wtorek, 20 stycznia 2015

Mortalicum - Tears from the Grave (2014)

Pomimo faktu, że jestem wielkim fanem doom metalu szczególnie jego tradycyjnej lub epickiej odmiany to jednak do trzeciej płyty Szwedów z Mortalicum podchodziłem z ostrożnością. Pamiętam, że ich debiut „Progress of Doom” był niezłym materiałem, ale jednak nie wzbudził we mnie żadnych uczuć wyższych. Dwójki „The Endtime Prophecy” nie słyszałem wcale, więc nie do końca byłem pewien czego mogę się po „Tears from the Grave” spodziewać. I tak naprawdę zmian stylistycznych w porównaniu z debiutem to zbyt wielu tu nie uświadczymy. Dalej jest to bardzo mocno inspirowany wczesnymi latami '70 heavy/doom, w którym czuć ducha Sabbathów. Jednak na „Tears...” większy nacisk położony został na ciężar i wolne tempa, a zmniejszono ilość hard rockowych motywów. Chwilami brzmi to jak pozbawiony wojowniczości i heavy metalowego patosu Grand Magus. Tak naprawdę tylko dwa utwory są szybsze (jednocześnie najkrótsze), czyli pierwszy „The Endless Sacrifice” oraz „Spirits of the Dead”. Jednak prawdziwą esencją tego krążka są te wolniejsze doomowe hymny. „I am Sin” to po prostu zajebisty numer z pięknymi melodiami, „I Dream of Dying” ma fajny drajw i taki leciutko bluesowy feeling. „The Passage” wręcz urywa dupę, szczególnie w szybszych partiach, a doskonały refren przywodzi na myśl solowego Dickinsona. Natomiast ostatni „The Winding Stair” jest po prostu przepiękny i posiada taki trochę bajkowy klimat. Doskonałe zwieńczenie płyty. Posłuchajcie tych riffów, jakżeż  one bujają. Do tego długie, czasem kojarzące się ze starym psychodelicznym rockiem, bardzo emocjonalne sola. Sekcja rytmiczna gra klasycznie rockowo z bardzo wyraźnym i melodyjnie grającym basem. Nad wszystkim góruje głos wokalisty. Henrik Högl grający również na gitarze nie posiada jakiegoś super mocnego gardła ani genialnej techniki, jednak śpiewa z dużym uczuciem i brzmi bardzo autentycznie. Po prostu idealnie pasuje do tych dźwięków. „Tears from the Grave” brzmi niezwykle ciepło i naturalnie dzięki czemu naprawdę sprawia wrażenie jakby był nagrany cztery dekady temu. Wspaniale się to łączy z melancholijną, lekko oniryczną atmosferą tej muzyki. Moja kobieta stwierdziła, że ta muzyka przypomina jej cmentarz latem i muszę stwierdzić, że pomimo ewidentnej „jesienności” tych dźwięków jest to bardzo dobre określenie. Pomimo ciężaru i w większości wolnych temp oraz tego, że płyta trwa ponad godzinę to słucha się jej bardzo lekko. Nawet przesłuchanie jej kilka razy pod rząd nie męczy. Mortalicum na swoim trzecim krążku pokazali się z jak najlepszej strony i przygotowali godzinną porcję wyśmienitej i przede wszystkim szczerej muzyki.


5/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz