Cromlech jest
największym objawieniem na scenie epickiego metalu od dłuższego czasu. Ich
debiut „Ave Mortis” wywołał nieliche spustoszenie w mojej głowie swoim surowym
i bezkompromisowym podejściem do tematu. Do tego nie skalana tak obecnie modną
polityczną poprawnością warstwa tekstowa idealnie dopełnia obrazu całości.
Jeśli zamiast słodkich melodyjek będących podkładem pod jęczenie osobnika
niepewnej orientacji o braku akceptacji w społeczeństwie wolicie metal, krew i
wojnę, to Cromlech jest zdecydowanie dla was. Zapraszam do przeczytania, mam
nadzieję ciekawej rozmowy z gitarzystą Romanem Lechamanem i wspomagającym go
czasem drugim wiosłowym Davidem Baronem.
HMP: Witam.
Większość waszego składu gra również w Into Oblivion reprezentującym bardziej
ekstremalną stronę metalu. Skąd pomysł na powołanie do życia epic metalowej
hordy?
Roman Lechman: Słuchałem Black Sabbath, Judas
Priest, Iron Maiden i duże ilości greckiego black metalu. Po jednym z koncertów
Into Oblivion, Baron zapytał mnie, czy nie chciałbym dołączyć do niego i
stworzyć kapelę grającą epicki doom metal. W tamtym czasie, Baron miał kilka
pomysłów, prawie w całości kawałek „For a Red
Dawn” był już napisany. Ja też miałem wtedy pomysł, by zrobić jakiś
black/heavy/progowy projekt z dużymi wpływami greckiego black metalu. Zanim
jeszcze Loghnane został w zespole, rozważałem jak przekształcić zespół Barona w
coś black metalowego. Jak widzisz, wyszło nieźle. Mogę powiedzieć, patrząc w
przeszłość, kiedy Baron poprosił mnie żebym dołączył, nie brałem tego serio, a
nawet myślałem jak wyplątać się z Cromlecha, ale kiedy zagrałem pierwsze riffy
do „For a Red Dawn” wszelkie wątpliwości uciekły z mojej głowy.
Czy David Baron
i Kevin Loghnane grali wcześniej w jakichś zespołach? Ciekawi mnie zwłaszcza to
czy dla Kevina Cromlech to debiut. Jego wokale są znakomite.
Roman Lechman: David nigdy wcześniej nie grał w
zespole, jak również Kevin. "Ave Mortis" to tak naprawdę debiut
Kevina. Kevin odpowiedzialny jest za wszystkie wokale na żywo, za to na „Ave
Mortis” jest odpowiedzialny jedynie za połowę wokali, bowiem dzieli ten
przywilej ze mną wykonującym partie harshowane i czyste w „For A Red Dawn”, „To
See The Driven Before You” i „The Eagle And The Trident” jak również za
większość chórków.
Wcześniej
nagraliście dwuutworowe demo „Ancestral Doom”. Czy ten materiał był dopuszczony
do normalnej dystrybucji czy też pełnił rolę prezentacji dla wytwórni?
Roman Lechman: Demo “The Ancestral Doom” zostało
nagrane tylko dla wytwórni do celów promocyjnych. Wymienialiśmy też to demo
przy różnych okazjach, nawet wciskaliśmy je niesławnym członkom sceny
metalowej, włączając w to kolesi z Manilla Road czy Varga Vickernesa,
aczkolwiek nie jestem pewien czy to demo do Varga w ogóle dotarło.
Na wspomnianym
demie rolę wokalisty pełnili jeszcze na zmianę gitarzyści David i ty Roman. Jak
dzieliliście się obowiązkami, który odpowiadał za jakie partie?
Roman Lechman: David i ja napisaliśmy całość
materiału na “Ave Mortis”. David napisał “For a Red Dawn” zanim Cromlech
oficjalnie powstał i kontynuował pisanie “Lend Me Your Steel” i “Shadow And
Flame”. Tymczasem ja napisałem „Ave Mortis”, „Honor”, „To See
Them Driven Before You” i „Eagle And The Trident”. Instrumentalny
“Amongst the Tombs” był drugim napisanym wspólnie, w ramach naszej współpracy,
Davida i mnie.
David Baron: Słowa były
pisane osobno do muzyki, na przykład “Honor” jest Romana, ale liryki do niego
napisałem ja. Natomiast mój „Lend Me Your Steel” ma słowa Romana. Solówki były
dzielone, większość z nich to oczywiście robota moja i Romana, wyjątkiem są
“Honor” i “Ave Mortis” gdzie za partie solowe odpowiada Roman zaś w „Lend Me
Your Steel”, „Amongst the Tombs” i „For A Red Dawn” solówki należą do mnie.
W 2013 roku
ukazał się wasz pełnowymiarowy debiut „Ave Mortis”. Jak długo powstawał ten
materiał? Pozostały wam jakieś numery, które nie zmieściły się na płytę?
Jak
wspomniałem “For A Red Dawn” było napisane przed powstaniem Cromlecha. Pamiętam
pisanie niektórych riffów gdzieś w 2010 roku. Reszta materiału została
stworzona po powstaniu już wiosną 2011 roku. Jednym z najwcześniejszych numerów
jaki napisałem był „Lair Of Doom”, który nie znalazł się na „Ave Mortis” jako,
że nie odpowiadał standardom jakie chcieliśmy utrzymać. Poprawiliśmy w nim
kilka aspektów, dodaliśmy nowe riffy i elementy i znajdzie się na naszym drugim
albumie, roboczo zatytułowanym „Ascent of Kings”. Pozostały materiał, który
wtedy powstał trafił na „Ave Mortis”.
”Ave Mortis”
wydaliście nakładem włoskiej wytwórni My Graveyard, która wydaje się dla was
jak najbardziej odpowiednia. Jesteście zadowoleni ze współpracy? Jak wyglądała
promocja tego materiału?
David Baron: Promocja
ruszyła dopiero niedawno, ostatnio zostaliśmy zaproszeni do zagrania na bardzo
znanym undergroundowym true metalowym feście w Europie. Negocjowaliśmy podróż i
w tym momencie próbujemy też zorganizować kilka innych występów w tym samy
czasie. Jeśli chodzi o My Graveyard Productions; Guiliano, jeśli to czytasz to
chcemy ci powiedzieć, że cię kochamy, rozumiemy i chcemy byś wrócił do domu! A
tak poważnie, nie słyszeliśmy o nim od wielu lat. Mamy nadzieję, że sprzedaje
wiele płyt, że nie bierze żadnych urlopów. Może do momentu, gdy trafimy w końcu
do Włoch zostaniemy ogłoszeni Imperatorami Rzymu…
Bardzo podoba mi
się brzmienie „Ave Mortis”, które jest surowe, barbarzyńskie i bardzo
organiczne. Zdecydowanie odróżnia się z tłumu wypolerowanych, komputerowych
gniotów. Czy dokładnie taki efekt chcieliście osiągnąć?
David Baron: “Ave Mortis”
jest bliskie ideałowi, który sobie wymarzyliśmy. Chcieliśmy brzmienia
organicznego, brudnego i potężnego, trzymaliśmy się z daleka od cyfryzacji czy
jakkolwiek produkowanych dźwięków. Jednakże z perspektywy czasu spędziliśmy
trochę czasu nad poprawianiem brzmień gitar – były trochę za niskie niż
chcieliśmy.
Porozmawiajmy
chwilę o tekstach. Poruszacie zarówno tematy historyczne jak i fantasy (Conan,
Tolkien). Kto jest ich autorem?
Roman Lechman: Jak wspomniałem wcześniej, teksty
były pisane osobno do każdego numeru, a do „Ave Mortis” były pisane przeze mnie
i Davida. Obaj siedzimy w fantasy i historii. Nie planujemy żadnych konceptów w
naszej muzyce w najbliższej przyszłości. Czujemy się dobrze, triumfująco i
potężnie z epickimi i heroicznymi motywami, tak zostały opowiedziane i
zapamiętane w historii.
W tekstach do
takich utworów jak choćby „Honor” czy „Of The Eagle And The Trident”
pokazujecie dość stanowczą postawę wobec islamu co mi osobiście się niezmiernie
podoba. Niestety żyjemy w świecie opętanym przez źle rozumianą polityczną
poprawność. Nie mieliście wobec tego jakichś problemów w związku z tym?
David Baron: Nikt nie
poruszył tego tematu. Jeśli nawet, nie mamy żadnych obaw, by nie mówić o
wydarzeniach historycznych. Cenzura tej natury nie ma miejsca w muzyce
metalowej, gdziekolwiek byśmy nie byli.
Roman Lechman: Mam większy szacunek do dobrego
muzułmańskiego wojownika niż do tych, którzy twierdzą, że wojują dla społecznej
„sprawiedliwości”.
Pozostając
jeszcze w temacie utworu „Of the Eagle...”. Traktuje on o wspólnej walce
Polaków i Ukraińców przeciwko azjatycki najeźdźcom. Niestety lata historii
mocno popsuły stosunki między oboma narodami. Jak myślicie co by musiało się
stać, żeby ta sytuacja uległa zmianie? Wspólne zagrożenie?
Roman Lechman: Słowiańskie języki w
osiemdziesięciu procentach są ze sobą wymieszane i powiązane, czy mówimy o
południu, czy zachodzie i wschodzie, niż jakiekolwiek inne. Jest w nich
oczywiście korzeń tej samej rodziny, ale zwłaszcza tu w Ameryce Północnej gdzie
nasze korzenie leżą w Europie, więcej znajduje wspólnego w Polakach, Rosjanach,
Serbach, Chorwatach i innych. Dodam też, że wychowałem się na „Ogniem i
mieczem”
David Baron: Również
słyszałem o „Ogneim i mieczem”!
A co to za
ludowy utwór wpletliście w ten numer? Skąd taki pomysł?
Roman Lechman: Dorastając
uczyłem się wielu ukraińskich folkowych piosenek, podobnie jak kilku rosyjskich
i polskich. Jedna z nich nosiła tytuł „Zasvystaly Kozachenky” i abstrahując od
tego, że lubiłem melodię, oparta była na kozackim motywie, który łączył się
bezpośrednio z tekstem. Znacznie bardziej starałem się w nich dojrzeć koncept
sakralnej natury wojny i nieodkrytej otchłani wiary i przeznaczenia, jaka czeka
na prawdziwego wojownika.
Skąd u was to
zainteresowanie słowiańszczyzną? Czyżby korzenie któregoś z was były we
wschodniej Europie?
Roman Lechman: Ja jestem Ukraińcem i mocno
angażuję się w wydarzenia społeczeństwa ukraińskiego. David ma polskie
korzenie. Moi przodkowie wyprowadzili się do Zachodniej Ukrainy z Austrii po
Trzecim Rozbiorze Polski w 1795 roku i nauczyli się języka, tradycji i wiary
tego kraju. Podczas II Wojny Światowej obie strony mojej rodziny zostały
zmuszone do ucieczki do Kanady i Stanów wypędzeni przez Sowietów. Dorastałem
jako Ukrainiec, mówiłem po ukraińsku, uczyłem się o ukraińskiej historii,
kulturze, muzyce, jak również nie miałem wielu przyjaciół, którzy nie byliby
Ukraińcami, aż do liceum. Miałem możliwość odwiedzenia mojej ojczyzny kilka lat
temu i nie jestem w stanie opisać uczuć i nostalgii jaka mnie tam ogarnęła, gdy
myślałem o moich przodkach (nie mówię o tych z Austrii), którzy żyli na tych
samych stepach i górach przez tysiące lat.
Wiele osób
nazywa waszą muzykę epic doom metalem. Jednak słuchając takich killerów jak
„Honor” czy „Lend Me Your Steel” mam wrażenie, że chyba lepiej nazwać was
bardziej ogólnie epic metalem. Przywiązujecie w ogóle wagę do szufladek?
David Baron: Zakładając
Cromlech największą inspiracją był Solstice, stricte doom metalowy project, co
może być słyszalne w najmocniejszych z wczesnych naszych numerów, takich jak
„For A Red Dawn” czy „Amongst The Tombs”. Jednakże, jak Roman bierze się za
pisanie i coraz więcej idei i pomysłów zostaje odkryte, zaczynamy czerpać
inspirację z miejsc, o które byśmy się nawet nie postrzegali. Wszystko z Blind
Guardian, Helstar poprzez Skepticism, Ras Algethi, aż po Rotting Christ czy
Varathron.
Roman Lechman: Heavy metal jest na pewno bazą
naszych inspiracji, ale różnice jakie istnieją między Into Oblivion a Cromlech
jest bardziej estetyczna i istnieje na innych kompozycyjnych aspektach, jeśli
rozumiesz o czym mówię. Naturalnie, pisanie razem z Baronem daje mi do myślenia
w zupełnie inny sposób niż ma to miejsce i niż bym się posądzał w Into
Oblivion.
Moim zdaniem
najlepszym towarzystwem dla was byłyby takie grupy jak Solstice, Scald,
Doomsword z jednej strony, Manilla Road, Omen, Cirith Ungol z drugiej oraz
epicki Bathory. Wasza muzyka brzmi jak wypadkowa tych gigantów.
David Baron: Tak, to
zdecydowanie największe i najmocniejsze koncerty jakie przychodzą na myśl i
doskonale opisują sedno naszej twórczości.
Momentami
słychać, że słuchacie (i gracie) też death czy black metalu. Nie wiem czy się
zgodzicie, ale były takie krótkie momenty w „To See Them...” kojarzące mi się
nawet z Bolt Thrower czy najstarszym Paradise Lost.
David Baron: Absolutnie. Nie
mamy żadnych ograniczeń, by nie pokazywać naszej pasji do ekstremalnych
gatunków. Heavy, tradycyjny metal istnieje już… czterdzieści lat z hakiem? To
idealny moment żeby przekopać się przez te wszystkie pomysły, które były już
przez te wszystkie dekady.
Zarówno w
Cromlech jak i Into Oblivion tworzycie bardzo długie kompozycje. Macie z góry
takie założenie czy też jest to jak najbardziej naturalna sprawa?
David Baron: Nie, nie mamy
żadnych skonkretyzowanych czasów trwania. Utwór trwa tyle ile ma trwać. Nie
chcemy ciąć żadnego dobrego materiału z numeru, żeby przypasować się komuś kto
twierdzi, ze coś jest za długie, tak samo nie należy przeciągać kawałka
bardziej niż jest to konieczne, tylko dlatego by brzmiał bardziej epicko.
Muzykę komponują
obaj gitarzyści. Pracujecie nad nimi razem czy każdy pisze osobno?
David Baron: Generalnie
przychodzimy z zestawem riffów i naszymi własnymi pomysłami, wtedy pracujemy
nad strukturą i założeniach, kiedy spotykamy się już razem i ćwiczymy. To
najlepszy sposób na robienie długich numerów, bo przychodzimy i wykładamy
wszystkie riffy jak karty na stół i kombinujemy z nimi tak długo, aby zrobić z
nich prawdziwe, monstrualne kompozycje.
Bardzo podoba mi
się melodyka waszych utworów. Nie ma tu miejsca na tandetne radiowe melodyjki.
Jest surowa, przepełniona wojną i na wskroś metalowa.
David Baron: Dziękuję. Tak, staramy sie żeby wszystko
było kompletne, wypływało z czystej pasji z odwiecznych korzeni. Nie ma tu
miejsca na radiowe rockowe pioseneczki, o imprezkach i innych gównach.
Roman Lechman: Dobra melodia uderza duszę i ją
inspiruje!
Okładka płyty w
pewien sposób przypomina mi opowiadanie o Conanie „The Thing in the Crypt”.
Trzeba przyznać, że znakomicie oddaje klimat płyty. Kto jest jej autorem?
David Baron: Grafikę wykonał Kris Verwimp, który
robił też grafiki do Absu „Tara” i „Old Morning’s Dawn” Summoning i wiele
innych świetnych prac. Rzeczywiście została oparta na odkryciu przez Conana
krypty Atlantyckich Królów z oryginalnego filmu o Conanie. Początkowy pasaż z
„To See Them Driven Before You” to z kolei muzyczna interpretacja przekuwania
miecza przez ojca Conana.
Jak wyglądają
koncerty Cromlech? Wasza muzyka na żywca musi zabijać!
David Baron: Nie mamy żadnych koncertowych założeń.
Gramy tak ciężko i mocno jak potrafimy i wkładamy w to tyle pasji i energii jak
tylko możemy. Na pewno są jakieś teatralne elementy w metalu, ale my nie bawimy
się w symbole, flagi czy broń. Na razie jesteśmy tylko my i nasza muzyka.
Metal w dzisiejszych
czasach staje się co raz bardziej pacyfistyczny i traci swoją pierwotną
agresję. Czy nie wydaje wam się dziwne, że ludzie grający lub słuchający ostrej
i niekiedy brutalnej muzyki w życiu codziennym są takimi konformistami? Czy wy
na co dzień preferujecie bardziej wojownicze podejście?
David Baron: Tak, definitywnie jest coś w tym. Metal
może przybierać formy katharsis, które powstrzymują od uderzenia kogoś w twarz
mimo, że na to zasługuje; ludzie słuchają naturalnie agresywnej, zawierającej
nieraz tyle nienawiści muzyki pozostając pacyfistami i jednostkami politycznie
poprawnymi. Zgadza sie to z ogólnie przyjętymi tendencjami rozwoju
społeczności, gdzie każdy czuje się zaakceptowany i bezpieczny. Jednak drugą
stroną tego medalu jest pozbawienie człowieka prawdziwych bodźców, które
kształtują jego charakter. Metal jest od tego ucieczką. Metal nigdy nie
powinien być przyjemny i bezpieczny!
Jakie jest wasze
zdanie na temat dzisiejszej sceny metalowej? Z jakimi zespołami utrzymujecie
przyjacielskie kontakty?
David Baron: Cóż, metalowa scena jest różna na całym
świecie. Jestem pewien, że łakocie można znaleźć za każdym rogiem. Jesteśmy
blisko z zespołami z Toronto takimi jak Demontage, Valkyrie’s Cry, Possesed
Steel, Nuclearhammer, Malaria, Necrodios czy Adversarial i długo jeszcze
mógłbym wymieniać.
Wielu metalowców
za bardzo przywiązuje się do jednego gatunku ignorując inne. I tak często np.
heavy metalowiec nie toleruje death i black metalu oraz odwrotnie. Czy nie
uważacie, że takie podziały są trochę bezsensu? Metal powinien być przede
wszystkim szczery.
David Baron: Kompletna bzdura. Mocna muzyka jest
godna słuchania nie zależnie od tego czy jest grana na blastach i growlach, w
tempie 4/4, z falsetowymi wrzaskami czy rozpisana na pełną orkiestrę.
Tworzycie już
może materiał na drugi album? Będzie utrzymany w tym samym stylu czy może
planujecie jakieś zmiany?
David Baron: Mamy tony
materiału napisanego na drugi album. Riffy i struktury są już prawie gotowe,
pracujemy nad tekstami, wokalami, solówkami i całą resztą. Jak wspominaliśmy
pracujemy też nad przerobionym „Lair of Doom”. Pozostałe to nowy materiał, jest
on znacznie bardziej zróżnicowany i intensywniejszy od tego co znalazło się na
„Ave Mortis”. Mamy numery ekstremalnie wolne i miażdżąco doomowe, power i
thrashowe, nasączone greckim black metalowym riffowaniem i oczywiście pełno w
nich monumentalnych epickich pasaży wyjętych prosto z Bathory. Tak jak na „Ave
Mortis” Kevin i Roman będą śpiewać, ale nie będą dominować, użyjemy ich dla
lepszego efektu, by pociągnąć we właściwych fragmentach to, co najważniejsze.
A co słychać w
Into Oblivion? Będziecie coś nagrywać pod tym szyldem czy obecnie Cromlech to
priorytet?
David Baron: Into Oblivion
ciężko pracuje nad swoim trzecim albumem. Cromlech nie jest w to zamieszany,
ani jakkolwiek naruszony przez ich pracę, w żaden sposób.
Roman Lechman: Mamy do ukończenia na “Paragon”
jakieś dwa numery. Wszyscy będą wiedzieli, czemu zajęło nam to tyle czasu, gdy
album już się pojawi.
To już wszystkie
pytania. Czego mogę wam życzyć na przyszłość?
David Baron: Triumf, chwała
i zawsze w boju! Nawet jeśli bitwom nie będzie końca! Slawa!
Sława! Wielkie
dzięki za wywiad.
David Baron
& Roman Lechman: Również
dziękujemy, także za tak szczegółowe i osobiste pytania! Było widać, że
odrobiliście pracę domową!