wtorek, 14 października 2014

Solitary Sabred - Redemption Through Force (2014)

Pamiętam, że miałem dość ambiwalentny stosunek do debiutu Solitary Sabred „The Hero the Monster the Myth” z 2009 roku, ponieważ z jednej strony zawierał naprawdę dobre utwory, a z drugiej miał strasznie amatorskie brzmienie, przez które ta muzyka traciła na mocy. Po pięciu długich latach Cypryjczycy wrócili z drugim krążkiem i sponiewierali mnie doszczętnie. Epicki power metal w ich wykonaniu to wymieszane odpowiednio składniki zaczerpnięte z Helstar, Liege Lord, Mercyful Fate/King Diamond, Judas Priest, Iced Earth czy nawet Manilla Road. Na całe szczęście z tych elementów powstało doskonałe danie, a nie tylko odgrzewany kotlet. W porównaniu z jedynką pierwsze co rzuca się w uszy to zdecydowanie lepsze brzmienie. Może tylko bas jest trochę za bardzo schowany, ale i tak nie ma co narzekać. Poza tym trzy zmiany w składzie w tym cała sekcja rytmiczna i gitarzysta. Największym bohaterem tego krążka jest chyba jednak wokalista Petros „Asgardlord” Leptos, którego partie, szczególnie te wysokie wywołują niekiedy gęsią skórkę i sztywnienie włosów na klacie. Brzmi jak hybryda Halforda, Adamsa. Riviery i Diamonda. Kurwa Moc! Dupę urywają też gitary. Oprócz świetnych riffów duże wrażenie robią solówki. Bardzo emocjonalne i bezbłędnie wpasowujące się w klimat utworu. Ostatnio powala mnie ta z "Revelation", która jest po prostu piękna, a solo do „Sarah Lancaster” nagrał sam Howie Bentley (Cauldron Born, Briton Rites). Jak już pisałem wcześniej album nie tylko zniszczył, ale też uzależnił mnie do tego stopnia, że nie mam ochoty zająć się innymi płytami co w końcu trzeba będzie zrobić. Po pierwszym przesłuchaniu najbardziej uderzył mnie „Burn Magic, Black Magic” posiadający jeden z lepszych refrenów jakie słyszałem na przestrzeni długiego czasu. Jednak z każdym kolejnym odsłuchem odnajdywałem kolejne smaczki, a w tym momencie mogę już stwierdzić z pełnym przekonaniem, że „Redemption Through Force” to płyta niemal doskonała. Zarówno szybsze utwory jak „Disciples of the Sword” czy „Redeemer” jak i te wolniejsze, przytłaczające ciężarem w stylu „Realm of Darkness” reprezentują najwyższy poziom. Mroczna atmosfera, różne ozdobniki w postaci chórów, mówione przerywniki, wielowarstwowe wokale to wszystko doskonale współgra z warstwą liryczną, która przedstawia historię dziejącą się w średniowieczu, a opowiadającą w dużym skrócie o krzyżowcu – egzorcyście polującym na czarownice. Nie będę się teraz wgłębiał w fabułę, ale radzę wam to zrobić samemu. Momentami atmosfera przypomina mi „The Eye”, a czasem nawet „Knights of the Cross”. Fantastyczny album, do którego będę wracał jeszcze wielokrotnie. Każdy fan zespołów, których nazwy padły w tej recenzji powinien posłuchać „Redemption Through Force”, która jest jedną z lepszych płyt tego roku. I tylko dziwi mnie fakt, że do tej pory żadna wytwórnia nie chciała ich wydać. Płytę możecie jednak zamówić przez Pitch Black Records, która zajęła się dystrybucją tego materiału. Warto jak cholera!
5,5/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz