sobota, 21 stycznia 2017

Attacker - Sins of the World (2016)

Po trzech latach od wydania absolutnie fenomenalnego „Giants of Canaan” Attacker powraca z nowym ciosem. Przyznam, że miałem wątpliwości czy uda im się wznieść na równie niebotyczny poziom co przy poprzedniczce. Oczywiście wiedziałem, że będzie bardzo dobrze, ale pewne rzeczy się po prostu nie powtarzają. A jednak im się to kurwa udało!

Po kilku pierwszych przesłuchaniach stwierdziłem, że co prawda „Gigantów” nie przebili, ale i tak jest zajebiście. Jednak z każdym kolejnym odsłuchem „Sins of the World” masakrował mnie co raz bardziej i teraz jestem już pewien, że jest równie wielki co poprzednik. Ten materiał ma jeszcze tę niesamowitą cechę, która sprawia, że rośnie z każdym odsłuchem, uzależnia od siebie słuchacza i ciężko jest się z nim rozstać. Czy są jakieś różnice dzielące oba krążki? „Sins...” jest bardziej agresywny, łapie za gardło, wgryza się w mózg i wyciera człowiekiem podłogę. Oczywiście nie jest to żaden thrash, ale klasyczny amerykański power metal zagrany z taką energią i mocą, że większość młodych zespołów powinna w tym momencie pochować się w szafach ze wstydu i zmienić bieliznę. Każdy utwór to absolutny killer, a faworyci zmieniają mi się co chwilę. O ile takie „Carcosa” czy „Archangel” ze swoimi znakomitymi, chwytliwymi liniami melodycznymi wchodzą do głowy od razu, to takie „World Destroyer” czy „Choice of Weapon” to po prostu majstersztyk ostrego, rozrywającego wręcz heavy metalu. Attacker osiągnął idealną równowagę między agresją, a heteroseksualnymi, klasycznie heavy metalowymi melodiami. Całą muzykę skomponował tutaj Mike Benetatos i jak dla mnie jest jakimś pieprzonym geniuszem. Do tego fantastyczne wokale Bobby'ego „Leather lungs” Lucasa, który napisał także świetne, idealnie wpasowujące się w muzykę liryki.

Po świetnym krążku Helstar, pojawił się Attacker z jeszcze lepszym albumem i pozamiatał scenę. Jak widać amerykańscy weterani mają się tak dobrze jak chyba nigdy przedtem i pokazują małolatom jak powinien brzmieć prawdziwy heavy metal. To jest jedna z tych płyt, o których nie wiadomo czego byśmy nie napisali to i tak nie oddamy potęgi samej muzyki. „Sins of the World” to chyba najlepsze co wyszło w klasycznym metalu w roku 2016.


6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz