Rok po debiucie holenderska załoga
powróciła z drugim krążkiem zatytułowanym „Warrior of the
World”. Muzyka, pomimo tego, że nadal była klasycznie heavy
metalowa to tymśrodek ciężkości został przesunięty bardziej w
stronę niemieckiego grania co da się usłyszeć choćby w
Acceptowskim „Leather and Lace”. Nie brakuje również
rozpędzonych, inspirowanych speed metalem kawałków w rodzaju
„Moving Fast”, „Money Satisfies” czy „Black Despair”, ale
z drugiej strony mamy też taką sobie balladkę „I'm a Fool with
Love”. Na mnie największe wrażenie zrobił ciężki i mroczny
„2086”, który zdecydowanie wyróżnia się z tłumu. Natomiast
niezbyt podchodzi mi „Freedom fighter” z dziwnym automatycznym i
nienaturalnie brzmiącym beatem perkusyjnym w refrenie. Brzmienie
jest bardziej wypolerowane niż na debiucie, a zmianę słychać
szczególnie jeśli chodzi o bębny. Przede wszystkim stopy są
wyraźniejsze i bardziej wysunięte do przodu. Zresztą można
powiedzieć to o całej sekcji, bo bas również daje się usłyszeć.
Muszę też wspomnieć, że Edgar Lois momentami brzmi podobnie do
Dio co chyba powinien uznać za komplement. Na reedycji Cult Metal
Classics do programowych 9 utworów zostało dodanych 5 bonusów. Są
to dwa numery pochodzące z kompilacji „Heavy Touch” wydanej w
1985 roku, dwie nigdy wcześniej niepublikowane kompozycje, z czego
jedna w fatalnej jakości wersji live oraz przeróbkę hitu Madonny
pod zmienionym tytułem „Papa don't Freak”. Podobnie jak w
przypadku „Track of Doom” te dodatkowe numery nie prezentują
zbyt wysokiego poziomu, ale na pewno kolekcjonerzy będą zadowoleni.
„Warrior of the World” według mnie jest trochę słabszym
materiałem niż debiut. Przede wszystkim nie posiada tej epickiej
atmosfery, barbarzyństwa i metalowego obłędu. Tutaj wszystko jest
bardziej wygładzone co mi akurat trochę nie pasuje do tego zespołu.
Ogólnie jest kilka bardzo dobrych kawałków, kilka przeciętnych,
ale płyta i tak jako całość się broni. Może nie ma jakichś
wybitnie porywających melodii, riffów czy fragmentów powodujących
opad szczeny, ale jest porządny klasyczny heavy metal co mi
całkowicie odpowiada. W końcu nie każdy krążek musi być
ponadczasowym klasykiem. Lekka zniżka formy, ale wciąż było
dobrze. Szkoda tylko, że był to niestety ostatni album kwartetu z
Amsterdamu.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz