Każde nowe wydawnictwo, w którym
maczał swoje palce Mark Shelton wywołuje u mnie przyspieszone tętno
i ogromne oczekiwania. Drugi krążek jego projektu Hellwell ukazuje
się po pięciu latach od debiutu i mając w pamięci tamten krążek
czy choćby ostatni album Manilla Road „The Blessed Curse”
myślałem, że zgniecie mnie w pierwszym starciu. Jednak nie stało
się tak ani w pierwszym ani nawet piątym. Warto wspomnieć, że
obok głosu i gitary Sheltona oraz partii klawiszowych oraz basu E.C.
Hellwella, na płycie możemy usłyszeć grę klasycznego bębniarza
Manilla Road, samego Randy „Thrasher” Foxe'a. Już sama ta
informacja z pewnością spowodowała nie jedną erekcję oraz
ślinotok.
„Behind the Demon's Eyes” jest
chyba trudniejszym w odbiorze od poprzednika i zdecydowanie cięższym
tworem. Nawet Shelton śpiewa tutaj bardzo nisko, gardłowo, chwilami
wpadając niemalże w growl. Oczywiście jest też sporo jego
typowych nosowych wokaliz, ale nie aż tyle co zwykle. Zespół
kreuje tu atmosferę grozy i tajemniczości, co nie dziwi, mając na
uwadze tematykę tekstów, która jak zwykle obraca się wokół
szeroko pojętego horroru. Zresztą już rzut oka na chory obraz
autorstwa Paolo Girardiego zdobiący okładkę wystarczy, by dać się
pochłonąć temu ponuremu nastrojowi. Jak wspomniałem wcześniej ta
muzyka nie należy do najłatwiejszych w odbiorze przez co niektórych
może odrzucić przy pierwszym kontakcie. Sam na początku byłem
daleki od euforii, ale z każdym kolejnym odsłuchem te dźwięki w
połączeniu z dziwną aurą zaczęły mnie oblepiać i odsłaniać
co raz więcej smaczków nie zauważalnych wcześniej. Są tu
naprawdę wgniatające w ziemię motywy. Szczególnie zaczynający
się od pięknej partii na pianinie „The Last Rites of Edward
Hawthorn”. Jest to chyba na tę chwilę mój faworyt na
„Behind...”. Kolejnym świetnym numerem jest „It's Alive”,
podobnie jak „To Serve Man”. Co ciekawe są to najdłuższe
numery na płycie, a ich długość waha się między ponad 7 minut,
a aż 16. Właśnie w takich formach objawia się prawdziwy geniusz
kompozytorski Sheltona. Jeśli chodzi o krótsze utwory, to o ile
otwierający album „Lightwave” jest całkiem niezły to już
następujący po nim „Necromantio” zaczyna mnie męczyć. Tak
właśnie jest na tym krążku. Obok fragmentów naprawdę
znakomitych pojawiają się partie nieco nużące, a niektóre riffy
czy linie wokalne Marka sprawiają wrażenie jakby słyszało się je
wielokrotnie w przeszłości. Podejrzewam, że te lekko odpychające
fragmenty muszą tutaj być, bo stanowią integralną część całej
układanki, ale na razie jeszcze się do nich nie przekonałem. Jak
by określić muzykę Hellwell? Z pewnością słychać tu bardzo
dużo Manilla Road, ale takiej dociążonej, doomowej, trochę
progresywnej i z wyraźnymi partiami klawiszowymi.
Jeszcze tydzień temu wystawiłbym notę
niższą, z kolei za tydzień może być ona zdecydowanie wyższa,
kto wie? Dlatego radziłbym się nią nie sugerować za bardzo, tylko
samemu wyrobić sobie zdanie na temat „Behind the Demon's Eyes”.
Z pewnością nie jest to płyta, którą możemy puścić sobie jako
tło do innych zajęć. Ta muzyka wymaga skupienia i przede wszystkim
odpowiedniego nastroju dzięki któremu będziemy mogli w pełni
oddać się we władanie tych dźwięków.
4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz