Wznowień Cult Metal Classics ciąg
dalszy. Tym razem przyszła kolej na pochodzący z Chicago Ironhawk.
Nie będę ściemniał i przyznam się, że dopiero dzięki tej
płytce dowiedziałem się o tym zespole. Ironhawk wydał tylko jeden
materiał, epkę „To the Point” z 1983 roku i był to jak dotąd
jedyny ślad jaki po sobie zostawił. Wielka szkoda, że tak się
stało, gdyż płytka jest naprawdę zacna i bardzo chętnie usłyszał
bym więcej kawałków ich autorstwa. Muzyka, którą tworzą to
wypadkowa NWoBHM i amerykańskiego heavy metalu z naciskiem na ten
pierwszy. Szczególnie dwa pierwsze numery są w stanie poruszyć
każdego fana tradycyjnego metalu. Pierwszy z nich „More of the
Same” zagrany w klasycznym stylu NWoBHM ze świetnymi melodiami i
znakomitymi harmoniami gitarowymi jest idealnym numerem na początek
i doskonałym reprezentantem twórczości Ironhawk. Za to następujący
po nim „Locked Away” jest moim osobistym faworytem. Nieco
wolniejszy i cięższy, z rozrywającymi trzewia gitarami i gęstą
perkusją, jest zarazem chyba najbardziej epicką kompozycją na
krążku. No i przede wszystkim jak w każdym numerze tak i tu mamy
naprawdę zajebiste solówki. „Dreams of Fortune” też jest
całkiem udany, ale mi średnio podchodzi refren, więc stawiam ten
wałek trochę niżej od poprzedników. Epkę zamyka „Cry Out”
zaczynający się niemalże doomowo, by za moment kanonada perkusji
dała sygnał do rozpoczęcia natarcia. Świetny heavy metalowy
kawałek z refrenem stworzonym wręcz do skandowania przez publikę
na koncertach. Oprócz podstawowego programu „To the Point”
dostajemy cztery bonusy zgodnie z drugim członem tytułu tej reedki.
Są to numery znalezione na starych taśmach i nigdy wcześniej
niepublikowane. Pierwszy z nich to naprawdę znakomita ballada „Cry
Out in the Night”. Jest to pierwsza pościelówa od dawna, która
nie spowodowała u mnie reakcji wymiotnej. Po niej dostajemy potężny
cios w szczękę w postaci „Death Ride”, który pomimo totalnie
chujowej jakości nagrania rozpieprza dokumentnie. Moim zdaniem jest
to najlepszy numer Ironhawk i aż żal dupę ściska, że jest to
jedyna jego wersja. Dalej jest niezły, ale bez wodotrysków „Look
at Yourself” oraz wersja demo „More of the Same”. Reasumując
jest to wydawnictwo, które bardzo mnie zaskoczyło i zdecydowanie i
z czystym sumieniem mogę je polecić wszystkim fanatykom klasycznego
grania. Znakomity warsztat muzyków, masa ciekawych melodii i po
prostu bardzo udane heavy metalowe kompozycje to główne składowe
„To the Point... And Then Some”. Niestety Ironhawk podzielił los
wielu innych grup, które pomimo fantastycznej muzyki nie doczekały
się wydania pełnego albumu. Na szczęście dzięki Cult Metal
Classics możemy raczyć nasze metalowe uszy tym wydawnictwem.
5/6