Wszystkie płyty ze znakiem Stormspell rec, które do tej pory
trafiły w moje łapska prezentowały dobry lub bardzo dobry poziom, więc powolutku
ta kalifornijska wytwórnia wyrasta w moich oczach na potentata w dziedzinie
podziemnego heavy i thrash metalu. Blade Killer i ich debiutancka epka również
potwierdzają tę regułę. Zespół ten pochodzi z Los Angeles i powstał w 2012 roku
z inicjatywy dwóch byłych gitarzystów thrashowego Armory, Jay’a Vazquez’a i Jonathana
Rubio, basistki Kelsey Wilson oraz wokalisty Carlosa Gutierreza znanego pewnie
części z was z bębnienia we Fueled by Fire. Niestety nie jest podane kto
siedział za garami podczas nagrywania tej epki, ale na całe szczęście była to
raczej żywa istota, a nie maszyna, a przynajmniej tak to brzmi. To co Blade
Killer zaprezentowało na debiucie to miks tradycyjnego metalu z NWoBHM, w
którym słychać wpływy Iron Maiden, Tokyo Blade czy Cloven Hoof. Znakomita praca
gitar, dużo dobrych harmonii i melodii, klasyczne sola oraz doskonale pasujący
do całości wokal. Carlos śpiewa drapieżnie i w odróżnieniu od wokalistów choćby
takiego Enforcer czy Skull Fist słychać, że te dźwięki produkuje facet. Poza
tym ma całkiem ciekawą barwę głosu. Zdecydowanie
słychać, że zespół ma dużą lekkość grania i komponowania, a do tego sprawia im
to ogromną frajdę. Wszystkie cztery utwory przelatują przez słuchacza niczym
tornado i nie pozostaje nic innego jak włączyć przycisk repeat. Pomimo, że
zespół jawnie odnosi się do lat ’80 i wyraźnie słychać jakimi kapelami się inspiruje
to jednak te numery posiadają własną tożsamość, więc nie ma się wrażenia słuchania
kolejnych, wprawdzie zdolnych, ale tylko kopistów. Co raz więcej w podziemiu
młodych heavy metalowych grup i co najważniejsze prezentujących wysoki poziom
muzyczny. Blade Killer z całą pewnością i pełną świadomością zaliczam do tego
grona. Mam ogromną ochotę na ich pełny album, bo 13 minut takiej muzyki to
stanowczo za mało.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz