Ostatnio nieźle mi się przyfarciło i trafiły mi się do
zrecenzowania same znakomite lub bardzo dobre materiały. Czasem naprawdę
chciałbym tak dla odmiany zjechać jakąś płytkę od góry do dołu, bo ileż można
wymyślić synonimów słowa dobry (śmiech)? Jednak z drugiej strony nie jestem aż
tak obłąkany, by szukać słabych płyt. Na pewno taką nie jest debiutancka ep
fińskiego Evil-lÿn. Już podczas
pierwszego przesłuchania doszedłem do wniosku, że mam do czynienia z zespołem dużego
kalibru. Wszystko jest tutaj na miejscu, muzycy i wokalistka prezentują wysoki
poziom, a utwory porażają energią i chwytliwością. Melodie tworzone przez ten
zespół zostają w głowie na długo i jest to ich olbrzymi atut. Wokalistka Johanna momentami brzmi podobnie do Marty z Crystal Viper. Nie jest to dokładnie ten sam głos, ale podobna
barwa i styl śpiewania. Wyróżnić trzeba także gitarzystów, wymiatających riffy
z dużym feelingiem i tnących uszy słuchacza znakomitymi solami. Każdy kawałek
jest klasą samą w sobie więc żaden nie wybija się ponad i tak zajebiście wysoki
poziom. Morda sama się cieszy człowiekowi przy takiej muzyce. Na program płyty składają się: „The Four Horsemen”, „The Night od Delusions”, „Last of My Kind”, „Crossroads” oraz „Silver Bullets”.
Tylko 5 utworów, więc niedosyt pozostaje ogromny. Na szczęście Finowie
(i jedna Finka) pracują obecnie nad pełnometrażowym debiutem i uważam, że może
to być spora sensacja na scenie tradycyjnego heavy metalu.
5/6