środa, 29 lutego 2012

Riot - Immortal Soul


Legenda amerykańskiego Power Metalu Riot powrócił! I to  powrócił w składzie, w którym nagrał kultowy lp. "Thundersteel". Wiadomo było, że w tej sytuacji oczekiwania fanów będą ogromne. Do tego doszło jeszcze 5 długich lat jakie minęły od wydania ostatniej płyty "Army of One", więc apetyty zdążyły się mocno zaostrzyć. Jestem święcie przekonany, że "Immortal Soul" spełnia wszystkie pokładane w niej nadzieje z nawiązką. Album ukazał się nakładem Steamhammer/SPV w dniu święta halloween czyli 31 października. Pierwszy utwór zatytułowany "Riot" jest idealny na początek. Rozpędzony, agresywny numer, w którym jest wszystko co być powinno. Świetne riffy i solówki, gęsta perkusja, wysoki, zadziorny wokal i cała masa melodii. Jeszcze lepszy jest następny w kolejce "Still Your Man". Niesamowicie chwytliwy i energetyczny numer, które powinien stać się jednym z klasyków grupy. Chwilę odetchnąć można przy trzecim utworze "Crawling". Wolny i klimatyczny wałek, w którym główny riff i ogólny nastrój jest mocno zabarwiony bliskim wschodem. Ogólnie na płycie przeważają szybkie numery w rodzaju dwóch pierwszych. Wolniejsze są tylko wspomniany "Crawling" oraz wg. mnie najsłabszy, ale również bardzo udany "Fall before Me". Płyta jest niezwykle równa, więc opisywanie po kolei  wszystkich utworów nie ma większego sensu. Ciężko też jakieś wyróżnić, ponieważ moi faworyci zmieniają się z każdym kolejnym przesłuchaniem. Nie znajduję tutaj żadnego słabego punktu. Wokalista Tony Moore jest w świetnej formie. Śpiewa wysoko, ale momentami naprawdę agresywnie. Duet gitarowy Mark Reale/Mike Flyntz to klasa sama w sobie. Album jest wypełniony całą masą zajebistych riffów i solówek. Niesamowita jest również łatwość z jaką przychodzi im tworzenie tylu fantastycznych i łatwych do zapamiętania melodii, które jeszcze przez długi czas siedzą słuchaczowi w głowie. Nie można też nie wspomnieć o genialnej grze Bobby'ego Jarzombka, który udowadnia, że bębniarzem jest wybitnym. Wystarczy posłuchać wstępu do "Wings are for angel". Pomimo, że płyta jest bardzo spójna jako całość to każdy z utworów posiada swój własny charakter i nie ma się wrażenia słuchania cały czas tego samego kawałka. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to niezbyt podoba mi się komputerowa okładka, którą stworzył wokalista Tony Moore, ale to tylko moja opinia, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Weterani z Riot tym albumem pokazali młodzieży jak należy grać Power Metal. Z sercem, ogniem i przede wszystkim szczerze. Jak dla mnie jest to jeden z głównych kandydatów do miana płyty roku 2011 i jedna z najlepszych w długiej karierze zespołu.
5,6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz