niedziela, 24 stycznia 2016

Blackslash - Sinister Lightning (2015)

W Niemczech od dawno mają pierdolca na punkcie brytyjskiego heavy metalu co widać choćby po frekwencji na gigach i odbiorze z jakim spotykają się reaktywowane legendy NWoBHM. Młody band Blackslash jest doskonałym przykładem tej fascynacji. Grają brytyjsko do bólu, ale co najważniejsze wychodzi im to znakomicie. Słychać tu przede wszystkim Iron Maiden i ich charakterystyczne melodie oraz patataje, do tego Judas Priest, Tokyo Blade etc. Zespół ma ogromną łatwość pisania chwytliwych numerów. Już otwierający krążek „Empire Rising”, podobnie jak kolejny „Lucifer's Reign” będące prawdziwymi heavy metalowymi petardami sprawiają, że od początku jesteśmy kupieni i z wypiekami na pyskach słuchamy dźwięków wydobywających się z głośników. Dalej jest równie znakomicie, jednak prawdziwym hitem jest jak dla mnie „Edge of the World”. Zaczynający się od spokojnej, nastrojowej gitary, by później przejść w epicką galopadę utrzymaną w większości w średnim tempie. Od refrenu nie jestem w stanie się uwolnić już od długiego czasu. Kuźwa, jaki to jest hicior. Oprócz typowo heavy metalowych numerów mamy tu też balladowy „Made of Steel” udanie komponujący się z resztą materiału. „Sinister Lightning” ma w sobie wszystko co składa się na bardzo udany heavy metalowy krążek. Świetne kompozycje, energię, zapamiętywalne melodie i dobre umiejętności wszystkich muzyków. „Sinister...” to ich drugi album, ale nie jestem go w stanie porównać z debiutem, którego po prostu nie słyszałem. Mam nadzieję, że nie powiedzieli tutaj ostatniego słowa i będą w stanie nagrać jeszcze lepszy materiał, a wtedy może być naprawdę srogo. Na razie jednak zachęcam wszystkich do zapoznanie się z zawartością „Sinister Lightning”, bo heavy metal grany przez Blackslash jest naprawdę git.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz