Przez okres dwóch lat jaki dzielił „Burning the Born Again”
od kolejnego krążka, Satan's Host wyraźnie okrzepł i zdefiniował
swój nowy styl. Dlatego też wydany w 2006 roku „Satanic Grimoire:
A Greater Black Magick” nie wywołał już takiego zaskoczenia. W
składzie grupy zaszła tym razem jedna zmiana, obowiązki basisty za
J. Phantoma przejął sam Patrick „Evil” Elkins. Muzycznie
natomiast zespół poszedł bardziej w kierunku szybkości i
brutalności ograniczając do minimum doomowe fragmenty. Gitary są
nastrojone wyżej dzięki czemu tną jak żyleta, jest więcej
blastów i obłędnie szybkich fragmentów. Ogólnie jest to
blackened death metal ze sporą dozą melodii przywołujący mi na
myśl takie nazwy jak szwedzki Necrophobic czy holenderski God
Dethroned. Podobna melodyjność, dynamika i intensywność. Pełno
tutaj fragmentów, przy których zdrowy heteroseksualny mężczyzna
po prostu nie jest w stanie usiedzieć w miejscu. Jak można nie
napierdalać banią słuchając takich „Necromantic Art”, „666...
Mega Therion” czy bonusowy „Infernal Calling”? Nie brakuje też
oczywiście klimatycznych wstawek budujących diaboliczny klimat.
Odniesienia do lat '80 to przede wszystkim klasycznie brzmiące
solówki oraz utwór „Metal From Hell... 22nd Century”.
Już sam tytuł pokazuje nam, w którym kierunku należy zwrócić
wzrok( albo raczej słuch). Bardzo przebojowy i wypełniony
oldschoolowymi patentami kojarzy mi się trochę z Nocturnal Breed
albo Desaster, to samo połączenie diabelskiego nakurwu z klasyką.
Do tego w refrenie są te same wersy co w podobnie nazwanym wałku
tytułowym z debiutu. Wszyscy muzycy prezentują się wybornie, ale
tego akurat można się było spodziewać. Super technika, aranżacje,
mnóstwo zajebistych pomysłów i bardzo dobre kompozycje to
zdecydowanie plusy tego albumu. Jednak muszę się jeszcze pochylić
nad produkcją, która jest po prostu miodzio. Brzmienie jest ostre,
dynamiczne i zarazem przejrzyste. Słuchając niektórych riffów mam
wrażenie jakby mi ktoś brzytwą otwierał żyły. Ależ tajfun!
Bębny to już istny armegedon i totalna moc. To w żadnym wypadku
nie brzmi jak undergroundowy zespół. Tekstowo również bez zmian,
więc w dalszym ciągu jest Szatan, piekło, demony, czary,
pentagramy no i oczywiście metal. Pewnie dla wielu to będzie
kiczowate, ale jebać ich. Do tej muzyki takie tematy pasują
perfekcyjnie. Szkoda tylko, że okładka jest lekko z dupy i na pewno
nie oddaje mocy bijącej z tego krążka. Podsumowując materiał
dobry, a w wielu momentach znakomity jednak odrobinę słabszy od
poprzednika. Trochę jakby mniej zróżnicowany i nie zawierający
tylu zapamiętywalnych fragmentów, ale spustoszenie sieje totalne.
Zdecydowanie nie dla sofciarzy.
4,9/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz