Niesamowitą podróż w czasie
zafundowali nam Finowie z Angel Sword. Ich debiut „Rebels Beyond
the Pale” brzmi jak jakiś dopiero co odnaleziony diament z
najgłębszych otchłani heavy metalowego podziemia wczesnych lat
'80, a nawet późnych '70. Kuźwa, w tych dźwiękach nie ma nawet
promila nowoczesności (choć inne z pewnością są obecne). Bardzo
klasyczny, pierwotny wręcz heavy metal, brzmiący niczym nagrany w
jakimś obskurnym lochu lub zatęchłej piwnicy to w dzisiejszych
czasach, zdominowanych przez wymuskane produkcje raczej rzadkość. Z
jednej strony szkoda, bo chciałoby się jak najwięcej takiej
muzyki, a z drugiej to czy wtedy załogi jak Angel Sword robiłyby aż
takie wrażenie? Może oni akurat tak, bo poza radykalnie oldskulowym
klimatem jakim emanują mają również do zaoferowania znakomitą
muzykę. Pierwsze skojarzenia to takie nazwy jak stary Judas Priest,
Manilla Road czy Heavy Load. Oczywiście można by wymienić jeszcze
kilkadziesiąt innych , ale myślę, że te akurat idealnie oddają
ducha tych dźwięków. Wszystkie numery po prostu niszczą, a jest
to przede wszystkim zasługa umiejętności kompozytorskich muzyków
co wbrew pozorom nie jest wcale takie oczywiste. Świetnie napisane
kawałki sprawiają, że każdy z nich posiada własny charakter, i
na długo zostaje w głowie, a jest to sprawką między innymi
zajebiście przebojowych refrenów. Ewidentnie ci goście mają
talent i metal we krwi co słychać w każdej sekundzie trwania
„Rebels...”. Szczerość i pasja wylewają się wręcz z
głośników. Muszę też wspomnieć o śpiewającym gitarzyście,
ponieważ Jerry Razors ze swoim wokalem rozdaje tutaj karty. Jego
twardy, gardłowy głos dodaje jeszcze więcej mocy i siły przekazu
muzyce Angel Sword. Mi jego barwa najbardziej przypomina połączenie
młodych Marka Sheltona i Rolfa Kasparka, ale jest też w niej coś
unikalnego. Po kilku przesłuchaniach znam tę płytę niemal na
pamięć, a mimo tego nie odczuwam, ani chwili znużenia podchodząc
do niej po raz kolejny. Jest to jeden z tych krążków, które z
pewnością zostaną ze mną na długo. Angel Sword zdobył oddanego
fana, a ja jeden z najlepszych debiutów jakie słyszałem na
przestrzeni dość długiego czasu. Gdyby ten krążek powstał w '82
to dziś byłby jednym z klasycznych podziemnych wydawnictw. Może
powiecie, że się za bardzo podnieciłem, ale ujeżdża mnie to.
„Rebels Beyond the Pale” Rządzi.
5,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz