Już od jakiegoś czasu Mark zapowiadał
wydanie solowej płyty akustycznej i oto w końcu jest. „Obsidian
Dreams” wydane zostało przez Golden Core, która wypuściła
również ostatni album Manilla Road. Jak prezentuje się ten krążek
od strony muzycznej?
Zawsze lubiłem akustyczne utwory czy
motywy, które Shelton tworzył dla swojego zespołu, więc czekałem
na jego solowy krążek ze sporymi nadziejami i mogę z pełną
odpowiedzialnością napisać, że się nie zawiodłem. Co prawda
jest tu trochę inny klimat niż się spodziewałem. Nie ma mroku,
tajemnicy ani opowieści o dawnych i zapomnianych czasach. Jest
natomiast refleksja, nostalgia, ale też i spora doza optymizmu.
Słychać, że jest to bardzo osobista płyta dla Marka i jest
dokładnie taka jaka miała być. Momentami, gdy słucham tych
dźwięków i zamykam oczy to mam wrażenie jakbym znalazł się na
polu kukurydzy zdobiącym okładkę. Bardzo ciepła i głęboka
muzyka. Jak to często bywa w przypadku płyt akustycznych obawiałem
się braku głębi, czego tu na szczęście nie uświadczyłem. Ta
muzyka jest wypełniona wieloma dźwiękami dzięki czemu można jej
słuchać raz za razem. Oczywiście dominują tutaj gitara i głos
Marka jednak to co się dzieje w tle dodaje tym utworom smaczku i bez
tych dodatków te kompozycje byłyby niepełnowartościowe. Całość
ma delikatny folkowy posmak, co odzwierciedlone jest w niektórych
melodiach, czy nawet rytmach. Oprócz 8-iu nowych utworów jest tu
też nagrany na nowo numer „Tree of Life” znany z albumu Manilla
Road „Voyager”, który doskonale wpasował się w klimat całości.
Choć nie ma tu nawet skrawka metalu to
jednak myślę, że wielu metalowcom przypadnie do gustu ten album.
Warto czasem odciąć się od otaczającego nas ze wszystkich stron
gówna i zatracić się w obsydianowych snach.
5/6