czwartek, 12 maja 2016

Lost Society - Braindead (2016)

No nieźle, to już trzeci krążek tych młodych finów, a pamiętam jak co pamiętam jak wydawali debiut. Czas zapieprza zdecydowanie zbyt szybko to raz, a dwa Lost Society też nie każą zbyt długo czekać na kolejne swoje wydawnictwa. Po dwóch niezłych, ale nie zajebistych thrashowych albumach, tym razem postanowili urozmaicić nieco swoją muzykę. Słychać to już w pierwszym singlowym „I am the Antidote”, który jest ciężkim i jak na ich standardy wolnym walcem i według mnie jednym z jaśniejszych punktów programu. Natomiast drugi wałek strasznie mnie irytuje. Chłopaki grają jakby nagle stwierdzili, że zostaną chujowszą wersją Pantery. Rozwrzeszczany wokal, szarpane riffy, niestety nie tego od nich oczekiwałem. Kolejne cztery numery to już szybkie strzały, z tym że „Hollow Eyes” jest z nich zdecydowanie najlepszy. Znakomity jest z kolei „Only (my) Death is Certain”. Długi, ośmiominutowy, utrzymany w większości w średnich tempach kawałek jest jednym z lepszych napisanych przez tę ekipę. Dzieje się w nim naprawdę sporo, szczególnie jeśli chodzi o gitary, a melodyjny refren udał im się wybornie. Na koniec otrzymujemy cover wspomnianej wyżej Pantery, ale o dziwo z okresu sprzed „Cowboys...” czyli „P.S.T.88” z krążka „Power Metal”. Trzeba przyznać, że Finom udała się ich wersja. Ogólnie rzecz biorąc „Braindead” ma zarówno sporo fajnych, kopiących w dupę momentów, ale też i tych nużących czy wkurwiających nie brakuje. Brzmienie jest konkretne, dopieszczone i ostre. Słychać, że Lost Society mają dryg do pisania dobrych numerów, ale też jest w nich coś co sprawia, że nie mogę się do nich do końca przekonać. Na pewno nie będzie to najlepsze thrashowe wydawnictwo 2016, ale z pewnością udane na tyle, że bez bólu możecie dać mu szansę. Fani nowej fali thrashu z pewnością będą zadowoleni.

4,2/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz