Kolejnym wydawnictwem Manilla Road,
które wznowiła Golden Core był „Open the Gates”. Pierwotnie
ukazał się w 1985 i był następcą wielkiego „Crystal Logic”
co oczywiście wiązało się również z wielkimi oczekiwaniami.
Shelton nie pierwszy i nie ostatni raz im sprostał i nagrał album
co najmniej tak samo dobry, a moim zdaniem w pewnych aspektach nawet
lepszy.
Przede wszystkim nastąpiła zmiana na
stanowisku bębniarza. Ricka Fishera zastąpił Randy „Thrasher”
Foxe, którego charakterystyczne, bardzo gęste walenie w gary stało
się na dłuższy czas znakiem rozpoznawczym Manilli i drogowskazem
dla jego następców. Poza tym nomen omen wykrystalizowały się
składowe stylu zespołu. „Open the Gates” jest bardziej
barbarzyńska jednocześnie nie tracąc nic ze swojej epickości. Tę
pierwszą stronę reprezentują takie mordercze strzały jak
otwieracz w postaci „Metalstrom”, „Weavers of the Web” czy
„Witches Brew”. Natomiast utwory z przewagą epickości klasyki w
rodzaju „Astronomica”, „The Fires of Mars” oraz genialny,
najdłuższy na płycie „The Ninth Wave”. Jeśli dodamy do tego
jeszcze choćby doskonały, bardzo melodyjny „The Road of Kings”
czy też nie mniej udany numer tytułowy to otrzymujemy album
idealny. Mistycyzmu i magii tym dźwiękom dodaje również warstwa
liryczna, która jest niezwykle ważnym elementem tej układanki.
Teksty oparte przede wszystkim na dziełach takich pisarzy jak Alfred
Lord Tennyson czy Robert Graves doskonale oddają ducha muzyki
Manilla Road.
Poza głównym programem na reedycji są
też trzy bonusy w postaci dwóch numerów koncertowych(„Witches
Brew” i „Weavers of the Web”) oraz starego nagrania z próby
zatytułowanego „Touch the Sky”. Numer ten nie jest najlepszej
jakości i raczej będę omijał go przy kolejnych przesłuchaniach.
Natomiast wałki live są jak najbardziej miłym dodatkiem i tylko
utwierdzają mnie w przekonaniu, że bardzo chętnie posłuchałbym
całej koncertówki Manilla Road.
Na temat tej płyty napisano już chyba
wszystko, więc nic nowego nie wymyślę. „Open the Gates” to po
prostu jeden z najwybitniejszych krążków epic metalowych jakie
powstały na tej planecie, a także jeden z najlepszych jeśli
weźmiemy pod uwagę metal ogólnie. Jeśli jeszcze ktoś z was nie
ma tego dzieła w swojej kolekcji to niech jak najszybciej zmieni ten
stan rzeczy, bo takie albumy najzwyczajniej w świecie trzeba mieć.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz