poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Evil-Lÿn - The Night of delusions (2012)



Ostatnio nieźle mi się przyfarciło i trafiły mi się do zrecenzowania same znakomite lub bardzo dobre materiały. Czasem naprawdę chciałbym tak dla odmiany zjechać jakąś płytkę od góry do dołu, bo ileż można wymyślić synonimów słowa dobry (śmiech)? Jednak z drugiej strony nie jestem aż tak obłąkany, by szukać słabych płyt. Na pewno taką nie jest debiutancka ep fińskiego Evil-lÿn. Już podczas pierwszego przesłuchania doszedłem do wniosku, że mam do czynienia z zespołem dużego kalibru. Wszystko jest tutaj na miejscu, muzycy i wokalistka prezentują wysoki poziom, a utwory porażają energią i chwytliwością. Melodie tworzone przez ten zespół zostają w głowie na długo i jest to ich olbrzymi atut. Wokalistka Johanna momentami brzmi podobnie do Marty z Crystal Viper. Nie jest to dokładnie ten sam głos, ale podobna barwa i styl śpiewania. Wyróżnić trzeba także gitarzystów, wymiatających riffy z dużym feelingiem i tnących uszy słuchacza znakomitymi solami. Każdy kawałek jest klasą samą w sobie więc żaden nie wybija się ponad i tak zajebiście wysoki poziom. Morda sama się cieszy człowiekowi przy takiej muzyce. Na program płyty składają się: „The Four Horsemen”, „The Night od Delusions”, „Last of My Kind”, „Crossroads” oraz „Silver Bullets”. Tylko 5 utworów, więc niedosyt pozostaje ogromny. Na szczęście Finowie (i jedna Finka) pracują obecnie nad pełnometrażowym debiutem i uważam, że może to być spora sensacja na scenie tradycyjnego heavy metalu.
5/6

czwartek, 25 kwietnia 2013

Blackout – Evil Game (1984)



Ile jeszcze diamentów skrywają bezdenne czeluście metalowego podziemia lat ’80? Za każdym razem gdy wydaje mi się, że słyszałem już wszystko co powinienem usłyszeć moja pycha zostaje skarcona. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku holenderskiego Blackout. Zespół ten powstał w !983 roku w miejscowości Zwolle i wydał demo oraz opisywany tutaj debiut „Evil Game”, którego reedycja ukazała się na rynku via Metal Mind. Jaką muzykę zawiera ten album? Znakomitą! Rockendrollowy Heavy/Speed Metal, w którym słychać trochę Motorhead („Bleeding Moon”), trochę Saxon („Motorcycle Bitch”, „Demon Eye Woman”). Ogólnie przeważają inspiracje sceną brytyjską. Materiał jest bardzo zwarty, równy i niezwykle przebojowy ( oczywiście według metalowych kryteriów). Każdy numer to potencjalny hit. Speedowe „black out”, „Victim of the Night” , „Ice Age Hunter” z chwytliwym refrenem, wolny, ciężki i zdecydowanie bardziej mroczny „Evil Game” oraz nastrojowy instrumental „Roadie” przypominający mi odrobinę „51TSA. Znakomici instrumentaliści ze wskazaniem na gitarzystów, ogromne pokłady energii oraz bardzo dobre soczyste brzmienie to wielkie atuty tego krążka. Jak znajdziecie gdzieś „Evil Game” to nie zrażajcie się mało ciekawą okładką tylko bierzcie w ciemno, bo muzyka jest zdecydowanie bardzo ciekawa. Słuchając takich zespołów jak Blackout zawsze nachodzi mnie refleksja na temat niesprawiedliwości rynku muzycznego i powracam do pytania, które zadałem na początku recenzji.
5/6

The Prophecy²³ - Green Machine Laser Beam (2012)



Szczerze mówiąc nie miałem dotąd styczności z tą kapelą ani żadnego pojęcia na jej temat. Recenzowany tutaj krążek „Green Machine Laser Beam” jest już trzecim dorobku tych Niemców. Słuchając tego albumu nie zapałałem zbyt wielką chęcią by zapoznać się z wcześniejszą twórczością The Prophecy²³. Nie jest źle, ale też nie sądzę bym pamiętał długą o tej płycie i często do niej wracał (jeśli w ogóle kiedykolwiek to zrobię). Rozpoczyna się „cyrkowym” intro, po którym nastepuje 15 raczej krótkich numerów utrzymanych w temacie Thrash/Crossover czasem wchodzących w niemalże Death metalowe rejony. Trochę wkurwiają mnie ryki wokalisty. Taki niby growl, ale jakby bez mocy, a do tego pojawiające się czasem „świniaki”, które jak dla mnie tutaj nie pasują. Ogólnie rzecz biorąc czasem jest brutalnie, czasem melodyjnie (solówki), a to wszystko doprawione sporą dawką humoru. Fani takiej estetyki pewnie będą zadowoleni, ale to nie do końca moja bajka. Słucha się tego całkiem przyjemnie, ale jak to mówią dupy nie urywa. Może następnym razem.
3,3/6

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Ruthless Steel – Die in the Night ep (2013)




Wystarczy rzut oka na nazwę zespołu, tytuł i kraj pochodzenia i już wiadomo w jakich muzycznych klimatach obraca się Ruthless Steel. Heavy metal z lekkim epickim zacięciem brzmiący jakby był nagrany w okolicach ’85 roku. Zespół jest bardzo młody, bo powstał zaledwie w maju ubiegłego roku, by po 7 miesiącach uraczyć nas debiutanckim materiałem. Bardzo dobre zwrotki, świetne i chwytliwe refreny i ciekawy głos wokalistki Aliki to zdecydowane plusy tej epki. Dziewczyna pokazuje, że dysponuje naprawdę mocnym gardłem. Najczęściej śpiewa bardzo zadziornie z lekką chrypką, ale potrafi też pokazać łagodniejsze oblicze jak np. w zwrotkach ciekawej ballady „Heart on Fire”. Każdy utwór ma w sobie to coś co potrafi złapać za serducho każdego fanatyka spod znaku „Keep it True”. Sczerość, energia i autentyczna radość z grania aż biją po uszach. Mi osobiście za każdym razem gdy słucham tej płytki uśmiech nie znika z facjaty. „Die in the Night” to bardzo mocny materiał, a jak na debiut wręcz znakomity, którym Grecy bardzo mocno zaznaczyli swoją obecność w podziemiu. Ich pełnoczasowy debiut będzie jednym z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie albumów w najbliższej przyszłości. Uważajcie na Ruthless Steel!
5/6

Raven Lord - Descent to the Underworld (2013)



Gitarowy wirtuoz Joe Stump znany z takich grup jak chociażby HolyHell czy Obsession wystartował z nowym projektem Raven Lord, którego debiut właśnie się ukazał. Obawiałem się trochę, przerostu formy nad treścią i muzycznego onanizmu zamiast po prostu dobrych numerów. Na całe szczęście jest inaczej i tylko w solówkach notabene granych trochę na jedno kopyto Joe pozwala sobie na pokaz umiejętności. Muzyka jaką uraczył nas mr. Stump to grany w średnich tempach heavy metal oparty na dość prostych i ciężkich riffach. Klawisze obecne przez cały czas i schowane za gitarami tworzą interesujący, trochę mroczny klimat. Bas również na drugim planie dodaje tej muzyce głębi. Czasem jest ostro, a niekiedy robi się bardziej epicko. Mamy też trochę true metalowych klimatów, wystarczy spojrzeć na tytuły takie jak „World out of Steel” czy „Metal Knights”. Kolejnym bardzo mocnym punktem jest wokalista o węgiersko brzmiącym nazwisku Csaba Zvekan (Emergency, Killing Machine). Śpiewa bardzo pewnie, zadziornie, czasem agresywnie i dysponuje naprawdę ciekawym głosem. Płyta czego można się było spodziewać brzmi zawodowo. Heavy metal grany przez Raven Lord może nie jest niczym nowym, rynku muzycznego też (chyba) nie podbije, ale jest na wystarczająco wysokim poziomie, żeby zainteresować trochę osób. Ciekawy materiał, który zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem, więc może za jakiś czas wystawiłbym jeszcze wyższą ocenę.
4,8/6