środa, 14 stycznia 2015

Satan's Host – By the Hands of the Devil (2011)

W 2010 roku stało się to na co czekało wielu fanów wczesnego Satan's Host, do zespołu powrócił Harry Conklin. Już z nim i nowym basistą Marcusem „Margar” Garcią w składzie, weszli jak zwykle do studia Flatline, by ponownie pod okiem Dave'a Otero zarejestrować nowy materiał. „By the Hands of the Devil” ukazał się w maju 2011 roku nakładem Moribund i wywołał duże zamieszanie na scenie. Pewnie niektórzy oczekiwali powrotu do grania z „Metal from Hell”, a dostali doskonale wyważone połączenie klasycznego poweru z mrocznym i bardziej blackowym graniem znanym z późniejszych płyt. Brzmi to znakomicie i bardzo unikalnie dzięki czemu Satan's Host stał się zespołem niepodrabialnym i wyjątkowym. Nie ważne czy nazwiecie tę muzykę dark power, blackened power czy w jeszcze jakiś inny sposób, ona jest po prostu świetna. Nawet ciężko jest rzucić jakieś nazwy, które mogłyby być jakimś drogowskazem. Słychać dalekie echa Kinga Diamonda, odrobinkę późniejszego Helstar, a numer „Demontia” skojarzył mi się z Jag Panzer, jednak te wpływy są raczej marginalne Wydaje mi się, że dołączenie do składu Conklina wymusiło na Patricku Evil drobną zmianę w sposobie komponowania. Oczywiście dalej pojawiają się brutalne blackowe motywy, jednak riffy grane pod partie Conklina mają już bardziej klasyczny wydźwięk. No i oczywiście fantastyczne sola, które komponują się idealnie z całością. Zmianie nie uległa gra perkusisty Anthony'ego Lopeza, który nabija typową dla Satan's Host rytmikę z wieloma zmianami temp i bardzo szybkimi fragmentami. Sam Harry jest w wybornej formie. Jego wokalizy dodały mnóstwo epickości i co zrozumiałe melodii. Jednak te melodie są stricte metalowe i raczej nikt nie będzie narzekał na nadmiar lukru. Czasami potrafi też zaśpiewać agresywnie, wchodząc niemalże w growl, ale i tak jakieś 99% jego zaśpiewów to klasyczny Conklin z wieloma wysokimi i dramatycznymi partiami. Wszystkie utwory są znakomite i prezentują wyrównany poziom, jednak jest jeden, ale za to jaki wyjątek. „Fallen Angel” przerasta tę płytę i według mnie jest najlepszym utworem Satan's Host w ogóle. Wypełniony znakomitymi melodiami, pełen dramaturgii, epickości i swego rodzaju melancholii, za każdym razem powoduje u mnie ciarki na grzbiecie, Coś pięknego! „By the Hands of the Devil” po tych kilku latach od wydania w dalszym ciągu robi kolosalne wrażenie, a wręcz jeszcze zyskuje. Najlepszy materiał od czasu „Metal from Hell” stał się faktem, a zespół stał się mocny jak nigdy wcześniej, Pomimo faktu, że z poprzednim wokalistą w składzie zespół również nagrywał dobre i bardzo dobre płyty, to jednak dopiero w momencie powrotu Harry'ego Conklina Satan's Host wkroczyli z dumą do metalowej ekstraklasy.
5,4 /6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz