Prawie 5 długich lat przyszło nam czekać na album z
premierowym materiałem amerykańskich power metalowców. Wprawdzie 2 lata po
świetnym „War of the Eight Saints” z 2007 roku ukazała się płyta „In
Hellfire Forged”, ale były to jedynie stare klasyki znane chociażby z
kompilacji „From the Vaults” nagrane na nowo. Tym razem nakładem High
Roller rec. w nasze łapska wpada całkowicie nowy wytop Steel Assassin.
Jest to kolejny koncept album, jednakże tym razem przenosimy się ze
średniowiecznych pól bitewnych na fronty drugiej wojny światowej. Zresztą już
sam tytuł nie pozostawia wątpliwości. Muzycznie nie ma praktycznie żadnych
zmian. Dalej jest to klasyczny US power metal z lekkim epickim zacięciem. Mamy
tutaj zarówno krótsze bardziej bezpośrednie utwory („Blitzkrieg Demons”,
„The Wolfpack”, „Red Sector A”), wolniejsze w marszowym rytmie („Four
Stars of Hell”) oraz dłuższe i bardziej epickie („The Iron Saint”, „Normandy
Angels”). Jak zwykle muzycy są w znakomitej formie. Duet gitarzystów w
osobach Curran/Mooney zalewa słuchacza całą masą znakomitych riffów i
solówek, a wokalista John Falzone udowadnia już po raz kolejny, że jest
naprawdę doskonałym śpiewakiem. Momentami brzmi jak Dickinson z odrobiną
Barlow’a. Płyta jest naprawdę bardzo dobra, jednak nie wchodzi od razu.
Po pierwszych 2-3 przesłuchaniach wydawała mi się przeciętna. Trochę brakowało
mi w tym wszystkim jakiś zabójczych melodii, może większego pieprznięcia.
Muzyka wpadała jednym uchem, a wypadała drugim. Liczyłem na to, że zgodnie z
tematyką będzie niszczyć od pierwszego dźwięku. Chyba wynikało to stąd, że
miałem ogromne oczekiwania wobec tej płyty, może zbyt ogromne. Na całe
szczęście jednak dałem tej płycie kolejne szanse odkładając na bok wygórowane
nadzieje i wreszcie zaskoczyło. Znakomici instrumentaliści, znakomity wokalista
i znakomite teksty. Jestem pewien, że jeszcze nie jeden raz dam się zabrać na
wyprawę po frontach II-ej wojny światowej razem ze Steel Assassin.
Polecam.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz