertów w UE oraz w innych miejscach, jak np. Japonia, Australia,
chcielibyśmy przebić się dalej.
Więc tego wam życzę.
Dzięki wielkie za wywiad.
Dzięki! Dziękuję również czytelnikom!!!