Pomimo faktu, że jestem wielkim fanem doom metalu szczególnie
jego tradycyjnej lub epickiej odmiany to jednak do trzeciej płyty
Szwedów z Mortalicum podchodziłem z ostrożnością. Pamiętam, że
ich debiut „Progress of Doom” był niezłym materiałem, ale
jednak nie wzbudził we mnie żadnych uczuć wyższych. Dwójki „The
Endtime Prophecy” nie słyszałem wcale, więc nie do końca byłem
pewien czego mogę się po „Tears from the Grave” spodziewać. I
tak naprawdę zmian stylistycznych w porównaniu z debiutem to zbyt
wielu tu nie uświadczymy. Dalej jest to bardzo mocno inspirowany
wczesnymi latami '70 heavy/doom, w którym czuć ducha Sabbathów.
Jednak na „Tears...” większy nacisk położony został na ciężar
i wolne tempa, a zmniejszono ilość hard rockowych motywów.
Chwilami brzmi to jak pozbawiony wojowniczości i heavy metalowego
patosu Grand Magus. Tak naprawdę tylko dwa utwory są szybsze
(jednocześnie najkrótsze), czyli pierwszy „The Endless Sacrifice”
oraz „Spirits of the Dead”. Jednak prawdziwą esencją tego
krążka są te wolniejsze doomowe hymny. „I am Sin” to po prostu
zajebisty numer z pięknymi melodiami, „I Dream of Dying” ma
fajny drajw i taki leciutko bluesowy feeling. „The Passage” wręcz
urywa dupę, szczególnie w szybszych partiach, a doskonały refren
przywodzi na myśl solowego Dickinsona. Natomiast ostatni „The
Winding Stair” jest po prostu przepiękny i posiada taki trochę
bajkowy klimat. Doskonałe zwieńczenie płyty. Posłuchajcie tych
riffów, jakżeż one bujają. Do tego długie, czasem kojarzące się
ze starym psychodelicznym rockiem, bardzo emocjonalne sola. Sekcja
rytmiczna gra klasycznie rockowo z bardzo wyraźnym i melodyjnie
grającym basem. Nad wszystkim góruje głos wokalisty. Henrik Högl
grający również na gitarze nie posiada jakiegoś super mocnego
gardła ani genialnej techniki, jednak śpiewa z dużym uczuciem i
brzmi bardzo autentycznie. Po prostu idealnie pasuje do tych
dźwięków. „Tears from the Grave” brzmi niezwykle ciepło i
naturalnie dzięki czemu naprawdę sprawia wrażenie jakby był
nagrany cztery dekady temu. Wspaniale się to łączy z
melancholijną, lekko oniryczną atmosferą tej muzyki. Moja kobieta
stwierdziła, że ta muzyka przypomina jej cmentarz latem i muszę
stwierdzić, że pomimo ewidentnej „jesienności” tych dźwięków
jest to bardzo dobre określenie. Pomimo ciężaru i w większości
wolnych temp oraz tego, że płyta trwa ponad godzinę to słucha się
jej bardzo lekko. Nawet przesłuchanie jej kilka razy pod rząd nie
męczy. Mortalicum na swoim trzecim krążku pokazali się z jak
najlepszej strony i przygotowali godzinną porcję wyśmienitej i
przede wszystkim szczerej muzyki.
5/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz