niedziela, 28 grudnia 2014

Satan's Host - Midnight Wind (1987)

Rok po debiucie miał się ukazać drugi krążek Satan's Host „Midnight Wind”, jednak ze względu na bankructwo ich ówczesnej wytwórni Web records niestety do tego nie doszło. Przez wiele lat ten materiał krążył wśród ludzi jako bootleg, aż wreszcie w 2014 roku dzięki Skol records wyszedł oficjalnie jako bonus do reedycji „Metal from Hell”. Na program płytki składa się 6 utworów w tym 2 covery: „Black Sunday”(Jag Panzer) i „House of the Rising Sun”(m.in. The Animals). Oba otwierają całość i są po prostu ok, nic nadzwyczajnego. Najbardziej zapewne interesuje wszystkich pozostała premierowa czwórka. Otóż nie są to niestety utwory na poziomie debiutu, no może z jednym wyjątkiem. Niby ten sam styl, ale za każdym razem, gdy ich słucham nie są w stanie wywołać u mnie tego stanu, który wywoływał „Metal from Hell”. Może więcej jest tutaj pierwiastków thrashowych, a niektóre fragmenty numeru tytułowego szczególnie chórki w refrenie wywołują odległe skojarzenia z Nasty Savage. „Face of Fire” na początku przywołuje klimat Mercyful Fate, by potem przyspieszyć i w takim tempie dotrwać do końca. Jak dla mnie nic specjalnego, za dużo chaotycznego napierdalania, a za mało prawdziwej muzycznej uczty. „Witches Return” zaczyna się od spokojnych gitar będących podkładem pod obłąkańcze i niemalże teatralne wokalizy Conklina, by za chwilę zaatakować słuchacza mocnym wejściem. Znakomite riffy, zróżnicowana rytmika oraz epicki i momentami psychodeliczny klimat składają się na zdecydowanie najlepszy numer tego ep. On jedyny nie odstaje od debiutu. Na koniec mamy „Demonic Plague”, który jest zwyczajnie poprawny, ale nic więcej po jego wysłuchaniu w mojej głowie nie pozostało. Ot, kolejny utwór Satan's Host jednak bez tego czegoś.
Ogólnie rzecz biorąc jest słabiej niż na poprzedniczce, ale i tak płytka robi dobre wrażenie. Jeden znakomity utwór w postaci „Witches Dance” trzy niezłe lub dobre oraz dwa covery. Do tego podobnie beznadziejne brzmienie. Od czasu do czasu można sobie przesłuchać, ale erekcji nie uświadczyłem. Moim zdaniem Satan's Host na „Midnight Wind” zrobił jednak malutki krok wstecz i niestety krótko potem przestał istnieć na kilka dobrych lat. Powrócili dopiero pod koniec lat '90 jednak już w innym składzie i z inną muzyką, ale o tym w kolejnej recenzji.
4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz