Po dwóch udanych płytach niemiecki
Sacred Gate pod wodzą urodzonego w Grecji Niko Nikolaidisa wypuścił
właśnie swój trzeci i niestety, przynajmniej na jakiś czas
ostatni album. Jakiś czas temu zespół ogłosił zakończenie
działalności z przyczyn osobistych. Po szczegóły odsyłam do
wywiadu.
Jeśli rzeczywiście ma to być ostatni
krążek Sacred Gate to trzeba przyznać, że to pożegnanie wypadło
naprawdę godnie. Nie słychać tu już tylu oczywistych inspiracji
Iron Maiden, choć te są cały czas obecne. Tym razem więcej tu
mrocznego power metalu w rodzaju Iced Earth. Taka muzyka doskonale
komponuje się z tematyką tekstów, które są raczej ponure, mało
optymistyczne i poruszają się wokół niezbyt przyjemnych spraw.
Brzmienie jest selektywne i przestrzenne dzięki czemu ten ciemny
klimat da się odczuć jeszcze lepiej. Technicznie i kompozycyjnie
jest bez zarzutu. Może jedynie w pewnym momencie utwory za bardzo
zlewają się ze sobą, ale myślę, że po większej ilości
odsłuchów to uczucie z pewnością minie. Na płycie możemy
usłyszeć nowego wokalistę Rona Slaetsa, który dysponuje mocnym,
ciekawym głosem i doskonale wywiązał się ze swojego zadania. Nie
będę wyróżniał żadnego konkretnego numeru, bo naprawdę ciężko
jest jakikolwiek wybrać. Włączcie sobie pierwszy z brzegu i na
pewno będziecie mieli obraz jak wygląda cała płyta. Mi najlepiej
wchodzi jako całość, wtedy najlepiej można wdrążyć się w
klimat tej muzyki.
Szkoda, że zespół zakończył
działalność, choć mam przeczucie, że jeszcze nie powiedzieli
ostatniego słowa. Na razie jednak wypada stwierdzić, że Sacred
Gate pozostawiło swoim fanom kawał naprawdę dobrego heavy metalu.
Jak najbardziej polecam zapoznanie się z tym materiałem.