czwartek, 1 czerwca 2017

Matthias Steele - Resurrection (2007) (2017)

Oprócz fenomenalnego debiutu wytwórnia Minotauro records wznowiła również drugi album Matthias Steele. Pierwotnie ukazał się on w 2007 roku czyli aż 16 lat po poprzedniku i stąd też jego wymowny tytuł „Resurrection”.

Słychać, że przez te wszystkie lata trochę zmieniła się muzyka grana przez trio z Rhode Island. Przede wszystkim jest wolniej i mniej power metalowo. Jest więcej prostych riffów, niestety często mocno już ogranych. Wokalnie jest ok, choć też nie tak potężnie jak bywało wcześniej. Największym minusem jest dość amatorskie brzmienie, które pozbawia tę muzykę mocy. Utwory same w sobie nie są złe, ale przez spieprzoną produkcję zostały wyzute z energii i głębii. Najlepszym przykładem potwierdzającym tę przypadłość są trzy bonusowe utwory pochodzące z demo z 1987 roku, które pomimo słabej jakości nagrania mają w sobie więcej powera niż te wszystkie, wtedy nowe kawałki. I właśnie brak tego pazura sprawia, że ciężko słucha mi się tej płyty. Jest to jakieś takie bezjajeczne i na dłuższą metę męczy. Nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek sam z siebie stwierdził, że mam ochotę zarzucić sobie „Resurrection”, no chyba, że ten od Venom albo Halforda. Szkoda, bo tak jak pisałem wcześniej, kompozycje, mimo że nie dorównują tym z debiutu to jednak dają radę i przy lepszej produkcji zupełnie inaczej bym je odebrał. Pojawiają się tu czasem ciekawe zagrywki czy fajne melodie, więc ogólnie można stwierdzić, że momenty są. Jednak całościowo nie do końca im wyszedł ten album.

Z pewnością znajdą się ludzie, którym „Resurrection” podejdzie bardziej niż mi, bo potencjał w nim jest. Dla mnie to jednak za mało i wolę swój czas spożytkować na dużo lepsze w moim mniemaniu płyty.


3,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz