W 2010 roku stało się to na co czekało wielu fanów wczesnego
Satan's Host, do zespołu powrócił Harry Conklin. Już z nim i
nowym basistą Marcusem „Margar” Garcią w składzie, weszli jak
zwykle do studia Flatline, by ponownie pod okiem Dave'a Otero
zarejestrować nowy materiał. „By the Hands of the Devil” ukazał
się w maju 2011 roku nakładem Moribund i wywołał duże
zamieszanie na scenie. Pewnie niektórzy oczekiwali powrotu do grania
z „Metal from Hell”, a dostali doskonale wyważone połączenie
klasycznego poweru z mrocznym i bardziej blackowym graniem znanym z
późniejszych płyt. Brzmi to znakomicie i bardzo unikalnie dzięki
czemu Satan's Host stał się zespołem niepodrabialnym i wyjątkowym.
Nie ważne czy nazwiecie tę muzykę dark power, blackened power czy
w jeszcze jakiś inny sposób, ona jest po prostu świetna. Nawet
ciężko jest rzucić jakieś nazwy, które mogłyby być jakimś
drogowskazem. Słychać dalekie echa Kinga Diamonda, odrobinkę
późniejszego Helstar, a numer „Demontia” skojarzył mi się z
Jag Panzer, jednak te wpływy są raczej marginalne Wydaje mi się,
że dołączenie do składu Conklina wymusiło na Patricku Evil
drobną zmianę w sposobie komponowania. Oczywiście dalej pojawiają
się brutalne blackowe motywy, jednak riffy grane pod partie Conklina
mają już bardziej klasyczny wydźwięk. No i oczywiście
fantastyczne sola, które komponują się idealnie z całością.
Zmianie nie uległa gra perkusisty Anthony'ego Lopeza, który nabija
typową dla Satan's Host rytmikę z wieloma zmianami temp i bardzo
szybkimi fragmentami. Sam Harry jest w wybornej formie. Jego wokalizy
dodały mnóstwo epickości i co zrozumiałe melodii. Jednak te
melodie są stricte metalowe i raczej nikt nie będzie narzekał na
nadmiar lukru. Czasami potrafi też zaśpiewać agresywnie, wchodząc
niemalże w growl, ale i tak jakieś 99% jego zaśpiewów to
klasyczny Conklin z wieloma wysokimi i dramatycznymi partiami.
Wszystkie utwory są znakomite i prezentują wyrównany poziom,
jednak jest jeden, ale za to jaki wyjątek. „Fallen Angel”
przerasta tę płytę i według mnie jest najlepszym utworem Satan's
Host w ogóle. Wypełniony znakomitymi melodiami, pełen dramaturgii,
epickości i swego rodzaju melancholii, za każdym razem powoduje u
mnie ciarki na grzbiecie, Coś pięknego! „By the Hands of the
Devil” po tych kilku latach od wydania w dalszym ciągu robi
kolosalne wrażenie, a wręcz jeszcze zyskuje. Najlepszy materiał od
czasu „Metal from Hell” stał się faktem, a zespół stał się
mocny jak nigdy wcześniej, Pomimo faktu, że z poprzednim wokalistą
w składzie zespół również nagrywał dobre i bardzo dobre płyty,
to jednak dopiero w momencie powrotu Harry'ego Conklina Satan's Host
wkroczyli z dumą do metalowej ekstraklasy.
5,4 /6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz