sobota, 22 lutego 2014

Masters of Disguise - Back with a Vengeance (2013)


Nazwa zespołu oraz okładka płyty nawiązują bezpośrednio do debiutanckiego krążka amerykańskiej legendy speed metalu Savage Grace. Nie ma w tym nic dziwnego albowiem Masters of Disguise tworzą muzycy będący częścią koncertowego wcielenia SG wspierający Chrisa Logue podczas jego europejskich gigów w latach 2009/10. Jak widać złapali bakcyla i postanowili kontynuować dzieło Amerykanów. Do składu dołączył tylko wokalista Alex Stahl znany podobnie jak pozostali członkowie grupy z cover bandu NWoBHM Roxxcalibur. „Back with a Vengeance” ukazał się nakładem Limb Music dokładnie w moje urodziny czyli 15 listopada i muszę przyznać, że był to bardzo miły prezent. Ta muzyka porywa od pierwszych dźwięków ogromną energią, znakomitymi melodiami oraz warsztatem każdego muzyka. Zresztą nie mogło być inaczej patrząc w jakich zespołach grali wcześniej. Oczywiście nie da się uniknąć porównań do Savage Grace, których słychać tu zdecydowanie najwięcej, a ich cover w postaci „Scepters of Deceit” jest tutaj tak oczywisty, że nawet nie ma co podważać sensu jego obecności na płycie. O sile tego materiału może świadczyć fakt, że wspomniany wyżej cover wcale nie jest najlepszym numerem na „Back with a Vengeance”. Trzy nsatępujące po sobie utwory „Never Surrender”, „The Omen” z tekstem opartym na kultowym filmie pod tym samym tytułem oraz „For now and all time (Knutson's Revenge)” zostawiają po sobie tylko zgliszcza. Totalne speed/power metalowe tornado! Inne utwory też nie schodzą poniżej bardzo wysokiego poziomu. Taki „Alliance” ze względu na konstrukcję i sposób śpiewania Alexa równo z riffami kojarzy mi się z „Aces High” wiadomo kogo. Zdecydowana większość płyty utrzymana jest w szybkich tempach z wyjątkiem przepełnionego trochę bardziej tajemniczą, mroczną atmosferą „Liar”. W takich klimatach Masters of Disguise sprawdza się równie znakomicie. Zespół zaliczył bardzo mocny wjazd na scenę i mam nadzieję, że pójdzie za ciosem, a kolejne doskonałe krążki będą tylko kwestią czasu. Myślę, że tak właśnie brzmiałby nowy Savage Grace. Knutson is back!

5,2/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz