wtorek, 19 kwietnia 2016

Lizzies - Good Luck (2016)

Pomimo niezliczonej ilości heavy metalowych kapel przewijających się przez scenę w dalszym ciągu niezbyt często spotyka się te składające się z samych lasek. Oczywiście nie brakuje takich z wokalistkami, a wręcz jest ich ostatnio co raz więcej, ale w 100% żeński skład to w dalszym ciągu jest rzadkość. Dlatego Lizzies już na samym starcie wzbudzają spore zainteresowanie. Cztery młode dziewczyny z Madrytu zadebiutowały właśnie krążkiem „Good Luck”, na który składa się 9 kawałków tradycyjnego heavy metalu ze sporym naciskiem na brytyjską nową falę i z wyraźnym hard rockowym sznytem. Skojarzenia z Girlschool czy z Rock Goddess są nieuniknione. Natomiast nazwa to zdecydowanie nawiązanie do Thin Lizzy i byłbym zdziwiony, gdyby jej geneza była inna. Krążek przesiąknięty jest klimatem przełomu lat 70/80 i brzmi bardzo autentycznie dzięki czemu nie czuć tu silenia się na bycie retro. Wszystkie numery charakteryzują się dobrymi melodiami, świetną grą gitarzystki Patricii i charakterystycznymi, momentami nawet trochę punkowymi wokalami Eleny. Ciężko wybrać spośród nich jakiegoś faworyta, gdyż wszystkich słucha się jednakowo dobrze. Jeśli ktoś chce Lizzies sprawdzić to może obejrzeć klip nagrany do utworu „Viper”, który jest znakomitym reprezentantem albumu. Krążek jest krótki, bo 9 kawałków trwa zaledwie niecałe 32 minuty, ale to właśnie dlatego słucha się go tak dobrze i ma się ochotę do niego wracać. Czuć tu tę młodzieńczą werwę i pasję grania, której brakuje dzisiaj wielu większym nazwom. Można się przyczepić do brzmienia i trochę zbyt cichych gitar, ale jak dla mnie to właśnie dzięki temu jest tak oldschoolowo. Dziewczyny wysmażyły bardzo udany debiut, na który warto zwrócić uwagę nie tylko jak na ciekawostkę, ale po prostu kawał porządnego staroszkolnego heavy metalu.

4,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz