środa, 8 marca 2017

Lizzies - Usłyszeć jak przemawia muzyka

To z pewnością był jeden z ciekawszych debiutów w ostatnim czasie. Cztery młode heavy metalowe wojowniczki z Madrytu, zainspirowane żeńskimi załogami w rodzaju The Runaways i Girschool oraz NwoBHM, zaprezentowały na swoim krążku „Good Luck” świetny, przebojowy i utrzymany w duchu przełomu lat 70/80 materiał. W ich rodzimej Hiszpanii cieszy się on bardzo dużą popularnością, ale też głosy dochodzące z innych miejsc świadczą o tym, że Lizzies wykonały kawał dobrej roboty. Zapraszam na rozmowę z założycielkami grupy, basistką Motorcycle Mariną oraz gitarzystką Patricią Strutter.

Na początek standardowe pytanie o początek Lizzies. Jak doszło do powstania zespołu? Czy od początku miał to być w 100% żeński skład?
Motorcycle Marina: Ja (bass) oraz Patricia (gitara) zaczęłyśmy granie latem 2010 roku, wtedy ledwo umiałyśmy grać na instrumentach. Zamknęłyśmy się w pomieszczeniu pełnym karaluchów, wykończyłyśmy je i wtedy uczyłyśmy się grać. Kiedy byłyśmy gotowe podjąć pierwszy krok dwa lata później, szukałyśmy reszty członków, znaleźłyśmy Elenę (wokal), a po zmianie w składzie w 2014 roku Saray zajęła miejsce na perkusji. W naszych prehistorycznych czasach brakowało tylko jednego członka, aby zespół był skompletowany, więc pomyślałyśmy, że fajnie by było gdyby stworzyć kobiecy zespół jak The Runaways! Jednak trzeba przyznać, że nie było to planowane od naszego pierwszego dnia.

Domyślam się, że nazwę wzięłyście od Thin Lizzy, prawda? Kto był jej pomysłodawcą?
Patricia Strutter: Nie (śmiech), nasza nazwa pochodzi z filmu “The Warriors” (1979). Jest tam damski gang zwany the Lizzies, który miał piwnicę wypełnioną napojami, głośną muzyką, stołem bilardowym i pistoletami. Mimo tego, że nie miały racji starając się zabić naszych ukochanych wojowników, miały śmiałość, a jest to podejście, jakie uwielbiamy. Nie mogłyśmy się więc oprzeć, aby mieć odrobinę tego filmu w naszym zespole! Nie wiemy kto pierwszy wyszedł z tym pomysłem, chyba Marina albo ja, minęło już tyle lat!

Faktycznie, zupełnie zapomniałem o tym zajebistym filmie. Wszystkie jesteście jeszcze bardzo młode. Od jak dawna gracie na instrumentach? Grałyście wcześniej w jakichś innych bandach?
Motorcycle Marina: Patricia i ja zaczęłyśny grać na instrumentach w 2010 roku, zakładamy, że Saray grała na perkusji zanim się urodziła, a Elena zawsze śpiewała, jednak nie w zespołach, tylko dla frajdy. Jedyną osobą, która grała w innych zespołach jest Saray.

Jakie zespoły bądź konkretne płyty miały wpływ na to, że same postanowiłyście grać muzykę?
Patricia Strutter: Wiele! Kiedy założyłyśmy zespół byłyśmy zainspirowane ponad wszystko przez The Runaways i Girlschool, postrzegałyśmy je jako wzór do naśladowania i inspirację. Kiedy zaprzestałyśmy tego, oglądałyśmy DVD Iron Maiden i naprawdę chciałyśmy grać w zespole, aby doświadczyć tych wszystkich niesamowitych rzeczy, grać przed tak wielkim tłumem!!!

Jak długo zajęło wam skomponowanie wszystkich numerów na „Good Luck”?
Motorcycle Marina: Hmmm, naprawdę nie wiemy, są utwory jak „Mirror Maze” lub „One Night Woman”, które gramy już dwa lata! Niektóre jednak potrzebowały większej ilości czasu jak „Russian Roulette”, którą skończyłyśmy w studio!

W jaki sposób powstają wasze numery? Pracujecie zespołowo czy może któraś z was jest liderką w tej kwestii?
Patricia Strutter: Głównie ja wymyślam riffy i komponuję muzykę, ale razem kształtujemy utwory i wprowadzamy różne zmiany, patrzymy co pasuje lepiej… teksty są właściwie pisane przeze mnie i Marine.

W waszej muzyce słyszę najwięcej wpływów NWoBHM z przełomu lat 70/80, zgodzicie się z tym?
Motorcycle Marina: Owszem! To muzyka, której słuchamy odkąd interesujemy się heavy metalem, to nasz naturalny wpływ. Lubimy te brytyjskie brzmienie późnych lat 70-tych i wczesnych 80-tych, ponieważ jest surowe i potężne, na pierwszy rzut ucha proste, jednak w tym samym momencie złożone, czyste... po prostu genialne!

Z jakimi zespołami grałyście koncerty? Były wśród nich jakieś nazwy dużego formatu?
Patricia Strutter: Tak, grałyśmy na tych samych festiwalach co Angel Witch, Satan, Diamond Head, Rock Goddes i wielu innych, to taki zaszczyt! Albo jak grałyśmy pierwszy raz w Holandii, the Rods byli w pierwszym rzędzie publiczności!

Debiut wypuściłyście nakładem nowej wytwórni The Sign Records. Czemu zdecydowałyście się akurat na nich? Podoba wam się to co do tej pory dla was zrobili?
Motorcycle Marina: Oni byli prawdziwie zainteresowani naszą muzyką i wiedziałyśmy, że możemy im ufać. Oni włożyli w ten projekt dużo wiary i miłości, tak więc jesteśmy wdzięczne!!

Muszę bardzo pochwalić wasze organiczne brzmienie, za które odpowiadał Ola Ersfjord. Czy wykonał dokładnie taką robotę o jaką Wam chodziło? Jak doszło do waszej współpracy?
Patricia Strutter: Dzięki! Planowałyśmy pewne sprawy związane z albumem i doradzono nam, podjęcie współpracy z producentem, który by nam pomagał i współpracował z nami. Kiedy zaczęłyśmy myśleć o ludziach, którzy mogliby podać nam pomocną dłoń przy produkcji, nasz menedżer wpadł na pomysł, aby Ola został naszym producentem. Przysłuchałyśmy się jego pracom i porozmawiałyśmy z nim. Nie zajęło nam dużo czasu, aby zdać sobie sprawę, że on zrozumie nas jako zespół i zrozumie brzmienie, którego szukałyśmy. Nie pomyliłyśmy się, podjęcie współpracy z nim, było jedną z najlepszych decyzji w życiu, nauczyłyśmy się bardzo dużo!! On natychmiast zrozumiał czego szukałyśmy, jak chciałyśmy brzmieć i sprawił, by tak się stało. Bez jego pomocy album „Good Luck” definitywnie nie byłby taki sam!

Oldschool aż wylewa się z każdej sekundy „Good Luck”, ale co najważniejsze wychodzi to bardzo naturalnie i nie czuć silenia się na bycie retro. Jak wam się udaje?
Motorcycle Marina: Na pewno nasza pasja do starszej muzyki jest jednym z powodów. Jeśli kochasz coś i dużo tego słuchasz, normalne jest to, że odwierciedla się to w tworzeniu muzyki. Możliwe jest również, że sposób w jaki nagrałyśmy album pomógł uzyskać to brzmienie retro. Wszystkie grałyśmy w tym samym czasie jak nasza perkusistka nagrywała swoje partie. W ten sposób wyglądało to, jakbyśmy odbywały próbę, pozwalały płynąć naturalnemu rytmowi. Taktomierz jest dobrym przewodnikiem kiedy ćwiczysz razem z kimś lub samemu, jednak stosowanie się do niego cały czas stuprocentowo, może spowodować trochę sztuczne brzmienie. A tak wciąż brzmisz stylowo i pozwalasz, aby to rytm cię prowadził. Okropne jest wieczne skupianie się na klikaniu zamiast skupiać się na tym, aby twój instrument przemówił. Przed tym nagraniem powiedziano nam, że wszystko musi brzmieć perfekcyjnie, teraz dzięki Oli zobaczyłyśmy, że trzeba usłyszeć jak muzyka żyje i przemawia. Gitara basowa i gitary elektryczne również były nagrywane liniowo, jednak nagrałyśmy je trochę później, aby otrzymać czysty dźwięk tylko jednego wzmacniacza rozbrzmiewającego z tym wszystkim. Więc tak, było to nagrywane w naturalny i uczciwy sposób. Właśnie tak była nagrywana większość muzyki za starych, dobrych dni.

Masteringiem natomiast zajął się Magnus Lindberg z Cult of Luna i tutaj mam te same pytania co w przypadku Ola. Czemu on i jak do tego doszło?
Patricia Strutter: Nie znałyśmy go wcześniej, ale Ola i Magnus czasem pracowali razem, tak więc zasugerował żeby Magnus zajął się masteringiem, a my się zgodziłyśmy!

Widziałem, że wasz album znalazł się wysoko na hiszpańskiej liście sprzedaży prawda? Ma to przełożenie na frekwencję na koncertach i popularność?
Motorcycle Marina: Nie mogłyśmy w to uwierzyć! Świetnie jest się obudzić i przeczytać, że twój album, w który zainwestowałeś zarówno miłość jak i czas, jest umieszczony na 16 pozycji listy przebojów w twoim kraju. Szczególnie w przypadku tak młodego zespołu jak my grającego heavy metal, nigdy wcześniej nie spotkałyśmy się z czymś takim. To wspaniałe uczucie. Mogło to być spowodowane koncertami, ludzie zazwyczaj wychodzą z nich naprawdę zadowoleni, z tego co usłyszeli... tak więc prawdopodobnie głównie na nich zbudowałyśmy naszą popularność wśród fanów.

Wcześniej wydałyście jeszcze demo „Heavy Metal Warriors” i EP „End of Time”. Jak te materiały prezentują się w porównaniu z „Good Luck”?
Patricia Strutter: Przede wszystkim, kiedy wydałyśmy „Heavy Metal Warriors” i „End of Time”, nie grałyśmy ze sobą za długo. Jako zespół, też nie zagrałyśmy wtedy za dużo koncertów… Wciąż byłyśmy zielone i niedojrzałe. Uważamy jednak, że dobrze jest zobaczyć tak dużą różnicę między wydawnictwami, ponieważ to oznacza postęp. „Good Luck” z pewnością oznacza krok naprzód i jesteśmy bardzo dumne z rezultatu, a wciąż jest wiele rzeczy, które możemy poprawić i to właśnie zrobimy.

Zespół heavy metalowy składający się z samych dziewczyn to w dalszym ciągu niezbyt częste zjawisko. Jak wobec tego odbiera was publika? Jesteście traktowane bardziej ulgowo niż męskie zespoły czy może właśnie wręcz przeciwnie?
Motorcycle Marina: Normalnie jesteśmy traktowane jak zwykły zespół, jak istoty ludzkie grające i kochające muzykę. Dla większości ludzi nie ma znaczenia czy jesteśmy facetami czy kobietami i jest to w porządku. Czasami dostaje się taryfę ulgową, a innym razem ludzie patrzą na ciebie zastanawiając się, jak udało ci się grać tu i tam, i pytają (a czasem nawet stwierdzają) z iloma organizatorami spałaś i tego typu gówno, o dziwo nawet kobiety nas o to oskarżają. Tego typu komentarza nie usłyszysz o męskim zespole. Na szczęście nasza muzyka jest tym, co zbiera większą uwagę i tym, co ludzie zapamiętują po koncertach!

Spotkałyście się z jakimiś nietypowymi wyrazami uznania ze strony fanów? Może jakieś prezenty, które was zaskoczyły?
Patricia Strutter: Tak! Możemy opowiedzieć kilka historii na ten temat: dostaliśmy pewne zdjęcie od faceta w południowej Afryce, który miał ogromny plakat the Lizzies w pomieszczeniu do przeprowadzania prób!! Właściciel baru nadrukował na szklankach nasze logo i daj je nam; trzech facetów wkradło się za kulisy na festiwalu we Francji, aby zrobić sobie z nami zdjęcia... wspaniale jest widzieć, że ludzie robią dla ciebie te wszystkie rzeczy, jesteśmy bardzo dumne i szczęśliwe.

Na klipie do „Speed on the Road” można zobaczyć waszą mocno imprezową stronę. Czy tak właśnie wyglądają Lizzies w trasie?
Motorcycle Marina: Odbyłyśmy na razie jedną odpowiednią trasę koncertową, nie miałyśmy za bardzo czasu na imprezowanie. Kiedy kończysz granie, musisz stanąć obok stołu z towarem, potem spakować ekwipunek, a potem pójść spać do hotelu, żeby obudzić się z rana i jechać godzinami. Zobaczymy co się wydarzy na trasie koncertowej, na której będziemy musiały spać w autobusie i zatem będziemy miały więcej czasu, żeby iść na całość (śmiech). Jeśli chodzi o koncerty i festiwale, na których nie musimy grać następnego dnia, wtedy zachowujemy się właśnie tak (śmiech).

Oprócz niego nagraliście również klipy do numerów „Viper” i „Mirror Maze”. Możecie powiedzieć coś więcej na ich temat?
Patricia Strutter: Uwielbiamy oglądać nagrania naszych ulubionych zespołów, robiących cokolwiek: grających, imprezujących, podróżującyh, lub oglądać ich teledyski. W “Viper” chciałyśmy zrobić coś podobnego: nagrać nas grające podczas próby z wizerunkiem naszego miasta, Madrytu. W “Mirror Maze”, chciałyśmy troszeczkę bardziej skomplikować sprawy i uzyskać historię w tle. Każdy, kto widział to nagranie wie, że jest to nawiązanie do filmu ,,Labirynth”, który pasował do tekstu utworu, który mowi o byciu w pułapce i niemocy znalezienia swojego miejsca..

Co planujecie dalej? Intensywna promocja „Good Luck”, trasa koncertowa?
Motorcycle Marina: Mamy kilka dat w Hiszpanii tego lata, później jesienią będziemy robić tournee po Europie z Dead Lord i Night Viper, nie możemy się doczekać! Generalnie będziemy grać jak najwięcej koncertów i zaczniemy myśleć nad drugim albumem.

Jest szansa na wasz przyjazd do Polski? Znacie może jakieś nasze kapele?
Patricia Strutter: Tak! Jak mówiłyśmy, będziemy robić tournee po Europie z Dead Lord i Night Viper, a 12 października gramy we Wrocławiu, tak więc mamy nadzieję zobaczyć cię tam! Znamy kilka zespołów, które zobaczyłyśmy na Muskerlock, na przykład KAT lub Turbo!

To już wszystkie pytania z mojej strony, serdeczne dzięki za wywiad.

Motorcycle Marina: Dziękujemy, do zobaczenia w trasie!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz