czwartek, 14 maja 2015

Bio-Cancer - Tormenting the Innocent (2015)

Ateńscy thrashersi powrócili po 3 latach i dalej kopią dupy tak jak robili to wcześniej. Debiut Bio-Cancer, czyli wydany w 2012 roku „Ear Piercing Thrash” był kawałem naprawdę porządnego łomotu i pomimo upływu kilku lat styl grupy pozostał taki sam. Brutalny, niezwykle agresywny i momentami obłąkańczo szybki thrash w ich wykonaniu przywodzi na myśl takie nazwy jak Morbid Saint czy wczesny Kreator, natomiast chórki i niektóre bujające riffy to typowy Exodus. Bębniarz napierdala w sposób niemiłosierny, nie unikając nawet blastów. Basista dzielnie dotrzymuje mu tempa, a gitarzyści wymiatają z taką prędkością, że mam wrażenie, że w czasie gigów paluchy muszą im krwawić lub płonąć. Do tego radykalny wokal, którego jadowitego szczekania mógłby mu pozazdrościć niejeden blackowiec (Czasem brzmi nawet jak ten mały gej z Cradle of Filth). Płyta jest bardzo wyrównana stylistycznie, choć pojawiają się też małe urozmaicenia w postaci Melodyjnych riffów a'la wczesne In Flames we „F(r)iends or Fiends?” czy niemalże doomowy riff na początku „Think!”. Poza tymi fragmentami zostaje przypuszczony zmasowany atak na nasze narządy słuchu i wcale nie jest nam z tego powodu źle. Album trwa 38 minut co jest odpowiednią dawką dla takiego grania i dzięki temu bez chwili znużenia możemy wytrwać do ostatniego dźwięku po czym włączyć przycisk repeat. Tym bardziej, że w porównaniu z debiutem zespół trochę okrzepł i zaczął pisać jeszcze lepsze numery okraszone mocniejszym brzmieniem. „Tormenting the Innocent” to bardzo dobry album, który mogę szczerze polecić wszystkim thrasherom, a szczególnie tym gustującym w agresywniejszej odmianie gatunku. Krążek ten, podobnie jak reedycja debiutu, wyszedł nakładem Candlelight records, więc myślę, że nie powinno być problemów z ich nabyciem do czego szczerze Was namawiam.
4,8/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz