Däng
– podejrzewam, że ta nazwa niewiele mówi większości z Was.
Jednak najwyższy czas to zmienić, gdyż ich debiutancka płyta
„Tartarus:The Darkest Realm” wydana przez grecką No Remorsae
rec. to bardzo udane dzieło. Nietuzinkowa muzyka będąca wypadkową
hard rocka, doom metalu i progresji wspólnie z tekstami opartymi na
greckiej mitologii i motywie cierpienia, tworzą razem bardzo
smakowitą całość. Mam nadzieję, że przynajmniej część z was
zainteresuje się tym projektem. Na moje pytania odpowiadał lider
zespołu, śpiewający gitarzysta Chris Church.
HMP:
Witam. Jako pierwsze muszę zadać pytania o Wasze początki. Jak
doszło do powstania Däng?
Chris
Church: Gitarzysta
Scott Cornette i ja graliśmy techniczny hard rock w zespole Flat
Earth. Byliśmy kumplami od lat, wielokrotnie pracowaliśmy ze sobą
w licznych projektach. Zaprzyjaźniliśmy się z perkusistą Brianem
Beaverem i basistą Mattem Luttonem, którzy grali w zespole Leonoir
Swingers Club i odkryliśmy, że wszyscy kochamy ciężką
progresywną muzykę. Zapytałem ich czy nie chcieliby pograć kilku
numerów nad którymi pracowałem, a oni się zgodzili. Pracowało
nam się razem tak dobrze, że zabawa nie przysłoniła koncentracji
nad czymś wyższym co powoli się rodziło, a to co powstało stało
się naszym pierwszym albumem, zatytułowanym „Tartarus: The
Darkest Realm”.
Graliście
wcześniej w jakichś innych zespołach? Jeśli tak to w jakich?
Scott
i ja graliśmy w zespole Flat Earth, który odniósł umiarkowany
regionalny sukces. Każdy z nas był zaangażowany i grał w wielu
innych zespołach i projektach, tak wielu, że wspomnienie wszystkich
jest niewykonalne. Jeden z tych zespołów nazywał się Jack Sabbath
i miał całkiem niezły odbiór, pomijając fakt, że to był bardzo
dziwny zespół. Grał w nim także koleś, który znał zespół
Briana i Matta. Wszyscy kochamy muzykę i postanowiliśmy ją grać
aż do samego końca.
Co
w ogóle oznacza nazwa waszego zespołu?
Däng
oznacza wszystko to, co chciałbyś żeby znaczyło. Tak naprawdę to
slangowe słowo w Stanach Zjednoczonych, raczej o głupiutkim
znaczeniu. „A umlaut” dodaliśmy żeby wyglądało fajniej. Nie
ma żadnego konkretnego znaczenia. Nie ma tu żadnego sekretu do
ujawnienia.
Ile
czasu powstawał materiał na „Tartarus”?
Napisałem
album w kilka miesięcy, ale pracowaliśmy nad nim jako zespół
jakiś czas przed nagrywaniem. Całkowity czas jaki poświęciliśmy
procesowi twórczemu to najprawdopodobniej okres pełnego roku.
Wiem,
że głównym kompozytorem jesteś Ty, Chris. Jednak ciekawi mnie czy
jesteś typem dyktatora czy też dopuszczasz pomysły pozostałych
muzyków?
Bardzo
bym chciał mieć takie jaja żeby dyktatorem się stać, ale nie
jestem naznaczony czy też raczej błogosławiony aż takim
podejściem. Ponadto, znam trzech pozostałych dżentelmenów
pracujących ze mną, którzy są indywidualnościami i podążają
swoimi własnymi ścieżkami, więc w najprostszy sposób, byłoby to
wręcz niemożliwe w tym zespole. Pytam ich czy chcą grać to, co
siedzi w mojej głowie, a oni się zgadzają. Podoba nam się to, a
utwory które już piszemy na drugi album będą zawierały udział
każdego z nas. Każdy angażuje się bowiem w to, co przygotowujemy
i będzie to naprawdę interesujące. Robimy wiele innych rzeczy
związanych z muzyką, więc wiemy jakie są nasze priorytety. Mogę
powiedzieć, że jestem szczęściarzem, że znajdują czas i pasję,
by mimo to, robić coś razem.
Płyta
jest konceptem opartym na mitologii greckiej, a wspólnym
mianownikiem wszystkich utworów jest motyw cierpienia. Skąd
taki pomysł?
Zawsze
interesowałem się mitologią i postrzegałem ją jako idealny
pomysł na ciężką rockową podróż ukazującą horror Hadesu, a
zwłaszcza Tartaru. To przerażające, bardzo epickie opowieści. Nie
byłem nawet pewien czy znajdę dość czasu i właściwych ludzi, by
ten pomysł zrealizować. To wręcz zaskakujące, że ten temat nie
jest za często podejmowany i używany jako koncept, zwłaszcza w
hard rocku czy metalu. Nie jestem pewien czy ja podszedłem do niego
właściwie. Po prostu zawsze miałem przekonanie, że te historie są
fascynujące i świetnie pasują do ciężkiej doomowej muzyki.
Który
z tych bohaterów jest waszym ulubionym i najbardziej tragiczną
postacią? Czyje
motywy działania byłoby Wam najłatwiej usprawiedliwić?
Wszystkie
te historie są jak koszmary. Sądzę, że ta która zyskała
największe zainteresowanie to ta o Syzyfie, z kolei ta, która
zwróciła moją szczególną uwagę to ta o Tantalu. Słowo
„tantalize” [ang. mamić, łudzić – przyp.red] jest często
używane w wyjątkowo dziwny pozytywny sposób, zupełnie jakby
określało tylko stratę jednej osoby lub określało tymczasową
bezużyteczność w momencie największego zainteresowania i
zachwytu. Ja jednak nie potrafię o nim myśleć, bez zwrócenia
uwagę na jej źródło. Myślę o Tantalusie, który próbuje
osiągnąć coś czego nigdy nie będzie miał, i tak przez całą
wieczność, to wręcz przerażające, ale także bardzo wymowne.
Wszyscy możemy odnieść się do jego historii. Najbardziej
makabryczną opowieścią jest jednak dla mnie ta o Tytiosie, który
każdego dnia jest pożerany żywcem od nowa. To jest dopiero
prawdziwy horror.
Podoba
mi się sposób pisania tekstów. Prosty, nie wydumany i mam
wrażenie, że z lekkim przymrużeniem oka. Zgadzasz się z taką
opinią czy to tylko moje subiektywne zdanie?
Tak,
zgodzę się, ale raczej wolę o sobie myśleć jako o głównym
edytującym, aniżeli kompozytorze. Wykonywanie szczegółów to
przykuwanie uwagi na wszelkie parafrazy i melodie. Próba dodania
szczypty humoru tu czy w innym miejscu było świadomą decyzją, ale
w żadnym razie nie miała przekroczyć linii, w której stałoby się
to głupie lub wręcz obraźliwe. Nie mogę też powiedzieć, że
napisałem te teksty. Opowieści w nich zawarte już zostały
napisane. Ja je tylko opowiadam na nowo i dodałem do nich kilka
rymów.
Jak
w ogóle tworzysz muzykę? Co powstaje najpierw? Pierwszy pojawia się
riff, refren, może jakaś melodia, które później rozwijasz?
Jak
powiedziałem zajmuję się także innymi gatunkami, podobnie tez jak
pozostali. Każdy fragment przeszedł oddzielną drogę do pełnego
kształtu, ale riffy w Dang zazwyczaj pojawiają się jako pierwsze.
Kiedy chcę usłyszeć hard rocka czy metal, czy jakąkolwiek inną
ciężką muzykę, uważam, że właściwe riffy to podstawa. Zawsze
staram się budować utwory wokół riffów, dbam oto by refren czy
przejście było w tym miejscu w którym ma być, tak samo dbam oto
by linie melodyczne pasowały do tego co będzie śpiewane do tych
riffów. Tworzę dema, by poznać podstawy, ale kiedy zaczynamy je
grać na próbach razem, zmieniamy to i owo, by kawałek stał się
mocniejszy i brzmiał właściwie.
To
co gracie to według mnie epicki doom metal z elementami hard rocka.
Jak wy nazywacie to co gracie? Bawicie się w ogóle w jakieś
szufladkowanie?
Cieszę
się, że zadałeś to pytanie. Zauważyłem, że jest sporo fanów
metalu, którzy potrafią się wkurzyć jeśli coś nie jest
wystarczająco „metalowe”. Pozwól, że zaznaczę pewną kwestię:
nigdy nie twierdziliśmy, że jesteśmy heavy metalowi. Robimy to, co
chcemy robić, cokolwiek do licha nam wychodzi, zrobiliśmy to
przedziwne wydawnictwo. Jeśli ludziom się podoba, to świetnie.
Jeśli nie, naprawdę nie dbamy oto. Sądzę, że gdybym musiał
określić co gramy, to co znajduje się na albumie, to określiłbym
to jako ciężki hard rock z dużą rolą riffów, z elementami
klasycznego i progresywnego rocka i szczyptą doomu. Większość
naszych inspiracji jest oczywiste, ale wszyscy zajmujemy się różnymi
gatunkami poza tym zespołem i wydaje mi się, że tę eklektyczność
należy obrócić tylko na naszą korzyść. Możliwe, że jesteśmy
trochę zbyt zróżnicowani. Chcemy tylko robić to, co chcemy robić.
Jeśli odkryjemy, że nie bawi nas to, przestaniemy to robić.
Jak
doszło do podpisania papierów z No Remorse? Jak wam się układa
współpraca z tą wytwórnią?
Kilka
kopii naszego gotowego już krążka, z pełną grafiką została
posłana w kilka miejsc mailowo. Dodaliśmy tam nasze utwory. No
Remorse było jedna z pierwszych wytwórni do której posłaliśmy
ten materiał i jedną z pierwszych, która się do nas odezwała. W
każdej rozmowie zawsze byli dla nas mili, pozytywni i podchodzili z
dużym respektem. Przez przypadek złożyło się, że to grecka
wytwórnia wydała album oparty o grecką mitologię. Było łatwo z
nimi zawrzeć kontrakt i jestem dumny, że jestem reprezentowany
przez tak wspaniałych ludzi. Jesteśmy pełni podziwu dla Andreasa i
Chrisa, kochamy ich za to, co robią, jak prowadzą tę wytwórnię.
Naprawdę kochają muzykę, nigdy też nie będziemy w stanie
odpowiednio im podziękować za to, że w nas uwierzyli. Polecam by
każdy fan hard rocka i metalu odwiedził ich stronę. Znajdziecie
tam wiele rzeczy, których nawet byście nie posądzali o istnienie,
coś co pokochacie… ba! jedno i drugie jednocześnie!
„Tartarus”
ma znakomitą szatę graficzną. Główną okładkę namalował Scott
Woodard i wykonał naprawdę znakomitą robotę. Jak trafiliście na
tego człowieka? Daliście mu wolną rękę czy też dokładnie
wykonał wasz projekt?
Scott
jest moim przyjacielem, którego znam jako utalentowanego artystę I
podczas jednej z naszych rozmów wspomniałem mu o moim pomyśle na
album. Powiedział, że zawsze chciał wykonać okładkę do jakiejś
płyty oraz, że chce spróbować. Nie wiedziałem czy cokolwiek z
tego wyjdzie, ale powiedziałem mu żeby się tym zajął. Kilka
miesięcy później, kiedy skończył ten niesamowity obraz, przerósł
nasze najśmielsze oczekiwania. Zrobiliśmy imprezę i odsłoniliśmy
ją publicznie dla około czterdziestu osób, które również były
zachwycone. Idealnie pasuje do muzyki, a oryginalny obraz wisi teraz
na ścianie w moim domu.
Natomiast
rysunki wewnątrz wkładki ilustrujące każdy utwór wykonał wasz
perkusista Brian Beaver i są one zdecydowanie prostsze, bardziej
ascetyczne, ale doskonale się komponują z resztą. A
skąd akurat taki, skądinąd również udany pomysł?
Brian
powiedział, że wydusi z siebie wszystko co najlepsze, kiedy
poprosiłem go narysował indywidualnych bohaterów do każdego z
utworów. Wiedziałem że jest ekstremalnie utalentowany i że wykona
niesamowitą robotę. Zdradził, że naciskał siebie bardziej niż
zwykle, ponieważ zwykle sztukę uprawia tylko dla siebie, dla
zabawy. Maluje w różnych stylach, ale tylko wtedy kiedy poczuje, że
naprawdę tego potrzebuje. W tym projekcie użył tuszu india i
kolorowych kredek. Niebieski gwasz został dołożony nieco później
i uznaliśmy, że będzie on pokrywał cały album i idealnie
komponował się z okładką Scotta Woodarda. Brian miał rację
mówiąc, że za każdym razem tworzy coś co wygląda jakby zrobił
to inny artysta, kilka jego obrazów także wisi w moim domu. Ten
koleś jest niesamowicie utalentowany, dla mnie samą radością jest
o tym wiedzieć.
Jak
wygląda promocja „Tartarus”?
Mamy
pełne zaufanie do No Remorse. Wykonują kawał znakomitej roboty.
Jesteśmy szczęściarzami i bardzo zadowoleni, że to właśnie oni
nas reprezentują. Odpowiedziałem na wiele wywiadów, znajdowaliśmy
się i byliśmy recenzowani przez kilka znakomitych magazynów i w
internecie w wielu cudownych miejscach. Odebraliśmy w większości
pozytywne recenzje, co dla nas wiele znaczy. Jestem dumny z tego co
zrobiliśmy i niezmiernie mnie cieszy, że jest gdzieś tam grupa
ludzi, którym także się to podoba.
Jak
ma się sprawa z koncertami? Często gracie na żywo? Jest szansa, że
uda wam się przyjechać do Europy?
Nie
gramy tak często jak byśmy tego oczekiwali. Kiedy już się nam to
uda, zazwyczaj wychodzi nam to całkiem nieźle, a ludzie są
zaskoczeni. Jest kilka czynników, takich jak regularna robota,
rodzina, kwestie geograficzne i kontynuowanie ewolucji jako
eklektyczny indywidualny zbiór artystów, którzy muszą znaleźć
czas, by połączyć się na ten konkretny show. Dang to nie jedyna
rzecz którą robimy. W naszej części Stanów jesteśmy w bardzo
głębokim podziemiu i bardzo nie rozumiani. My traktujemy naszą
muzykę poważnie, ale nie można tego powiedzieć o nas samych.
Chcemy robić to, co kochamy najlepiej jak potrafimy, zawiera się
to także w indywidualnym podejściu, wzajemnym szacunku i jestem
szczęśliwy, że mogę grać z nimi wtedy kiedy to tylko możliwe.
Podobno
macie już napisany praktycznie cały materiał na nowy album. W
jakim kierunku podążycie? Będzie to mniej więcej utrzymane w
podobnym klimacie co debiut?
Powiem,
że nowy materiał będzie cięższy i zdecydowanie abrdziej
progresywny aniżeli nasz pierwszy album. Wierzę, że nowa muzyka
Dang będzie fantastyczna. Jestem bardzo zadowolony, że Brian, Scott
i Matt zaangażowali się w proces tworzenia razem ze mną. Będzie
to coś zupełnie innego i odnoszę wrażenie, że będzie nawet
lepsze niż poprzedni… zobaczymy jak to się potoczy. Mieliśmy
kilka prób, dopiero się rozkręcamy. Sądzę, że wszyscy w to
wierzymy i zdecydowanie każdy jest podekscytowany, że może to
zagrać.
Czy
w warstwie lirycznej dalej będziecie się obracać w tematach
mitologicznych czy może szykujecie jakąś niespodziankę?
Tematyka
także oparta jest na mitologii, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele.
Jeśli podobało Ci się to, co znalazło się w tekstach do
„Tartarus: The Darkest Realm”, z całą pewnością polubisz
także nowe utwory.
Stawiacie
sobie w ogóle jakieś ograniczenia podczas komponowania? Są jakieś
granice, których nigdy nie przekroczycie?
Zazwyczaj
nie piszę w taki sposób. Tworzę wiele różnych gatunków muzyki,
wiele z tych tematów może być bardziej osobiste, albo poetyckie,
bardziej „głupiutkie” albo „jajcarskie”, cokolwiek by nie
powstało będzie odzwierciadlało to, co czuję. Nie mam żadnych
limitów, ale z Dang opowiadam ponownie te historie, które zostały
już stworzone. Te mity są bardzo interesujące i wszechmocne, tak
więc to nie kwestia limitów, a raczej upewnienia się, że
potraktujesz je sprawiedliwie i z należytym szacunkiem.
To
już wszystkie pytania. Wielkie dzięki za wywiad i powodzenia.
Dziękuję
bardzo. Było nam bardzo miło, życzymy szczęścia każdemu z Was.
Pozdrawiamy!