wtorek, 4 lutego 2014

Blazon Stone - Return to Port Royal (2013)

Rzut oka na nazwę zespołu, tytuł płyty i fantastyczną okładkę wystarczy by zorientować się dla jakiej legendy hołdem jest ten projekt. Niezmordowany Cederick „Ced” Forsberg tym razem postanowił oddać ducha Running Wild z okresu między „Under Jolly Roger” a „Pile of Skulls” i zrobił to fenomenalnie. Z tego krążka emanuje ten rodzaj magii, który Rock 'n' Rolf zatracił już jakiś czas temu i nie zanosi się, żeby jeszcze kiedyś odzyskał. Porównując „Return to Port Royal” do ostatnich dzieł Kasparka to już pierwszy numer Blazon Stone łyka bez popity cały „Shadowmaker”, a jako całość zostawia daleko w tyle również „Resilient”. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jakiegokolwiek fanatyka hamburskiej legendy, któremu może nie spodobać się ten krążek. Co kawałek to hit. Posłuchajcie tych riffów, tych melodii. Przecież takie „Stand Your Line”, „High Treason” czy „Blackbeard” bez problemu mogłyby się znaleźć na którymś z klasycznych dzieł Running Wild. Te melodie uzależniają i nie chcą opuścić głowy. I bardzo dobrze, bo są fantastyczne. Natomiast najdłuższy „The Tale of Vasa” może spokojnie stanąć w rzędzie z „Treasure Island” czy „The Battle of Waterloo”. Ced nagrał i skomponował wszystko sam co już jest jak dla mnie czymś niezwykłym. Chyba narodził się nowy geniusz. Może Kasparek zaprosiłby go do współpracy? Mógłby na tym tylko zyskać. Jedynie wokalem zajął się Erik Nordkvist z thrashowego Assaultery. Podejrzewam, że część osób może się do jego stylu przyczepić, ale jak dla mnie wpasował się znakomicie. Ten jego lekko zachrypnięty głos i trochę nonszalancka maniera zdecydowanie lepiej oddają piracki klimat niż czyściutki, idealny technicznie śpiew. Oczywiście nie ma tu za grosz oryginalności, ale co z tego? Muzyka ma się podobać, a ta którą tworzy Blazon Stone podoba mi się bardzo. A, że jest to wariacja na temat jednego z najlepszych zespołów w historii muzyki? Tylko się z tego cieszyć. Gdyby Running Wild wydał obecnie taki krążek to scena by oszalała, a zachwytom nie byłoby końca. Osoby szukające w metalu innowacji odsyłam do innych płyt. Podejrzewam, że ten album splugawiłby ich "otwarte umysły". Natomiast tę resztę metalowców naprawdę lubiącą metal zapraszam na rejs do Port Royal.

5,8/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz