Rzut oka na nazwę zespołu, tytuł
płyty i fantastyczną okładkę wystarczy by zorientować się dla
jakiej legendy hołdem jest ten projekt. Niezmordowany Cederick „Ced”
Forsberg tym razem postanowił oddać ducha Running Wild z okresu
między „Under Jolly Roger” a „Pile of Skulls” i zrobił to
fenomenalnie. Z tego krążka emanuje ten rodzaj magii, który Rock
'n' Rolf zatracił już jakiś czas temu i nie zanosi się, żeby
jeszcze kiedyś odzyskał. Porównując „Return to Port Royal” do
ostatnich dzieł Kasparka to już pierwszy numer Blazon Stone łyka
bez popity cały „Shadowmaker”, a jako całość zostawia daleko
w tyle również „Resilient”. Nie jestem w stanie wyobrazić
sobie jakiegokolwiek fanatyka hamburskiej legendy, któremu może nie
spodobać się ten krążek. Co kawałek to hit. Posłuchajcie tych
riffów, tych melodii. Przecież takie „Stand Your Line”, „High
Treason” czy „Blackbeard” bez problemu mogłyby się znaleźć
na którymś z klasycznych dzieł Running Wild. Te melodie
uzależniają i nie chcą opuścić głowy. I bardzo dobrze, bo są
fantastyczne. Natomiast najdłuższy „The Tale of Vasa” może
spokojnie stanąć w rzędzie z „Treasure Island” czy „The
Battle of Waterloo”. Ced nagrał i skomponował wszystko sam co już
jest jak dla mnie czymś niezwykłym. Chyba narodził się nowy
geniusz. Może Kasparek zaprosiłby go do współpracy? Mógłby na
tym tylko zyskać. Jedynie wokalem zajął się Erik Nordkvist z
thrashowego Assaultery. Podejrzewam, że część osób może się do
jego stylu przyczepić, ale jak dla mnie wpasował się znakomicie.
Ten jego lekko zachrypnięty głos i trochę nonszalancka maniera
zdecydowanie lepiej oddają piracki klimat niż czyściutki, idealny
technicznie śpiew. Oczywiście nie ma tu za grosz oryginalności,
ale co z tego? Muzyka ma się podobać, a ta którą tworzy Blazon
Stone podoba mi się bardzo. A, że jest to wariacja na temat jednego
z najlepszych zespołów w historii muzyki? Tylko się z tego
cieszyć. Gdyby Running Wild wydał obecnie taki krążek to scena by
oszalała, a zachwytom nie byłoby końca. Osoby szukające w metalu
innowacji odsyłam do innych płyt. Podejrzewam, że ten album
splugawiłby ich "otwarte umysły". Natomiast tę resztę metalowców
naprawdę lubiącą metal zapraszam na rejs do Port Royal.
5,8/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz