Zbierałem się do przesłuchania tego materiału i zbierałem i
zebrać się nie mogłem. Może to przez nazwę, która kapkę mnie
irytuje, ale jakoś zawsze tak się działo, że wybierałem coś
innego. W końcu nadszedł ten moment i Hot Fog zagościł w moim
odtwarzaczu. Bohaterowie niniejszej recenzji pochodzą z San
Francisco, a opisywany tutaj materiał jest ich pełnowymiarowym
debiutem. Zespół ma też na koncie epkę „Wyvern and Children
First” z 2010 roku. Widząc nazwę rodzinnego miasta muzyków
pewnie większość z was spodziewałaby się thrashowego
pierdolnięcia, jednak nic z tego. Muzyka zawarta na „Secret
Phantasies...” to heavy metal oparty na patentach stworzonych
niegdyś przez Maiden, Priest czy Riot, doprawiony szczyptą hard
rocka, a jedynym łącznikiem ze sceną Bay Area są dalekie echa
Metalliki. Do największych plusów albumu zaliczyłbym przede
wszystkim partie gitar. Zarówno riffy jak i sola są odegrane na
bardzo wysokim poziomie i po prosu robią mi dobrze. Do tego sporo
dobrych i co ważne niebanalnych melodii nadających w pewien sposób
indywidualnego charakteru tej muzyce. Muzycy Hot Fog nie są już
pierwszej młodości, ale słychać, że granie sprawia im radość i
nie ma tutaj żadnego spinania pośladów. Wracając do płyty to mi
zdecydowanie bardziej do gustu przypadły utwory dłuższe i bardziej
epickie ze znakomitym „Agamemnon's Gambit” na czele oraz
otwierającym krążek „Dawn of the Falconer”. Przeciwwagę dla
nich stanowią z kolei najkrótsze rockandrollowe „Tonight (in the
night)” oraz „Sword Mountain”, które uważam za najsłabsze
punkty programu. Jest to z pewnością dobry materiał, którego
spokojnie można posłuchać kilka razy bez odczucia znużenia, ale
chyba większej furory nie zrobi. Tym bardziej, że wokół jest tyle
znakomitej muzyki, że nie sądzę, abym do debiutu Hot Fog
regularnie wracał. Ale z pewnością kolejną płytę z
przyjemnością(mam nadzieję) przesłucham.
4/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz