To
z pewnością był jeden z ciekawszych debiutów w ostatnim czasie.
Cztery młode heavy metalowe wojowniczki z Madrytu, zainspirowane
żeńskimi załogami w rodzaju The Runaways i Girschool oraz NwoBHM,
zaprezentowały na swoim krążku „Good Luck” świetny,
przebojowy i utrzymany w duchu przełomu lat 70/80 materiał. W ich
rodzimej Hiszpanii cieszy się on bardzo dużą popularnością, ale
też głosy dochodzące z innych miejsc świadczą o tym, że Lizzies
wykonały kawał dobrej roboty. Zapraszam na rozmowę z
założycielkami grupy, basistką Motorcycle Mariną oraz gitarzystką
Patricią Strutter.
Na
początek standardowe pytanie o początek Lizzies. Jak doszło do
powstania zespołu? Czy od początku miał
to być w 100% żeński skład?
Motorcycle
Marina: Ja (bass) oraz Patricia (gitara) zaczęłyśmy
granie latem 2010 roku, wtedy ledwo umiałyśmy grać na
instrumentach. Zamknęłyśmy się w pomieszczeniu pełnym
karaluchów, wykończyłyśmy je i wtedy uczyłyśmy się grać.
Kiedy byłyśmy gotowe podjąć pierwszy krok dwa lata później,
szukałyśmy reszty członków, znaleźłyśmy Elenę (wokal), a po
zmianie w składzie w 2014 roku Saray zajęła miejsce na perkusji. W
naszych prehistorycznych czasach brakowało tylko jednego członka,
aby zespół był skompletowany, więc pomyślałyśmy, że fajnie by
było gdyby stworzyć kobiecy zespół jak The Runaways! Jednak
trzeba przyznać, że nie było to planowane od naszego pierwszego
dnia.
Domyślam
się, że nazwę wzięłyście od Thin Lizzy, prawda? Kto
był jej pomysłodawcą?
Patricia
Strutter: Nie (śmiech), nasza nazwa pochodzi z filmu “The
Warriors” (1979). Jest tam damski gang zwany the Lizzies, który
miał piwnicę wypełnioną napojami, głośną muzyką, stołem
bilardowym i pistoletami. Mimo tego, że nie miały racji starając
się zabić naszych ukochanych wojowników, miały śmiałość, a
jest to podejście, jakie uwielbiamy. Nie mogłyśmy się więc
oprzeć, aby mieć odrobinę tego filmu w naszym zespole! Nie wiemy
kto pierwszy wyszedł z tym pomysłem, chyba Marina albo ja, minęło
już tyle lat!
Faktycznie,
zupełnie zapomniałem o tym zajebistym filmie. Wszystkie jesteście
jeszcze bardzo młode. Od jak dawna gracie na instrumentach?
Grałyście wcześniej w jakichś innych
bandach?
Motorcycle
Marina: Patricia i ja zaczęłyśny grać na instrumentach
w 2010 roku, zakładamy, że Saray grała na perkusji zanim się
urodziła, a Elena zawsze śpiewała, jednak nie w zespołach, tylko
dla frajdy. Jedyną osobą, która grała w innych
zespołach jest Saray.
Jakie
zespoły bądź konkretne płyty miały wpływ na to, że same
postanowiłyście grać muzykę?
Patricia
Strutter: Wiele! Kiedy założyłyśmy zespół byłyśmy
zainspirowane ponad wszystko przez The Runaways i Girlschool,
postrzegałyśmy je jako wzór do naśladowania i inspirację. Kiedy
zaprzestałyśmy tego, oglądałyśmy DVD Iron Maiden i naprawdę
chciałyśmy grać w zespole, aby doświadczyć tych wszystkich
niesamowitych rzeczy, grać przed tak wielkim tłumem!!!
Jak
długo zajęło wam skomponowanie wszystkich numerów na „Good
Luck”?
Motorcycle
Marina: Hmmm, naprawdę nie wiemy, są utwory jak „Mirror
Maze” lub „One Night Woman”, które gramy już dwa lata!
Niektóre jednak potrzebowały większej ilości czasu jak „Russian
Roulette”, którą skończyłyśmy w studio!
W
jaki sposób powstają wasze numery? Pracujecie
zespołowo czy może któraś z was jest liderką w tej kwestii?
Patricia
Strutter: Głównie ja wymyślam riffy i komponuję
muzykę, ale razem kształtujemy utwory i wprowadzamy różne zmiany,
patrzymy co pasuje lepiej… teksty są właściwie pisane przeze
mnie i Marine.
W
waszej muzyce słyszę najwięcej wpływów NWoBHM z przełomu lat
70/80, zgodzicie się z tym?
Motorcycle
Marina: Owszem! To muzyka, której słuchamy odkąd
interesujemy się heavy metalem, to nasz naturalny wpływ. Lubimy te
brytyjskie brzmienie późnych lat 70-tych i wczesnych 80-tych,
ponieważ jest surowe i potężne, na pierwszy rzut ucha proste,
jednak w tym samym momencie złożone, czyste... po prostu genialne!
Z
jakimi zespołami grałyście koncerty? Były wśród nich jakieś
nazwy dużego formatu?
Patricia
Strutter: Tak, grałyśmy na tych samych festiwalach co
Angel Witch, Satan, Diamond Head, Rock Goddes i wielu innych, to taki
zaszczyt! Albo jak grałyśmy pierwszy raz w Holandii, the Rods byli
w pierwszym rzędzie publiczności!
Debiut
wypuściłyście nakładem nowej wytwórni The Sign Records. Czemu
zdecydowałyście się akurat na nich? Podoba wam się to co do tej
pory dla was zrobili?
Motorcycle
Marina: Oni byli prawdziwie
zainteresowani naszą muzyką i wiedziałyśmy, że możemy im ufać.
Oni włożyli w ten projekt dużo wiary i miłości, tak więc
jesteśmy wdzięczne!!
Muszę
bardzo pochwalić wasze organiczne brzmienie, za które odpowiadał
Ola Ersfjord. Czy wykonał dokładnie taką robotę o jaką Wam
chodziło? Jak doszło do waszej współpracy?
Patricia
Strutter: Dzięki! Planowałyśmy pewne sprawy związane z
albumem i doradzono nam, podjęcie współpracy z producentem, który
by nam pomagał i współpracował z nami. Kiedy zaczęłyśmy myśleć
o ludziach, którzy mogliby podać nam pomocną dłoń przy
produkcji, nasz menedżer wpadł na pomysł, aby Ola został naszym
producentem. Przysłuchałyśmy się jego pracom i porozmawiałyśmy
z nim. Nie zajęło nam dużo czasu, aby zdać sobie sprawę, że on
zrozumie nas jako zespół i zrozumie brzmienie, którego szukałyśmy.
Nie pomyliłyśmy się, podjęcie współpracy z nim, było jedną z
najlepszych decyzji w życiu, nauczyłyśmy się bardzo dużo!! On
natychmiast zrozumiał czego szukałyśmy, jak chciałyśmy brzmieć
i sprawił, by tak się stało. Bez jego pomocy album „Good Luck”
definitywnie nie byłby taki sam!
Oldschool
aż wylewa się z każdej sekundy „Good Luck”, ale co
najważniejsze wychodzi to bardzo naturalnie i nie czuć silenia się
na bycie retro. Jak wam się udaje?
Motorcycle
Marina: Na pewno nasza pasja do
starszej muzyki jest jednym z powodów. Jeśli kochasz coś i dużo
tego słuchasz, normalne jest to, że odwierciedla się to w
tworzeniu muzyki. Możliwe jest również, że sposób w jaki
nagrałyśmy album pomógł uzyskać to brzmienie retro. Wszystkie
grałyśmy w tym samym czasie jak nasza perkusistka nagrywała swoje
partie. W ten sposób wyglądało to, jakbyśmy odbywały próbę,
pozwalały płynąć naturalnemu rytmowi. Taktomierz jest dobrym
przewodnikiem kiedy ćwiczysz razem z kimś lub samemu, jednak
stosowanie się do niego cały czas stuprocentowo, może spowodować
trochę sztuczne brzmienie. A tak wciąż brzmisz stylowo i
pozwalasz, aby to rytm cię prowadził. Okropne jest wieczne
skupianie się na klikaniu zamiast skupiać się na tym, aby twój
instrument przemówił. Przed tym nagraniem powiedziano nam, że
wszystko musi brzmieć perfekcyjnie, teraz dzięki Oli zobaczyłyśmy,
że trzeba usłyszeć jak muzyka żyje i przemawia. Gitara basowa i
gitary elektryczne również były nagrywane liniowo, jednak
nagrałyśmy je trochę później, aby otrzymać czysty dźwięk
tylko jednego wzmacniacza rozbrzmiewającego z tym wszystkim. Więc
tak, było to nagrywane w naturalny i uczciwy sposób. Właśnie tak
była nagrywana większość muzyki za starych, dobrych dni.
Masteringiem
natomiast zajął się Magnus Lindberg z Cult of Luna i tutaj mam te
same pytania co w przypadku Ola. Czemu on i
jak do tego doszło?
Patricia
Strutter: Nie znałyśmy go wcześniej,
ale Ola i Magnus czasem pracowali razem, tak więc zasugerował żeby
Magnus zajął się masteringiem, a my się zgodziłyśmy!
Widziałem,
że wasz album znalazł się wysoko na hiszpańskiej liście
sprzedaży prawda? Ma to przełożenie na frekwencję na koncertach i
popularność?
Motorcycle
Marina: Nie mogłyśmy w to uwierzyć!
Świetnie jest się obudzić i przeczytać, że twój album, w który
zainwestowałeś zarówno miłość jak i czas, jest umieszczony na
16 pozycji listy przebojów w twoim kraju. Szczególnie w przypadku
tak młodego zespołu jak my grającego heavy metal, nigdy wcześniej
nie spotkałyśmy się z czymś takim. To wspaniałe uczucie. Mogło
to być spowodowane koncertami, ludzie zazwyczaj wychodzą z nich
naprawdę zadowoleni, z tego co usłyszeli... tak więc
prawdopodobnie głównie na nich zbudowałyśmy naszą popularność
wśród fanów.
Wcześniej
wydałyście jeszcze demo „Heavy Metal Warriors” i EP „End of
Time”. Jak te materiały prezentują się
w porównaniu z „Good Luck”?
Patricia
Strutter: Przede wszystkim, kiedy
wydałyśmy „Heavy Metal Warriors” i „End of Time”, nie
grałyśmy ze sobą za długo. Jako zespół, też nie zagrałyśmy
wtedy za dużo koncertów… Wciąż byłyśmy zielone i niedojrzałe.
Uważamy jednak, że dobrze jest zobaczyć tak dużą różnicę
między wydawnictwami, ponieważ to oznacza postęp. „Good Luck”
z pewnością oznacza krok naprzód i jesteśmy bardzo dumne z
rezultatu, a wciąż jest wiele rzeczy, które możemy poprawić i to
właśnie zrobimy.
Zespół
heavy metalowy składający się z samych dziewczyn to w dalszym
ciągu niezbyt częste zjawisko. Jak wobec tego odbiera was publika?
Jesteście traktowane bardziej ulgowo niż męskie zespoły czy może
właśnie wręcz przeciwnie?
Motorcycle
Marina: Normalnie jesteśmy traktowane jak zwykły zespół,
jak istoty ludzkie grające i kochające muzykę. Dla większości
ludzi nie ma znaczenia czy jesteśmy facetami czy kobietami i jest to
w porządku. Czasami dostaje się taryfę ulgową, a innym razem
ludzie patrzą na ciebie zastanawiając się, jak udało ci się grać
tu i tam, i pytają (a czasem nawet stwierdzają) z iloma
organizatorami spałaś i tego typu gówno, o dziwo nawet kobiety nas
o to oskarżają. Tego typu komentarza nie usłyszysz o męskim
zespole. Na szczęście nasza muzyka jest tym, co zbiera większą
uwagę i tym, co ludzie zapamiętują po koncertach!
Spotkałyście
się z jakimiś nietypowymi wyrazami uznania ze strony fanów? Może
jakieś prezenty, które was zaskoczyły?
Patricia
Strutter: Tak! Możemy opowiedzieć
kilka historii na ten temat: dostaliśmy pewne zdjęcie od faceta w
południowej Afryce, który miał ogromny plakat the Lizzies w
pomieszczeniu do przeprowadzania prób!! Właściciel baru nadrukował
na szklankach nasze logo i daj je nam; trzech facetów wkradło się
za kulisy na festiwalu we Francji, aby zrobić sobie z nami
zdjęcia... wspaniale jest widzieć, że ludzie robią dla ciebie te
wszystkie rzeczy, jesteśmy bardzo dumne i szczęśliwe.
Na
klipie do „Speed on the Road” można zobaczyć waszą mocno
imprezową stronę. Czy tak właśnie
wyglądają Lizzies w trasie?
Motorcycle
Marina: Odbyłyśmy na razie jedną odpowiednią trasę
koncertową, nie miałyśmy za bardzo czasu na imprezowanie. Kiedy
kończysz granie, musisz stanąć obok stołu z towarem, potem
spakować ekwipunek, a potem pójść spać do hotelu, żeby obudzić
się z rana i jechać godzinami. Zobaczymy co się wydarzy na trasie
koncertowej, na której będziemy musiały spać w autobusie i zatem
będziemy miały więcej czasu, żeby iść na całość (śmiech).
Jeśli chodzi o koncerty i festiwale, na których nie musimy grać
następnego dnia, wtedy zachowujemy się właśnie tak (śmiech).
Oprócz
niego nagraliście również klipy do numerów „Viper” i „Mirror
Maze”. Możecie powiedzieć coś więcej
na ich temat?
Patricia
Strutter: Uwielbiamy oglądać nagrania
naszych ulubionych zespołów, robiących cokolwiek: grających,
imprezujących, podróżującyh, lub oglądać ich teledyski. W
“Viper” chciałyśmy zrobić coś podobnego: nagrać nas grające
podczas próby z wizerunkiem naszego miasta, Madrytu. W “Mirror
Maze”, chciałyśmy troszeczkę bardziej skomplikować sprawy i
uzyskać historię w tle. Każdy, kto widział to nagranie wie, że
jest to nawiązanie do filmu ,,Labirynth”, który pasował do
tekstu utworu, który mowi o byciu w pułapce i niemocy znalezienia
swojego miejsca..
Co
planujecie dalej? Intensywna promocja „Good Luck”, trasa
koncertowa?
Motorcycle
Marina: Mamy kilka dat w Hiszpanii tego lata, później
jesienią będziemy robić tournee po Europie z Dead Lord i Night
Viper, nie możemy się doczekać! Generalnie będziemy grać jak
najwięcej koncertów i zaczniemy myśleć nad drugim albumem.
Jest
szansa na wasz przyjazd do Polski? Znacie może jakieś nasze kapele?
Patricia
Strutter: Tak! Jak mówiłyśmy, będziemy robić tournee
po Europie z Dead Lord i Night Viper, a 12 października gramy we
Wrocławiu, tak więc mamy nadzieję zobaczyć cię tam! Znamy kilka
zespołów, które zobaczyłyśmy na Muskerlock, na przykład KAT lub
Turbo!
To
już wszystkie pytania z mojej strony, serdeczne dzięki za wywiad.
Motorcycle
Marina: Dziękujemy, do zobaczenia w trasie!!