Serii reedycji Cult Metal Classics ciąg
dalszy. Tym razem na tapecie mamy nowojorski Killen i ich debiutancki
i w sumie jedyny album „Killen” z 1987 roku. Na zawartość tego
krążka składa się 9 podstawowych kawałków, wersje koncertowe
trzech z nich oraz trzyutworowe demo „Restless is the Witch” z
89. A co z najważniejszą sprawą czyli muzyką? Tutaj jest naprawdę
dobrze. Klasyczny amerykański power/heavy metal przepełniony
podziemnym duchem i dość ciemną atmosferą, a surowe brzmienie
jeszcze uwypukla te wrażenia. Mam wrażenie, że zbyt wypolerowana
produkcja mogłaby zabić naturalność tej muzyki, która słyszalna
jest nawet w trochę amatorskich i jakby niedbałych wokalach Vica
Barrona. Czuć tu chwilami ten barbarzyński klimat znany z wielu
innych płyt z tamtych czasów. Posłuchajcie przede wszystkim „The
Marauder”, „Soldiers in Steel” czy „Victima”. Reszta też
nie odstaje, ale te trzy wałki na dzień dzisiejszy robią mi
najlepiej. Chociaż taki „Stricken by Darkness” też mnie porwał
swoją melodią i klimatem. Piękny jest też „Birth of a King” z
dema kojarzący się trochę z szybszymi numerami Manowar. Jak to w
power metalu podstawą muzyki Killen są gitary. Nawet mimo surowej
produkcji słychać moc w riffach i ogień w solówkach. Oprócz
wymienionych wyżej „Królów Metalu” da się tu gdzieniegdzie
usłyszeć coś z Hallow's Eve, Liege Lord czy nawet debiutu Slayer
tyle, że zagranego w wolniejszych tempach. Do tego mnóstwo
skojarzeń z wieloma innymi nazwami, których chyba nie ma sensu
wymieniać, bo każdy z was pewnie domyśla się o kogo chodzi.
Killen to kolejny zaginiony w odmętach historii band, który
niestety nie miał dostatecznie dużo szczęścia, żeby wybić się
wyżej i zaistnieć w świadomości większej ilości fanów.
Znakomita choć zapomniana i niedoceniona płyta. Podejrzewam, że to
wydawnictwo zainteresuje tylko prawdziwych maniaków podziemia, a
szczególnie sceny amerykańskiej.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz