poniedziałek, 8 maja 2017

Vatican - March of the Kings (2017)

Co by nie mówić to faktem jest, że Vatican to jednak dość oryginalny szyld dla zespołu, zwłaszcza metalowego. Plusem jest z pewnością to, że jak już się usłyszy tę nazwę to z pewnością ciężko ją zapomnieć. Tak też było w moim przypadku. Słyszałem o tym bandzie już kilka ładnych lat temu, ale niestety nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć choćby skrawka ich muzyki. Najwyższa więc pora, by nadrobić te braki, tym bardziej, ze okazja jest wyśmienita. Ten powstały w 1982 roku w stanie Ohio zespół wydał wreszcie, po 32 latach, swój debiutancki krążek. „March of the Kings”, wydany nakładem Pure Steel records zawiera w większości utwory napisane w latach '80 i wczesnych '90, ale nigdy wcześniej, poza „Di a Heart Attack”, nie nagrane na żadnym z czterech dem.

Jest to materiał tak cudownie oldschoolowy, że aż łezka się w oku kręci. Wyobraźcie sobie klasyczny, czysty rasowo US power metal i już będziecie wiedzieć jak gra Vatican. Melodyjne, ale i potężne, w zdecydowanej większości szybkie utwory to sama esencja tego stylu. Jeśli dodać do tego świetne opanowanie instrumentów i mocny wokal to już jest komplet. Bardziej znane nazwy, które mogą jakoś naprowadzić mniej zorientowanych słuchaczy są oczywiste. Liege Lord, Sanctuary, Metal Church, Helstar, Savage Grace etc. Kawałki porywają od pierwszych sekund i ciężko przy nich spokojnie wysiedzieć na dupie. Energia bijąca z takich wałków jak „Running” czy „Falling From Grace” wyrywa z butów i gniecie karki. Natomiast słuchając trochę wolniejszego, ale za to potężniejszego i bardziej epickiego „Waysted” przypominają mi się najlepsze czasy Queensryche i Crimson Glory. Płyta brzmi mocno i selektywnie, ale na całe szczęście pozbawiona jest tego zimnego cyfrowego posmaku. Chciałbym posłuchać „March of the Kings” z winyla, bo ta muzyka jest wręcz idealnie stworzona pod ten nośnik. Nie dostrzegam tu żadnych minusów, nic do czego można by się było przyczepić.

Po raz kolejny już weterani po wielu latach przerwy wracają na scenę i pokazują ogromnej większości młodych załogantów jak powinno się grać metal. Tu są zupełnie inne wibracje, inny klimat. „March of the Kings” to fantastyczny krążek , a słuchanie go to prawdziwa uczta dla każdego fana amerykańskiego poweru, ale oczywiście nie tylko nie tylko. Myślę, że każdy wychowany na metalu lat '80 doceni ten zajebisty materiał. Brać w ciemno i się nie zastanawiać.


5,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz