Scena heavy metalowa w krainie tysiąca
jezior staje się co raz mocniejsza o czym świadczą kolejne
znakomite zespoły stamtąd wychodzące. Jednym z nich jest też
założony w 2012 roku Legionnaire. Kwartet po nagraniu dwóch
demówek wszedł do studia w celu nagrania debiutu i oto właśnie
dostaliśmy efekt finalny.
Muzykę zawartą na „Dawn of Genesis”
można opisać jako po prostu tradycyjny heavy metal. Jednak jest to
wypadkowa wielu różnych stylów, a jako drogowskazy mogą posłużyć
Iron Maiden, Brocas Helm, Liege Lord czy wczesny Running Wild.
Oczywiście wymieniać można jeszcze bardzo długo, ale nie ma to za
bardzo sensu. Legionnaire z tych wszystkich składników potrafiło
stworzyć bardzo smakowitą, klasyczną potrawę. Zaledwie 8 utworów
trwających tylko 30 minut przelatuje jak z bicza strzelił, a dzięki
bardzo dużej słuchalności i chwytliwości zapętla się na bardzo
długo. Jest to zasługa po części sympatycznych melodii, ale także
organicznego brzmienia, które nadaje dużej dynamiki tym
kompozycjom. Czasami ma się wrażenie jakby były nagrywane na żywo.
Instrumentalnie bez zarzutu, czuć tę młodzieńczą pasję,
zaangażowanie i brak kalkulacji. Podstawę stanowi tu gitarowy duet
przerzucający się melodyjnymi riffami i solówkami. Naprawdę
świetnie się tego słucha. Jedynym mankamentem są dla mnie dość
amatorskie wokale. Nie przeszkadzają w odbiorze, a po pewnym czasie
nawet nabierają pewnego uroku, ale z mocniejszymi partiami ta muzyka
kopała by dupsko zdecydowanie bardziej.
Podsumowując jest to świetny album,
który z pewnością zrobi niezłe zamieszanie wśród fanów
podziemnego heavy metalu zakorzenionego w latach '80. Legionnaire
jest kolejną załogą z Finlandii, która zrobiła na mnie bardzo
duże wrażenie swoim debiutem, więc nie pozostaje nic innego jak
bardzo uważna obserwacja tamtejszej sceny. Oby jak najwięcej
krążków takich jak „Dawn of Genesis”.
4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz